Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku - Renata Nowacka-Pyrlik

Podczas mojej ostatniej wizyty w Gdańsku, postanowiłam zwiedzić, otwarte w marcu 2017 roku, Muzeum II Wojny Światowej. Przyświecały mi dwa cele: zapoznać się z prezentowaną w nim ekspozycją oraz przetestować dostępność tego obiektu, pod kątem potrzeb osób niepełnosprawnych, zwłaszcza niewidomych i słabowidzących.

Zanim podjęłam tę decyzję, wydawało mi się, że o czasach ostatniej wojny wiem bardzo dużo, i że już niewiele może mnie zaskoczyć. I choć urodziłam się kilkanaście lat po wojnie dzieciństwu mojemu towarzyszyły traumatyczne przeżycia, których doświadczyli moi rodzice i dziadkowie. Mama była nastolatką podczas przesuwania się frontu, wybuch bomby zabił dwie bliskie kuzynki, jej rówieśniczki, oraz ciocię.

Z kolei mój ojciec – wówczas czternastolatek – został z rodzicami i trójką braci wywieziony przez Niemców na przymusowe roboty. Przez trzy lata ciężko pracował w dużym gospodarstwie rolnym we Francji. Moi rodzice i dziadkowie, często wspominali czasy wojny. Otwarcie i bez zakłamywania faktów rozmawiali o „Katyniu”, „Wołyniu” czy pakcie rosyjsko-niemieckim Ribbentrop-Mołotow.

W odległości zaledwie paru kilometrów od miejscowości, w której mieszkałam w dzieciństwie (teren tzw. ziem odzyskanych, dawne województwo szczecińskie), stacjonowało tzw. wojsko sojusznicze. Docierały wtedy do mnie jakieś informacje o pokątnym handlu wymiennym (żołnierze rosyjscy wymieniali ropę czy olej napędowy, czego mieli pod dostatkiem, na mięso i inne dobra od okolicznych rolników). Od czasu do czasu słyszałam też dźwięki akordeonu i sentymentalne albo marszowe piosenki śpiewane po rosyjsku. Tak „kwitła przyjaźń pomiędzy współmieszkańcami tych ziem a Rosjanami nierzadko suto zakrapiana alkoholem. Z tamtych lat pamiętam też, np. smak „kanfietów” (cukierków), jakimi żołnierze rosyjscy częstowali oblegające ich gromadnie „riebionki” (dzieci).

O wojnie przeczytałam całą masę książek, obejrzałam mnóstwo filmów, zobaczyłam wiele miejsc pamięci, przywołujących tragiczne historie związane z okrucieństwem, bezprawiem, głodem i bezsensownym cierpieniem tysięcy ludzi. Nie spodziewałam się więc, że w nowo otwartym Muzeum II Wojny Światowej przeżyję znowu wojenną traumę. Ot, nowa placówka muzealna mieszcząca się w Gdańsku nad Motławą przy Placu Władysława Bartoszewskiego 1, o której się od kilku lat mówiło: najpierw, że jest w budowie, potem, że już (albo nareszcie) otwarto ją dla zwiedzających, a ostatnio, że – dokonywane są w niej różne zmiany.

Kierując się zasłyszaną gdzieś informacją, na zwiedzenie Muzeum zarezerwowałam sobie około trzy godziny. Niestety, w moim przypadku, okazało się to absolutnie nie wystarczające. Gdy wybrałam się więc po raz drugi, spędziłam w nim podobną ilość godzin. Kiedy je opuszczałam, znów miałam podobne odczucie niedosytu jak za pierwszym razem. Uświadomiłam sobie, że zbyt pobieżnie potraktowałam tu filmy, animacje, fotografie. Byłam pod mocnym wrażeniem nagromadzonych w muzeum dokumentów, map i różnorodności innych eksponatów. Jednocześnie miałam poczucie, że ten natłok informacji (słowny, dźwiękowy, filmowy) nie pozwolił mi się skupić na jednym wątku, np. na wspomnieniach tych, którzy przeszli piekło okrucieństwa.

Ponieważ jest aż osiemnaście sekcji tematycznych, a w nich udostępnione do słuchania i oglądania historie wielu ludzi, które wymagają skupienia, to wydaje mi się, że by dokładnie zapoznać się ze zgromadzonym materiałem i nie mieć poczucia chaosu oraz nadmiaru różnorodnych bodźców i informacji, to warto byłoby odwiedzić tę placówkę kilka razy.

Jeśli chodzi o mój odbiór i opinię (siłą rzeczy – subiektywne), to dodatkowy chaos powodowały przemieszczające się wycieczki z głośno mówiącymi przewodnikami. Podczas pierwszego zwiedzania przechodziło obok mnie kilka wycieczek szkolnych (to było w tygodniu). Kolejny raz byłam w niedzielę, było już znacznie spokojniej.

Audioprzewodnik ułatwia zwiedzanie, pozwala na wybranie języka, dotyczy to zwłaszcza obcokrajowców albo osób z problemami wzrokowymi. Stanowi bowiem rodzaj audiodeskrypcji i jednocześnie naprowadza na właściwą ścieżkę zwiedzania. Mnie w pewnym momencie zdarzyło się usłyszeć komunikat w stylu: „znaleźli się państwo w innym miejscu niż wyznaczona trasa zwiedzania. Proszę wrócić do poprzedniej sali i znaleźć odpowiedni kierunek”. Z drugiej strony – stanowi on konkurencję dla innych bodźców, jakimi są bombardowani zwiedzający. (Koszt tego urządzenia, to pięć złotych, doliczanych do kosztu biletu; przy okazji cena biletu ulgowego wynosi szesnaście złotych).

Ale zanim przejdę do innych spostrzeżeń, może warto wrócić do dziejów tej Placówki i wiadomości ogólnych. W materiałach prasowych wyczytałam: „Zamiar utworzenia w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej ogłosił w 2007 r. ówczesny premier Donald Tusk”.

Działkę pod jego budowę podarowało miasto Gdańsk. Plac pod Muzeum znalazł się w historycznym centrum Gdańska w odległości 200 metrów od budynku Poczty Polskiej oraz trzech kilometrów (drogą wodną) od Półwyspu Westerplatte. Jak wiadomo, były to pierwsze obiekty zaatakowane 1 września 1939 roku przez Niemców.

W 2010 roku, w ramach ogłoszonego konkursu na projekt Muzeum mającego upamiętnić ten czas i miliony ludzi w różny sposób zaangażowanych w działania wojenne, wybrano projekt autorstwa Studia Architektonicznego „Kwadrat” z Gdyni. 1 września 2012 roku odbyło się uroczyste wmurowanie kamienia węgielnego pod siedzibę Muzeum. Za kamień węgielny posłużył kawałek bruku znaleziony podczas prac archeologicznych, a będący kiedyś częścią ulicy w dzielnicy Wiadrownia, znajdującej się przed wojną na tym terenie.

Otwarcie placówki planowano na dzień 1 września 2014 roku w siedemdziesiątą piątą rocznicę wybuchu wojny. Termin ten nie został jednak zachowany wskutek opóźniania się prac i wzrostu kosztów (w dniu otwarcia wyniosły one kwotę czterystu pięćdziesięciu milionów złotych). Jednak warto było poczekać… Już sama budowla, która wygrała w konkursie (o powierzchni około dwudziestu trzech tysięcy metrów kwadratowych), z daleka przykuwa uwagę niecodziennym kształtem i czerwoną barwą. Jak czytamy w ulotce reklamowej: „Część naziemna ma kształt pochylonego graniastosłupa o postawie trójkąta i wysokości 40,65 metrów w najwyższym punkcie”.

W części tej, aktualnie jeszcze niedostępnej do zwiedzania (poza poziomem „1”, gdzie można się zapoznać z ciekawie przedstawioną historią miejsca, na którym stoi Muzeum), mają znaleźć się sale konferencyjne i edukacyjne, biblioteka, a na najwyższym poziomie – kawiarnia i restauracja z widokiem na panoramę Gdańska.

Natomiast to, co już jest oddane do zwiedzania, to trzy poziomy części podziemnej. Najistotniejszy dla zwiedzających jest poziom (-3) na głębokości czternastu metrów pod poziomem gruntu, gdzie znajdują się: kino (na sto piętnaście miejsc), sklep z pamiątkami i wydawnictwami na temat wojny, bar, trzy sale wystawowe dla dzieci. Najbardziej interesująca jest wystawa główna, która zajmuje powierzchnię prawie pięciu tysięcy metrów kwadratowych, co sprawia, że jest ona największą historyczną placówką muzealną w Polsce.

W nowoczesny, multimedialny sposób prezentuje ona II wojnę światową zarówno z perspektywy ówczesnej wielkiej polityki, ale przede wszystkim od strony przeżyć zwykłych ludzi. Na wystawie przedstawione są zazwyczaj tragiczne i niezwykle poruszające losy Polaków, ale także doświadczenia przedstawicieli wielu innych narodów, mieszkańców innych krajów. Wystawę tworzą trzy bloki narracyjne: „Droga do wojny”, „Groza wojny” oraz „Długi cień wojny”.

Aby chociaż trochę przybliżyć, zobrazować ogrom tego miejsca, przytaczam informację zaczerpniętą z prasy: „Na wystawie znalazło się około dwóch i pół tysiąca eksponatów oraz około dwustu czterdziestu stanowisk multimedialnych, dzięki którym można m.in. przeglądać archiwalne fotografie i filmy, obejrzeć relacje świadków wydarzeń, zapoznać się z interaktywnymi mapami prezentującymi militarne potyczki czy zmiany granic państw w czasie II wojny światowej”.

Poza wystawą stałą w Muzeum przewidziano także tysiąc metrów powierzchni na wystawy czasowe. Oprócz funkcji wystawienniczych Muzeum ma pełnić rolę ośrodka edukacji, kultury i nauki.

Tyle informacji ogólnych, a teraz moje subiektywne spostrzeżenia dotyczące dostępności pod kątem osób niepełnosprawnych.

W materiałach informacyjnych, zamieszczonych na stronie internetowej Muzeum, napisane jest, że w pobliżu wejścia głównego znajduje się dotykowa makieta tej placówki. Przeczytałam o tym później, już po zakończeniu zwiedzania. Ja jej nie zauważyłam; ale też nie szukałam.

Zwróciłam natomiast uwagę na oznakowany wjazd na podziemny parking (dwupoziomowy, na sto trzydzieści dwa miejsca). Przy okazji, jeśli ktoś nie dojedzie samochodem, to może skorzystać z przejazdu autobusem miejskim linii 130 (kursuje na trasie z Dworca Głównego PKP średnio co dwadzieścia minut).

Gdy znalazłam się przed pochyłym, olbrzymim graniastosłupem (robi ogromne wrażenie, nie przypominał żadnej ze znanych mi budowli), dostrzegłam windy i schody prowadzące do szklanych szerokich drzwi wejściowych znajdujących się w dole. Wybrałam schody. Pierwsze spostrzeżenie – brak oznakowania kolorystyczno-kontrastowego na pierwszym i ostatnim stopniu (może za bardzo przyzwyczaiłam się do takich rozwiązań, bo jest ich coraz więcej w Warszawie).

Za sprawą fotokomórki otworzyły się szklane drzwi (na nich były przyklejone kontrastowe folie transparentne), moją uwagę natychmiast przykuła szarość ścian i wypukła „ścieżka dotykowa dla niewidomych” w srebrnym kolorze. Łączy ona różne punkty (np. dojście do wind, do WC, do punktu informacji). Znalazłam się na poziomie (-1). Żeby dostać się na poziom (-3), gdzie znajduje się wystawa, należy skorzystać z jednej z kilku wind lub ze schodów.

Konsekwentnie, na jednej ze ścian przed wejściem do windy, umieszczony jest plan tyflograficzny, pomagający orientować się w przestrzeni osobom niewidomym i słabowidzącym (plan taki znajduje się na wszystkich aktualnie dostępnych do zwiedzania poziomach; na każdym poziomie jest oczywiście inny). Według mnie to rozwiązanie z zastosowaniem kontrastów dotykowo-kolorystycznych jest bardzo pomocne.

Nie mogę określić przydatności tego typu rozwiązania dla osób całkowicie niewidomych, ponieważ posługuję się wzrokiem. Wydaje mi się, że osoba radząca sobie niezbyt dobrze w nowych miejscach, może tu mieć, ze względu na duże powierzchnie i wiele punktów, problemy z orientacją, zwłaszcza po raz pierwszy. Ciekawa jestem opinii o tym obiekcie ze strony osób całkowicie niewidomych, poruszających się z laską bądź z psem przewodnikiem. Muzeum zapewnia możliwość wejścia z psem asystującym do wszystkich przestrzeni muzealnych dostępnych dla zwiedzających.

Windy w muzeum są „mówiące” z bardzo dobrze oznakowanymi przyciskami. Natomiast na schodach wewnątrz budynku znajdują się „nakładki poręczowe z napisami w brajlu, pozwalające na lepsze orientowanie się w przestrzeni i poruszanie po terenie Muzeum osobom niewidomym” (tak się złożyło, że o tych oznakowaniach też nie wiedziałam wcześniej, a pokonując różnice poziomów przy pomocy windy, a nie schodów, nie zwróciłam na nie uwagi).

Znalazłam jeszcze informację, że Muzeum zapewnia możliwość wypożyczenia wózka inwalidzkiego (co może być bardzo przydatne dla osób z problemami w poruszaniu się).

W punkcie informacji na pytanie, czy osoby niewidome mogą dotykać poszczególnych eksponatów, uzyskałam odpowiedź pozytywną. Sęk w tym, że zdecydowana większość z nich ukryta jest w szklanych gablotach, ale niektóre eksponaty, znajdujące się na drodze zwiedzania, można dotknąć, np. czołgi, karabiny, mury zburzonych domów.

Jeśli chodzi o moje odczucia dotyczące przystosowania Muzeum pod kątem osób słabowidzących, to o audioprzewodniku już wspomniałam. Z pewnością jest bardzo przydatny, pomimo zakłócania odbioru przez inne dźwięki. Kolejna sprawa, o której też wspomniałam, to brak oznakowań kolorystyczno-kontrastowych na schodach, także wewnątrz budynku. Wszechobecna szarość ścian również utrudnia orientację w holach, na korytarzach, w łazienkach, aż prosi się o trochę koloru i kontrastu.

Jeśli chodzi o oznakowania poszczególnych sal i strzałki wyznaczające kierunek zwiedzania, mogłyby być trochę większe i bardziej kontrastowe. Pomimo ze już dwukrotnie zwiedzałam muzeum, zdarzyło mi się zgubić kilka razy. Musiałam prosić osoby pilnujące ekspozycji o pomoc, albo „kręciłam się w kółko”, trafiając w końcu na właściwe wyjście/przejście do innej sali. Jednocześnie zastanawiałam się, czy możliwe jest samodzielne zwiedzanie tej wystawy przez osoby całkowicie niewidome…

Podsumowując – Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku z pewnością robi wrażenie i nie pozostawia zwiedzających obojętnymi na tragiczne losy milionów ludzi żyjących, cierpiących i ginących w Polsce, i w innych miejscach świata. Zwiedzanie takich miejsc jest przestrogą, bo uczy i przypomina: Oby nigdy więcej nic takiego się nie wydarzyło!

Jeśli chodzi o przystosowanie, to chyba każda osoba zwiedzająca będzie miała własne odczucia. Ja osobiście, bardzo doceniam to, co zostało zrobione i uważam, że w porównaniu z innymi placówkami muzealnymi, Muzeum to jest bardzo dobrze przystosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami.

Jednocześnie ciekawa jestem opinii o tym innych osób z problemami wzrokowymi.

A może – jeśli by się te odczucia częściowo pokrywały, warto byłoby wystąpić do dyrekcji Muzeum z jakimiś sugestiami, pomysłami niewielkich adaptacji jeszcze bardziej ułatwiających dostępność zwiedzania.

Renata Nowacka-Pyrlik instruktor ds. rehabilitacji niewidomych i słabowidzących

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.