Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Dylematy związane z wychowaniem dziecka słabowidzącego - część 1 - Izabela Galicka

Tekst ten jest adresowany przede wszystkim do rodziców dzieci z dysfunkcją wzroku oraz ich opiekunów, a także wychowawców. W tej części będę chciała odwołać się do doświadczeń z autopsji oraz do pewnych zapamiętanych z dzieciństwa postaw moich rodziców, które, jak myślę, mają wymiar uniwersalny.

Od kiedy pamiętam, byłam dzieckiem słabowidzącym. Wtedy to określenie nie było jeszcze tak spopularyzowane jak dziś, częściej używało się określenia, że dziecko niedowidzi. Moje problemy ze wzrokiem spowodowane były dwutorowo: mój tata był krótkowidzem, a ja sama jako wcześniak przebywający w inkubatorze miałam oczy uszkodzone przez tlen.

Dla mojej mamy było szokiem, że jej dziecko źle widzi i wyciąga ręce przed siebie, gdy napotyka przeszkodę. Gdy zdała sobie z tego sprawę, rozpoczęły się liczne konsultacje okulistyczne, które pamiętam z dzieciństwa jako nieustanny koszmar. Wówczas wykryto u mnie krótkowzroczność, ale, niestety, nie można jej było skorygować ze względu na niedorozwój siatkówki – okuliści radzili wstrzymać się z okularami, aż ona się rozwinie.

Nie wiem, czy we wczesnym dzieciństwie zdawałam sobie sprawę z posiadanej dysfunkcji wzroku. Chyba nie miałam tej świadomości i wydawało mi się, że wszyscy widzą tak jak ja. Pamiętam tylko, że odczuwałam lęk, gdy bliska osoba znikała z zasięgu mojego wzroku. Musiałam też mieć znaczne problemy z orientacją przestrzenną – kłopotliwe było dla mnie, na przykład, biegnięcie w określonym kierunku.

Wyzwaniem stała się szkoła. Chodziłam do zwykłej rejonowej szkoły podstawowej, ale pamiętam, że siedziałam zawsze w pierwszej ławce. Zdawało to egzamin, byłam dzieckiem skoncentrowanym i chyba nadmiernie spokojnym, cierpiały na tym być może kontakty towarzyskie, ale nie nauka. Znacznie gorzej było na lekcjach wychowania fizycznego, byłam dużo wolniejsza niż większość dzieci, nie byłam w stanie wykonać wszystkich ćwiczeń, np. na rytmice.

W szkole zaczęłam stopniowo rozumieć, że to ja widzę świat niewłaściwie, inaczej niż inni. Zaczęłam odczuwać swoje ograniczenie, porównując siebie do innych dzieci, i porównania te wypadały na moją niekorzyść. Mimo to nie mogłam narzekać na brak kolegów, byłam z natury raczej towarzyska, dawałam „ściągać”, przez co wyrobiłam sobie niezłą pozycję w klasie – cóż, musiałam sobie radzić. Z perspektywy czasu myślę, że rówieśnicy traktowali mnie jako miłą maskotkę, którą można się zaopiekować – co było fatalne dla mojej samodzielności.

Dla rodziców dziecka słabowidzącego jego właściwe wychowanie musi być prawdziwym wyzwaniem. Na pewno chcą oni jak najlepiej, ale trudno tu jest ustrzec się od wielu błędów. Moi rodzice, zwłaszcza mama, przyjęli postawę nadmiernej opiekuńczości. Ma to fatalny skutek dla dziecka – czuje ono ciągle z jednej strony zbędną kontrolę i „wyhamowywanie” swoich poczynań, a z drugiej strony w aspekcie psychologicznym jest „szprycowane” lękiem i podświadomym niepokojem rodzica, że coś złego może się stać. To prowadzi w linii prostej do zaburzeń poczucia własnej wartości i poczucia „bycia gorszym”.

Niezmiernie ważne jest, aby rodzice dziecka z dysfunkcją wzroku umieli budować z nim prawidłową relację. Niepotrzebna kontrola może prowadzić do poczucia nieporadności, bezradności w nowych sytuacjach. Nie można mieć stale dziecka „na oku” i hamować jego aktywność. Dziecko słabowidzące musi tym bardziej rozwijać samodzielność, bo będzie mu ona w życiu niezbędna.

Trzeba też dziecko wychowywać w przekonaniu, że potrafi ono rozwiązać każdy problem, a zamiast nadopiekuńczości wskazane jest mądre wsparcie rodziców. Przykładowo, pamiętam z własnego dzieciństwa, że moja mama zrobiła straszną „aferę”, gdy dowiedziała się, że chodzę z rówieśnikami po drzewach i że z tego drzewa spadłam. Ojciec miał bardziej zdrowe podejście do mojej niepełnosprawności, może dlatego, że sam chodził w okularach. Jako dziecko uwielbiałam chodzić po drabinkach, tato zawsze mi towarzyszył i asekurował, ale nie ograniczał mojej inicjatywy. I to jest bardzo istotne, aby nie hamować wrodzonej ruchliwości dziecka, nawet jeśli ma ono problemy z orientacją przestrzenną czy wyczuciem odległości. Ostatecznie siniaki są wpisane w dzieciństwo każdego brzdąca, nie tylko słabowidzącego.

Równie ważna a związana z powyższym jest sprawa samoakceptacji dziecka dysfunkcyjnego. Nadmierny strach rodziców o dziecko może wywołać w nim samym postawę lękową, dziecko zaczyna bać się nowych nieznanych sytuacji i przyjmuje postawę bierną, a nawet izolacyjną. Jednocześnie spada w nim poczucie własnej wartości jako równoprawnego członka grupy rówieśniczej. Gdy dziecko słyszy od rodzica: „Tego nie rób, bo nie dasz sobie rady” czy „Ty ze swoim wzrokiem się do tego nie nadajesz” – narasta w nim poczucie frustracji i „gorszości”.

Mądrze kochający rodzice powinni zdawać sobie sprawę z tego, że nie uchronią dziecka przed wszystkimi porażkami życia. Z drugiej jednak strony powinni budować w dziecku, które i tak ma „pod górkę”, poczucie samoakceptacji, ugruntowywać w dziecku jego wysoką wartość jako człowieka pomimo dysfunkcji wzroku.

Izabela Galicka, polonista i kulturoznawca, pracownik Fundacji „Trakt”

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2016 - INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.