Treść strony

 

Zagłada domu Laurentów czyli „Happy end” Michaela Hanekego - Izabela Galicka

Niedawno wszedł na ekrany kin najnowszy film Hanekego, kolejny po słynnej „Miłości”, bezkompromisowo podejmującej temat eutanazji. Tutaj ten motyw jest także obecny, jak również inne, obsesyjnie obecne w twórczości reżysera – przemoc, okrucieństwo, rola mediów w naszym życiu. O ile jednak „Miłość” opowiadała o cierpieniu i codziennej czułości, o tyle „Happy end” ze swoją wychłodzoną narracją beznamiętnie relacjonuje rozpad i zanikanie uczuć i więzi międzyludzkich.

Poznając rodzinę Laurentow z Calais, początkowo wkraczamy, zwłaszcza przez scenę obiadu w świat burżuazji, co nieodłącznie nasuwa skojarzenia ze słynnym filmem Bunuela. Szybko jednak okazuje się, że uczucia nie są szczere, a każdy jest kimś innym, niż się na początku wydaje.

Wchodzimy w świat dziwaczny, świat samotnych jednostek o cechach psychopatycznych. Taka jest 12-letnia Eve ( świetna rola Fantine Harduin), patrząca bez jakichkolwiek uczuć na otaczający ją świat zza kamery swojego smartfona. Podgląda nim swoją matkę, dosypuje psychotropów do karmy dla chomików i potem kręci z nimi filmy, wyizolowana ze świata usiłuje popełnić samobójstwo. Jedyną osobą, która ją rozumie, jest senior rodu, Georges, grany przez rewelacyjnego jak zwykle Jeana-Luca Trintignanta. Usiłuje on przekupić swojego fryzjera, aby ten dostarczył mu broń… Scena rozmowy dziadka i wnuczki jest chyba najbardziej wstrząsająca w całym filmie, odwołuje się bezpośrednio do ostatniej sceny „Miłości” – czujemy się wręcz przez chwilę, jakby to była kontynuacja filmu „Miłość”, gdy dziadek opowiada nam o zabójstwie z miłości. Inni członkowie rodziny to także postacie zaburzone. Anna, dziedziczka firmy, zimna i elegancka, ale dręczona fobiami. Thomas, żyjący z jednej strony w związku z kobietą, z którą ma syna, z drugiej zaś wchodzący w internetowy romans. Nic dziwnego, że przy tak zaburzonych relacjach zbieg nieszczęśliwych przypadków doprowadza do upadku tej rodziny.

Z kolei tematyka społeczna zostaje wprowadzona do filmu przez służbę, którą stanowią „kolorowi” emigranci. Ci dla których pracują traktują ich z mieszaniną litości i protekcjonalizmu. Jest to zarzut, który film stawia nam wszystkim, czyli ogólnie „białej”, zadowolonej z siebie Europie.

Film ten jest inny niż reszta znanych nam filmów Hanekego. Przede wszystkim reżyser nie wchodzi tym razem w grę z widzem i jego emocjami, koncentrując się na fabule i na postaciach. Wystudzona narracja, przedłużające się kadry, które wprowadzają sensy symboliczne, także przyczyniają się do tego, że odbiorca nie angażuje się uczuciowo, raczej przeżywa film na zasadzie intelektualnej obserwacji.

Haneke w pełni świadomie wprowadził też do filmu Facebook i zdjęcia ze smartfona, chcąc jeszcze bardziej zaznaczyć dystans między bohaterami a światem realnym. Są oczywiście sceny symboliczne, jak scena karaoke, podkreślająca katastrofę Laureatów, czy finałowa scena nieudanego samobójstwa seniora rodu, filmowana właśnie ze smartfona Eve, które dotykają naszej wrażliwości w sposób bezpośredni.

Mamy także w filmie interdialogowość, liczne są aluzje i odwołania do kilku innych filmów: „Miłość”, „Biała wstążka” czy „Pianistki”. Z tym wszystkim jednak dzieło Hanekego trudno byłoby nazwać filmem wybitnym, niemniej ogląda się je dobrze i na pewno jest ono godne polecenia.

Izabela Galicka, filolog polski, kulturoznawca

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.