Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Wspomnienie o Andrzeju Bartyńskim IMPRESARIO I POETA - Jerzy Ogonowski

Kiedy byłem w drugiej, a może w trzeciej klasie szkoły podstawowej, pewnego dnia wychowawczyni klasy, przy okazji jakichś moich udanych czynów szkolnych, powiedziała: “Pracuj tak dalej, ucz się tak, jak teraz, a będziesz taki, jak Bartyński”. Po czym nastąpiła lekcja o tym, że wśród niewidomych są różni zdolni i mądrzy ludzie, a Bartyński, to jest poeta. Potem mijały lata, zmieniały się czasy i nawet epoki, ale od czasu do czasu, gdzieś w tle, ktoś coś nawiązywał, mówił, zapytywał odnośnie Andrzeja Bartyńskiego.

Dziś już nie potrafię powiedzieć, kiedy spotkałem Andrzeja “na żywo”. Prawdopodobnie było to zaraz po maturze na raczej nieudanej próbie Polskiego Związku Niewidomych utworzenia grupy niewidomych w dwuletnim studium języków obcych i stenotypii. Wziął udział w tej próbie wraz ze swym przyjacielem, Ireneuszem Morawskim; do dziś nie jestem pewien, czy celem tego był po prostu udział w czymś nowym, innym, a może zwykła chęć często charakteryzująca artystów uczestniczenia w zabawie i rozrywce.

Impreza nie wypaliła, a potem już na własną rękę i własnymi siłami ukończyłem Wyższe Studium Języków Obcych. I kiedy zacząłem poszukiwać pracy i nawiązywać różne kontakty, znów pojawił się Andrzej Bartyński, ale nie “na żywo”, lecz jako znajomy wielu moich nowych znajomych, których usiłowałem przekonać o swojej wartości jako przyszłego tłumacza. I pamiętam, jak dziś, że kiedy prowadziłem rozmowę na uniwersytecie ze znanym skądinąd już tłumaczem i wykładowcą francuskiego – panem Michalakiem, ten pozapisywał sobie różne moje problemy, po czym ku memu zdziwieniu zapytał: “To jak mi się uda coś załatwić, to mam kontaktować się z panem, czy z Andrzejem Bartyńskim?”.

Potem, kiedy pojawiałem się tu i tam w różnych organizacjach tak PZN-u, jak i innych, od czasu do czasu zjawiał się tam Andrzej Bartyński, choćby po to, żeby tam być, żeby mogli go wymienić pośród różnych zasłużonych niewidomych. Dość prędko zorientowałem się, że nie tylko jest poetą, który pisze i publikuje, ale także potrafi skutecznie organizować i upowszechniać swoją twórczość i osobę.

Częstsze i dłuższe kontakty powstały między nami w Klubie Inteligencji Niewidomej, gdzie był wiceprezesem, a prezesowanie którym przejąłem po Napoleonie Mitraszewskim na kilka dobrych lat. Przypadło nam w udziale wspomaganie upowszechniania jego twórczości, a on z kolei nadawał rangi swoją obecnością naszemu stowarzyszeniu. I ważne jest, że nie czekał Andrzej Bartyński, aż zorganizujemy i ułożymy wszystko, przeciwnie, był inicjatorem i kreatorem tego, co odbywało się wokół jego osoby, a nasz klub stanowił dla niego niezbędne tło. Uczestniczył również w innych stowarzyszeniach, czego przykładem jest udział w założeniu Fundacji Polskich Niewidomych i Słabowidzących “Trakt”.

Jednakże w całym tym przeglądzie dominują na pewno dwie rzeczy: wieloletnie prezesowanie we Wrocławiu Związkowi Literatów Polskich, co zaowocowało w końcu odbywanym do dziś Festiwalem Poezji bez Granic w Polanicy Zdroju. Festiwal ten nawiązywał do Festiwalu Poezji, na którym Andrzej Bartyński otrzymał nagrodę od Juliana Przybosia jako młody dobrze zapowiadający się poeta.

A przecież nie tylko poezja i umiejętność jej sponsorowania, ale też i muzyka nie była mu obca. Podczas jednego z pobytów Papieża Jana Pawła II potężny chór odśpiewał powitalną kantatę do słów Andrzeja Bartyńskiego (“Idzie Pasterz”). A jeszcze dość niedawno zaproponował swój udział w imprezie organizowanej przez PZN, gdzie chciał zarecytować swój poemat poświęcony Chopinowi. Jednak tam zabrakło dla niego miejsca. Cóż, tempora mutantur et nos mutamur in ilis.

W swoim czasie, na benefisie książki “Wróć bo czereśnie”, miałem zaszczyt jako prezes Klubu Inteligencji Niewidomej, współuczestniczyć w promocji i prezentacji tej książki oraz jej autora. Musiałem wystąpić publicznie, a potem usłyszałem, też publicznie, od Andrzeja, że przemawia przeze mnie zawsze grecka chytrość: niby cały czas opowiadam o bohaterze imprezy (czyli o Andrzeju Bartyńskim), ale jeśli się tak temu przyjrzeć, to ostatecznie wychodzi na to, że opowiadam o sobie. Jeżeli jednak nawet tak jest, to oznaczałoby to tylko spełnienie przepowiedni tej nauczycielki drugiej czy trzeciej klasy.

Kiedy Andrzej Bartyński żegnał przed kilku laty swego przyjaciela, Ireneusza Morawskiego, powiedział, między innymi: “Poczekaj! Poczekaj! My tam do Ciebie przyjdziemy”. Pytanie tylko, czy musiał tego słowa dotrzymać tak szybko.

W dniu 16 czerwca o godzinie 14:45 zakończył życie Andrzej Bartyński.

(Informacja o pogrzebie będzie podana w terminie późniejszym.)

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników