Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Obiektywnie rzecz biorąc – Tomasz Matczak

Od początku istnienia świata żyły na nim osoby niepełnosprawne. Słów, jakimi określano takich ludzi na przestrzeni dziejów, jest mnóstwo. „Kaleka”, „nieszczęśliwy”, „ułomny”, „inwalida”, aż wreszcie najbardziej zdaje się neutralne „niepełnosprawny”, choć i to może się zmienić, właściwie już się zmienia, bo teraz lepiej mówić „osoba z niepełnosprawnością”. Dokonano podziału na różne dysfunkcje, uszeregowano stopnie, sklasyfikowano choroby i pogrupowano schorzenia. W miarę rozwoju cywilizacji z pomocą niepełnosprawnym przychodziły wynalazki i nowe technologie. Szeroko pojęta rehabilitacja sprawiła, że zaczęli czynnie uczestniczyć w życiu społeczeństwa. Podejmowali pracę, rozwijali z powodzeniem swoje artystyczne pasje i zaczęli rywalizować na polu sportowym.

Dziś widok osoby niepełnosprawnej na ulicy nie budzi już takiego zdziwienia jak dawniej. Przez edukację udało się przekonać społeczeństwo, że pomimo inności jesteśmy normalnymi ludźmi, że mamy swoje pasje i marzenia, które da się realizować.

Czy w tym miejscu należałoby powiedzieć: i bardzo dobrze, a potem zakończyć te rozważania? Bynajmniej! Mam bowiem wrażenie i nie jestem w nim odosobniony, że obecnie pewna równowaga zaczyna być zaburzona. Nie jest to popularny punkt widzenia, bo jeśli coś działa na naszą korzyść, choćby pozornie (ale o tym później), to trudno podnosić larum.

Teraz dwa fakty:

  1. Zwyciężczynią dziewiątej edycji popularnego programu telewizyjnego „Taniec z gwiazdami” została niewidoma Joanna Mazur.
  2. Nagrodę dla sportowca roku 2021 w plebiscycie Kanału Sportowego otrzymała paraolimpijka Róża Kozakowska.

Czy gdyby obie panie były pełnosprawne, to zostałyby laureatkami?

Nim zaczniesz, Drogi Czytelniku, zgrzytać zębami i wieszać psy na autorze niniejszych słów, racz proszę przebrnąć przez resztę mych refleksji.

Nie wiem, czy Joanna Mazur tańczyła tak wspaniale, że urzekła jurorów samą tylko gracją ruchów, ale mam wrażenie, że nie bez znaczenia dla końcowego werdyktu była jej historia i niepełnosprawność. Wiem natomiast, i to jest bezsprzeczne, że jakkolwiek Róża Kozakowska zdobyła złoty medal paraolimpijski, to do najbardziej znanych i uznanych osobistości w dziedzinie polskiego sportu nie można jej zaliczyć. Dlaczego? Dlatego że mimo wszystko (czytaj: mimo niezaprzeczalnego triumfu na paraolimpiadzie) mało kto z kibiców sportowych o niej słyszał.

To właśnie miałem na myśli, pisząc wcześniej o zaburzonej równowadze. Otóż niepełnosprawność ze wstydliwej przypadłości, jaką była dawniej, stała się w pewnych okolicznościach handicapem. Czy to źle? Moim zdaniem tak.

O ile niepełnosprawny faktycznie robi coś lepiej niż pełnosprawni i bierze udział w jakimś konkursie czy plebiscycie, a potem wygrywa, to nie mam żadnych wątpliwości, że nagroda mu się należy. Tylko czy jury lub kapituła jakiegokolwiek współzawodnictwa będzie w stanie wydać werdykt obiektywnie, gdy jeden z uczestników będzie miał widoczną dysfunkcję? Pewnie tak, bo nie każdy konkurs czy plebiscyt wygrywają niepełnosprawni. Tyle że ja o takich sytuacjach nie słyszałem. Głośno natomiast robi się, gdy sytuacja jest odwrotna. Czy zatem koniecznie trzeba się doszukiwać w wynikach niesprawiedliwych werdyktów, bo jury zamiast rzeczowej i bezstronnej oceny, kierowało się jeszcze współczuciem czy choćby podziwem dla zdwojonych wysiłków osoby niepełnosprawnej? Oczywiście, że nie, aczkolwiek zawsze w takim przypadku pozostaje cień wątpliwości.

Gdy w roku 2020 plebiscyt Przeglądu Sportowego na sportowca roku wygrał żużlowiec Bartosz Zmarzlik, to podniosło się głośne larum, że to jakieś nieporozumienie, bo nagrodę powinien bezspornie otrzymać Robert Lewandowski. Tego ostatniego bowiem zna cały świat, a tego pierwszego jedynie środowisko kibiców czarnego sportu. Zatem przy wyborze sportowca roku zwykle bierze się pod uwagę popularność i dokonania. Czy w takim razie Róża Kozakowska powinna otrzymać tytuł sportowca roku w plebiscycie Kanału Sportowego? Oczywiście, każdy przyznaje nagrody według własnego widzimisię, a raczej uznania czy regulaminu, więc skoro jury Kanału Sportowego wydało taki werdykt, to mnie nic do tego. Po co więc strzępię pióro, a raczej klawiaturę?

Na pewno nie po to, aby zdyskredytować Różę Kozakowską. Uważam, że dokonała rzeczy wielkiej, a historia jej życia to historia osoby niezłomnej, walecznej i dążącej do celu pomimo przeciwności losu. I to jakich przeciwności! Gdyby jednak zapytać na ulicy o dziesięciu sportowców roku, to być może personalia paraolimpijki pojawiłyby się w jakichś ustach, ale nie sądzę, by mogła konkurować z Robertem Lewandowskim, Igą Świątek, Anitą Włodarczyk czy Kamilem Stochem.

Ktoś powie, że owi sportowcy dostali już wiele nagród, więc czas na zmiany. Tak, pełna zgoda, ale niech to będą zmiany podyktowane względami stricte sportowymi, a nie okołosportowymi.

Nie chciałbym, aby niepełnosprawne dziecko dostawało wyższą ocenę z matematyki niż rówieśnicy tylko dlatego, że jest niepełnosprawne. Owszem, trzeba brać pod uwagę stopień trudności i zaangażowania, ale nie można jednocześnie niesprawiedliwie oceniać innych. Rzecz jasna, że ani Kamil Stoch, ani Robert Lewandowski, ani pozostałe wymienione wcześniej gwiazdy sportu nie poczuły się urażone tym, że nagrodę dla sportowca roku na gali Kanału Sportowego dostała Róża Kozakowska. Być może nawet pogratulowali jej, a z pewnością pogratulowaliby, gdyby była po temu sposobność.

Osoba z zaburzeniami smaku nigdy nie zostanie kiperem, niesłyszący nigdy nie będzie dobrym dyrygentem orkiestry, a niewidomy nigdy nie osiągnie mistrzostwa w wyścigach rajdowych. To nie jest żadna dyskryminacja. To po prostu fakt. Taki sam, jak stwierdzenie, że zdrowy osiemnastolatek zwycięży w biegu na sto metrów z pięciolatkiem. Czy to dyskryminacja pięciolatków? Bynajmniej!

Kiedyś niepełnosprawnych chowano w szafie, a dziś samo społeczeństwo stara się, moim zdaniem czasem na siłę, udowodnić ich wyjątkowość. Tylko komu udowodnić? Sobie czy samym niepełnosprawnym? Dla tych ostatnich jest to bardzo miłe, budujące i pobudzające do działania. Tyle że to samo można osiągnąć w inny sposób. Niekoniecznie trzeba uciekać się do umieszczania na pierwszych miejscach w plebiscytach czy konkursach. Podziw da się okazać inaczej i uznanie także.

To szczególnie ważne w szkołach integracyjnych. Faworyzowanie niepełnosprawnych dzieci może się obrócić przeciwko nim. Rówieśnicy są bowiem bezlitośni, gdy widzą takie rzeczy. Poza tym faworyzowanie demotywuje innych. I nie da się tego usprawiedliwić empatią czy współczuciem. Czy jest zatem jakiś złoty środek?

Tak, nazywa się obiektywizm. To trudna sztuka, a jeszcze trudniejszą staje się w obliczu niepełnosprawności. Niektórzy chyba boją się ewentualnych oskarżeń o brak współczucia i zatwardziałość serca, a nie powinni. W konkursie na najlepszą książkę nie liczy się przecież, a przynajmniej nie powinno się liczyć to, kto ją napisał, ale to czy to faktycznie dobra powieść. Na festiwalu nagrodę powinien dostać ten, kto zaśpiewa najczyściej i nikt inny.

Naprawdę nie chodzi mi ani o Joannę Mazur, ani o Różę Kozakowską. Cenię obie, podziwiam ich dokonania, a ich osoby podaję wyłącznie jako przykład, ale nie jako nietrafionych czy naciąganych werdyktów, lecz pewnego trendu, który pojawił się niedawno. Tak bardzo staramy się, aby społeczeństwo traktowało nas normalnie, ale czasem wpadamy w sidła zbyt szeroko pojętej tolerancji. Mam nadzieję, że ów wspomniany trend szybko zaniknie, bo w przeciwnym razie może się to obrócić przeciwko nam. Nikt nie będzie chciał rywalizować z niepełnosprawnym, bo uzna, że rezultat jest z góry wiadomy. To byłaby prawdziwa katastrofa!

Tomasz Matczak

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.