Treść strony

 

Prezes - Izabela Galicka

Józefa Mendrunia, prezesa Fundacji „Trakt”, poznałam w bardzo trudnym dla mnie czasie. Byłam po rozwodzie, dwa lata bez stałej pracy, stan moich oczu się pogarszał. Dziesiątki CV rozsyłanych bezskutecznie. I nagle pojawił się człowiek, który powiedział „Dam pani pracę!” Nie mogłam uwierzyć. Bardzo się bałam, wieloletnia praca w szkole ukształtowała we mnie fałszywe przekonanie, że umiem być tylko nauczycielką. Miałam 45 lat. Fundacja dla niewidomych? Nic o tym nie wiedziałam, mimo własnych kłopotów ze wzrokiem żyłam z dala od tego środowiska. A jednak Pan Prezes zdecydował się dać mi szansę.

Początki były skromne. Czytałam Panu Prezesowi maile, na niektóre w imieniu Fundacji odpisywałam. Z dzisiejszej perspektywy ten czas wspominam jednak najmilej. Poznawaliśmy się, te godziny rozmów – o problemach niewidomych, o tym środowisku, ale także o literaturze i psychologii, o życiu i o tym, jakie powinniśmy mieć w nim priorytety. Z olbrzymim talentem pedagogicznym Prezes niejako mimochodem wprowadzał mnie w nową dla mnie dziedzinę. Był wymagający, „czepiał się” o detale, zdarzał Mu się nawet sarkazm – a z drugiej strony było w Nim jakieś głęboko ludzkie ciepło… po prostu czuło się, że temu człowiekowi można ufać, że można na Nim polegać.

***

Kiedy staliśmy się przyjaciółmi? Nie wiem – pewnie gdzieś na przestrzeni tych sześciu lat spędzonych we wspólnej pracy. Pilotował moje pierwsze projekty, cieszył się z każdego dobrego artykułu, podsuwał tematy, ale też zostawiał dużą autonomię w działaniu. Wymagał jednak rzetelności i odpowiedzialności za własne poczynania. Jednocześnie zaś doradzał – jak rasowy psycholog – pytaniami naprowadzając na odpowiedzi. Podziwiałam Jego błyskotliwy intelekt, ironiczne, ale też autoironiczne poczucie humoru – stopniowo docierało do mnie, że mam do czynienia z kimś naprawdę wybitnym. Oprócz przyjaźni to rodziło szacunek. Bywał autorytarny, a z drugiej strony wrażliwy na kobiece łzy i bardzo opiekuńczy. Gadałam z Nim o wszystkim – o mężczyznach, o problemach z rodziną, o kłopotach finansowych. Niekiedy przy koniaczku.

***

Kochał życie, lubił ludzi. Czy myślał o tym, co jest po drugiej stronie? Chyba tak. Prezes każdą wolną chwilę w gabinecie spędzał na słuchaniu literatury. Kiedyś zapytałam Go, czego słucha, a On odpowiedział, że „Smugi cienia” Conrada. Zirytowałam się wtedy i powiedziałam, że to chyba jeszcze nie czas, że tyle jeszcze zadań i wyzwań przed fundacją… Chyba nie obawiał się przejścia w inny świat, bardziej bał się długotrwałej choroby, tego, że może stać się ciężarem dla innych. Dobry Bóg, w którego, nie wiem, czy do końca wierzył, dał Mu najpiękniejszą śmierć, jaką sobie można wyobrazić. We śnie.

***

Zawsze czytałam Prezesowi swoje wiersze. Kazał mi je recytować z pamięci, także w większym gronie, co było dla mnie straszne. Zachęcił mnie do uczestnictwa w grupie literackiej „Poetica” działającej przy Zarządzie Głównym PZN-u. Niebotycznie cieszył się z każdego wydanego tomiku, powiem więcej – był dumny. I to szczerze, bez odrobiny zazdrości. Mimo dużej zażyłości nigdy nie przeszliśmy na „ty” – Pan Prezes umiał trzymać dystans. Kiedy teraz o tym wszystkim myślę, kiedy już Go z nami nie ma, to chyba traktowałam Prezesa trochę jak drugiego tatę. Którego mi cholernie teraz będzie brakowało…

Iza Galicka, pracownik Fundacji „Trakt”

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.