Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Ucieczka z Charkowa – Karolina Zaborowska

Niecałe trzy dni. Tyle wystarczyło, aby niewidome dzieci z bombardowanego miasta znalazły się w Polsce, bezpieczne i otoczone odpowiednim wsparciem. Podopieczni Specjalnego Kompleksu Szkoleniowo-Wychowawczego im. Władimira Korolenki w Charkowie bywali w naszym kraju już nie raz. Turnieje goalballa, odbywające się na Śląsku i w Zagłębiu, przyciągały charkowską drużynę. Nikt jednak nie sądził, że ci sami koledzy z boiska będą musieli szukać schronienia przed wojną. I że to właśnie pracownicy Ośrodka dla Dzieci Niepełnosprawnych w Dąbrowie Górniczej będą ich przed nią ratować.

Kiedy Piotr Szumala, prezes Wojewódzkiego Stowarzyszenia Sportu i Rehabilitacji Niepełnosprawnych Start w Katowicach i organizator zawodów w goalballu, otrzymał telefon od dyrektorki Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci i Młodzieży Niepełnosprawnej w Dąbrowie Górniczej Violetty Trzciny z zapytaniem o to, jak pomóc potrzebującym na Ukrainie, nie miał wątpliwości.

We wtorek, 1 marca 2022 roku zapadła ostateczna decyzja o ewakuacji części uczniów i opiekunów z Charkowa. Jednak pojawił się problem. Szkolny mikrobus, którym dysponował ośrodek w Charkowie, okazał się być za mały. Z pomocą przyszedł społecznik Dominik Penar, który błyskawicznie skontaktował się z prezesem firmy Daniel Tourist. Po niespełna trzech godzinach autobus będący w stanie pomieścić sześćdziesiąt osób wyjechał z Dąbrowy Górniczej. Dwóch kierowców, Grześ i Sasza, dyrektor Violetta Trzcina, Dominik Penar oraz dwie nauczycielki – Olga Górnaś-Grudzień i Barbara Wszołek wyruszyli w drogę na przejście graniczne w Korczowej. Zatrzymali się w Chotyńcu, 10 kilometrów od granicy, w pensjonacie pana Andrzeja, który niedługo okaże się być jednym z bohaterów tej historii.

W tym samym czasie autobus, z przyczepioną do maski kamizelką ze znakiem Czerwonego Krzyża, przemierzał drogę z Charkowa do Lwowa. Jechało nim prawie 20 niewidomych dzieci pod opieką pedagog Natalii Kubanskiej.

Do ekipy w Chotyńcu zaczęły docierać coraz bardziej niepokojące informacje. Pojawiło się mnóstwo komplikacji: możliwość zmiany trasy i udania się na oddalone o 300 kilometrów  od Lwowa przejście graniczne w Użgorodzie, niepotwierdzone informacje o tym, że Rosja będzie próbować odciąć Ukrainę od pomocy z Zachodu, przygotowywanie się Lwowa do obrony, ukrycie dzieci w piwnicy internatu. Na domiar złego Alexander Biełsousw, dyrektor kompleksu w Charkowie, który pozostawał w stałym kontakcie ze stroną polską, poinformował o kolejnym bombardowaniu i ewakuacji reszty dzieci i opiekunów z ośrodka.

Do akcji wkroczył pan Andrzej, który podjął się pomocy w zapewnieniu transportu i konwoju policji ze Lwowa. Zarówno ukraińscy kierowcy, jak i pedagog Natalia Kubanska, odmówili jednak dalszej drogi w kierunku przejścia granicznego w Korczowej, więc lwowska policja odjechała. Pan Andrzej, dyrektor Trzcina oraz pani Olga bezskutecznie próbowali przekonać opiekunkę dzieci do zachowania pierwotnej trasy. „Przecież my jesteśmy w Korczowej! Ze Lwowa macie już tylko 80 kilometrów!” Do wyjazdu namówił ją dopiero poszkodowany w ostatnim bombardowaniu dyrektor Alexander Biełsousw. „Na zawsze zapamiętam, z jakim spokojem i wysiłkiem wykazał się ten (przecież ranny w ataku bombowym) człowiek, aby przekonać przerażonego nauczyciela do opuszczenia «bezpiecznej piwnicy» z prawie 20 niewidomych i niedowidzących dzieci” – pisze w swoim poście na Facebooku Dominik Penar.

Kolejnym problemem okazała się być godzina policyjna. I znów z pomocą przyszedł pan Andrzej, który zorganizował autobus oraz eskortę policji. Nadal jednak pozostawała niepewność. Czy konwój dotrze na miejsce? Czy autobus dojedzie? Czy w sercu pani Natalii nie zwycięży strach? Trzydzieści minut po północy odpowiedzi na te pytania przyniósł pan Andrzej: „Policja nie dotarła… Żartowałem. Autokar i dzieci bezpiecznie jadą w kierunku Korczowej”.

Niecałą godzinę później autobus dotarł na granicę polsko-ukraińską. Dzięki kontaktom pana Andrzeja niewidome dzieci nie musiały stać w kolejce ani pokonywać pieszo 400 metrów. Przesiadły się prosto z jednego autobusu do drugiego. Otrzymały poduszki, koce, specjalnie przygotowane zestawy żywieniowe. Na ich twarzach wreszcie widać było ulgę, choć na pewno podszytą obawą o to, co dalej. Po dotarciu do Ośrodka w Dąbrowie Górniczej mogły wreszcie skontaktować się z rodzicami. W sobotę kolejna, prawie 60-osobowa grupa z Charkowa dotarła do Dąbrowy Górniczej. 

Ta historia pokazuje, jak wielkie serca, chęci i możliwości pomocy mamy w tej trudnej sytuacji, w której znaleźli się nasi sąsiedzi. To niezwykłe, ile zapału mają ludzie, którzy nie chcą i nie potrafią bezczynnie patrzeć na krzywdę niewinnych. Wszystkie te heroiczne uczynki zwykłych ludzi rozgrywają się jednak na tragicznym tle. Piekło wojny, ludzie pozbawieni domów, bliskich, ranni, martwi, nie tylko żołnierze, ale i bezbronni cywile, kobiety, dzieci, niepełnosprawni, niewidomi.

– Niewidome dzieci, które w życiu nie widziały słońca, tutaj przeżyły całe swoje życie, tutaj zdobyły wykształcenie i tutaj próbowały przeżyć, zostały bez niczego. Szumowiny, pozwolilibyście inwalidom przeżyć! – ból, rozgoryczenie i złość wybrzmiewają w słowach dyrektora Alexandra Biełsouswowa.

Karolina Zaborowska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.