Treść strony

 

Znowu na Bałkanach. Odcinek pierwszy - z wizytą w Macedonii - Renata Nowacka-Pyrlik

Podczas niedawnego pobytu na wycieczce w Serbii oraz Bośni i Hercegowinie bardzo spodobały mi się zwiedzane miejsca i obiekty. Zauroczyły mnie zwłaszcza: rzeźba terenu z surowymi i skalistymi górami, malowniczo przedzierającymi się przez nie rzekami, bogata historia i jej materialne pozostałości oraz przyjazny klimat towarzyszący zwiedzaniu, zwłaszcza życzliwi mieszkańcy i niewielu turystów. Znaczenie miały też stosunkowe niskie koszty wycieczki.

Moje marzenie, by wrócić na Półwysep Bałkański i zobaczyć inne kraje, spełniło się jesienią 2018 roku. Podczas wycieczki zorganizowanej w ramach jednego z biur turystycznych odwiedziłam po raz kolejny Serbię. Miałam szczęście poznać „nowe”, również bardzo interesujące miejsca, których nie było w programie poprzedniej wycieczki, a do tego Macedonię, grecką wyspę Korfu i Albanię.

Wyjazd ten okazał się również bardzo udany i dostarczył mi wielu niezapomnianych przeżyć. A ponieważ Albania i Macedonia wciąż jeszcze nie należą do krajów bardzo popularnych turystycznie, chciałam się podzielić moimi subiektywnymi wrażeniami z krótkich w nich pobytów. Jednocześnie zachęcić do ich odwiedzenia. Moim zdaniem, naprawdę warto!

Zacznę od Macedonii, biblijnej ziemi, po której wędrował święty Paweł. Jednak na początek wyjaśnienie. Od czerwca 2018 roku władze tego kraju (pod wpływem protestów ze strony władz Grecji) zgodziły się na zmianę nazwy swojego kraju na: „Republika Macedonii Północnej”. Dzięki tej zmianie Grecja zobowiązała się nie blokować przystąpienia tego kraju do Unii Europejskiej i NATO. Ja przy pisaniu tej relacji z wycieczki do Republiki Macedonii Północnej pozostanę przy nazwie „Macedonia”.

W tym niedużym kraju, którego powierzchnię ponad 25 tysięcy kilometrów kwadratowych można by przyrównać do powierzchni województwa lubelskiego, mieszka około dwóch milionów osób; sama stolica Skopje liczy około 700 tysięcy mieszkańców. Od północy Macedonia graniczy z Serbią i Kosowem (które wciąż jeszcze nie jest uznawane przez wiele państw), od wschodu z Bułgarią, od południa z Grecją, a od zachodu z Albanią. Jest to kraj wyżynno-górzysty. Niziny znajdują się tylko w sąsiedztwie największej rzeki Vardar, przepływającej między innymi przez stolicę.

Historia Macedonii, podobnie jak innych krajów bałkańskich, jest niezwykle bogata, o czym świadczą cenne zabytki i wykopaliska, ale zarazem jest mocno skomplikowana. Podczas wycieczki nasza pilotka i lokalni przewodnicy próbowali w możliwie przystępny sposób przekazać nam różne informacje, opowiedzieć o wielowiekowej historii (o wpływach rzymskich, greckich, tureckich, bułgarskich, albańskich i innych) i o współczesności. Nie było to łatwe i, oczywiście, nie będzie możliwe do przekazania w tej relacji.

Największe wrażenie wywarły na mnie doskonale zachowane, świadczące o bogatej przeszłości, budowle oraz przepiękna nieskażona przemysłem przyroda. Na pierwszy plan wysuwa się tu Jezioro Ochrydzkie, nazywane przez Macedończyków z racji wielkości morzem. Zacznę więc od niego. Jezioro to, o owalnym kształcie, powierzchni 358 kilometrów kwadratowych, należy w trzech czwartych do Macedonii (w pozostałej części do Albanii) i może się poszczycić krystalicznie czystą wodą oraz występowaniem endemicznych (niespotykanych nigdzie indziej) około dwustu gatunków ryb i ptaków. Jego głębokość dochodzi w niektórych miejscach do trzystu metrów. Jezioro otaczają najwyższe w Macedonii góry Galiczica (ich wysokość przekracza dwa tysiące metrów).

Podczas wycieczki trzy noclegi spędziliśmy w hotelach usytuowanych w bezpośrednim sąsiedztwie tego jeziora. Ja z tamtych miejsc zapamiętałam najbardziej spokój i ciszę, idącą od błękitnej tafli wody, przerywaną jedynie odgłosami rozmawiających ze sobą czy nawołujących się ptaków, wysokie zielone iglaki i okazałe drzewa liściaste ubrane w złoto-purpurowe jesienne barwy oraz górujące nad nimi potężne ciemne skały. Jeden z hoteli, w którym mieszkaliśmy, był wbudowany w skałę, która pięknie podświetlona od środka hotelu, stanowiła wyjątkowo oryginalną ozdobę restauracji.

Nad brzegami tego otoczonego górami jeziora ludzie osiedlili się już w czasach starożytnych. Tu powstało jedno z najstarszych europejskich miast – Ochryda. Legenda mówi, że jego nazwa pochodzi od pełnego zachwytu zawołania: „Oh, rida!” (co znaczyło: „O, wzgórze!”). Tu od IV wieku powoli zakorzeniało się chrześcijaństwo i stopniowo miejscowość nabierała coraz większego znaczenia. Szczytowy rozwój Ochrydy przypadł na czasy, kiedy car Samuel – władca państwa bułgarskiego, przeniósł właśnie tutaj stolicę, a później została w tym miejscu założona pierwsza w Europie szkoła wyższa.

W X wieku w szkole tej wykładał między innymi Święty Klemens – dobrze do dziś wspominany uczeń Cyryla i Metodego. Prawdopodobnie człowiek ten stworzył w Ochrydzie cyrylicę – pismo, którym do dziś posługuje się cały prawosławny świat. Święty Klemens cieszył się dużym społecznym uznaniem. Na swoim koncie, oprócz języka, miał także wiele wynalazków i udogodnień ułatwiających codzienne życie i pracę okolicznej ludności. Podobno mandarynki o nazwie „klementynki”, którymi obecnie możemy się delektować, nazwano tak dla upamiętnienia jego licznych zasług.

W wyniku burzliwych wydarzeń, powodowanych wojnami, podbojami, trzęsieniami ziemi, Ochryda zmieniała się, przechodząc jednocześnie z rąk do rąk. Ostatecznie, na początku XX wieku (po wojnach bałkańskich) znalazła się w granicach Serbii, po roku 1945 – Jugosławii, a od 1991 należy do niepodległej Macedonii.

W roku 1980, z uwagi na szczególne walory, miejscowość ta zamieszkiwana przez około 40 tysięcy mieszkańców wraz z jeziorem Ochrydzkim została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. W Ochrydzie można podziwiać wiele zabytków, np. cerkiew św. Zofii z XI wieku z zachowanymi freskami, ruiny bazyliki św. Erazma z IV wieku, ruiny twierdzy cara Samuela z X-XI wieku i wiele innych. Na mnie chyba największe wrażenie wywarł starożytny teatr, jedyny tego typu w Macedonii obiekt z czasów hellenistycznych, wybudowany około 200 lat przed naszą erą. Jego idealna lokalizacja, pomiędzy dwoma wzgórzami chroniącymi przed wiatrem, sprawia, że podczas występów była tu i jest nadal świetna akustyka.

Teatr pełniący niegdyś wiele różnorodnych funkcji (odbywały się w nim np. walki gladiatorów, a w czasach rzymskich egzekucje pierwszych chrześcijan) po upadku Cesarstwa Rzymskiego stopniowo ulegał zapomnieniu i zasypywaniu ziemią. Odkryto go przypadkiem w roku 1980 i wkrótce stał się na nowo miejscem znanym i chętnie odwiedzanym. Corocznie organizowane jest tu np. „Lato Ochrydzkie”. Występowały w nim już takie sławy jak Jose Carreras czy zespół „Teatru Bolszoj” z Moskwy.

Spacerując po ochrydzkiej starówce, można się co prawda przenieść myślami i wyobraźnią w odległe czasy, trzeba jednak bardzo uważać na nierówności, na co chwilę zmieniające się wysokości czy na kamienną śliską nawierzchnię. W mieście tym, jak również w Bitoli, a także w Skopje – stolicy Macedonii, nie zauważyłam żadnego oznakowania kolorystycznego, dotykowego czy dźwiękowego, które mogłoby ułatwić poruszanie się osobom z problemami wzrokowymi. Sądzę, że przemieszczanie się osób niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich czy z kulami także nie należy w tych miastach do łatwych…

Będąc w Ochrydzie, warto popłynąć do odległego o 25 kilometrów zabytkowego klasztoru, zbudowanego w 905 roku przez św. Nauma (obecnie należy on do Macedońskiego Kościoła Prawosławnego). Św. Naum, nazywany „cudotwórcą”, żył w tym samym czasie, co wspomniany już św. Klemens, był również uczniem Cyryla i Metodego, współtworzył wraz ze św. Klemensem Ochrydzką Szkołę Piśmienniczą. Gdy pięć lat po wybudowaniu klasztoru św. Naum zmarł, został w nim pochowany. Spoczywa tam do dziś i niektórzy twierdzą, że przykładając ucho do kamiennego grobowca, można usłyszeć bicie jego serca. Kilka osób z naszej wycieczki odważyło się tak zrobić, ale żadna z nich nie przyznała się do słyszenia…

Po tej niecodziennej wizycie w przesiąkniętym wielowiekową atmosferą klasztorze, po wcześniejszym przyjęciu solidnej dawki historycznej wiedzy i zmęczeniu wywołanym chodzeniem po nierównej nawierzchni – w górę i w dół, przy ciągle wytężonej uwadze, by się nie poślizgnąć albo nie spaść z niewidocznych schodów, czekał nas prawdziwy relaks.

W programie wycieczki znalazł się bowiem rejs łódkami po źródłach rzeki Czarny Drim. Podczas przemieszczania się po dużym, niezwykle czystym, ale dość płytkim rozlewisku, słychać było jedynie odgłosy przyrody – nawołujących się ptaków, wyskakujących ponad powierzchnię wody ryb i innych żyjątek oraz szum wiatru w trzcinach. Ciszę przerywały jedynie odgłosy wiosłowania oraz krótkie komentarze przewodnika dotyczące tego urokliwego miejsca,

Na zakończenie bardzo urozmaiconego dnia czekały na nas jeszcze stoły z regionalnymi, smacznymi i wielobarwnymi specjałami. Były wśród nich potrawy najbardziej charakterystyczne dla Macedonii, m.in.: sałatka szopska (złożona głównie z pokrojonych pomidorów i papryki, owczego sera i przypraw), tavce gravce (zapiekane fasolki, trochę przypominające fasolkę po bretońsku), pindźur (pasta warzywna z zapiekanych bakłażanów, pomidorów i papryki), aiwar (pasta z papryki z przyprawami), różne rodzaje serów i bardzo słodkie desery, np. baclava.

Następnego dnia znaleźliśmy się w Skopje – stolicy Macedonii. Można by o niej pisać bardzo dużo, jest to bowiem miasto zupełnie inne od tych, do jakich przywykliśmy. Moim zdaniem – Skopje to nie jedno, a dwa, kompletnie odmienne od siebie organizmy, połączone średniowiecznym Kamiennym Mostem.

Po jednej stronie tego mostu – u stóp wzgórza, na którym widnieje zbudowana z kamieni Twierdza Kale, znajduje się Stara Czarsija, dawny XV-wieczny turecki bazar i orientalna w charakterze plątanina uliczek z różnego rodzaju warsztatami, meczetami i łaźniami. Można tam na przykład kupić złoto, napić się kawy, zjeść lody czy oddać buty do szewca. Chodząc wąskimi uliczkami, przy których są niewysokie, często wymagające remontu budynki obrośnięte dzikim winem czy przyozdobione kwiatami, co krok spotykamy kobiety w charakterystycznych muzułmańskich strojach. Towarzyszą im często gromadki dzieci. Natomiast mężczyźni, wyznawcy Islamu siedzą w licznych kawiarenkach, na ogół spędzając czas w swoim męskim gronie.

Gdy przejdziemy na drugą stronę mostu, ukaże się nam budowane od podstaw (jeszcze nieukończone) centrum rządowo-kulturalne pod nazwą „Projekt Skopje 2014” z supernowoczesnymi hotelami i szklanymi wieżowcami oraz przeogromną liczbą gigantycznych pomników (ma ich być około 400!) wyglądem nawiązujących do odległej historii.

Dla jednych zwiedzających to „kicz”, dla innych „coś pięknego!”, a jeszcze inni określają ten projekt dwoma słowami: „budowlane szaleństwo”, tym bardziej że władze Macedonii musiały zaciągnąć ogromne kredyty na wybudowanie tej części stolicy.

Wśród pomników już gotowych poczesne miejsce zajmują monumenty przedstawiające Aleksandra Macedońskiego i Justyniana I Wielkiego. Istotne jest, że ta nowa część miasta została zaprojektowana po prawie całkowitym zniszczeniu spowodowanym trzęsieniem ziemi, jakie miało miejsce w 1963 roku. Zginęło wówczas ponad tysiąc mieszkańców stolicy, a ponad trzy tysiące zostało rannych.

Warto wspomnieć, że w Skopje 26 sierpnia 1910 roku przyszła na świat Agnes Gonxha Bajaxhiu, czyli ogłoszona później świętą – Matka Teresa z Kalkuty. W chwili urodzin przyszłej założycielki Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłości i laureatki Nagrody Nobla, która przez ponad 45 lat swojego życia prowadziła w Indiach hospicja dla umierających, Skopje znajdowało się w granicach Imperium Osmańskiego.

Matka Teresa jako 12-letnia dziewczynka opuściła to miasto i nigdy już do niego nie wróciła. Zmarła w 1997 roku w Kalkucie. W Skopje można zobaczyć widoczny na chodniku zarys domu, w którym mieszkała. Dom ten podczas trzęsienia ziemi także został zburzony; na jego miejscu jest tablica upamiętniająca urodziny świętej, a nieopodal – w nowo wybudowanym budynku, znajduje się muzeum poświęcone jej pamięci. Dzięki uprzejmości personelu, który umożliwił nam wejście na kilka minut, udało się, choć przez chwilę znaleźć w pięknej kaplicy i wśród pamiątek po Matce Teresie. Najwięcej jest fotografii upamiętniających jej pracę z hinduską biedotą, z innymi siostrami zakonnymi, a także podróże i spotkania z przedstawicielami świata polityki i kościoła.

Ostatnim macedońskim przystankiem, o którym chciałabym wspomnieć, jest Bitola – miejscowość mająca również burzliwą przeszłość. Obecnie jest to drugie po Skopje miasto pod względem liczby mieszkańców (ok. 86 tysięcy). W bliskiej jego odległości leży dawne starożytne miasto, a właściwie jego pozostałości, pod nazwą Herakleia Lynkestis założone w IV wieku p.n.e. przez Filipa II Macedońskiego, ojca Aleksandra Wielkiego Macedońskiego.

Z pewnością warto zobaczyć znajdujące się w Bitoli liczne zabytki: górującą nad miastem wieżę zegarową, dwa XVI-wieczne meczety tureckie, liczne pomniki, XIX-wieczne kamieniczki, czy przejść się po 600-letniej starej Czarszii – bazarze z czasów Imperium Osmańskiego, Warto też zajrzeć do Cerkwi Świętego Dymitra, która z zewnątrz wygląda dość niepozornie, a w środku okazuje się prawdziwą perełką. Świątynia ta pochodzi z 1830 roku, kiedy miastem władali Turcy. Ciekawostką jest fakt, że aby spełnić ich wymóg dotyczący wielkości świątyni (cerkwie nie mogły być wyższe niż minarety), budowniczowie zastosowali tu pewien wybieg. Mianowicie wbudowali ją kilka metrów poniżej poziomu ulicy. Dziś jest to najdłuższa i najszersza cerkiew w Macedonii, w której można podziwiać największy, bezcenny ikonostas z drzewa orzechowego, wspaniałe freski, a do tego niesamowitą akustykę.

Natomiast jeśli chodzi o wspomniane pozostałości miasta Heraklea Lynkestis (niszczonego najpierw przez najazdy licznych wrogów, a w VI wieku przez trzęsienie ziemi, i wówczas opuszczonego przez mieszkańców), to warto je również odwiedzić, choćby ze względu na świetnie zachowane mozaiki i pozostałości rzymskiego amfiteatru.

Podsumowując mój krótki pobyt w Macedonii, z uczuciem niedosytu stwierdzam, że jest to bardzo interesujący kraj – z bogatą, utrwaloną w licznych zabytkach przeszłością, piękną przyrodą, z życzliwymi mieszkańcami. Z pewnością warto było go odwiedzić.

Renata Nowacka-Pyrlik

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.