Treść strony

 

„Tylko wyjmij mi z tych oczu…” - Izabela Galicka

W tym roku, dokładnie 22 stycznia, obchodziliśmy setną rocznicę urodzin warszawskiego poety, Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Należał do tzw. „pokolenia Kolumbów”, czyli pierwszego pokolenia urodzonego w wolnej Polsce. Niestety, marzenia i aspiracje tych młodych ludzi nie miały się spełnić. W ich życie, w ich młodość z całym okrucieństwem wkroczyła historia – II wojna światowa tragicznie napiętnowała ich losy. Poeci musieli stać się żołnierzami, a wielu z nich z całym heroizmem oddało Ojczyźnie swoje życie, tak jak Baczyński.

A miało być przecież zupełnie inaczej. „A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży/wyhuśtała mnie chmur kołyska” – pisał Krzysztof Kamil w jednym ze swoich wierszy. Był synem Stanisława Baczyńskiego, pisarza i krytyka, a także działacza Polskiej Partii Socjalistycznej i oficera wywiadu. Jego mamą była Stefania, z domu Zieleńczyk, nauczycielka pochodząca z zasymilowanej rodziny żydowskiej. Dorastał więc w środowisku inteligenckim i pewnie czekałaby go wspaniała przyszłość. Jako dziecko był jednak chorowity, miał słabe serce, obawiano się, że zachoruje na gruźlicę. Na pewno to wszystko ukształtowało wrażliwość przyszłego poety.

Jego rodzina mieszkała przy Bagateli 10, skończył Gimnazjum i Liceum im. Stefana Batorego, gdzie w maju 1939 roku otrzymał świadectwo dojrzałości. W jego klasie byli także Alek, Zośka i Rudy, znani nam wszystkim z powieści Aleksandra Kamińskiego „Kamienie na szaniec” – była to klasa humanistyczna. Młody Krzysztof fascynował się zarówno literaturą francuską (sam pisał wiersze w tym języku), jak i „Ferdydurke” Gombrowicza!

W latach 1934–35 był harcerzem, należał do Warszawskiej Drużyny Harcerskiej „Pomarańczarnia”. Razem z przyjacielem, późniejszym literatem, Konstantym Jeleńskim działał też w Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej „Spartakus”. Zadebiutował wierszem „Wypadek przy pracy” właśnie w organie prasowym tej organizacji, czyli „Strzałach”.

Marzył o studiach na ASP, ale… wybuchła wojna. Okupację spędził przy Hołówki 3. Nie poszedł do getta, razem z matką został po aryjskiej stronie, ryzykując w każdej chwili rozstrzelanie. 3 czerwca 1942 roku wziął ślub z Barbarą Drapczyńską. Ukochanej żonie Basi poświęcił wiele wierszy, m.in. przepiękną „Białą magię”. W latach 1942–43 studiował polonistykę na tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Utrzymywał rodzinę z dorywczych prac – szklił okna, malował szyldy, a nawet pracował u węglarza. Uczył się też w Szkole Sztuk Zdobniczych i Malarstwa.

Polonistykę rzucił dla konspiracji i poezji. Od lipca 1943 roku był sekcyjnym w plutonie „Alek”. Uczestniczył w akcji wykolejenia pociągu jadącego do Berlina. Był poetą, ale chciał także walczyć dla Ojczyzny, choć był to dla niego wybór tragiczny. Ukończył Szkołę Podchorążych „Agricola” i został starszym strzelcem podchorążym. Kierował też działem poezji w czasopiśmie „Droga”. Zwolniono go jednak z obowiązków żołnierza ze względu na zły stan zdrowia, natomiast poproszono o przyjęcie stanowiska szefa prasowego kompanii.

Baczyński czuł jednak, że musi walczyć. Przeniósł się do słynnego batalionu „Parasol”. Wybuch Powstania Warszawskiego w 1944 roku zastał go przy Placu Teatralnym. Nie zdołał przedrzeć się do swoich, przyłączył się więc do oddziału ppor. Lesława Kossowskiego. 4 sierpnia 1944 roku „Krzyś” zginął na posterunku w Pałacu Blanka. Strzelał prawdopodobnie strzelec wyborowy z okien Teatru Wielkiego.

Jaką poezję pisałby, gdyby nie było wojny, gdyby nie naznaczyła ona krwawym piętnem losu jego pokolenia? Czy byłaby to twórczość wizyjna, subtelna, malarska, pełna delikatnych metafor? „Tańczą panowie, tańczą panie na moście w Avignon” – wszyscy to znamy. A tymczasem w wierszu „Rodzicom” pisał: „Miłość – cóż zrodzi – nienawiść, struny łez”.

Jego spuścizna literacka jest objętościowo niewielka – zaledwie parę tomików. A jednak wracamy do tych wierszy, które są zarazem piękne i proste, ale też uderzające celną metaforyką jako świadectwo koszmaru wojny. Baczyński zdawał sobie sprawę z tragicznego piętna, które naznaczyło jego pokolenie, pokolenie straceńców, a jednocześnie pokolenie stracone. W wierszu „Modlitwa do Bogarodzicy” pisał: „prowadź nocne drogi jego wnuków, byśmy milcząc umieli umierać”. Nie mógł być tylko poetą i artystą, wojna zmusiła go także do bycia żołnierzem, co pociągało za sobą zabijanie – wrażliwa natura poety musiała się przeciwko temu buntować, ale tak w jego poezji, jak i w życiu zwyciężył patriotyzm i moralny obowiązek Polaka. Jednocześnie jak nikt inny zdawał sobie sprawę, że ani on, ani jego współcześni nie dorośli do roli bohaterów, nie są w stanie udźwignąć tego ciężaru odpowiedzialności: „Umrzeć przyjdzie, gdy się kochało wielkie sprawy głupią miłością”.

Czas „wielkiej rzeźby”, czyli rzezi, był dla niego przerażający, pełen smutku i mroku. Dlatego w jego wierszach powracają wstrząsające obrazy i metafory, jak krzyże złamanych rąk, morza pełne krwi, czaszki, trumny, szubienice. Nie ma przyszłości – „wiek przywali głazem”. Historię postrzegał Baczyński jako tragiczne powtórki dziejów, dążących ku śmierci, ku unicestwieniu. To historia przeklęta – a dotknęła ona właśnie jego pobratymców – „My sami – tacy mali, krok jeszcze – przejdziem w mit”. A przyszłe pokolenia ich poświęcenia nie docenią, po prostu historia o nich zapomni.

Czy przeczuwał własną śmierć? Chyba tak, skoro w wierszu „Z głową na karabinie” pisał: „Nocą słyszę, jak coraz bliżej drżąc i grając krąg się zaciska”. Coraz był bliżej, zamieniając się w poetyckiej wizji w ostrze tnące tuż przy ustach. Od rzeczywistości „Apokalipsy spełnionej” nie było ucieczki. „Krąg (…) przetnie światło zanim dzień minie” – a jednak nie zrezygnował z aktywnej, heroicznej postawy, do końca wytrwał na żołnierskim stanowisku.

Jaką poezję pisałby, gdyby nie naznaczyła jej wojna? Piękną, radosną, delikatną, pełną miłości do świata? Ewa Demarczyk pięknie interpretowała w swojej piosence jego wiersz „Niebo złote ci otworzę”. A jednak nie mógł tworzyć takiej poezji – dalej mamy słowa: „Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne – obraz dni, który czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki (…)”. Baczyński – czy to poeta zniszczony przez historię? Jako twórca na pewno nie, dowodem są choćby jego wiersze w podręcznikach szkolnych. Jego poezja jest bowiem ciągle żywym świadectwem pełnego tragizmu losu, który dotknął całe pokolenie Kolumbów.

Izabela Galicka

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.