Treść strony
Raj odzyskany
Kiedy przestałam móc czytać, nadszedł dla mnie bardzo traumatyczny czas. Pojawiła się gdzieś w moim życiu pustka, luka, której zdawało się, nic nie wypełni. Zaczęłam nienawidzić tak niegdyś ukochane książki. Za to, że sprawiają mi tyle trudności i za to, że w ogóle istnieją – ale już nie dla mnie. Ograniczałam się do czytania krótkich tekstów na portalach informacyjnych, ale przecież nie o takie zubożenie chodziło; czułam się odłączona od źródła literackości.
W poszukiwaniu bardziej uniwersalnego języka niż słowa wgłębiłam się w świat muzyki. Za młodu słuchałam niezbyt ambitnego może rocka, preferując mocne uderzenie. Potem przyszedł czas fascynacji jazzem i miłość do tego gatunku trwa we mnie nadal. Słuchałam jazzu na You Tube, odkrywając nowych wykonawców i nowe przestrzenie tych niezwykłych brzmień xmas.html , na czele z moim ukochanym Keithem Jarretem. Chodziłam na wszystkie koncerty z cyklu Jazz na Starówce, zafascynowana brzmieniem tej muzyki w plenerze i energią, jaką otwiera w ludziach. Niegdysiejszą wspólnotę kulturową, którą dawała mi literatura, odnajdywałam teraz w muzyce.
Moje poszukiwania poszły jeszcze dalej, w kierunku muzyki klasycznej. Wyszłam poza standardy Mozarta i Bacha, anektując dla swego ucha tak wspaniałych i różnych twórców jak Mahler i Rachmaninow. Kiedy patrzę na to z pewnej perspektywy, to widzę, że szukałam muzyki, która jak najbardziej zbliżałaby mnie do słowa. Może dlatego moje dalsze poszukiwania podążyły w kierunku muzyki współczesnej. Byłam pod wrażeniem Góreckiego, ale naprawdę na kolana rzuciła mnie Epifora na fortepian i taśmę Pawła Mykietyna. To była muzyka, kreująca tak wyraziste obrazy, że zamieniały się w mojej głowie niemal w całe narracyjne opowieści.
Jestem głęboko przekonana, że człowiekowi poszukującemu życie podpowiada właściwe ścieżki. Tak też stało się i w moim przypadku. Współpracowałam wówczas z firmą wydającą audiobooki dla dzieci i młodzieży. Miałam pisać recenzje i koleżanka przyniosła mi do przesłuchania całą serię fantastycznych płyt, fascynujących literacko i fabularnie, opatrzonych niebanalną oprawą muzyczną, a przy tym czytanych przez znakomitych polskich aktorów. Były to prawdziwe perełki, synteza sztuk na małą, ale za to doskonałą skalę. Te godziny słuchania spowodowały swoisty przełom nie tylko w mojej wrażliwości i percepcji, ale i w podejściu do słowa. Samo słowo zaczęło do mnie wreszcie przemawiać swoją formą brzmieniową, a nie, jak do tej pory przez zapis linearny. Mogę powiedzieć, że wydarzył się swego rodzaju cud. Moje zmysły dokonały prawdziwego przestawienia – z odbioru wizualnego na słuchowy.
W jakiś sposób powróciłam do czasów dzieciństwa, kiedy to mama opowiadała mi baśnie przed zaśnięciem. W sumie muszę przyznać, że był to mój pierwszy, niejako pierwotny kontakt ze słowem. Ale nawet w późniejszym dzieciństwie, gdy już umiałam czytać, ten kontakt szedł niejako dwutorowo, słuchałam też wielu bajek z płyt jeszcze winylowych, w tym mojej najbardziej ukochanej o warszawskiej Złotej Kaczce.
Wspomnienia z lat dziecinnych w pewnym sensie ponownie otworzyły mnie na przekaz werbalny. Pierwszy, drugi audiobook traktowałam jeszcze z pewną nieufnością i dystansem, niepewna, czy w ogóle coś zapamiętam. Dlatego zaczynałam od literatury lżejszego kalibru. Szybko jednak odkryłam, że dzisiaj na audiobookach jest już prawie wszystko, od literatury faktu do wielkich powieści klasycznych. Wydarzeniem stało się dla mnie zakupienie „Złego” Leopolda Tyrmanda, książki, której ze względu na drobny druk nigdy bym nie przeczytała. Co do zakupów, miłą niespodzianką było dla mnie to, że ceny audiobooków kształtują się poniżej wydań papierowych; można je już nabyć od około 30 zł, podczas gdy koszt książki drukowanej oscyluje jednak wokół 50 zł. Przebogaty zbiór audiobooków o zróżnicowanej tematyce oferuje warszawski Empik, a sprzedawcy są życzliwi i chętni do udzielenia pomocy. W Internecie znalazłam też kilka sklepów wysyłkowych z całkiem szeroką ofertą. Jest „Audioteka”, jest „Sklep” dla słuchacza, gdzie nie trzeba nawet się rejestrować, żeby dokonać zakupów. Przekonałam się także, że wiele bibliotek dysponuje dziś audiobookami, np. niezły ich wybór posiada Biblioteka na Koszykowej.
Tak więc obecnie ktoś, kto nie może używać wzroku do czytania, nie jest już skazany na literacką próżnię. Dziś wiem, że to ja sama musiałam pokonać bariery w swojej głowie i nawykach, żeby przejść do nowej formy obcowania ze słowem. Cóż, wszystko, co nowe na początku wydaje się trudne do oswojenia, bo jest to przestrzeń nieznana. Ale dzięki odwadze odzyskuję swój literacki raj na nowo. Na razie jeszcze nieśmiało, z niejakim wahaniem, z tą świadomością, że słucham. Myślę jednak, iż przyjdzie taki czas, w którym nośnik przestanie mieć aż takie znaczenie i powiem po prostu, że czytam książki.
Izabela Galicka, filolog polski, pracownik Fundacji „Trakt”
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu TYFLOSERWIS - INTERNETOWY
SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY dofinansowany ze środków Państwowego
Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 20-08-2015 14:38:39