Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Życie jak kabaret - Izabela Galicka

Warszawski Teatr Dramatyczny przyzwyczaił nas do wysokiego poziomu spektakli. Sztuk podejmujących tematy ważkie i znaczące. Tym razem jednak dokonano tam kroku niezwykłego – brawurowej, nowoczesnej inscenizacji musicalu. Chciałabym wszystkim serdecznie polecić „Cabaret”, znany większości z nas zapewne z kultowego filmu Boba Fosse z niezapomnianą Lisą Minelli w roli głównej.

Inscenizacja klasycznego musicalu sprzed ponad pół wieku była przedsięwzięciem ryzykownym, ale okazała się nadzwyczaj udana. Dwie i pół godziny świetnej zabawy, ale momentami także gorzkiej zadumy nad prywatnością ludzkich losów uwikłanych w żarna historii mamy gwarantowane.

Przypomnijmy, że akcja „Cabaretu” rozgrywa się w przedwojennym Berlinie – mieście bohemy artystycznej, nieskrępowanej zabawy i seksualnych perwersji. Nad słynnym kabaretem Kit-Kat zbierają się jednak ciemne chmury nadchodzącej faszystowskiej nocy, która rzuca się cieniem na losy głównych bohaterów. Piosenkarka Sally, pełna życia i temperamentu dziewczyna poznaje eleganckiego, nieco zdystansowanego amerykańskiego pisarza, Cliffa. Sally nie chce nic wiedzieć o polityce, wydaje się jej, że ten kabaretowy świat, który kocha, będzie trwał wiecznie. Gość z Ameryki zostaje jednak uwikłany w faszystowską działalność, z przerażeniem obserwuje zmieniającą się w Niemczech sytuację. Podejmuje dramatyczną decyzję o wyjeździe z coraz bardziej hitlerowskiego i antysemickiego kraju. Dziewczyna jednak, mimo zakochania, wybiera karierę i „swój” Berlin…Również inna para zakochanych musi dokonać dramatycznego wyboru. Panna Schneider, właścicielka pensjonatu już jako kobieta dojrzała znajduje swoje szczęście u boku kochającego ją właściciela owocarni, Herr Schultza. Po pięknych zaręczynach nie dochodzi jednak do ślubu, gdyż okazuje się, że jej wybranek jest Żydem. Zastraszona kobieta wybiera bezpieczeństwo i samotność…

Musical dzieli się wyraźnie na dwie części. Pierwsza, radosno-ekstatyczna zanurza nas w atmosferze zabawy i erotyzmu, który wręcz emanuje ze sceny. Wyraźną cezurę stanowi tu piosenka „Jutro należy do nas”, która z lirycznej przyśpiewki przeistacza się w nazistowski marsz. Druga część to zapis narastającej grozy i dramatyzmu. No i finałowa scena – gdy z sufitu, wśród przyciemnionych świateł zsuwa się na deski olbrzymia metalowa konstrukcja, przypominająca klatkę – jakże porażająca w swojej wymowie.

Nie byłoby jednak tego przedstawienia bez mistrza ceremonii z maską klauna, postaci diabolicznej i perwersyjnej, która swoją narracją nakręca całą spiralę zła. Podkreślają to jego przebrania, które w końcu zastępuje mundur. W tę niezwykle trudną rolę brawurowo wcielił się Krzysztof Szczepaniak, oszałamiając widza swoją ekspresją i nieomal go hipnotyzując. W ogóle „Cabaret” to popis plejady aktorskich talentów.

Agnieszka Gorajska, grająca Sally, nie próbuje być podobna do Lisy Minelli, i wychodzi jej to na plus. Umie za to żonglować nastrojem, raz jest pełna werwy i seksu, raz liryczna, w końcu pełna wahań i dramatyzmu. Kontrapunkt dla jej gry stanowi postać Cliffa, zagranego przez Mateusza Webera z wdziękiem, dystansem i wrażliwością. Prawdziwie zjawiskowa jest Agnieszka Wosińska, wcielająca się w rolę starej panny, z jej cichym liryzmem, ale i gorzkim, życiowym realizmem. Jej taniec z ananasem na długo pozostanie w pamięci widzów. Pięknie partneruje jej Piotr Siwkiewicz, z wielkim ciepłem i urokiem kreujący rolę Schultza.Dixielandowa muzyka Johna Kandera nie trąci myszką, jest nadal porywająca, cudowne przekłady Młynarskiego sprawiają, że piosenki są nadal świeże i jędrne i zapewne długo nie zapomnimy najsłynniejszej z nich „Życie jest kabaretem”. Szczególne uznanie należy się Arturowi Żymełce za choreografię – jako że w ramach kultury bez barier osoby słabowidzące dostają w teatrze miejsca w pierwszym rzędzie – mogłam w całej pełni podziwiać taneczne i erotyczne wyczyny artystów z Kit-Kata. Przede wszystkim jednak gorące brawa za odwagę dla pani reżyser, Eweliny Pietrowiak – za wskrzeszenie w fascynującej formie przebrzmiałego już nieco „Cabaretu”.

Izabela Galicka, filolog polski i kulturoznawca

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników