Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Traper w dżungli

Hipermarket to dla słabowidzącego prawdziwa dżungla. Przede wszystkim to przestrzeń, której w całości nie ogarniasz wzrokiem. Gubisz się w niej. Otacza cię feeria barw i kształtów, których wyraźnie nie rozpoznajesz. Niby są tu jakieś alejki, ale z oznakowaniem ich i czytelną informacją, co i gdzie, jest już pewien problem. Niby ceny na żółtym czyli przyjaznym dla oka tle, ale ich wielkość pozostawia często wiele do życzenia. Znalezienie czytnika graniczy z cudem. Żeby zważyć warzywa czy owoce, trzeba często wybrać z ikonicznej tabliczki właściwy produkt – ja tego po prostu nie widzę. W tej sytuacji codzienna czynność, jaką jest robienie zakupów, staje się nadzwyczaj kłopotliwa. Dla mnie tak popularne dziś hipermarkety to prawdziwe wyzwanie. Czuję się w nich zagubiona, zdezorientowana, autentycznie jak traper przedzierający się przez dżunglę. A jednocześnie właśnie te sklepy kuszą najniższymi cenami, co dla wielu słabowidzących, utrzymujących się np. z renty, jest rozwiązaniem nie do pogardzenia. Dlatego do hipermarketu staram się chodzić z kimś, ale nie każdy przecież ma taką możliwość.

Trzeba więc szukać alternatyw. Przyjaciele polecali mi zakupy przez Internet. Ta forma jest rzeczywiście dla osoby słabowidzącej niezła, a przy tym coraz bardziej popularna. Są już markety, a też i mniejsze sklepy, które za symboliczną opłatą dostarczają zamówione towary do domu. W zaciszu własnego domostwa można spokojnie zastanowić się, co kupić, chroni nas ona także przed lepem promocji i wszelkich „cudownych okazji”. Na pewno planujemy wtedy zakupy bardziej racjonalnie. Ja osobiście nie korzystam jednak z tej propozycji. Szukanie potrzebnych produktów na stronie jest dla moich oczu dość męczące. Lubię też osobiście obejrzeć czy nawet dotknąć towaru, który mam zakupić.

Niezłą alternatywą dla hipermarketów są tradycyjne bazarki. Tu chyba kupuje się najprzyjemniej, takie jest moje zdanie. Ceny może i wyższe, ale jakość częstokroć o wiele lepsza. Do towaru można podejść, zobaczyć go z bliska, ceny także przeważnie są duże i wyraźne. Poza tym dla mnie jako osoby słabowidzącej niebagatelne znaczenie ma możliwość bezpośredniej rozmowy ze sprzedawcą, zapytania go o coś, konsultacji. Ponieważ widzenie nie jest moją mocną stroną, wolę się posługiwać „żywym słowem” w kontaktach z ludźmi niż być zdaną na ikoniczność hipermarketu.

Inną możliwość stanowią sklepiki osiedlowe. Ich atutem jest zwykle położenie blisko miejsca zamieszkania, co dla osoby słabowidzącej jest dogodne, gdyż nie musi ona przemierzać długich dystansów czy nosić ciężkich toreb, co jest niewskazane przy problemach z siatkówką. Problem może być tylko w tym, że towary stoją na półkach i nie zawsze je dobrze widać. Jednak robiąc zakupy stale w tym samym miejscu, łatwiej zaprzyjaźnić się z obsługą i liczyć na jej pomocną dłoń. Chyba łatwiej też jest przyznać się do kłopotów ze wzrokiem. Dotykamy w tym momencie ważnego problemu – wstydu i obawy, które blokują wielu słabowidzących przed ujawnieniem prawdy o stanie swojego wzroku. Wstyd jest tu rzeczą zupełnie niepotrzebną, a wręcz działającą na naszą niekorzyść. Warto wykazać trochę cywilnej odwagi i powiedzieć: Nie widzę tego, czy mogę prosić o pomoc? Jeżeli mówi to osoba w okularach, staje się to całkiem naturalne i prawie nigdy nie budzi negatywnych emocji.

Ja znalazłam dla siebie optymalne rozwiązanie. Robię najczęściej zakupy w niewielkim osiedlowym, samie. Znam na pamięć tę przestrzeń i ułożenie produktów. Sprzedawczynie wiedzą o mojej wadzie wzroku, wykazują się „normalnym” podejściem i dużą życzliwością, pomagając mi na przykład szukać pewnych towarów. Oczywiście ceny są tu wyższe niż w hipermarkecie, ale coś za coś – jakość produktów wysoka i miła, gotowa do pomocy obsługa.

Jeszcze raz zachęcam wszystkich słabowidzących , nie tylko w sytuacji zakupów. Nie udawajcie, że widzicie lepiej niż to jest naprawdę. Mniejsze zdziwienie wywiera grzeczna prośba o pomoc niż usilne i stresujące dla wszystkich „miotanie się” przy półkach. Przedwczoraj weszłam do dość eleganckiej lodziarni. Smaki lodów były zapisane kredą na czarnej tablicy. Poprosiłam panią o przeczytanie ich i nie dostrzegłam nawet cienia dezaprobaty. Nie ma potrzeby grzęźnięcia w kompleksach z powodu wady wzroku. Coraz więcej nas chodzi w okularach. Jeżeli my będziemy zachowywać się nieagresywnie i nieroszczeniowo, to w pewien sposób edukujemy też społeczeństwo, ucząc, że inność jest po prostu innością, a nie problematycznym upośledzeniem.

Izabela Galicka, filolog polski, pracownik Fundacji „Trakt”

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu TYFLOSERWIS - INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.