Treść strony
Znowu na Bałkanach. Odcinek drugi - z wizytą w Albanii - Renata Nowacka-Pyrlik
Albania – leżąca w południowo-wschodniej części Półwyspu Bałkańskiego, jeszcze niedawno praktycznie nieobecna na mapie turystycznej – należy obecnie do coraz częściej odwiedzanych, odkrywanych czy wręcz modnych zakątków Europy. Dzieje się tak niewątpliwie za sprawą zmian, jakie nastąpiły w polityce tego kraju, ale także, a może przede wszystkim, dzięki jego interesującemu usytuowaniu nad dwoma morzami – Jońskim i Adriatyckim (granica z morzami to aż 362 kilometry), świetnemu klimatowi i dużemu nasłonecznieniu, a szerokie czyste plaże sprzyjają rozwojowi bogatej oferty rekreacyjno-wypoczynkowej.
Wydaje się, że coraz więcej turystów odwiedza Albanię także ze względu na odległą przeszłość i jej pozostałości w postaci twierdz i obiektów sakralnych, a zwłaszcza na historię stosunkowo niedawną, i ciekawość – jak wygląda kraj, jak żyje się jego mieszkańcom po upadku długotrwałego komunizmu i niechlubnej dyktaturze jednego człowieka. Nie bez znaczenia są także stosunkowo niskie koszty pobytu w porównaniu z innymi europejskimi krajami.
Na początek kilka podstawowych informacji: Albania, której powierzchnia wynosi ponad 28 tysięcy kilometrów kwadratowych, a więc jest niewiele większa od Macedonii, sąsiaduje z Grecją, Czarnogórą, Macedonią oraz Serbią i spornym wciąż Kosowem. Jest jeszcze Cieśnina Otrando o szerokości 72 kilometrów oddzielająca Albanię od Włoch. Kraj ten liczy około trzech milionów mieszkańców.
W krajobrazie Albanii dominują niedostępne, dzikie, ale zarazem przepiękne góry, stanowiące 75 procent powierzchni kraju. Najwyższy szczyt – Wielki Korab należący zarówno do Albanii, jak i Macedonii liczy 2 764 metry n.p.m.
Podobnie jak inne kraje bałkańskie, Albania była podbijana i okupowana przez różnych najeźdźców, do dziś znajdziemy tu więc wpływy i ślady materialne pozostawione przez Rzymian, Bułgarów, Serbów, wreszcie Turków, za których 500-letniego panowania, a jeszcze bardziej po powstaniu przeciwko nim Skanderbega – wielkiego bohatera narodowego Albańczyków, i po ponownym najeździe Turków, kraj bardzo podupadł. Mieszkańcy – kiedyś chrześcijanie – zaczęli stopniowo przechodzić na islam, bo tylko w ten sposób mogli zachować swoje majątki.
Niepodległość została wywalczona po trzech wojnach bałkańskich w 1912 roku w wyniku klęski Imperium Osmańskiego. Powstało wówczas królestwo Albanii. Dalsza historia była chyba jeszcze bardziej skomplikowana; wspomnę więc tylko, że po II drugiej wojnie światowej, dzięki skutecznemu sprzeciwowi komunistycznych władz państwowych, kraj ten nie podzielił losu innych państw bałkańskich i nie wszedł (podobnie jak Bułgaria) w skład „Wielkiej Jugosławii” rządzonej przez Josipa Broz Tito.
Jak pokazała historia, posunięcie to nie wyszło „na dobre” mieszkańcom Albanii, ponieważ rządy w tym kraju od 1944 roku do 1985 sprawował dyktator, „wielki wódz” – Enver Hoxha (nazywany przez siebie „Słońcem Albanii”). Jego polityka i niepodzielna władza doprowadziły kraj do całkowitej izolacji na arenie międzynarodowej, a mieszkańców do nędzy. Człowiek ten miał różne obsesje. Jedna z nich, wynikająca z lęku przed wciąż, jego zdaniem, czyhającymi na kraj wrogami, kazała mu budować betonowe bunkry. Powstało ich około osiemset tysięcy(!), co stanowi największą liczbę bunkrów na świecie, dodatkowo znajdujących się na tak małym terytorium. Dziś, jeśli by te bunkry, nazywane zdrobniale „pieczarkami”, potraktować jako ciekawostkę turystyczną, mogłoby to z powodzeniem być atutem tego kraju.
Inny dziwny pomysł dyktatora Hoxhy dotyczył budowy publicznych dróg, które zamiast być możliwie prostymi i wygodnymi, miały być bardzo kręte. Niektóre są takie do dziś, co mogliśmy zaobserwować podczas przejazdów. Chodziło o to, żeby nieprzyjaciel, który by zaatakował Albanię, nie mógł wykorzystywać dróg jako lądowiska dla samolotów, a także by potrzebował więcej czasu na dotarcie do strategicznych celów obronnych.
Było jeszcze wiele innych absurdów wymyślanych przez „ojca narodu”, a ich nieprzestrzeganie albo choćby donos, że ktoś postępuje inaczej, nierzadko kończyło się wydaleniem z uczelni, utratą pracy, konfiskatą mienia, a często dodatkowo więzieniami, torturami lub nawet śmiercią. Pozwolę sobie w tym miejscu, dla zobrazowania specyficznej, wyjątkowo wstrząsającej sytuacji tego kraju, przytoczyć fragment niedawno wydanej i już nagrodzonej książki autorstwa Małgorzaty Rejmer pt: „Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii”. Książka ta powstała w wyniku rozmów przeprowadzonych z wieloma świadkami reżimu, będącymi ofiarami tego nieludzkiego systemu, którzy stracili swoją własność, honor, zdrowie, najbliższych… jak i jego zwolennikami – dla których po śmierci dyktatora „rozpadł się świat” i do dziś nie mogą pogodzić się z obecną, ich zdaniem dużo gorszą sytuacją. „Był sobie raj, stworzony w najsłuszniej socjalistycznym kraju na świecie. Gdzie wszystko należało do wszystkich i nic nie należało do nikogo. Gdzie każdy umiał pisać i czytać, ale pisać można było tylko to, z czym zgadzała się władza, a czytać tylko to, co władza zatwierdziła. Gdzie do każdej wsi docierały prąd, autobus i propaganda, ale zwykły obywatel nie miał prawa do własnego samochodu ani do własnego zdania. Gdzie każdy mógł polegać na bezpłatnej opiece medycznej, ale zdarzało się, że ludzie ginęli, nie zostawiając po sobie śladu. Gdzie edukacja mas była priorytetem, ale co kilka lat urządzano czystki wśród elit. Gdzie każdy miał prawo cieszyć się z postępu i wiwatować w pochodach, ale opowiedzenie dowcipu stanowiło wyzwanie rzucone władzy i losowi. Dlatego obywatelom zalecano odczuwanie entuzjazmu i szczęścia, gdyż za narzekanie i głupie żarty, czyli agitację i propagandę groziło od sześciu miesięcy do dziesięciu lat wiezienia”.
Lokalni przewodnicy, oprowadzając nas po albańskich miastach, często nawiązywali do stosunkowo niedawnych, niezwykle trudnych i bolesnych warunków życia mieszkańców, potwierdzając przytoczony fragment książki. Zwracali uwagę na psychiczne udręczenie mieszkańców, lęk przed aresztowaniem z błahego powodu, bardzo często zdarzające się donosicielstwo – nawet ze strony najbliższej rodziny, odcięcie od wszelkich zewnętrznych informacji, niemożność posiadania prywatnych samochodów oraz przeprowadzania się (o wyjeździe z Albanii do innych krajów nawet nie wspominając).
Być może dlatego dziś po drogach jeździ mnóstwo prywatnych samochodów (zwłaszcza drogich mercedesów), a ludzie masowo przemieszczają się i pracują za granicami. Efektem tego są niedawno wybudowane, zazwyczaj potężne, nierzadko kilkupiętrowe domy, które wyglądają na opuszczone, ponieważ ich właściciele, pracując za granicą, mieszkają w nich tylko podczas urlopów.
Ale nie wszystkim mieszkańcom powodzi się tak dobrze. Poza widokiem mercedesów i domów przypominających pałace, do wcale nierzadko widzianych należą odrapane, szare, mocno zaniedbane budynki czy wręcz rozlatujące się rudery. Natomiast funkcję drogich samochodów pełnią rowery oraz osiołki ciągnące wózki wyładowane różnymi towarami. Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, że dzisiejsza Albania jest krajem ogromnych kontrastów.
Z krótkiego pobytu najbardziej zapamiętałam kręte i bardzo nierówne drogi, wysokie góry, często mijane rzeki (Albania jako jeden z nielicznych krajów nie ma żadnych problemów z wodą) oraz starówkę Tirany i Gjirokaster (czyt. Dżirokaster) – miasto zostało wpisane w 2005 roku na Światową Listę UNESCO. Jest jednym z dwóch albańskich miast-muzeów (drugie wpisane w 2008 roku, to średniowieczny Berat, zwany ze względu na charakterystyczne usytuowanie na zboczu wzgórza „miastem tysiąca okien”).
Zacznę od Gjirokaster, które z racji bardzo zróżnicowanej powierzchni nazywane jest „miastem tysiąca schodów”, lub z uwagi na tradycyjne szare łupki pokrywające prawie wszystkie dachy „miastem szarych dachów” (jeszcze inaczej – „miastem srebrnych dachów”, ponieważ po deszczu dachy lśnią srebrną barwą).
Nad grodem góruje potężna średniowieczna twierdza z XII wieku, zdobyta w 1417 roku po długim obleganiu przez Turków. A potem, gdy już mocno podupadła, na początku XIX wieku została odbudowana i rozbudowana przez Ali Paschę, feudalnego władcę walczącego przeciwko panowaniu Imperium Osmańskiego. Z jego rozkazu zamieszkało tam wojsko, natomiast w czasach Królestwa Albanii, na początku XX wieku, w murach fortecy usytuowano więzienie, w którym przetrzymywano więźniów politycznych.
Dziś jest to jedna z największych, dobrze zachowanych twierdz na ziemi albańskiej. Można się zmęczyć długotrwałą wędrówką, najpierw by dojść do niej z miasta, a potem chodząc wzdłuż wysokich kamiennych murów, do których przylega charakterystyczna wieża z zegarem oraz cerkiew. Kiedy jednak już pokonamy trudy wspinaczki i wędrówki, to nagrodą może być widok miasta leżącego poniżej na zboczu góry. Robi to ogromne wrażenie, ponieważ faktycznie, zgodnie z nazwą wszędzie widoczna jest wyłącznie szara barwa, jaką daje kolor łupków, użytych niegdyś do pokrycia dachów, a dziś używanych nadal do ich renowacji.
Po zejściu do miasta, można pospacerować krętymi zabytkowymi uliczkami, udać się na tradycyjny stary bazar albo do siedemnastowiecznego meczetu. My zwiedziliśmy zabytkowy dom, w którym na świat przyszedł w roku 1908, w ziemiańskiej rodzinie muzułmańskiej, późniejszy albański dyktator Enver Hoxha. Obecnie w domu tym mieści się ciekawe muzeum etnograficzne, w którym można obejrzeć zdjęcia rodzinne dyktatora, a także np. tradycyjne albańskie ubiory, meble, naczynia, wyposażenie domostw.
Gjirokaster to również miejsce urodzenia Ismaila Kadare w 1936 roku, jednego z najbardziej znanych i utalentowanych współczesnych pisarzy albańskich. Od wielu lat jest on wymieniany wśród kandydatów do Nagrody Nobla. Udało mu się przemycić na Zachód Europy swoje powieści, oskarżające komunizm w Albanii, wysyłając w listach do przyjaciół jednorazowo po kilka kartek. Od 1990 roku mieszka we Francji, gdzie uzyskał azyl.
Natomiast jeśli chodzi o Tiranę – stolicę Albanii, to na wstępie muszę napisać, że ucieszyły mnie bardzo pewne elementy, świadczące o dostrzeżeniu tam potrzeb osób z problemami wzrokowymi. Były to: prowadnice dla białej laski wzdłuż pieszych ciągów oraz wyraźne kolorystyczne i kontrastowe oznakowanie ścieżek rowerowych i przejść przez ulice. Moją uwagę zwróciła też sygnalizacja świetlna, gdzie oprócz zmieniających się świateł na zielono, czerwono i żółto, barwę zmieniały całe, pochylone w stronę jezdni słupy, na których były zainstalowane te światła. W efekcie tego, zmieniające się światła widzieli lepiej zarówno kierowcy, jak i piesi.
Sama Tirana, stolica Albanii od 1920 roku, a właściwie tylko starówka (ponieważ czasu na zwiedzanie było bardzo mało), też mi się podobała – rozległe przestrzenie, sporo zieleni, kwiatów, do tego wiele kolorów. Spacer rozpoczęliśmy od Placu Skanderbega, na którym stoi 11-metrowy pomnik, postawiony ku czci tego największego bohatera narodowego. Albański przewodnik, który przedstawił nam się jako „umiarkowany wyznawca islamu”, opowiadał o historii miasta i poszczególnych budowlach. Widzieliśmy najstarszy zabytek stolicy – XVIII-wieczny meczet, a w jego sąsiedztwie prawosławną cerkiew i kościół katolicki. Obecnie Albańczycy są w większości „narodem mało religijnym”; być może jest to pozostałość po „laicyzacji kraju” ogłoszonej przez Enwera Hoxhę w 1967 roku. W każdym razie, zdaniem naszego przewodnika, wyznawcy różnych religii są tolerancyjni względem innych wyznań i w żaden sposób nie zagrażają sobie nawzajem.
Przechodziliśmy obok olbrzymiej piramidy, będącej kiedyś mauzoleum „Słońca Narodu”, którą na trzy lata przed śmiercią dyktatora Hoxhy zaprojektowała jego córka (dziś odbywają się w niej festiwale kulturalne i koncerty). Widzieliśmy bunkier, w którym utworzono coś w rodzaju „izby pamięci”, ze zdjęciami prześladowanych, torturowanych, a także zamordowanych „wrogów systemu”. Jak można wyczytać w prezentowanej już publikacji „Błoto słodsze niż miód”: „Przez czterdzieści siedem lat komunistyczne władze trzymały za kratkami 34 135 więźniów politycznych. W kraju liczącym mniej niż dwa miliony obywateli, z rozkazu partii zamordowano 6027 osób, 984 osoby zmarły w więzieniach, 308 osób postradało zmysły wskutek tortur, 50 tysięcy zostało internowanych, a ponad 7 tysięcy zginęło w obozach pracy, albo na zesłaniu”.
Te tragiczne statystyki nie mogą pozostawić nas, mieszkających gdzie indziej, obojętnymi na okrutny los, jaki był udziałem tysięcy niewinnych ludzi. Tym bardziej że, jak pisze M. Rejmer w cytowanej już książce: „…przedstawiciele starego systemu nigdy nie zostali ukarani, nie odpowiedzieli za swoje czyny ci, którzy rozlali tyle krwi”, i jeszcze jeden, ostatni już cytat będący wypowiedzią byłego więźnia, odnoszący się do czasów dzisiejszych: „jesteśmy rozczarowani i zmęczeni. Staliśmy się żebrakami pogrążonymi w cierpieniu. Od upadku komunizmu minęło dwadzieścia sześć lat, przyjęto ustawy, które obiecywały rekompensaty za lata przepracowane w więzieniach, ale pieniędzy nigdy nam nie wypłacono”.
Kiedy oddaliliśmy się od piramidy i bunkra, przypominających straszne czasy dyktatury i komunizmu, naszym oczom ukazała się „inna” Tirana z niezwykle barwną i – moim zdaniem – ciekawie wyglądającą „mieszanką architektoniczną”. Widzieliśmy gmachy w różnych stylach i kolorach. Pamiętające czasy komunizmu Pałac Prezydencki i Kongresowy oraz tzw. Blok, teren niedostępny dla zwykłych ludzi w czasie reżimu. Przechodziliśmy obok reprezentacyjnych kamieniczek we włoskim stylu, a także bardzo nowoczesnych, wysokich budowli ze stali i szkła.
Miasto – kiedyś podobno bardzo szare, nieciekawe i smutne, zostało za sprawą burmistrza, obecnie premiera kraju Ediego Ramy, ożywione kolorem oraz wzbogacone o nowe parki i skwery, co przydało mu lekkości i wdzięku. (Burmistrz miasta był wcześniej wykładowcą historii sztuki na uniwersytecie i sam malował; w 2004 roku otrzymał zaszczytny tytuł „najlepszego burmistrza na świecie”).
Na koniec zwiedzania stolicy Albanii, czekał nas jeszcze sympatyczny akcent polski. Otóż trafiliśmy pod pomnik Fryderyka Chopina, autorstwa znanego polskiego rzeźbiarza Andrzeja Renesa. Pomnik, przedstawiający popiersie Chopina, pod którym widnieje napis: FREDERIK SHOPEN 1810-1849, został ufundowany przez Międzynarodową Fundację im. Fryderyka Chopina i odsłonięty w roku 2003 przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego.
Żegnając ten kraj, po bardzo krótkim pobycie (w Macedonii byliśmy znacznie dłużej), mogliśmy jeszcze na koniec zaopatrzyć się w albańskie „prawdziwe skarby, napełnione słońcem”: figi, arbuzy, granaty, kaki, jabłka, gruszki, pomidory czy paprykę. Przy okazji, walutą albańską jest lek (1 euro to równowartość ok.125 leków).
Podsumowując to bardzo wyrywkowe spojrzenie na Albanię, nacechowane pamięcią o niedawnej, niezwykle trudnej i bolesnej historii, uważam, że jest to bardzo interesujący kraj, mający wiele do zaoferowania, ale jednocześnie dość specyficzny, różniący się od innych krajów bałkańskich. Natomiast jeśli chodzi o moje osobiste odczucia, to mając duży niedosyt wiedzy na temat skomplikowanych uwarunkowań społeczno-historyczno-politycznych Albanii, chciałabym w przyszłości pobyć w tym kraju dłużej – by bliżej mu się przyjrzeć, lepiej go zrozumieć, i poznać inne rejony…
Renata Nowacka-Pyrlik
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 17-12-2018 16:07:10