Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Jestem taki sam – Beata Dązbłaż

Nosi w sobie poetycką duszę barda, bliska mu jest nostalgia wyśpiewana przez Wolną Grupę Bukowina, Stare Dobre Małżeństwo czy Jacka Kaczmarskiego, sam nawet trochę muzykuje. Oprócz tego leży mu na sercu czynienie świata bardziej dostępnym. Z radością poddaje się trudom i wyzwaniom rodzinnym.

Neuropatia Lebera przypomniała o sobie Tomaszowi Wojakowskiemu późno – po skończeniu pierwszej części studiów informatycznych. Pierwsze problemy ze wzrokiem pojawiły się w maju, w sierpniu był już w klinice w Katowicach, gdzie spędził dwa miesiące. Potem tułaczka po kolejnych szpitalach i… brak diagnozy.

Późna diagnoza
– Kierowałem wtedy w Łodzi studiem graficznym. Zauważyłem, że coraz mniej widzę, muszę coraz bardziej przybliżać komputer. Miałem kontakt z klientami, jeździłem samochodem, aż do czasu, kiedy prawie kogoś potrąciłem, co mną niezwykle wstrząsnęło – wspomina ten trudny czas.

– Diagnozę usłyszałem dopiero po dwóch latach. To bardzo rzadka choroba genetyczna – dodaje.

Na tyle rzadka, że nawet dziś nie wszyscy okuliści ją znają… Przebieg choroby może być bardzo różny, niekiedy zabiera cały wzrok. U Tomasza zostały resztki widzenia obwodowego, co bardzo mu pomaga w poruszaniu się.

Stało się jasne, że musiał zrezygnować z pracy grafika, co było dla niego solidnym ciosem. Wycofał się też z aktywnego życia. Dopiero po dwóch latach pielęgnowania depresji – jak dziś mówi z przymrużeniem oka – obudziła się w nim potrzeba pomagania innym w podobnej sytuacji.

Organizował więc w rodzinnych Końskich akcje badania okulistycznego. Zainicjował też inicjatywę społeczną „Otwórz oczy”, w ramach której poruszał tematykę osób z niepełnosprawnością wzroku w lokalnych mediach, wydawał broszury i sam edukował dzieci w szkołach o tym, jak funkcjonuje osoba niewidoma.

Na propozycję kolegi, by pojechał do Lasek na rekolekcje nie zareagował pozytywnie – przecież jeszcze coś widział. W końcu jednak się zdecydował i można powiedzieć, że tam już został. Fizycznie tylko przez dwa tygodnie, ale mentalnie Laski go wciągnęły. I na pewno zrehabilitowały, bo tam też dostał pierwszą pracę po przerwaniu studiów – zajmował się promocją w jednym z europejskich projektów.

Najlepsze miejsce
Od lat zaangażowany jest w Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, dziś pełni społeczną funkcję jego drugiego wiceprezesa.

– Myśląc o Laskach, mam przed oczami różne konteksty, bo na pewno i kontekst Lasek cały czas się zmienia – adekwatnie do współczesnych wyzwań. Na pewno nie jest to już to samo miejsce, które zakładała bł. Matka Róża Czacka ponad sto lat temu. Jednak nadal jest to najodpowiedniejsze miejsce do kształcenia dzieci niewidomych i słabowidzących, gdyż są tam najlepsi specjaliści. Oczywiście, jest to placówka kształcenia specjalistycznego, w przeciwieństwie do szkół masowych. W Laskach nie rezygnujemy z nauki pisma Braille’a, gdyż nic nie zastąpi go lepiej w oddziaływaniu na różne zmysły w procesach poznawczych. Wykorzystujemy również nowoczesne technologie w edukacji, to oczywiste – mówi Tomasz Wojakowski. – Wartością dodaną Lasek jest też to, że jest to miejsce tradycji. To powoduje, że jest tam pewna stałość. Tę stabilizację światopoglądową mocno doceniam i ją reklamuję – dodaje.

– Współpracujemy od ośmiu lat w Towarzystwie Opieki nad Ociemniałymi w Laskach i na pewno Tomasz jest osobą, z którą mogę podyskutować. Ma często inną perspektywę jako osoba z zewnątrz i lubimy rozmawiać, spierać się, choć nie różnimy się w poglądach radykalnie – mówi Paweł Kacprzyk, prezes zarządu Towarzystwa. – Tomasz jest kompetentny, bardzo odpowiedzialny, wniósł rozszerzone spojrzenie na kwestię dostępności i szeroko rozumianą promocję. Zresztą obecna identyfikacja wizualna Towarzystwa to jego zasługa – chwali współpracownika.

– Ma poetycką duszę. I na pewno jako piarowiec dużo mówi – dodaje Paweł Kacprzyk z uśmiechem.

Ku większej dostępności
Tomasz pracował także w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym, a od 2007 roku jest pracownikiem PFRON-u, gdzie coraz mocniej i więcej zajmuje się dbaniem o dostępność różnych działań tej instytucji. Szczególnie leży mu na sercu dostępność cyfrowa. Ostatnio został pełnomocnikiem prezesa PFRON ds. dostępności.

– PFRON kładzie duży nacisk na dostępność, jest też instytucją, do której można wnieść skargę na brak dostępności instytucji publicznych. To mnie bardzo cieszy, mam przekonanie, że to jest bardzo ważny temat.

Jego zadaniem jest m.in. nadzór nad systemami elektronicznymi PFRON pod względem spełniania wymogów dostępności.

Po piętnastu latach, w 2017 roku wrócił na studia socjologiczne i napisał pracę magisterską. – To było potężne doświadczenie, bardzo wiele mnie nauczyło. Duża dawka wiedzy, zwłaszcza praktycznej, co bardzo doceniam. Jednak najmocniej cenię sobie spotkania z ludźmi. Zaskoczyło mnie, jak wielu naukowców podejmuje w swoich badaniach temat niepełnosprawności. Poznając je, czytając te książki, widziałem w nich siebie, myślałem sobie „kurczę, jestem taki sam”. Chociażby na przykład strategia ukrywania swojej niepełnosprawności, problemy z używaniem białej laski. Trudno powiedzieć, że to jest niepogodzenie się z niepełnosprawnością, bo ona zawsze zostawia jakieś piętno i mają rację socjologowie badający to zjawisko, że zawsze będzie dyskredytować. Ale każda osoba niepełnosprawna może niwelować u siebie te odczucia, pracować nad nimi.

Jest przekonany, że bardzo ważne są wzorce i inspiracje innymi ludźmi. Sam także ma za sobą inspirujące spotkania z innymi osobami niewidomymi, na przykład, z Polskiego Związku Niewidomych.

Ważne inspiracje
– Każda historia jest indywidualna i na pewno trudno przymierzyć jedną zasadę dla wszystkich. Jednak uważam, że zawsze potrzebna jest pomoc specjalistów, na przykład w sytuacji, gdy ktoś traci wzrok. Sam tego doświadczyłem. Myślę, że dziś młode osoby potrzebują przykładów. Konieczne jest oczywiście podążanie własną ścieżką, ale bardzo pomagają inspiracje osób, które pokazują, że żyją niezależnie.

Tomasz zwraca uwagę na problem obrazu osób niepełnosprawnych kreowanego w mediach. – Pokazuje się je często jako bohaterów lub ofiary. Zarówno jeden, jak i drugi obraz jest krzywdzący. Bo temu biedakowi mogę co najwyżej dać „stówę”, by nie był głodny, a do tego bohatera w życiu nie „doskoczę”. Dlatego ważne są inspiracje, ale także wybór własnej drogi.

Na pewno drogą Tomasza jest zaangażowanie się w czynienie rzeczywistości bardziej dostępnej dla osób z niepełnosprawnościami. Do tego stopnia, że praca stała się pasją. Lwią część czasu zajmuje mu także praca społeczna w Towarzystwie Opieki nad Ociemniałymi. Jednak znajduje też chwile na to, by pograć na gitarze, pianinie czy ustnej harmonijce, a nawet pobębnić. Nie tylko lubi wykonywać tzw. poezję śpiewaną, ale i jej słuchać. Z nostalgią wspomina Gintrowskiego, Kaczmarskiego czy Stare Dobre Małżeństwo. Nie pogardzi też dobrą książką.

– Dużo satysfakcji dawały mi spotkania z ludźmi kultury na różnych wydarzeniach muzycznych, gdzie grałem, może bez wielkich sukcesów, ale z ogromną satysfakcją.

– Bardzo ważne jest dla mnie życie rodzinne, żona i trzynastoletni syn oraz ośmioletnia córka. To ważne i wymagające doświadczenie – dodaje z uśmiechem.

Na przekorne pytanie o wady Tomasza, Bartosz Milczarczyk, jego kolega z roku, odpowiada ze śmiechem, że nie pomoże. – Znam Tomasza tylko z dobrej strony. To „prawdziwy człowiek”, nic nie udaje, nie odgrywa ról, jest naturalnie dobry. Bardzo go za to cenię. Na pewno można na niego liczyć, jest bezpośredni, przyjacielski i chętny do pomocy – to się przekłada na jego zaangażowanie w Laskach – konstatuje.

Beata Dązbłaż

 

 

 

 

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.