Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Restauracja Different. Krótka instrukcja życia w ciemności - Agata Pisarska

Warszawska restauracja Different równa się dobre jedzenie, to pewne. Ale powiedzieć o tym miejscu tylko tyle, to nic nie powiedzieć. Najlepiej przyjść i przeżyć doświadczenie całkowitej ciemności i podjąć próbę poradzenia sobie z talerzem, nie widząc ani jego, ani osoby towarzyszącej, ani kelnera, ani stolika, przy którym się siedzi. Wkroczyć w świat ciemności, który jest codziennością obsługi kelnerskiej. Role się odwracają, to niewidomi kelnerzy w swojej restauracji pomagają widzącym.

 

Bo jest to „ich” restauracja. Założona w 2018 r. przez Fundację Pomocy Rodzinie „Człowiek w potrzebie” obchodziła niedawno drugie urodziny w trudnej pandemicznej rzeczywistości. To nie jest zwykła restauracja oparta na biznesie, bo jakkolwiek górnolotnie może to zabrzmieć, ma ona misję. Gości obsługują kelnerzy z niepełnosprawnością wzroku w zupełnej ciemności. Każdy jest inny, ma inną historię, ale jak jeden mąż mówią o tym miejscu jak o własnym domu. Wprowadzają w świat ciemności tych, którzy chcą tego doświadczyć. A to przemienia gości, wychodzą nie tylko najedzeni, ale z refleksją, że może ich codzienne problemy nie są tak wielkie, jak im się dotąd wydawało. Niektórzy są ciekawscy, wypytują nawet o sprawy osobiste obsługujących ich kelnerów, może uważają, że w ciemności uchodzi więcej, a może powoduje nimi obudzona ciekawość, jak naprawdę wygląda życie osoby niewidzącej.

 

Może i propaganda… ale najszczersza

– Może to zabrzmi jak propaganda, ale czuję się tutaj jak ryba w wodzie. Pracowałem wcześniej w różnych miejscach, gdzie zatrudniano osoby z niepełnosprawnością, ale to jest moje miejsce na ziemi. To nie jest fabryka pieniędzy, ani typowa restauracja, bo my żyjemy tutaj jak w rodzinie. Szefowej nie trzeba wiele tłumaczyć, gdy ktoś czuje się gorzej – mówi Konrad Kubicki, na pokładzie restauracji Different jest od ponad roku. Wcześniej pracował w szpitalu, w DPS-ie, z wykształcenia opiekun medyczny, studiuje ratownictwo medyczne. Sam ma głęboką wadę wzroku i wielochorobowość, polegającą na schorzeniach internistycznych. W restauracji jest asystentem niewidomych kelnerów.

– Moja praca polega na połączeniu między kuchnią a salą, teraz w związku z pandemią pracuję też na sali, gdyż mamy dużo mniej gości, trzeba zachować większe odstępy, więc wprowadzanie odwiedzających zajmuje dużo więcej czasu. Wyjaśniam gościom, jak poruszać się w ciemności, jak używać sztućców, daję taką krótką instrukcję bycia w ciemności.

Konrad przyznaje, że goście zadają kelnerom bardzo różne pytania, poczynając od tego, jak pomóc osobie niewidomej przejść przez ulicę, a kończąc na zainteresowaniu ich życiem intymnym, tworzeniem przez nich relacji z drugą osobą.

Goście, którzy przychodzą, są przyjmowani w recepcji, na zewnątrz sali restauracyjnej. Tam słyszą wyjaśnienie, jak będzie przebiegać posiłek, zostawiają też w szafce zamykanej na klucz swoje rzeczy, które mogłyby ich rozpraszać, jak np. telefon komórkowy. Do sali wprowadza ich niewidomy kelner, który będzie ich obsługiwał podczas pobytu w restauracji. Goście kładą ręce na ramieniu kelnera i idą za nim do sali, wchodząc w ciemność. Przy stoliku kelner kładzie ich rękę na oparciu krzesła, tłumacząc równocześnie, gdzie stoją poszczególne dania na stole. Goście bowiem już od przekroczenia progu sali nie widzą nic, także siebie. I nie jest tak, że oczy oswajają się z ciemnością, by po jakimś czasie dostrzec kontury stołu czy osoby towarzyszącej. Cały czas panuje absolutna ciemność.

 

„Czy ja oszalałem?”

Takie właśnie pytanie stawiał sobie podczas bezsennej nocy, przed pierwszym dniem pracy w restauracji Different Marek Ptasiński, zatrudniony na stanowisku kelnerskim. Cóż z tego, że miał 11-letnie doświadczenie w pracy kelnerskiej jako osoba widząca.

– Pracowałem jako widzący w wielu restauracjach: Orbisu, Hotelu Mrągovia nad Jeziorem Czos na Mazurach, w Zajeździe Napoleońskim, warszawskim Grand Hotelu czy Hotelu Wera. Jako osoba widząca, wszedłem na salę, rzuciłem okiem i już wiedziałem, jak wygląda mój rewir. Tutaj nie ma takiej możliwości. Dlatego początkowo bałem się, jak sobie poradzę, jak się odnajdę w tej nowej sytuacji, nie mając jej oceny wizualnej, nie znając sali – opowiada. – Ale teraz, gdy znam to miejsce, to już rutyna, nie sprawia mi to żadnego problemu.

Do zawodu wrócił po 20 latach przerwy, w tym czasie pracował m.in. przy wyszukiwaniu danych w internecie. Gdy dowiedział się na liście dyskusyjnej o otwieranej restauracji, postanowił spróbować i tak został przyjęty. Dziś nie żałuje, kocha to zajęcie, oswoił się z miejscem, zaadaptował do trasy dom-praca, którą przemierza komunikacją publiczną. A przecież wraca do domu w nocy, gdy kończy zmianę.

Nie widzi od ćwierć wieku z powodu zaniku nerwu wzrokowego. Podczas obsługi gości musi zapamiętać, jakie dania mają klienci przy poszczególnych stolikach, wyjaśnić, jak ustawione są ich talerze, gdzie znajduje się dzbanek z wodą itp. Goście nie znają menu, nie wiedzą, jakie danie mają na talerzu. A on lubi żartować.

– Czasami mnie pytają o to, co jedzą, menu dostają w recepcji dopiero po wyjściu i tam widzą, co jedli. Ja odpowiadam, że pewności nie mam, bo nie widzę i też nie konsumuję. Kiedyś pewien pan jadł pomidorki koktajlowe i był przekonany, że to winogrona. Gdy obsługiwałem wieczór panieński, żartowałem sobie, że mam taką swoją małą łyżeczkę, i podjadam lody z pucharków gości – uśmiecha się.

Wprowadzając klientów na salę, żartował niejednokrotnie, że w pobliżu znajdują się niezabezpieczone schody ruchome. – Ale przestałem, bo szefowa mi zabroniła straszyć gości – opowiada z uśmiechem.

W czasie wolnym zajmuje się swoim hobby – bowlingiem, i choć ma dwa puchary na swoim koncie – mówi, że to niewiele. Jako zawodnik Stowarzyszenia Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących Cross, jeździ na zawody po całej Polsce. Żartuje, że nie widzi przeszkód.

 

Duża zmiana w zamian za… radość życia

Anna Sobczak, manager zespołu kelnerskiego, przeprowadziła się spod Łodzi do Warszawy, specjalnie po to, aby podjąć pracę w restauracji. – Dowiedziałam się o tym od przyjaciółki. Mimo że gorzej widzę, zupełnie nie odnalazłam się tutaj jako kelnerka. Powiedziałam, że wracam, to nie dla mnie, nie ma mowy. Jednak prezes Bocheńska dała mi szansę, ze spokojem powiedziała, że może odnajdę się w innej roli. Właśnie taka ona jest, że daje szansę, widzi w człowieku jakiś potencjał, nie tylko to, że jest niepełnosprawny. I tak zostałam, i uważam, że to najlepsza decyzja w moim życiu – wspomina początki.

Anna panuje nad całą logistyką obsługi gości, jest managerem zespołu, przygotowuje salę, przyjmuje i żegna klientów, koordynuje pracę między kuchnią a kelnerami. Sama jest osobą słabowidzącą. Dla niej to zmiana totalna, miejsca zamieszkania, rodzaju pracy – wcześniej organizowała pracę kancelarii adwokackiej, z gastronomią nie miała doświadczeń.

– Uwielbiam tę pracę, żyję nią, całe moje życie się zmieniło. Tutaj odzyskałam całą radość i pewność siebie. Będąc po przeszczepie nerki i trzustki, pogorszył mi się też wzrok, psychicznie nie czułam się najmocniej. Myślałam, wiedząc jaki jest rynek pracy osób z niepełnosprawnością, że będę żyć na jałmużnie państwa, a okazało się, że można robić rzeczy wspaniałe, odpowiedzialne.

W pracy docenia także zżycie zespołu, który wspiera się także poza pracą, atmosferę życzliwości. – Tworzymy jedność. Cieszymy się, gdy goście wychodzą zadowoleni, usatysfakcjonowani. O to właśnie nam chodzi, wtedy mamy sto procent satysfakcji.

W ostatnim czasie dostrzega znaczny spadek odwiedzin, co wiąże się z kryzysem wynikającym z pandemii. – Mieliśmy wcześniej po 20 stolików na każdą turę, a były np. 3 tury w sobotę, to około 120 osób, tak teraz maksymalnie w sobotę mamy może 10 par. Liczymy na to, że to się odbuduje i że się podniesiemy. Oby nie było drugiej fali. Wiem, że Ania Bocheńska walczy o każdy dzień – konkluduje.

 

Kryzysowe posiłki

Wszystkim pracownikom było ciężko podczas trzymiesięcznego zamknięcia restauracji z powodu pandemii. I choć martwili się, czy sami przetrwają, to postanowili pomóc innym, którym też nie było najłatwiej. Intensywnie pracowali, tworząc akcję #PosiłkiKryzysowe.

Restauracja zajęła się gotowaniem dla osób wykluczonych, samotnych, często samotnych matek. To pomysł jednego z pracowników, by w ten sposób pomóc podopiecznym Fundacji Pomocy Rodzinie „Człowiek w potrzebie”. Założono zbiórkę, która mocno się rozrosła, pomagali nawet paraolimpijczycy i media.

Od 20 marca do 23 maja z bezpłatnych posiłków przygotowanych przez restaurację skorzystało 170 osób. Wydano blisko osiem tysięcy obiadów. Akcja jeszcze trwa, ale z powodu coraz większych kłopotów finansowych już nie jest tak intensywna. Można ją jednak cały czas wspierać. https://pomagam.pl/posilkikryzysowe.

 

Restauracja spadła z… nieba

– Koleżanka, która tu pracuje, wspomniała mi, że taka restauracja się otwiera. Pomyślałam, że to jest to, co chciałabym robić w tym momencie, więc można powiedzieć, że spadło mi to z nieba. Odnalazłam się w ciemności całkiem nieźle. Zaczęłam wyostrzać inne zmysły, okazało się, że można pracować nad technikami. Bardzo lubię atmosferę, która tu panuje, mamy fenomenalny zespół, oczywiście zdarzają się wpadki, jak wszędzie, ale rzadko tak jest, że można czuć się tak dobrze w pracy jak tu – mówi Beata Staszek pracująca jako kelnerka.

Ma 15 procent widzenia. Mówi, że goście wychodzą po posiłku z takimi emocjami, że czasami ona także je przejmuje. Najbardziej zapadła jej w pamięć wizyta młodej dziewczyny na wózku. – Była tutaj z mamą, miała niesprawne kończyny, była w lekko leżącej pozycji. Akurat ja je obsługiwałam. Gdy wyszłyśmy z sali, powiedziała, że już woli swoją niepełnosprawność. A ja widząc jej problemy, byłam zaskoczona, że jeszcze odważyła się przyjść do nas – wspomina.

– Bardzo mile wspominam też wizytę koszykarza, nie jestem wysoka, więc to było ciekawe doświadczenie wprowadzać silnego mężczyznę, który w pewnym momencie stał się bardzo zależny. On też był bardzo zadowolony z wizyty u nas. Staramy się robić wszystko, by goście byli usatysfakcjonowani i przekazywali dalej informację o nas.

 

Poród w bólach

Pierwsze dwa lata istnienia restauracji jej szefowa i prezes Fundacji Pomocy Rodzinie „Człowiek w potrzebie” Anna Bocheńska porównuje do porodu.

– Rodzi się coś pięknego w dosyć poważnych bólach, nie jest lekko, pandemia była dla nas ciosem i ledwo „zipiemy”. Jesteśmy na etapie wczesno-niemowlęcym w tej chwili, wymagamy bardzo dużej ilości nakładów pracy, troski i zaangażowania – mówi. I choć cieszy się, że restauracja skończyła dwa lata, które podobno są w gastronomii najtrudniejsze, to przyznaje, że jest ciężko. – Po raz pierwszy w tym miesiącu mieliśmy opóźnienie w wypłacie pensji dla pracowników – wzdycha.

Rzeczywistość, również ta nieprzewidywalna z powodu koronawirusa, zderzyła się z jej początkowym idealizmem. – Myślałam, że tak piękny projekt szybko przyjmie się na rynku i goście będą walili do nas drzwiami i oknami, a tak nie jest. Zdaje sobie sprawę, że będąc na rynku komercyjnym, restauracja powinna kierować duże nakłady finansowe na reklamę i marketing, jednak zwyczajnie ich nie ma. Dlatego rzeczywistość jest jeszcze trudniejsza. – Jeśli sami się gdzieś nie wkręcimy, jakiś dziennikarz do nas nie zapuka, jest kiepsko. Dla nas najlepszą reklamą są rekomendacje gości, w ich wyniku trafia do nas najwięcej odwiedzających – dodaje.

I choć historia tego miejsca jest krótka, to było już kilka wydarzeń, które uskrzydliły załogę i warte są wspomnienia. – Na pewno bardzo ważna była dla nas wizyta Pierwszej Damy w listopadzie 2019 r. W zeszłym roku odebraliśmy też w Pałacu Prezydenckim nagrodę Super Lodołamacza. Otrzymaliśmy również wyróżnienie Znak Jakości od Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. To ważne wydarzenia i duży prestiż dla całego zespołu – podkreśla Anna Bocheńska.

Cieszy się każdego dnia, kiedy odczytuje w internecie pozytywne rekomendacje od gości. – Na co dzień jest ciężko, walczymy o przetrwanie, ale to, jak goście wychodzą wzruszeni z restauracji, jak pozytywnie komentują to przeżycie, to nas uskrzydla, dodaje siły.

Zapytana o marzenia, wzrusza się i przyznaje po prostu, że chciałaby, aby było lżej. – Ale koncentrujemy się na dobrych rzeczach, gdybym skupiała się na stanie konta, już dawno musiałabym się załamać. Już są nowe pomysły, aby restauracja mogła funkcjonować: dieta pudełkowa czy catering na wynos. – To nowe przestrzenie dla nas, będziemy się tego uczyć – mówi.

 

Goście rekomendują

Anna Bocheńska przyznaje, że ilekroć w czasie kolacji w ich restauracji dochodzi do oświadczyn, cieszy się cały zespół, dla wszystkich są to bardzo miłe chwile.

W internetowych komentarzach o restauracji na próżno na szczęście szukać tych negatywnych. Za to są np. takie: „Dziś na kolacji moja Wybranka powiedziała upragnione TAK!!!! Wszystko wyszło super. Profesjonalna, mega uprzejma i pomocna obsługa pomogła mi to wszystko zorganizować ? Restauracja na najwyższym poziomie o doznaniach, których nie doświadczycie nigdzie indziej ? Nie macie pomysłu na randkę, rocznicę lub zaręczyny? Z całego serca polecam to miejsce, a na pewno się nie zawiedziecie!!”.

Okazuje się, że to świetne miejsce i na wcześniejsze etapy budowania relacji: „Chyba najlepsza randka, na jakiej byłam. Jedzenie w ciemności bardzo wyczula zmysły i zupełnie inaczej podchodzi się do posiłku. Fajna lokalizacja i dużym plusem jest obsługa przez osoby niewidome, co jest raczej niespotykane. Jedzenie też bardzo dobre, więc polecam z czystym sumieniem!” – tak pisze Magda.

„Randka udana w 100%. Obydwoje nie spodziewaliśmy się, że zablokowanie jednego ze zmysłów tak wyostrzy pozostałe! Jedzenie bardzo smakowite, kelnerzy odpowiadali na każde nasze pytania. Myślę, że z dziewczyną wrócimy tam niejeden raz” – to z kolei głos Krystiana.

 

Jak skok ze spadochronem

Restauracja Different to dobry pomysł dla tych, którzy lubią nowe sytuacje. „Niesamowite doświadczenie! Kolacja w zupełnej ciemności pobudza inne zmysły. Zaskakujące, jak szybko adaptujemy się do nowej sytuacji, choć mogą przyjść chwile lekkiej paniki :). Intensywne doznanie, ale w cudownej atmosferze z BARDZO sympatycznymi ludźmi :D. Kelnerzy dbają o dobre samopoczucie gości i chętnie prowadzą z nimi konwersacje… POLECAM!”

Inny internauta pisze: „Bardzo ciekawa koncepcja pokazania świata osób niewidomych i niedowidzących, pyszne jedzenie. Kelnerzy bardzo sympatyczni, rozmowni, warto tu zajrzeć przynajmniej raz :)”.

A na koniec dłuższa refleksja jednego z odwiedzających: „W wielu restauracjach możemy zjeść coś dobrego, jednak dopiero tylko w tej (jedynej w Polsce) możemy zjeść kolację świadomie, analizując smak, temperaturę i konsystencję. Wrażenia i doznania świetne. Zazwyczaj to my – osoby widzące pomagamy osobom niewidomym. W tej restauracji to osoby niewidome prowadzą nas za rękę dosłownie i w przenośni. Jedzenie bardzo smaczne, atmosfera nie do opisania – to trzeba po prostu przeżyć. Doświadczenie na całe życie, na pewno tu wrócę, nawet zabiorę osobę, która nie była, tylko po to żeby „zobaczyła”, jak żyją i funkcjonują osoby niewidome. Obsługa na najwyższym poziomie, profesjonalnie, z ogromnym poczuciem humoru i dystansem do swoich niepełnosprawności. Polecam wszystkim, w szczególności osobom, które są otwarte na życie – wizyta w tej restauracji jest jak skok ze spadochronem. Zabawnie było patrzeć na wszystkie osoby oczekujące na wejście do sali – niepewność i lekki strach jak przed skokiem ze spadochronem, z tym, że już tam w ciemności otrzymujemy pomoc od osób niewidomych, dla których taka w 100% zaciemniona sala to po prostu codzienność (czułem się jakby właśnie otworzył się nade mną spadochron). Pozdrawiam obsługę i razem z żoną dziękujemy za wspaniale przeprowadzoną degustację win”.

Agata Pisarska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.