Japonia, marzec 1967 roku. W malowniczym mieście Okayama zostaje właśnie zainstalowany wynalazek, który w dziesięć lat później będzie obowiązkowy już w całej Japonii, a niedługo potem – znany i stosowany na całym świecie. Nawierzchnie dotykowe (bo o nich tu mowa) nieco ponad 53 lata po tym, jak po raz pierwszy ujrzały światło dzienne, są dziś stałym elementem miejskiego krajobrazu. Przywykły do nich zarówno osoby widzące, jak i niewidome, mało kto jednak pamięta już nazwisko ich twórcy – Miyake Seiichiego. Jemu i jego wynalazkowi będzie poświęcony niniejszy artykuł.
Stronię od książek typu „rok nauki w tydzień”, „jak w 10 dni zostać najlepszym kucharzem”, „musisz mieć te 12 rzeczy w swojej szafie”. Określanie liczby dni, tygodni, przedmiotów, które mają doprowadzić nas prostą drogą do sukcesu, wydaje mi się naiwne, choć rozumiem, że przyciąga, ponieważ daje nadzieję na to, że wystarczy odliczyć raz, dwa, trzy i otoczy nas aura wspaniałości.
– Mam taką cechę, że gdy z kimś rozmawiam, to w danej chwili jest dla mnie całym światem i skupiam się na tym maksymalnie, z rozmowy wyciskam, ile tylko się da. Chciałabym to samo dostać od rozmówcy, a widzących często coś rozprasza – mówi Katarzyna Zawodnik, dzieląc się swoim doświadczeniem i odczuciami związanymi z komunikacją.
Był wilgotny upał. Wychudzone niewidome niemowlę leżało w pięćdziesięcioosobowej sali, na materacyku ze skaju. Dziecko miało na sobie jedynie pozwijany kolorowy kaftanik. Na twarzy maleństwa widoczna była głęboka rana, pod oczami były gigantyczne cysty, na nóżkach bąble jak po poparzeniu, całe ciało było w strupach. Obok dziecka leżał ohydny pluszowy misiek oraz butelka z mlekiem. Schola – bo tak miała na imię dziewczynka – miała osiem miesięcy, a mierzyła zaledwie 49 centymetrów i ważyła cztery kilogramy, czyli tyle, ile donoszony noworodek. Działo się to 24 lata temu w Kalkucie, w domu dla bezdomnych dzieci, prowadzonym prze siostry misjonarki miłości.
Już prawie od roku tętni życiem Niewidzialna Ulica w Poznaniu. Jej celem jest zaprezentowanie społeczeństwu, jak funkcjonują osoby z niepełnosprawnością wzroku. Po wejściu do środka zwiedzający zupełnie odcina się od podstawowego zmysłu i posługuje się przede wszystkim dotykiem, słuchem i węchem. Ekspozycja to kilka pomieszczeń prezentujących różne obszary funkcjonowania osób niewidomych. Na pozór są one zupełnie zwyczajne i nie różnią się niczym od otoczenia, w którym funkcjonujemy na co dzień. Jednak kiedy podstawowe czynności dnia codziennego bazują na wzroku, nagle okazuje się, że w ciemności wszystko wygląda inaczej i musimy to poznać na nowo. O tym niezwykłym miejscu z Jolantą Zielińską-Kaźmierczak, pomysłodawczynią i prezes spółki prowadzącej Niewidzialną Ulicę, rozmawia Monika Łojba.