Treść strony

 

Ja, ty i biała laska - Barbara Zarzecka

„Jak widzi świat niewidomy? Och! Zostało napisane «widzi»? Powinno się użyć innego słowa? A może pytanie powinno brzmieć «jak maca świat niewidomy?» Brzmi śmiesznie? No właśnie… Osoby widzące zupełnie nie rozumieją problemów i potrzeb ludzi, którzy nie mogą posługiwać się zmysłem wzroku”. Taki, dość kontrowersyjny, opis znajdziemy na okładce książki Tomasza Matczaka „Ja, ty i biała laska”, która została wydana pod koniec 2018 r. przez DJ Studio.

Ukazała się i chyba nieźle namieszała w umysłach tych, którzy po nią sięgnęli. A w każdym razie – w mojej głowie namieszała na pewno. Zawsze byłam fanką felietonów Tomasza Matczaka i mogłabym się śmiało podpisać pod niejednym jego tekstem. Czy pod tą książką również? No, nie wiem, mam pewne wątpliwości…

Trudno mi włożyć tę publikację w jakieś ramy gatunkowe. To po trosze autobiografia, po trosze zbiór felietonów. Ot, takie rozważania na tematy wszelakie, „refleksje płynące z serca” – jak pisze autor we wstępie. I chyba taki jest zamysł Tomka – by po prostu opisać sposób funkcjonowania osoby niewidomej na własnym przykładzie, by przestała być ona dla widzącego jakąś enigmą, by zrozumiał, jakie ma trudności, a z czym sobie radzi i wreszcie, co wypada, a co nie w kontakcie z nią. Już od samego początku bohater tej autobiografii ostrzega nas, że będzie to przekaz subiektywny i że w żadnym razie nie wypowiada się w imieniu całej społeczności osób niewidomych, nie robił żadnych badań na tematy, o których pisze i że są to tylko i wyłącznie jego własne spostrzeżenia.

„Ja, ty i biała laska” to opowieść wielobarwna, niemonotonna. Autor oprowadza czytelnika po swojej codzienności, odsłania przed nim różne myśli, ale nie zamęcza go sobą. Pisze o sprawach poważnych, a jakże, ale przeplata je żartami, anegdotami, przykładami, i dzięki temu można książkę pochłonąć w parę godzin. Nie znajdziemy tu elaboratu o zastosowaniu nowoczesnych technologii w orientacji przestrzennej czy wykładu na temat odczytywania pisma punktowego. Zresztą widać, że książka powstała z myślą o widzącym odbiorcy, takim, który niewiele wie o „środowisku”, o pomocach, z których korzysta osoba z niepełnosprawnością wzrokową i tym jak można sobie radzić nie widząc. Matczak nie wdaje się więc w szczegóły. Opisuje typowe bariery, na jakie napotyka osoba niewidoma: dotykowe domofony, wchodzący pod nogi widzący, trudności w komunikacji – i tej miejskiej, i tej interpersonalnej itp. Obala najbardziej powszechne mity, które wciąż żyją swoim życiem, np. że niewidomi mają wyostrzone inne zmysły a psy przewodniki rozpoznają kolory świateł. Opowiada też o swojej ślepej miłości do Legii i skoku ze spadochronem. Ale przede wszystkim próbuje rozłożyć na czynniki pierwsze ludzką mentalność, analizuje, jakie bariery siedzą w głowach pełnosprawnych i zdradza czytelnikom, co go irytuje w widzących. Nie ma pobłażliwości dla tych, którzy nie ustępują miejsca osobie niewidomej, którzy wchodzą pod laskę, którzy zamiast rozmawiać z niewidzącym klientem, zwracają się do jego przewodnika, czy tych, którzy porzucają przechodnia z dysfunkcją wzroku zaraz po przeprowadzeniu go przez ulicę. Matczak pisze o takim zachowaniu z ironią, sarkazmem. Zastanawia się, czy to brak wyobraźni, empatii czy kultury. I powiem szczerze – ja się trochę tego przestraszyłam. Choć wiem, że bez wzroku nie jest łatwo poruszać się w miejskiej dżungli, to trudno mi zaakceptować fakt, że ktoś mnie jako osobę, która stara się pomóc najlepiej jak umie, poddaje tak surowej ocenie. Jak odbierze te uszczypliwości ktoś, kto nie ma niewidomych przyjaciół lub członków rodziny? Czy jako potencjalny pomagający nie będzie miał jeszcze większych obaw: że zrobi coś nie tak, że zada głupie pytanie, że nie spełni oczekiwań? Że zaskoczony niecodzienną sytuacją, nie będzie wiedział, co powiedzieć, jak się zachować? I może nie odważy się podejść, wybierze sytuację bardziej komfortową, taką, w której nikt go nie będzie oceniał, w której się nie wygłupi. Tego się boję.

Widzący czasem działają intuicyjnie, może coś tam słyszeli, może nawet mieli „tyfloszkolenie”, ale teoria to jedno, praktyka drugie. Ja wiem, że lepiej, gdy osoba widząca podejdzie, zaproponuje pomoc i poda łokieć, ale czy zawsze jest taka możliwość? Czy osoba widząca nie działa czasem w warunkach trudnych: z pewnej odległości, pod presją czasu, w zamieszaniu, pod wpływem różnych emocji?

Zresztą niektóre sytuacje są niejednoznaczne, osoby niewidome też mają różne preferencje, przyzwyczajenia. Jeden woli pod rękę, drugi za bark, jeden mówi: nie wiesz, zapytaj, drugi się oburza, że przecież to oczywiste. Nic dziwnego, że widzący się gubią, że się boją. Oczywiście, pewne postawy czy zachowania pełnosprawnych trudno usprawiedliwić, są karygodne, mogą nawet doprowadzić do zagrożenia życia. I o tym też trzeba mówić głośno. Ale uważam, że i z jednej, i z drugiej strony potrzeba więcej zrozumienia.

Mimo tego, że nie we wszystkim zgadzam się z autorem, na pewno warto było sięgnąć po tę publikację, poruszyła we mnie wiele strun. Przypomniała mi liczne dyskusje prowadzone wśród naszych znajomych, i zdałam sobie sprawę, że trochę mnie już męczy takie dzielenie na „ja” i „ty”, na „my niewidomi” i „wy widzący”, „my niewidomi” i „wy słabowidzący”, „my niewidomi od urodzenia” i „my ociemniali”. Wy nas nigdy nie zrozumiecie! – słyszę często. Jasne, że nikt nie siedzi w skórze tej drugiej osoby i nie wie, co ona dokładnie czuje, ale pamiętajmy, że ten bardziej widzący też ma swoje potrzeby, frustracje, problemy, też jest w jakieś sytuacji, może gdzieś się spieszy, może czymś się stresuje, może o czymś intensywnie myśli, może na tym nieszczęsnym smartfonie sprawdza coś wyjątkowo pilnego, może naprawdę nie widzi, że ktoś potrzebuje pomocy.

A czasem zapominamy o tym, że przy nadmiarze bodźców płynących ze świata rzeczywistego (i wirtualnego), osoba widząca może naprawdę nie widzieć. Nie udawać, nie specjalnie omijać wzrokiem, tylko naprawdę może do jej mózgu nie dotrzeć informacja, że tuż obok znajduje się ktoś potrzebujący pomocy. Kiedyś pełnosprawna koleżanka powiedziała mi, że od kiedy ma w pracy kontakt z osobami niewidomymi, cały czas spotyka „na mieście” kogoś z białą laską. Wcześniej nie widziała przechodniów z dysfunkcją wzroku i nie sądzi, żeby jakoś nagle wyszli na ulicę, po prostu nie rejestrowała tego obrazu. I ja jej wierzę, bo przecież gdyby mieszkaniec wielkiego miasta analizował każdą informację, która za pośrednictwem oczu trafia do jego mózgu, to by oszalał. Widzenie jest wybiórcze.

Przy okazji tej lektury zaczęłam się też zastanawiać, czy nie oceniamy zbyt łatwo (ja też)? Czy możemy tak z czystym sumieniem orzec, że ten konkretny siedzący młodszy człowiek nie ustępuje miejsca osobie starszej, w ciąży, czy z widoczną niepełnosprawnością, ponieważ jest niekulturalny czy wygodnicki? Czy możemy powiedzieć, że współczesna młodzież jest niewychowana? Przecież to stereotyp, w dodatku stary jak świat. Tak się składa, że mi w ciąży czy z małym dzieckiem najrzadziej ustępowali mężczyźni w wieku 30-50 lat. Czy powinnam całą tę grupę oskarżać o brak empatii? A może po prostu mają inne doświadczenie życiowe, nie połączyli ze sobą pewnych faktów lub po prostu mnie nie zauważyli. Dlatego gdy potrzebowałam usiąść, po prostu prosiłam.

Cieszę się, że w książce padają też pozytywne przykłady, że autor zauważa życzliwość, że umie docenić dobre intencje. Że oprócz podawania złych przykładów, podkreśla, jak dużo się zmieniło w przeciągu ostatnich lat na plus. Mam nadzieję, że książka Tomka Matczaka również przyczyni się do poprawy sytuacji, że otworzy oczy tym, którzy po nią sięgną. W Internecie znalazłam tylko jeden komentarz na jej temat, na szczęście pozytywny. Oto co napisała widząca czytelniczka: „Zgaś światło… zamknij oczy… Otwórz je. Widzisz? Nie? A widzisz! Wiele mówiący tytuł to już dużo, ale treść, która pokazuje ci świat z innej perspektywy to coś niesamowitego. Szczególnie jeśli język przekazu jest lekki, czasem żartobliwy, a jednocześnie zmuszający do myślenia. Przeczytałam tę publikację od deski do deski w jeden wieczór. Nie dało się inaczej. Pochłonęłam ją, wczułam się w rolę – poczułam ją! Przyciski z brajlem w windzie xl.html , podjazdy do budynków, spłaszczone krawężniki przy jezdni… teraz ma to dla mnie nowy, realny wymiar. Teraz już wiem, jak czuje się ktoś, kto widzi słabo lub w ogóle. Dziękuję Panie Tomku za otwarcie mi oczu :)”.

Oby właśnie taki był odbiór tej książki, szczerze życzę tego autorowi i innym osobom niewidomym. I by ten podział na „nas” i „was” z każdym rokiem coraz bardziej się zacierał, a pomoc udzielana przez widzących była prawdziwą pomocą.

 

Tomasz Matczak (ur. 1968 r.) – od 1996 ma orzeczony znaczny stopień niepełnosprawności ze względu na wzrok. Obecnie mieszka wraz z żoną i synem w Warszawie i pracuje jako konsultant telefoniczny w Call Center Poland oraz jako przewodnik na Niewidzialnej Wystawie. Ma wykształcenie wyższe teologiczne.

Barbara Zarzecka

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.