Treść strony

 

Dotknąć szczupaka. Po co niewidomi nurkują? - Agata Pisarska

– Jestem spod znaku Ryb i nurkując, czuję się jak ryba w wodzie – mówi Robert Mielec. – Gdy się zanurzam, znikają wszystkie bariery, schody, obawy, że się potknę, przewrócę – dodaje. Zaczyna swoją nurkową przygodę, na razie na basenie, ale jak tylko sytuacja związana z koronawirusem pozwoli, chce kontynuować uprawianie tego sportu.

 

Dziesięć lat temu zaczął tracić wzrok w wyniku zwyrodnienia barwnikowego siatkówki, zawodowo pracował jako policjant. Choroba postępuje, widzi w tej chwili bardzo mało. Jednak gdy żona znalazła informację o projekcie realizowanym przez pilskie Stowarzyszenie Krok po Kroku HSA, polegającym na wdrażaniu rehabilitacji społecznej przez nurkowanie dla osób z różnymi niepełnosprawnościami, długo się nie zastanawiał, ciekawość wzięła górę.

Pozytywnie przeszedł badania lekarskie, które nie stwierdziły przeciwskazań do nurkowania, i rozpoczął przygodę.

– Pierwsze lekcje to oczywiście teoria, gdzie omawia się bezpieczne zachowania pod wodą, co zrobić na wypadek, gdybyśmy źle się poczuli, jak zareagować, jaki znak pokazać partnerowi. Pod wodę nie schodzę sam, ale z jednym lub dwoma opiekunami. Oni także muszą wiedzieć, jak zareagować na moje znaki. Potem dopiero zakładamy piankę, sprzęt i powoli można się zanurzyć – opowiada Robert Mielec.

 

Inne zmysły

Mówi o tym, że pod wodą włączają się inne zmysły, można wyregulować oddech. – Trudno ubrać to w słowa, to wielka frajda – kwituje.

Te wrażenia z zanurzenia podczas nurkowania trudno także słowami opisać Robertowi Rosiakowi z Łodzi. Jego fascynacja podwodnym światem zrodziła się w wieku nastoletnim podczas oglądania filmów przyrodniczych w latach 90. nieodłącznie kojarzonych z głosem Krystyny Czubówny.

– Filmy spod wody zawsze mnie fascynowały, to marzenie o poznawaniu tego świata zrodziło się chyba wtedy. Jeszcze widziałem, teraz mam poczucie światła, ale mocno niedowidzę – mówi.

Gdy internet stał się bardziej dostępny, zaczął szukać informacji o nurkowaniu. W ten sposób odnalazł Stowarzyszenie „Nautica” z Krakowa. Tak właśnie znalazł się na kilkudniowym kursie basenowym w Ciechanowie, organizowanym przez „Nauticę” wraz ze Stowarzyszeniem Tacy Sami.

 

Dużo wypitej wody z basenu

– Początki nie były łatwe, dużo wypitej wody z basenu. Dokończenie kursu odbyło się na otwartych wodach w Chorwacji. To było pierwsze moje zetknięcie się z podwodnym światem, pozwolono mi trochę podotykać muszelki, martwego korala, tego, co było bezpieczne i dla mnie, i dla dotykanej rzeczy – opowiada. – To jest niesamowita przygoda, wyłączona grawitacja, możliwość poruszania się w każdym kierunku, oddech, który niesamowicie słychać pod wodą. To zupełnie inna rzeczywistość, inny świat.

– Osoby widzące uczymy, jak bezpiecznie zachowywać się pod wodą, czyli że nie wolno niczego dotykać, bo wszystko, co piękne i brzydkie, może być niebezpieczne. Gdy pojechaliśmy na wyjazd nurkowy do Egiptu z Robertem Rosiakiem, zderzyliśmy się z inną rzeczywistością. Jeśli mielibyśmy się trzymać tej samej zasady wobec osób niewidzących, to „guzik” by widziały. W Egipcie opiekun nurkującej osoby z niepełnosprawnością wzroku brał za to odpowiedzialność i najpierw sam sprawdzał, czy czegoś można dotknąć, czy to np. nie parzy – mówi Krzysztof Trawiński, prezes Stowarzyszenia Krok po kroku HSA (Handicapped Scuba Association – Stowarzyszenie Nurków Niepełnosprawnych). Od 2015 r. organizacja rehabilituje osoby z różnymi niepełnosprawnościami w środowisku wodnym, poprzez nurkowanie.

 

Platforma bez barier

Tego lata Stowarzyszenie świętowało otwarcie platformy do nurkowania dla osób z niepełnosprawnościami na jeziorze Płotki w Pile. To połączone dwa pontony stalowe, z których jeden jest zabudowany budynkiem z szatnią, toaletami, miejscem odpoczynku oraz z salą szkoleniową. Powstawała dwa lata we współpracy z osobami niepełnosprawnymi. Zajęcia mogą się w niej odbywać przez cały rok, nurkowanie rozpoczyna się i kończy w pomieszczeniu. Jest tam oświetlenie nawodne i podwodne, system kamer i system bezpieczeństwa AED oraz system wzywania pomocy medycznej.

W części zewnętrznej można nurkować, gdy jest ciepło na dworze. Odpowiednie urządzenia pozwalają włożyć osobę z wózka bezpośrednio do wody. Jest tam ruchome dno o głębokości od 1,5 do 6 metrów. Z jednej strony nurkujący ma tu komfortowe warunki jak w basenie nurkowym, a z drugiej pływają tam ryby, jest roślinność, zatopiona łódź i mały park jurajski.

– Na razie jest dinozaur, którego osoby z niepełnosprawnością wzroku mogą dotykać. One zobaczą więcej szczegółów niż osoby widzące. Po wyjściu z wody powiedzą, ile dinozaur miał zębów, którą nogę miał wysuniętą do przodu, a osoba widząca powie, że był dinozaur. Mamy w planie stworzyć kolejne makiety w odpowiedniej wielkości, np. ryb słodkowodnych z myślą o osobach niewidomych – opowiada Krzysztof Trawiński.

W planach jest także przygotowanie kilku jesiotrów, które są bardzo kontaktowymi rybami; gdy zostaną wypuszczone do jeziora, możliwe będzie przy odrobinie szczęścia nakarmienie ich z ręki.

 

Kreatywne lenistwo

Krzysztof żartuje, że platforma powstała z lenistwa. – Podobno osoby leniwe są kreatywne. Przygotowanie jednej osoby z niepełnosprawnością do nurkowania wymaga wielu zabiegów. Chcieliśmy więc stworzyć miejsce, gdzie będzie to możliwe i dostępne dla wielu osób – mówi.

Przyznaje, że gdy sam pierwszy raz usłyszał, że osoba niewidoma chce zejść pod wodę, zadał sobie brutalne pytanie „po co?”, natychmiast zresztą tego żałując. Szybko sam sobie odpowiedział. – Instruktor nie mógłby zrozumieć do końca nurkującej osoby niewidomej, gdyby sam nie przeszedł takiego doświadczenia jak zawiązane oczy lub w przypadku innej niepełnosprawności – skrępowane ręce czy nogi. Ogromnie przeżyliśmy takie szkolenie, które pozwoliło nam lepiej zrozumieć ten świat – mówi. – To był duży zastrzyk energii, emocji i innego spojrzenia na świat – dodaje.

Stowarzyszenie, które stworzył, również zrodziło się z jego doświadczeń. Przełomowe było to, gdy poszedł z wizytą do zakładu aktywności zawodowej na prelekcję, by podzielić się swoją pasją. Wybrał najpiękniejsze zdjęcia, przygotował prezentację, ale już podczas spotkania popatrzył na tę sytuację z pewnego dystansu. Zobaczył osoby z różnymi niepełnosprawnościami, z różnym ich natężeniem i poczuł pewną niestosowność tego, o czym opowiada.

– Zapytałem więc, czy ktoś chciałby spróbować. Zgłosiła się Asia z dziecięcym porażeniem mózgowym i od niej się wszystko zaczęło. Zrezygnowałem z komercyjnej działalności, zostawiając sobie tylko wypożyczalnię sprzętu nurkowego i zacząłem działać. Znajomi śmieją się, że mam profesurę z żebractwa, bo platforma powstała ze środków od osób prywatnych – wspomina. Baza bez barier kosztowała około jednego miliona złotych.

Sam zawodowo pracował jako strażak, 13 lat jest na emeryturze. Znaczącym doświadczeniem dla Krzysztofa Trawińskiego było też urodzenie się jego córki z Zespołem wiotkiego dziecka 9 lat temu. Dziś córka także nurkuje.

 

Zejść pod wodę

Nurkowanie jest zaraźliwe. Robert Mielec swoją fascynacją zaraził już żonę, która chce zapisać się na szkolenie i syna, który ma podobne plany. Bo wyjazdy nurkowe to nie tylko zejście pod wodę, to także pobyt w grupie miłośników tej samej pasji.

– To doskonała rehabilitacja społeczna. To są miłe spotkania z ludźmi, rozmowy, żarty. To dobra rehabilitacja także dla instruktorów, działa to w dwie strony – mówi.

Na podobną stronę nurkowania zwraca też uwagę Robert Rosiak. – Jest świetna atmosfera wyjazdu, dużo śmiechu, żartów, każdy zapomina o tym, co go w życiu męczy, jest tylko fajny, wesoły wyjazd, bywają imprezy, tańce. Na pierwszym wyjeździe do Chorwacji stworzyłem tandem z kolegą Adamem na wózku, ja go pchałem, a on mówił, gdzie idziemy – opowiada z uśmiechem. – Każdy daje, to, co może dać.

– Nasi niewidomi koledzy mają dystans do siebie i poczucie humoru, często mówią, że nie widzą przeszkód – śmieje się Krzysztof Trawiński.

Takie hasło, jak mówi Robert Mielec, towarzyszy mu i nad wodą, i pod wodą. – Staram się zarażać innych, w granicach rozsądku oczywiście, ale trzeba tę nogę wsadzić pod wodę, potem drugą i zejść pod tę wodę, tam świat jest inny. Jeśli ktoś lepiej widzi, to jeszcze większa frajda, może więcej zobaczyć. Wyobrażam sobie, że gdybym podpłynął do metrowego jesiotra, to byłaby fantastyczna sprawa. Jest w Stowarzyszeniu osoba ze stwardnieniem rozsianym, która nurkowała jeszcze przed chorobą. Po latach wróciła do tej pasji i zmieniły się jej relacje rodzinne, odżyła, ma cel. Warto, bo potem jest ogromna satysfakcja, że pokonało się kolejną barierę – mówi.

Robert Mielec bardzo docenia działania Stowarzyszenia, darzy ogromnym szacunkiem ludzi w to zaangażowanych. – Nasi instruktorzy pracują charytatywnie, nikt nigdy nie poprosił o pieniądze, na co dzień każdy z nich zajmuje się czym innym. Oni są po prostu dobrzy i można z nimi zrobić wiele fantastycznych rzeczy – kwituje Krzysztof Trawiński.

 

Spróbować bezwzględnie!

Z powstałej w Pile platformy cieszy się także Robert Rosiak, planuje niebawem tam pojechać i nurkować. W Łodzi jest instruktor HSA, z którym wybiera się czasami na krótkie wyjazdy nurkowe niedaleko miasta, natomiast raz w roku jedzie na duży wyjazd zagraniczny. Ten rok będzie wyjątkiem z powodu pandemii.

Do spróbowania nurkowania zachęca osoby z niepełnosprawnością wzroku jednym słowem, z pełnym przekonaniem: bezwzględnie.

– Bezwzględnie należy spróbować, chociażby takiego zanurzenia jeden na jeden z instruktorem, który pomoże ze sprzętem pod wodą. To niezwykłe uczucie.

 

Pełny reset

Szymon Borowiec, który jest osobą słabowidzącą, ma już spore doświadczenie nurkowe. Bakcyla połknął wiele lat temu, zarażony przez swojego także prawie niewidomego kolegę.

– Początkowo się opierałem, myśląc, co ja tam ślepy pod tą wodą zobaczę. Ale w końcu zrobiliśmy kurs, patent ze Stowarzyszeniem „Nautica” i się zaczęło. Zaskoczyło w momencie, gdy byliśmy na szkoleniu w Chorwacji, w Hvarze. Spuszczono nas 18 metrów pod wodę i kazano obserwować, jak sobie radzimy, partnerować sobie nawzajem. Wtedy widziałem rozgwiazdę, było też urwisko 60 metrów w dół. To niesamowite uczucie, gdy wpływasz nad tę otchłań, wracasz, dla mnie to uczucie porównywalne z lataniem. W tym momencie zaczęło mi to sprawiać dużą frajdę. Drugiego dnia spuszczono nas wzdłuż ściany 80-metrowej i kazano wisieć. Pod tobą otchłań, nad tobą ściana, a ty jesteś w tej toni, odpływasz, unosisz się w górę, w dół – opowiada.

Ta fascynacja dała początek nurkowym wyjazdom do Włoch, Grecji, Egiptu. – Nie widzę małych rybek, kolorów też nie, chyba że są bardzo wyraźne, ale widzę ukształtowanie terenu, duże ryby w toni – kiedy jest dobry kontrast, widzę formy kształtowane przez rafy. Równocześnie zejście pod wodę to odcięcie od rzeczywistości, od świata, jest cicho i spokojnie, pełen reset. Nie bez znaczenia są także elementy towarzyskie wyjazdów, bo zawsze jedzie się w grupie pasjonatów. Więc jest dużo frajdy – konkluduje.

 

Agata Pisarska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.