Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Niewidoma studentka w programie Erasmus - wywiad z Moniką Dubiel - Dorota Koprowska

Była Pani pierwszą niewidomą studentką Uniwersytetu Warszawskiego, która w 2009/2010 roku zdecydowała się pojechać na międzynarodową wymianę studentów w ramach programu Erasmus do Barcelony. Co właściwie skłoniło Panią do podjęcia tej decyzji? I czy z perspektywy czasu ocenia Pani, że była ona odważna?

Powodów było kilka. Po pierwsze, w czasie nauki w liceum byłam na wycieczce w Hiszpanii i miałam okazję spędzić kilka godzin w Barcelonie. Zakochałam się w tym mieście od pierwszego wejrzenia. Postanowiłam wtedy, że muszę tam kiedyś wrócić na dłużej. W zasadzie myśl o wyjeździe w ramach programu Erasmus towarzyszyła mi od początku studiów, więc wyjazd był tylko kwestią czasu. Kocham morze i kocham góry, Barcelona więc wydawała się idealnym wyborem, bo jedno i drugie jest tam na wyciągnięcie ręki. Poza tym byłam wtedy po drugim roku filologii hiszpańskiej i chciałam wyjechać do Hiszpanii, żeby szlifować język. Na pewno była to odważna decyzja, ale z perspektywy lat myślę, że była to jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Otworzyła mi oczy na świat, jego różnorodność i koloryt. W Barcelonie zaprzyjaźniłam się z ludźmi z Kolumbii, Peru, Meksyku, Brazylii czy Beninu. Karmiłam ich bigosem, a oni częstowali mnie daniami ze swoich stron. Wspólnie uczyliśmy się katalońskiego i zachwycaliśmy się Gaudim (Antoni Gaudí – kataloński architekt i inżynier secesyjny słynący z wyjątkowych projektów…). Oni starali się wytłumaczyć Hiszpanom, że nie każdy Kolumbijczyk to baron narkotykowy, a ja próbowałam ich przekonać, że w Polsce białe misie wcale nie biegają po ulicach.

A jak na Pani decyzję zareagowała rodzina, znajomi, nauczyciele akademiccy? Wspierali Panią w tej decyzji czy jednak próbowali odwieść od tego pomysłu, mówiąc, że to zbyt ryzykowne?

Nie przypominam sobie, żeby nauczyciele akademiccy cokolwiek komentowali. Moi przyjaciele byli zachwyceni, że będą mogli mnie odwiedzić. Mama była pewnie zaniepokojona, ale wspierała pomysł wyjazdu, bo wiedziała, że to pozwoli mi stać się w jeszcze większym stopniu osobą samodzielną. Mama zresztą pojechała ze mną na pierwszy tydzień, żeby mi pomóc na starcie. Wspólnie eksplorowałyśmy najbliższą okolicę mojego mieszkania i uczyłyśmy się drogi na uniwersytet.

Na którym roku studiów wyjechała Pani na Erasmusa, na jak długo oraz jaką wybrała Pani uczelnię i dlaczego?

Pojechałam na IV roku studiów i spędziłam w Hiszpanii dwa semestry. Studiowałam na Universidad de Barcelona i wybrałam tę uczelnie, gdyż była to jedyna uczelnia w stolicy Katalonii, na jaką można było wyjechać z mojego wydziału, a byłam zdecydowana, że chcę studiować właśnie w tym mieście.

Studiowała Pani filologię hiszpańską oraz psychologię, teoretycznie więc wybór Barcelony nie powinien dziwić. Czym jednak kierowała się Pani, wybierając to miasto? Czy słyszała Pani wcześniej, aby było ono miastem przyjaznym dla osób niewidomych?

Jak już wspominałam, w Barcelonie zakochałam się w trakcie mojej pierwszej tam bytności. Czytałam wiele książek, których akcja toczy się w Barcelonie, uwielbiam też pochodzącą stamtąd muzykę. Fascynowała mnie i fascynuje do dziś historia Katalonii, dlatego właśnie wybrałam Barcelonę. Nie interesowałam się przed wyjazdem, czy jest ona jakoś wybitnie przyjazna osobom niewidomym. Choć podejrzewałam, że jako drugie co do wielkości miasto Hiszpanii na pewno będzie przyjaźniejsza niż Warszawa. W tamtych czasach w Polsce nikomu nie śniło się o punktach uwagi czy ścieżkach dotykowych w metrze. W Hiszpanii już dziesięć lat temu to była oczywistość.

W jaki sposób przygotowywała się Pani do tego wyjazdu? Czy przed przyjazdem do Barcelony nawiązała Pani jakieś kontakty ze swoją przyszłą uczelnią, informując ją o tym, iż jest Pani niewidomą studentką, w związku z czym będzie potrzebować Pani pomocy w orientacji przestrzennej, czy też w przygotowywaniu materiałów do nauki? Czy jednak wszelkie formalności zaczęła Pani załatwiać dopiero na miejscu?

Oczywiście, trzeba było poinformować uczelnie. To wymóg formalny, bo uczelnia ma prawo odmówić przyjęcia na wymianę studenta z niepełnosprawnością, jeśli stwierdzi, że nie jest w stanie mu zapewnić odpowiednich warunków nauki. Żadnej jednak pomocy ze strony uczelni nie dostałam – ani orientacji przestrzennej, ani specjalnych materiałów. Niektórzy profesorowie na moją prośbę zgodzili się udostępnić mi slajdy ze swoich wykładów. Inni jednak odmówili, zasłaniając się prawem autorskim.

Jak wyglądały Pani pierwsze dni pobytu w Barcelonie? Czy ktoś z bliskich, znajomych pomógł Pani zaaklimatyzować się w mieście w pierwszych dniach?

Kilka lekcji orientacji przestrzennej udało mi się wyprosić w miejscowym związku niewidomych. W większości jednak pomagała mi na początku mama, a potem koleżanka, którą znałam jeszcze z Polski, a która mieszka w Barcelonie na stałe.

Czy uczelnia, na której Pani studiowała, zaoferowała Pani jakiekolwiek wsparcie? Czy szukała Pani dla wsparcia w innych instytucjach?

Niestety, uczelnia nie oferowała żadnego wsparcia studentom niepełnosprawnym.

Jak wyglądała codzienność na uczelni? Jacy okazali się inni studenci? Czy można było na nich liczyć?

Studenci okazali się bardzo sympatyczni i chętni do pomocy. Nawiązałam wiele przyjaźni na uniwersytecie, choć większość chyba na kursie katalońskiego. Z niektórymi mam kontakt do dziś.

Jest wiele innych zagranicznych uczelni, które w porównaniu do hiszpańskich oferują dużo wyższy poziom opieki nad niewidomymi studentami, np. w Niemczech. Czy w ogóle rozważała Pani inne miasta niż Barcelona?

Barcelona nie była jedynym miejscem, gdzie zdecydowałam się wyjechać na wymianę. W późniejszych latach studiowałam także w Tomsku w Rosji, w Lizbonie w Portugalii i w Greensboro w USA, byłam też na praktykach we włoskiej Sienie. Każde z tych miejsc wybrałam ze względu na to, co chciałam tam zobaczyć i zwiedzić oraz na język, który chciałam podszkolić. Nigdy nie kierowałam się dostępnością czy pomocą oferowaną niewidomym. Gdybym myślała o tym, gdzie się mną najlepiej zaopiekują, to nie ruszyłabym się z rodzinnego Lublina.

Pani historia pobytu to zmagania z hiszpańską uczelnią, a nawet samym hiszpańskim związkiem niewidomych. Zdecydowanie pod górkę… Wielu studentów na Pani miejscu, co zrozumiałe, mogłoby się szybko zniechęcić i zrezygnować z dalszego pobytu. Pani jednak nie zrezygnowała. Co było dla Pani tak silną motywacją, żeby mimo tylu codziennych problemów zostać do końca wymiany?

Nigdy nie przyszło mi nawet do głowy, że mogłabym wrócić przed czasem. Cały czas kombinowałam, jakby to zrobić, żeby zostać dłużej. Nie potrzebowałam żadnej dodatkowej motywacji. Barcelona jest tak cudownym miastem, że jest motywacją samą w sobie. Śniadania zjadane na tarasach kawiarni Picassa i Dalego, muzyka rozbrzmiewająca na stacjach metra i w parkach, miejskie fiesty pełne fajerwerków i tańców, imprezy do białego rana i istny tygiel kulturowy na każdym kroku, rozszalałe tłumy wylegające na ulicę po zwycięstwie FC Barcelony, przed którymi można się tylko skryć w gotyckiej katedrze albo muzeum czekolady – to tylko nieliczne z motywacji, które mogłabym wymienić

Powszechnie wiadomo, że Barcelona to miasto mocno zatłoczone i oblegane przez turystów. Już z tego powodu poruszanie się po nim jest utrudnione. Jak wyglądało poruszanie się po Barcelonie z Pani perspektywy? Czy miasto jest przystosowane do potrzeb osób z dysfunkcją wzroku ? Co Panią najbardziej zaskoczyło w przestrzeni miejskiej?

W tamtych czasach w Polsce nie było zbyt wielu udogodnień, więc gdy zobaczyłam tam ścieżki dotykowe na stacjach metra i na wielu ulicach, byłam w szoku. Bilety do metra mają nacięcie z jednej strony, żeby było wiadomo, jak je włożyć do czytnika w bramce. Nie było ani jednego krawężnika przy pasach, co wtedy u nas jeszcze nie było tak oczywiste jak dziś. Z drugiej strony zaskoczyło mnie, że nie spotkałam tam ani jednego przejścia z udźwiękowioną sygnalizacją. Choć podejrzewam, że do dziś mogło się to zmienić.

Czy zachęcałaby Pani niewidomych oraz słabowidzących studentów do wyjazdu w ramach programu Erasmus?

Oczywiście jak najbardziej. Zachęcam wszystkich. Jest to doświadczenie, które zmienia życie każdego, ale w przypadku osób z niepełnosprawnością jest to jeszcze większa zmiana niż w przypadku pozostałych studentów. Wymusza samodzielność. Na przykład, w Barcelonie po raz pierwszy musiałam sama się dostać na lotnisko i sama sobie na nim poradzić.

Co dała Pani przygoda w projekcie Erasmus zawodowo, ale też prywatnie? Czy utrzymuje Pani kontakty z osobami poznanymi podczas wymiany? Czy to doświadczenie, które na zawsze coś zmieniło?

Zawodowo wykorzystuję język hiszpański. Podejrzewam, że nie osiągnęłabym w nim takiej biegłości, gdyby nie roczny pobyt w Hiszpanii. Prywatnie, mam do dziś wielu przyjaciół poznanych w tamtym czasie. Choć wielu z nich już wróciło do Ameryki Południowej czy Afryki, to utrzymujemy kontakt. Z niektórymi, tymi mieszkającymi bliżej, nawet się czasem odwiedzamy.

Dziękuję za rozmowę.

Dorota Koprowska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników