Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Gdy bieganie jest życiem - Izabela Galicka

Niewidomi często są postrzegani jako osoby z ograniczeniami, których dostęp do życia jest dużo mniejszy niż przeciętnego widzącego. Zmienia się to dzięki udźwiękowionym komputerom i treningom orientacji przestrzennej, które zapewniają niewidomym względną autonomię w pracy i poruszaniu się. O ile jednak dziś możemy wyobrazić sobie niewidomego informatyka, o tyle sport nadal wydaje się wielu dziedziną zarezerwowaną dla ludzi w pełni sprawnych.

Pan Ryszard Sawa, dziś już 70-letni biegacz, udowadnia swoim życiem i wyczynami, że nie musi tak być. Wziął udział już w ponad stu maratonach, pokonując dzięki uporowi i pasji opory własnego ciała i świadomości. Reprezentował Polskę w maratonach w tak odległych zakątkach świata jak Nowy Jork czy Pekin, łącząc pasję biegania z drugim swoim hobby – podróżami. Jak sam z humorem podkreśla, ma już „ze trzydzieści kilo medali”. Ale satysfakcję daje mu nawet to, gdy zajmuje trzechsetną pozycję w tysiącosobowym maratonie.

Spotkanie w Tyflogalerii warszawskiego PZN-u pozwala nam poznać człowieka niesłychanej prostoty ducha i skromności. Człowieka z dystansem do siebie samego i swoich osiągnięć, ale i człowieka z pasją, która stała się lejtmotywem jego życia. W prostych słowach zachęcał wszystkich obecnych na spotkaniu do uprawiania aktywności fizycznej ze względu na walory zdrowotne. Sam mimo starszego wieku ma nienaganną sylwetkę, prezentuje żywość i zwinność ruchów.

Jak biega niewidomy? Na to pytanie odpowiada film Joanny Kaczmarek pt. „Kumple”. Jest to zrealizowany krótkimi sekwencjami dokument o Ryszardzie Sawie i jednym z jego „przewodników do biegania”, Feliksie Platowskim. Panowie biegają na treningach obok siebie, połączeni za ręce sznurkiem lub taśmą. Muszą zgrać się w jednym rytmie. Zaciekawiło mnie, czy jest to trudne, i po projekcji zapytałam o to maratończyka. Odpowiedział, że nie bardzo, że jest to kwestia wprawy, ale wyznał też, że najlepiej biega mu się z jego partnerką, która jedzie na rowerze.

Film przedstawia przygotowania obydwu biegaczy do maratonu w Londynie, w którym obok osób w pełni zdrowych startowały też osoby niepełnosprawne. Wspólne treningi sprzyjały, mimo różnicy pokoleniowej, rozmowom i zadzierzgnięciu nici szczególnej przyjaźni. Feliks, absolwent polonistyki, także musiał zmagać się z oporami ciała – miał kontuzję kolana. W dokumencie najbardziej wzruszyły mnie dwie sceny – kiedy pan Sawa biegł w londyńskim maratonie z polską flagą na plecach, i ta druga, gdy „oglądał” dotykowo stary krzyż na grobie swojego ojca. Z kolei autentycznie humorystyczna była scena, gdy pan Ryszard wkłada do skrzynki na listy puszkę piwa, żeby po treningu wypić ją z „kumplem”. Tak właśnie powinien pokazywać postać dobry dokument – ze wszystkich stron, w całej pełni człowieczeństwa.

Sam bohater jednakże dystansuje się wobec tego przekazu. Mówi, że samo kręcenie filmu było dla niego dość uciążliwe, ma też wrażenie, że w porównaniu ze swoim młodym kolegą wyszedł w filmie na „ofiarę losu”. Tu musieliśmy jako publiczność zdecydowanie zaprotestować – dokument pokazuje jego postać ciepło, ale zarazem kreuje wizerunek człowieka niezłomnie dążącego do wyznaczonego celu.

Ryszard Sawa jest człowiekiem w istocie niepospolitym. Stracił wzrok jako nastolatek, gdy bawił się na polu z koleżanką niewypałami. Paradoksalnie jednak uważa, że wyszło mu to na dobre, bo w przeciwnym razie pasałby nadal gęsi gdzieś na Zamojszczyźnie, a tak jest znanym maratończykiem. Był jednym z pierwszych, którzy przecierali szlaki dla niewidomych pragnących działać w klubach sportowych. Dziś biega w Cross-Warszawa i poleca ten klub wszystkim chętnym z dysfunkcją wzroku. Podkreśla, że szczególnie dla tej grupy aktywność fizyczna jest szalenie ważna. Pan Ryszard musi być także niesamowitym człowiekiem prywatnie, skoro na spotkaniu pojawiła się jego była żona, serdecznie gratulując mu życiowych sukcesów, w tym czwórki wspólnych dzieci.

Ryszard Sawa biega od 37 lat. Przygoda, która stała się pasją życia, przyniosła mu zasłużone uznanie. Nie ma w sobie jednak nic z gwiazdora, jego skromność i bezpośredniość jest ujmująca. Przede wszystkim jednak ma bardzo „normalny” stosunek do tego, co robi – bez zadęcia i wyśrubowanych ambicji. Bieganie to dla niego styl życia, a że to zdrowy styl – tym lepiej.

Izabela Galicka, filolog polski i kulturoznawca, pracownik Fundacji „Trakt”

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2016 - INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.