Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Bieganie bez… czarnej magii - Agata Pisarska

Biegacze dla biegaczy – to podstawowa idea, która towarzyszy Tomaszowi Chmurzyńskiemu w organizacji imprez biegowych dla osób z niepełnosprawnością wzroku. Na drugim miejscu stoi aktywacja środowiska, a dopiero potem rywalizacja. Chodzi o to, by każdy, kto chce biegać, znalazł przestrzeń dla siebie.

 

Tomasz Chmurzyński, szef bydgoskiego Stowarzyszenia Kultury Fizycznej Niewidomych i Słabowidzących „Oculus” biega od 33 lat. Był zawodnikiem igrzysk paraolimpijskich. Zaczynał w Atlancie (1996), gdzie zdobył srebrny medal w maratonie. Potem było Sydney (2000), gdzie był czwarty, Ateny (2004) – tam startował na 10 kilometrów w maratonie – i Pekin (2008), gdzie zajął ósmą pozycję w maratonie.

Zawodnicy dla zawodników

Doświadczenia więc mu nie brakuje, dlatego też tak bliska jest mu idea organizacji biegów dla osób z niepełnosprawnością wzroku w myśl zasady „zawodnicy dla zawodników”.

– Sam jestem osobą niedowidzącą, mamy więc najlepsze rozeznanie w zakresie bezpieczeństwa biegaczy, ich potrzeb. Od 2014 r. organizowaliśmy w Bydgoszczy bieg masowy dla wszystkich, nasi zawodnicy stawali w pierwszej linii, organizowaliśmy przewodników, zapraszaliśmy oficjeli, żeby to środowisko było widoczne. W tym czasie zaczęliśmy organizować cykl biegów, co roku startujemy w konkursie po środki z PFRON w ramach projektu „Najlepsi spośród nas”. Kluczowe znaczenie ma tutaj aktywacja środowiska osób niewidomych i słabowidzących, jak najliczniejszy ich udział w biegu – mówi Tomasz Chmurzyński.

W ramach jednego cyklu imprez organizowanych przez Stowarzyszenie „Oculus” co roku są trzy wydarzenia. Jednym z nich, oprócz biegów ulicznych w Bydgoszczy, jest bieg w lecie w Szklarskiej Porębie. W tym roku, pomimo ograniczeń wynikających z pandemii, udało się zgromadzić najliczniejszą grupę uczestników spośród dotychczas odbytych czterokrotnie zawodów. Piąta edycja wydarzenia zgromadziła około 60 osób, łącznie z przewodnikami. Dotychczas we wszystkich spotkaniach w Karkonoszach uczestniczyło około 150 osób zarówno stałych bywalców, jak i tych, którzy przyjechali tam po raz pierwszy.

Nie tylko bieganie, ale i technika

– Mogę tylko pochwalić organizatorów. Atmosfera jest tutaj koleżeńska. To dobra forma na sprawdzenie siebie, biegamy różne dystanse, oby więcej takich imprez. Ważne jest także to, że uczymy się techniki biegania, aby w prawidłowy sposób dawkować sobie treningi, nie doprowadzać do kontuzji, przesileń i przygotować się do biegu w sposób właściwy. Tomek robi wykłady teoretyczne, a praktyczne zajęcia są w plenerze, sprawdziany zaś w formie biegów górskich – jak w Szklarskiej Porębie, czy w czasie biegów ulicznych w Bydgoszczy – mówi Dariusz Cholewczyński, który w lipcu był w Karkonoszach po raz kolejny na imprezie biegowej „Oculusa”.

Biega z przewodnikiem, porusza się z białą laską, na co dzień pracuje w urzędzie. Trzy lata temu zainteresowało go ogłoszenie na stronie Stowarzyszenie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Cross” o organizowanym obozie sportowym i od tamtej pory biega i uprawia nordic walking.

– Przede wszystkim sprawia mi to przyjemność, chcę mieć lepsze samopoczucie i zdrowie – mówi.

Sport to dla niego hobby i forma aktywnej rehabilitacji.

– Po siedzącej pracy to dobra odskocznia, dla równowagi zacząłem poświęcać więcej czasu na zajęcia ruchowe – konkluduje. Ma 53 lata.

W Szklarskiej Porębie w kategorii mężczyzn niewidomych w tym roku był trzeci. Bieg na 4 km był jednym z trzech, które się odbyły, suma punktów ze wszystkich biegów dała mu tę pozycję. Bieg na 4 kilometry był jednym z trzech biegów, które się odbyły (suma punktów ze wszystkich biegów dała mu tę pozycję).

– Poprawiłem swój rekord życiowy o prawie minutę, teraz wynosi on 20 minut i 45 sekund. Bardzo się cieszę z tego powodu, dla mnie to duży sukces – mówi.

Najłatwiejszy był sport

Do sportu, aktywności fizycznej prowadzą różne drogi i potrzeby.

O swoich początkach Tomasz Chmurzyński mówi, że były z „wyrachowania”. W podstawówce chodził na wagary z WF-u. Jego wada wzroku pogłębiła się w okresie rozwojowym. Dopiero mając 19 lat, zaczął uprawiać sport. Rozpoczął pracę w spółdzielni, i jak mówi, po pracy trzeba było czymś się zająć. – Dla mnie najłatwiejszą rzeczą było uprawianie sportu, ale też stało się to trochę z wyrachowania. Dowiedziałem się, że nowojorski klub Achilles International osobom, które zakwalifikują się do maratonu, opłaci badanie w bardzo dobrej klinice okulistycznej, i jeśli byłyby dobre rokowania, sfinansuje także zabieg. Rok przygotowywałem się do tego maratonu i rzeczywiście mnie przebadano, ale nie było rokowań przy mojej wadzie wzroku. To był 1989 r., dla mnie to było niewyobrażalne, że w Central Parku o godzinie 23 biega tysiące ludzi. W Polsce w tym czasie spotkać na ulicy biegacza było bardzo trudno. Tam się zakochałem w tej dyscyplinie i inne przesłanki przestały mieć znaczenie. Bieganie stało się dla mnie sposobem na życie – wspomina. I tak jest do dziś.

U słabowidzącego Kacpra Jażdżewskiego spotkanie ze sportem zaczęło się w czasie nauki w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci i Młodzieży Słabowidzącej i Niewidomej w Bydgoszczy, gdzie przyjechał z rodzinnego Czerska w Borach Tucholskich.

Potężna dawka endorfin

Najpierw wychowawczyni w internacie zaproponowała mu narciarstwo biegowe, uznając, że ma predyspozycje w tym kierunku. Z Tomaszem Chmurzyńskim spotkał się w Pomorsko-Kujawskim Klubie Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki Niewidomych i Słabowidzących „Łuczniczka” w Bydgoszczy, z którym współpracuje Stowarzyszenie „Oculus”.

Po sezonie zimowym rozpoczęli treningi z biegania, na początku chodziło o ogólną poprawę kondycji, swobodne poruszanie się. Dwa lata temu Kacper dostał zaproszenie do Szklarskiej Poręby.

– I tak się w to wkręciłem, i od tego momentu biegam. W gimnazjum prowadziłem raczej siedzący tryb życia i im byłem starszy, to siedzenie mi coraz bardziej odpowiadało. Jednak zacząłem bardziej myśleć o sobie, o tym, co robię i że siedzenie nie jest przyszłościowe – opowiada żartobliwie Kacper. – Gdy trafiłem na odpowiednich ludzi, którzy potrafili do mnie dotrzeć i się mną zająć, spodobało mi się to.

Teraz trenuje pięć razy w tygodniu, będąc w stałym kontakcie ze swoim trenerem Tomaszem Chmurzyńskim i też bywa zmęczony, ale na tyle zmienił się już jego styl życia, że zbyt długi odpoczynek także go męczy i aktywuje do dalszego działania.

– Pomimo zmęczenia chodzę cały czas z uśmiechem na ustach, bo to jest potężna dawka endorfin. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy to zmiana nieodwracalna, ale dopóki młode życie pozwala, jest to dla mnie fajna opcja na aktywne spędzanie czasu – dodaje Kacper.

Do rytmu treningów dobrowolnie dostosowuje się organizacyjnie rodzina Kacpra, rodzice, dwie siostry i dziadek.

– Nie pozostaje mi nic innego, jak być im wdzięcznym za to, bo ja robię to z wyboru, a oni podporządkowują się pode mnie, np. co do godzin posiłków. Dobra rodzina – uśmiecha się Kacper.

W tym roku w Szklarskiej Porębie postęp, który dokonał się podczas dwuletnich treningów, pozwolił mu we wszystkich biegach, jakie się tam odbywały, zdobywać pierwsze lokaty. Chwali sobie rodzinną atmosferę imprezy, na którą czeka cały rok.

Zdaje sobie sprawę, że decyzja na sport zawodowy wymaga całościowego zaangażowania.

– Jest to także ogromne ryzyko, że jeśli coś się nie uda, zostaje się „na lodzie”. Często jest tak, że trzeba być w odpowiednim czasie na odpowiednim miejscu, żeby ktoś cię zauważył. Dla mnie obecnie ważniejsze jest zdobycie wykształcenia, żeby potem móc bardziej pomyśleć o sporcie, choć oczywiście wiem, że nie może to być zbyt późno – mówi.

Kacper czeka teraz na wyniki aplikacji na studia – złożył dokumenty na Politechnikę Gdańską na elektrotechnikę i opcjonalnie na budownictwo. Nie oznacza to jednak, że porzuca bieganie. Wakacje nie są wakacjami od treningów.

Przede wszystkim zdrowa aktywność

Tomasz Chmurzyński podkreśla, że zawsze na pierwszym miejscu należy postawić zdrową aktywność fizyczną.

– Większość osób z niepełnosprawnością wzroku ma deficyty ruchowe, bo jeśli osoba niewidoma nie podnosi nóg, tylko je przesuwa, to najpierw trzeba przełamać jej bariery, żeby mogła podnieść nogę, nabyła koordynacji ruchowej. Dalej dopiero następuje dalsza praca i myślenie o sporcie. Zatem najpierw chodzi o takie klasyczne, na krawędzi rehabilitacji usprawnianie i przygotowanie do sportu, a potem dopiero sport. Nie można zrobić tego za szybko, bo to może przynieść więcej szkody niż pożytku – tłumaczy.

Zaznacza, że często sportowi osób z niepełnosprawnością towarzyszy otoczka świętego Graala, tajemnej wiedzy, którą znają tylko nieliczni; przekonanie, że sport osób niepełnosprawnych to są jakieś specjalne warunki, wymagania.

– Nie należy według mnie robić z tego nie wiadomo czego. Otarłem się o sport wyczynowy i próbuję tę wiedzę w bardzo prosty sposób, bez tej otoczki i czarnej magii, przekazywać dalej. To są proste rzeczy dla prostych ludzi robione przez prostych ludzi. To sprowadza się do czystego pragmatyzmu, trzeba po prostu chcieć, najpierw przełamać bariery mentalne, zacząć od podstaw, tak by sobie nie szkodzić przede wszystkim, a potem myśleć o sporcie bardziej zaawansowanym, ale nie można zrobić tego za szybko – podsumowuje.

Sport dla wszystkich

Stowarzyszenie „Oculus” współpracuje ze wszystkimi ośrodkami szkolno-wychowawczymi dla młodzieży z niepełnosprawnością wzroku w Polsce, próbując pozyskiwać do uprawiania aktywności fizycznej i sportowej młodzież.

Ale organizowane przez nich imprezy biegowe są dla wszystkich, wiek nie ma znaczenia. Swoją przygodę z aktywnym spędzaniem czasu Janina Król rozpoczęła cztery lata temu, mając 63 lata. Jest osobą niewidomą i biega z przewodnikiem, którym jest jej słabowidzący mąż, wcześniejszy zawodnik igrzysk paraolimpijskich w pływaniu (Wiesław Król – red.). Do Szklarskiej Poręby przyjeżdżają właściwie od początku, w tym roku po raz czwarty.

– Chcę spędzać czas aktywnie, nie przed telewizorem, nie w domu. Bardzo mnie cieszy taka forma wypoczynku. Jeździmy do Szklarskiej Poręby, ale też jeździmy na bieg z Muszyny do Krynicy. Biegamy z mężem bez względu na pogodę – mówi Janina Król.

W tym roku zajęła trzecie miejsce w kategorii kobiet niewidomych i słabowidzących, we wcześniejszych latach udawało się zajmować pierwsze i drugie lokaty.

Mówi o tym bardzo skromnie, traktując to bardziej jako zabawę niż rywalizację. Namawia koleżanki do aktywności sportowej, na razie bez powodzenia, ale z nadzieją, że uda się jeszcze je przekonać.

– To ważne, że dla zdrowia robi się coś dobrego – podkreśla pani Janina.

Agata Pisarska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.