Treść strony
Wywiad z Tobiaszem Pöpke - Dorota Koprowska
…kierowcą tandemu w ramach akcji „Waszymi oczami poznajemy świat” organizowanej przez Koło Grodzkie w Częstochowie Okręg Śląski Polskiego Związku Niewidomych
Na początku chciałabym pogratulować Panu szczęśliwego ukończenia rajdu na Hel, który odbył się w dniach od 28 września do 1 października 2017 r. w ramach akcji „Waszymi oczami poznajemy świat”. Na czym polegała ta akcja i jakie było jej najważniejsze przesłanie?
Dziękuję. Nasz projekt, najprościej mówiąc, bazował na jeździe na tandemie i pokonaniu dystansu z Częstochowy na Hel, aczkolwiek nie była to taka zwykła przejażdżka na rowerze. Jazda odbywała się w formie sztafety po ustalonej wcześniej trasie, a brał w niej udział prowadzący, czyli przewodnik wraz z osobą niewidomą. W trasie przejazdu w większych miastach Polski organizowaliśmy specjalne pokazy techniki jazdy na tandemie połączone z omówieniem informacji na temat wolontariatu i potrzeb osób niewidomych oraz słabowidzących. Oczywiście, chcieliśmy tu głównie pokazać i uświadomić ludziom, z jakimi problemami w życiu codziennym muszą zmagać się ich rodacy z dysfunkcją wzroku i zachęcić do pomocy przy wyposażaniu pracowni tyfloinformatycznej dla dzieci niewidomych i słabowidzących ośrodka Polskiego Związku Niewidomych w Częstochowie. Co więcej, w tym projekcie społecznym dążyliśmy również do rozpropagowania turystyki rowerowej zarówno wśród osób widzących, jak i tych, które do jazdy potrzebują wsparcia przewodnika. Nacisk kładę tu właśnie na słowo „przewodnik”, gdyż w trakcie przeprowadzania jazd pokazowych z zaproszonymi z tłumu ludźmi mieliśmy nadzieję zachęcić wszystkich do aktywności fizycznej i do podejmowania roli bycia przewodnikiem rowerowym..
Wśród osób zrzeszonych w PZN istnieje dość duża grupa osób interesujących się szeroko pojętym kolarstwem lub innymi formami aktywności fizycznej, ale nie mająca możliwości na realizowanie swoich pasji z uwagi na brak wspomnianych osób: wolontariuszy i przewodników. Co prawda, za bardzo nie liczę na to, że nagle po zakończeniu projektu na ulicach zobaczę rzesze tandemów i uśmiechniętych przewodników rowerowych, ale być może swoim zaangażowaniem w całe to przedsięwzięcie pomogłem poprawić sytuację niewidomych.
Co właściwie skłoniło Pana do wzięcia udziału w tym przedsięwzięciu? Jak się Pan o nim dowiedział? I wreszcie: jak na ten pomysł zareagowała Pana rodzina, przyjaciele?
Uwielbiam jazdę na rowerze, a poza tym należę raczej do grona osób, które zwyczajnie lubią pomagać innym i angażują się w różnego typu przedsięwzięcia. Z tego powodu, gdy tylko doszły mnie słuchy o akcji, która łączy w sobie rower i taki szczytny cel, to ani chwili się nie zastanawiałem. Decyzja padła od razu: „Biorę w tym udział!”. Powiem Pani tak, spojrzałem na to wszystko też trochę z innej strony i to dodatkowo utwierdziło mnie w swojej decyzji. Wiem, jak ja osobiście poczułbym się, gdyby nagle np. z powodu jakiegoś nieszczęśliwego wypadku możliwość realizowania mojej rowerowej pasji zostałaby mi odebrana. Wtedy taka osoba, która pomogłaby mi odzyskać choć cząstkę swojej utraconej pasji, i powiedziałaby: „Hej Tobiasz, wsiadaj z tyłu na rower, zakładaj kask i jedziemy trochę się przejechać”, to ona właśnie byłaby dla mnie najlepszym lekarstwem, a wręcz wybawieniem.
Kiedy dowiedziałem się o akcji? Cóż, o samej akcji usłyszałem dzięki mojemu dobremu znajomemu z pracy. Pan Zbyszek, bo o nim tu mowa, widywał mnie, jak codziennie późną wiosną i latem wprowadzam rower do biura. Od czasu do czasu rozmawialiśmy, pan Zbyszek dopytywał mnie wtedy, jak minęła droga, gdzie ostatnio jeździłem w terenie, ile średnio spędzam czasu na rowerze lub na jakich dystansach jeżdżę. Pewnego upalnego dnia, gdy słońce niemiłosiernie piekło już od samego rana, zauważyłem pana Zbyszka stojącego w drzwiach firmy. Wyraźnie podekscytowany podszedł do mnie, spojrzał na rower i powiedział mi o swoim pomyśle na taki projekt społeczny. Oczywiście od razu zaznaczyłem, że jeśli tylko to wypali, to chcę wziąć w tym udział.
Rodzinie oraz przyjaciołom nie musiałem kończyć opowieści o planowanej akcji, oni już w trakcie rozmowy ze mną wiedzieli, że się na to zdecydowałem (śmiech). Rodzice jak to rodzice, mieli tylko lekkie obawy, jak dam sobie radę, jeśli pogoda nie dopisze, ponieważ nie miałem żadnej ciepłej odzieży kolarskiej do jazdy. Na szczęście udało mi się jakoś odłożyć trochę z zarobionych pieniędzy i takie ciuchy kupiłem w przeddzień wyprawy. Przyznam, że miałem duże wsparcie ze strony bliskich mi osób, wszyscy cieszyli się i życzyli wytrwałości, przyjaciele z siłowni oraz z pracy mocno dopingowali, instruktor spinningu, pod okiem którego jeżdżę na sali, dopytywał, jak idą przygotowania. Ogólnie, każdy był zaciekawiony i trzymał kciuki za powodzenie akcji.
Czy jeździł Pan wcześniej na tandemie w duecie z osobą widzącą? Czy jazda tandemem jest trudniejsza, bardziej wymagająca od jazdy samodzielnym rowerem?
Nigdy przed organizowaniem tej akcji z nikim nie jeździłem na tandemie. Na jednym rowerze w duecie, to owszem, ale tylko jeśli bralibyśmy pod uwagę doświadczenia z jazdy na ramie bądź na bagażniku w dziadkowym rowerze, gdy było się jeszcze małym (śmiech). Rzadko słyszało się cokolwiek o tandemie, jeszcze rzadziej się go widywało na ulicach, a jazda z kimś w taki sposób, to już w ogóle wydawało się być jakąś fanaberią. Dopiero kontakt z panem Zbyszkiem i późniejsza możliwość jazdy na takim tandemie podczas lipcowej prezentacji w hotelu Scout w Częstochowie sprawiły, że inaczej człowiek zaczął na to wszystko patrzeć.
Cóż, jazda na tandemie z pewnością nie jest taka prosta jak na standardowym rowerze. Trudności w jeździe na tandemie wynikają bowiem głównie z rozmiarów takiego roweru i faktu, że nie jedzie się samemu, a dopasowuje się do drugiej osoby jadącej z nami. Taką różnicę można fajnie zobrazować na pewnym przykładzie. Powiedzmy, że dojeżdża pani codziennie wąskimi i zatłoczonymi uliczkami do pracy i oczywiście dojeżdża pani tam jakimś niewielkim samochodzikiem, np. Smartem. Teraz proszę sobie wyobrazić, że ma Pani pokonać tę samą trasę, te same wąziutkie uliczki, ale jadąc jakimś amerykańskim krążownikiem szos i mając dostęp do wszystkich pedałów poza pedałem gazu, którym w jakimś stopniu operuje pani pasażer jadący na tylnej kanapie. Mniej więcej tak to wygląda z jazdą na tandemie w duecie. Dla mnie różnica w jeździe jest mocno odczuwalna, bo sam jeżdżę rowerem crossowym, a takim rowerem łatwo się manewruje w praktycznie każdej sytuacji. Nagle do jazdy dostaję niesamowicie długi rower i do tego następuje kumulacja, bo mamy dwa siodełka, dwie kierownice i dwie osoby do jazdy. Tandem, jaki mieliśmy do jazdy, to inna geometria ramy niż w zwykłym rowerze, mniejsze koła i szersze opony. Oczywiście, można znaleźć i tandemy będące lepiej przystosowane do jazdy sportowej, których koła czy osprzęt nie różnią się zbytnio od takich z normalnego roweru szosowego, my po prostu mieliśmy do dyspozycji taki uniwersalny i najpopularniejszy chyba model. Bardzo ciężko manewruje się takim rowerem, szczególnie, gdy nie mamy za dużo miejsca do działania. Proszę sobie teraz wyobrazić, że ja musiałem takim ogromnym rowerem manewrować w samym środku galerii handlowych, np. w Gdańsku czy w Toruniu, między wszystkimi tłumnie odwiedzającymi je klientami i nierzadko z lekko panikującymi ludźmi w goglach na tylnym siodełku.
Czy zanim wyruszył pan w drogę, miał pan okazję przekonać się, jak wygląda jazda z punktu widzenia niewidomego pasażera? Jakie towarzyszyły panu wtedy emocje i czego nauczyło pana to doświadczenie?
Pewnie, że miałem taką możliwość. Ba, to nawet nie była możliwość, a raczej obowiązek, jeśli chce się móc sprawnie podróżować z osobą niewidomą. Aby jazda szła płynnie trzeba wiedzieć, z jakimi problemami może zmagać się osoba jadąca z tyłu i trzeba właśnie takie problemy niwelować jako przewodnik. Ja byłem w o tyle komfortowej sytuacji, że o wszelkich istotnych kwestiach i rzeczach, na jakie warto zwrócić uwagę, informował mnie sam złoty medalista w jeździe ze startu wspólnego z Paraolimipiady w Pekinie pan Dariusz Flak. Można więc śmiało powiedzieć, że wiedzę zdobywałem od najlepszych. Było to jakoś pod koniec lipca, gdy właśnie pierwszy raz postawiłem się na miejscu osoby niewidomej jadącej z tyłu i muszę przyznać, że sama jazda po założeniu gogli uniemożliwiających odbieranie bodźców wzrokowych wywołała u mnie niesamowicie dużo emocji. Gdy tylko ruszyliśmy z panem Zbyszkiem i zakręciłem pedałami, to niepewność spowodowana mrokiem, zdawała się ustępować, jazda jak na normalnym rowerze, pełen luzik, ale tak było tylko przez chwilę…
W pewnym momencie niepewność wróciła i na dodatek przeobraziła się w strach. Poczułem się, jak pasażer chodzący po śliskim pokładzie statku płynącego w trakcie jakiegoś sztormu. Raz po raz przy zakręcaniu miałem wrażenie, że zaraz wypadnę za burtę, bo ciało nienaturalnie jakoś wydawało się przechylać to w jedną, to w drugą stronę. Niepewność budziła grozę, każdy obrót koła był nieprzewidywalny, a wysiłek włożony w jazdę zdawał się prowadzić do zguby. W pewnym momencie mój pilot na tandemie zaczął robić „ósemki”, a ja miałem wrażenie, że nic już nie kontroluję, że macham tylko nogami, a jednak stoję dalej sam w mroku. Błędnik zaczął wariować, umysł płatał figle, mimo pełnego skupienia. Było to dla mnie niesamowite doświadczenie.
Śmiało mogę stwierdzić, że jazda w tamten dzień na tandemie spowodowała to, że słowo „odwaga” nabrało w moim słowniku nowego znaczenia. Czemu? Otóż, można dokonać wielu niezwykłych rzeczy na rowerze, ale dokonać tego, będąc niewidomym – to jest dopiero ODWAGA! Sam pokonałem w tym sezonie już setki kilometrów. Jeździłem ruchliwą drogą w trakcie okropnej burzy, podmuchy mijających tirów zdawały się mnie raz odpychać, a raz wsysać pod koła, wjeżdżałem na spore górki na naszej kochanej Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, ale nic z tych rzeczy nie mogło się równać z tym strachem, jaki sparaliżował mnie przy przejechaniu ledwie kilku okrążeń w mroku na tandemie.
Człowiek czasami nie zdaje sobie nawet sprawy, z jak ogromnymi trudnościami borykają się ludzie niepełnosprawni wokół nas, a praktycznie wcale nie myśli się już o tym, jak wiele odwagi i jakieś wewnętrznej siły mają te osoby. Doświadczyłem na własnej skórze tylko namiastki tego brzemienia, jakie jest codziennością niektórych i chylę czoła przed każdą taką osobą.
Jak z organizacyjnego punktu widzenia wyglądała wyprawa z Częstochowy na Hel? Czy przejechaliście całą tę trasę?
Trasę mieliśmy całkiem dobrze zaplanowaną, choć czasami musieliśmy ją i tak nieco korygować w trakcie. Organizacyjnie nie było łatwo, rozmawialiśmy z wieloma podmiotami, ale tylko nieliczni przyłączyli się i pomogli. Samą wyprawę rozpoczęliśmy spod hotelu Scout w Częstochowie, następnie tego samego dnia mieliśmy mały wywiad w Radomsku i prezentację w Łodzi w Manufakturze. Następny dzień to kolejna dawka jazdy, bardzo udana prezentacja w Toruniu w Atrium Copernicus i od razu jazda na Hel. Tam udział w ogromnie ciekawym VII Otwartym Rajdzie Rowerowym Szlakiem Obrońców Helu i mieliśmy w końcu troszkę więcej czasu na odpoczynek. Ostatniego dnia zawitaliśmy z naszą akcją do Gdańska, gdzie np. w Galerii Osowa przykuliśmy uwagę odwiedzających, a po zakończeniu prezentacji została nam już tylko droga powrotna do Częstochowy. Bardzo dużo wysiłku wymagało dogrywanie miejsc do prezentacji technik jazdy na tandemie, załatwienie noclegów i spotkań z mediami. Tutaj ogromne brawa należą się panu Zbyszkowi i pani prezes częstochowskiego oddziału PZN, bo to głównie dzięki ich poświęceniu udało się wszystko sprawnie zorganizować.
Jak wspominałem wcześniej, jednym z głównych aspektów wyprawy na Hel było właśnie prezentowanie technik jazdy na tandemie z osobą niewidomą, by tam móc zająć się najważniejszymi założeniami akcji. Przejazd tandemem był więc częścią planu uzależnioną od wielu innych kwestii. Z powodu napiętego grafiku takich prezentacji i umówionych wcześniej spotkań z mediami oraz osobami zainteresowanymi wolontariatem nie mieliśmy, niestety, możliwości pokonania całej trasy na tandemie, choć bardzo tego chcieliśmy. I tak ponad połowę trasy przejechaliśmy naszym rowerem, a pokonane kilometry mocno dawały o sobie znać wieczorem, gdy człowiek udawał się na zasłużony odpoczynek. Najważniejsze, że każdy wyznaczony cel zrealizowaliśmy i – wymęczeni, ale szczęśliwi i wzbogaceni o nowe doświadczenia – powróciliśmy do siebie.
Jazda na tandemie wymaga ścisłej współpracy kierowcy-przewodnika oraz niewidomego/słabowidzącego pasażera. Większą odpowiedzialność za tę współpracę, co zgodnie przyznają sami pasażerowie, ponosi przewodnik. Jakie są właściwie obowiązki (zadania) kierowcy-przewodnika?
To prawda, na przewodniku ciąży ogromna odpowiedzialność. Przewodnik po pierwsze musi zadbać o bezpieczeństwo swoje i osoby niewidomej lub słabowidzącej, z którą jedzie na tandemie. Idealny przewodnik to moim zdaniem taki multizadaniowy ninja (śmiech), bo jednocześnie musi kierować, nadawać tempo jazdy, obserwować, co dzieje się na trasie przejazdu i być przygotowanym na każdą ewentualność na drodze. Często w trakcie tych czynności człowiek prowadzący tandem oddaje się też zwykłej rozmowie, opisywaniu tego, co widzi przed oczami. Jak więc widać, taki przewodnik rowerowy powinien odznaczać się podzielnością uwagi, koncentracją i bardzo dobrym przygotowaniem fizycznym. Wiem po sobie, że niezwykle ważne jest to, by sprawnie dokonywać manewrów na rowerze, czyli np. nie hamować nazbyt gwałtownie bez uprzedniego poinformowania o tym (Ania tego strasznie nie lubiła), oraz aby prowadzić jakąś normalną, przyjemną rozmowę, która dodatkowo umacnia więzi między jadącymi. Ja ogólnie miałem nieco ułatwione zadanie, bo Ania troszkę jeździła wcześniej na tandemie i zdecydowanie łatwiej dzięki temu było nam budować te relacje: przewodnik i osoba jadąca na tylnym siodełku. Jeśli tylko takie relacje dobrze się układają, to zarówno przyjemność, jak i satysfakcja z jazdy na tandemie będą zdecydowanie większe.
Jak się układała panu współpraca z pana podopieczną? Czego pana nauczyła?
Chyba dobrze, bo dojechaliśmy cali i zdrowi (śmiech). A tak na serio, to współpraca szła nam wyśmienicie. Nie znałem wcześniej Ani, ale dość szybko złapaliśmy dobry kontakt i dzięki temu jazda na tandemie była czystą przyjemnością. Z początku musieliśmy się trochę dograć, ale później to już była bajka, jeśli chodzi o pokonywanie kolejnych kilometrów trasy. Dobrze wiedziałem, z jaką intensywnością możemy spokojnie jechać, na jaki bieg ustawić przerzutkę, by jazda była komfortowa i kiedy zdecydować się na ewentualny postój. Ania ma niesamowicie dużo energii i widać, że jazda na rowerze sprawia jej ogromną frajdę. Od samego początku czuła się nadzwyczaj pewnie na tandemie, to bardziej ja miewałem jakieś obawy, co do samej jazdy, nie ona. Sądzę, że wiele osób mogłoby się od nas uczyć komunikacji w zespole.
Z początku jako zapalony rowerzysta myślałem, że to ja będę mógł część swojej rowerowej wiedzy przekazać innym uczestnikom i nauczyć kogoś czerpać radość z przejechanych kilometrów, ale okazało się, że to nie inni potrzebowali nauki, tylko ja sam. Od czasu naszej wyprawy patrzę na wiele spraw zupełnie inaczej. Dzięki współpracy z całą ekipą z naszego wyjazdu na Hel nauczyłem się, że sprawnie działający narząd wzroku to nie jest coś, bez czego nie da się względnie normalnie funkcjonować. Co więcej, czasami tymi naszymi oczami możemy sobie bardziej zepsuć obraz czegoś, niż gdybyśmy zdali się na inne zmysły lub wewnętrzną intuicję. Mogę śmiało powiedzieć, że nauczyłem się patrzeć na świat na nowo dzięki Ani, a raczej na nowo go poznawać i odczuwać. Zanurzam się w swoich zmysłach, ufam swoim instynktom i sprawniej odbieram wszelkie bodźce, jakie do mnie trafiają, czyli inaczej rzecz ujmując, widzę więcej, ale nie dzięki swoim oczom, a dzięki uczuciom. Uczucia nie mają bowiem kolorów, nie mają też kształtów i każda osoba czy to pełnosprawna, czy niewidoma posiada tak samo piękny i bogaty arsenał uczuć, dzięki którym możemy coś łatwo zobrazować.
Nasza współpraca utwierdziła mnie jeszcze w przekonaniu, że osoby słabowidzące lub niewidome są niesłychanie zaradne i pozytywnie nastawione do życia. Nigdy nie sądziłem, że osoba niewidoma może tak sprawnie posługiwać się najnowszą technologią, albo że może strzelać z wiatrówki i to celnie, bazując jedynie na specjalnych sygnałach dźwiękowych. Było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem.
Jazda na rowerze dla osoby dobrze widzącej to także czerpanie przyjemności z tego, co się widzi. Dla osób niewidomych podczas jazdy na tandemie bardzo ważne jest, by przewodnik opowiadał im, co widzi. Od kierowcy z pewnością wymaga to niezwykle podzielnej uwagi i wysiłku (w przypadku długich tras), by skupiać się jednocześnie na tym, co się dzieje na drodze i opowiadać o tym, co się w danej chwili widzi. Jak to wygląda u Pana?
Przyznam szczerze, że na początku miałem z tym nieco problem. Dla mnie jako osoby widzącej opowiadanie komuś znajdującemu się zaraz obok mnie o tym, co się widzi, wydawało się bardzo nietypowe. Po prostu nie przywykłem do tego, by informować kogoś na bieżąco o tym, co właśnie mijamy, co jest przed nami itp. Nie miałem też wcześniej do czynienia z osobami niewidomymi, dla których takie opisy są niezbędne. Ze skupieniem się na jeździe nigdy nie miałem problemów, gorzej było wpleść opowiadanie, np. w manewr.
Po pierwszych przejażdżkach na tandemie z osobami niewidomymi szybko wyrobiłem sobie jednak nawyk opowiadania, a raczej, jakbym to ładniej ujął, pokazywania słowem tego, co znajduję się w pobliżu. Jest to bardzo istotna kwestia, bo uspokaja człowieka, wprowadza dobry nastrój i pozwala osobie siedzącej z tyłu na lepsze przeżywanie takiej rowerowej podróży. Nie jest łatwo zachować podzielność uwagi i sam uważam, że lepiej skupić się na bezpiecznym przejeździe niż na tworzeniu kwiecistych i długich opisów tego, co aktualnie się widzi. Oczywiście, jeśli tylko jedziemy mało ruchliwą drogą, albo są jakieś szczególnie piękne widoczki, to warto o tym nieco więcej powiedzieć. Jestem chyba osobą troszkę gadatliwą, więc jak już przyzwyczaiłem się do jazdy i opowiadania, to powiem pani, że bywały momenty, w których specjalnie zwalnialiśmy tylko po to, żebym mógł powiedzieć coś więcej o przecudownym widoku, jaki jest przed nami. Tak było gdzieś w trasie za Łodzią, gdy podjeżdżaliśmy na wzniesienie, na końcu którego witała nas bogata gama barw jesiennych rozciągająca się po obu stronach ulicy. Jeszcze częściowo zielonkawe drzewa pochylały się nad drogą, tak jakby składały nam ukłony za włożony w jazdę trud, a spod ich zielonkawych plamek odznaczało się szlachetne złoto z rubinowymi kropkami tu i ówdzie, oraz brązowo-szare prześwity w koronie.
Właśnie wspomniana wcześniej odpowiedzialność za drugą osobę bardzo często odstrasza potencjalnych wolontariuszy tandemowych i dla tego osobom niewidomym tak trudno jest znaleźć partnera do wspólnej jazdy. Pana to nie zniechęciło, by zostać wolontariuszem. Co mógłby pan powiedzieć osobom dobrze widzącym, by nie obawiały się wspólnej jazdy na tandemie z osobą niepełnosprawną wzrokowo?
Nie ma znowu, co aż tak panikować. Jeśli ktoś tylko jeździ na rowerze, to zawsze bierze na siebie odpowiedzialność za swój wpływ na innych uczestników ruchu drogowego. Ja lubię wyzwania i lubię pomagać, więc ciężko byłoby mnie tutaj zniechęcić. Podkreślę jedno, wystarczy sobie zaufać, a współpraca w tandemie układa się gładko i tej presji nawet człowiek nie odczuje. Każdy kto spróbuje i wybierze się choćby na krótką przejażdżkę z osobą z dysfunkcją wzroku, to szybko stwierdzi, że ta jazda, to nie taki diabeł straszny, jak go malują. Po prostu wystarczy spróbować i przekonać się na własnej skórze, że to brzemię odpowiedzialności wcale nie ciąży znowu tak mocno. Istnieje w końcu wiele różnych sytuacji, w których bierzemy na siebie odpowiedzialność za innych, a nawet sobie z tego nie zdajemy sprawy. Poza tym, zawsze raźniej jest jechać gdzieś razem niż samemu i to też można uznać za odpowiedni powód, by choćby spróbować swoich sił jako przewodnik rowerowy na tandemie.
Co okazało się dla Pana największym wyzwaniem podczas tej wyprawy? Zmęczenie czy jednak coś innego?
Cóż, zmęczenia z samej jazdy w trasie raczej nie odczuwałem, ale nie znaczy to, że zmęczenia w ogóle nie było, ono przejawiało się, tylko nieco inaczej. Bardziej męczyły mnie pokazy jazdy na tandemie, gdy miałem z tyłu na rowerze kogoś w goglach, a wokół kręcili się rozkojarzeni klienci sklepów w jakimś centrum handlowym. Trzeba było tutaj bardzo uważać, by ktoś nam nie wyskoczył lub abyśmy nie stali się niechcący częścią ekspozycji po rozjechaniu witryny w jakimś sklepie. Powiedziałbym więc, że największym wyzwaniem dla mnie było przełamywanie własnych słabości. Jak do tej pory nie wybierałem się nigdy w kilkudniową wyprawę na rowerze i to tak daleko, tym bardziej jesienią, gdy wcześniej nie posiadałem nawet za bardzo stroju do jazdy o tej porze. Cały czas walczyłem tu również z obawą, że być może nie będę tak wartościowym członkiem ekipy, jak bym chciał i nie sprostam stawianym oczekiwaniom. Oczywiście, ze wszystkim dałem sobie świetnie radę i ani zmęczenie, ani moje własne obawy nie były w stanie mnie wykończyć.
Co Pan czuł, gdy dotarł pan do celu? Jakie to były emocje?
Były to niesłychanie pozytywne emocje. Pierwsza, o dziwo, była chyba ulga, bo wiedziałem, że będę mógł już niedługo oddać się w objęcia Morfeusza i zregenerować organizm po konkretnie wymęczającym dniu. Zaraz potem przyszły radość i ogromna duma, choć nie z tego, że przejechałem taki dystans, ale z tego, że sprawdziłem się jako przewodnik rowerowy. Ostatecznie tych wszystkich emocji było na tyle dużo, że i zasnąć jednak nie było tak łatwo.
Niewidomi a nawet słabowidzący mogą czuć pewien rodzaj strachu przed jazdą. Pan miał okazję wyobrazić sobie i wczuć się w to, jak te osoby czują się podczas jazdy. Jak zachęciłby pan takie osoby, żeby jednak spróbowały i wsiadły na tandem? W końcu chodzi nie tylko o ich aktywność sportową, ale i budowanie w ten sposób zaufania do innych i nabywanie odwagi w różnych życiowych sytuacjach.
Właśnie, łatwiej jest mi odpowiedzieć teraz na to pytanie dzięki temu, że sam mogłem po założeniu specjalnie przyciemnionych gogli przez chwilę stać się osobą niewidomą. Najważniejsze to zaufać przewodnikowi. Może mi pani wierzyć na słowo, ta osoba, która siada z przodu jako przewodnik, wie, jak wielka ciąży na niej odpowiedzialność i zrobi wszystko, by sprawdzić się jak najlepiej. Na pewno z początku osoba niewidoma będzie się czuła niepewnie na tandemie, być może pojawi się lekki strach przy zakręcaniu, ale to wszystko szybko minie i na miejsce lęku wkroczy radość. Wystarczy przypomnieć osobie niewidomej lub słabowidzącej jak po raz pierwszy wykonywała jakąkolwiek inną czynność, której się z początku bała, a obecnie jest to dla niej chleb powszedni. Kwestia przyzwyczajenia, nie można się zrażać, należy śmiało podejść do tego tematu i dać się pokierować. Zapewniam, że po kilku godzinach jazdy taka osoba z dysfunkcją wzroku nie będzie chciała zejść z roweru, bo jazda wywoła u niej tak pozytywne emocje. Co więcej, to tak jak pani wspomniała, poprzez takie czynności budujemy bardzo ważne relacje międzyludzkie, jest nam łatwiej otworzyć się na drugiego człowieka oraz nabyć solidnej dawki nie tylko odwagi, ale i zdrowia (w końcu sport to zdrowie). Przełamanie się i podjęcie takiej formy aktywności fizycznej przez osobę niewidomą poprawia jej samopoczucie, pozwala ciekawie spędzić czas, przy okazji zwiększając poczucie pewności siebie i ułatwiając funkcjonowanie w społeczeństwie. To inwestycja w siebie oraz czysta dawka rozwoju osobistego, który w obecnych czasach jest tak istotny.
Czy były jakieś reakcje pasażerów, nie tylko pana podopiecznej, które szczególnie utkwiły panu w pamięci?
Było dużo takich reakcji lub sytuacji, jakie utkwiły mi w głowie. Podczas jednej z prezentacji do mojego tandemu podszedł mężczyzna z małą, na oko około 7-letnią córeczką. Dziewczynka ledwo dostawała do pedałów, ale bardzo chciała spróbować jazdy na tym nietypowym rowerku. Sprawdziłem, czy mała bohaterka nagle w trakcie jazdy nie ześlizgnie mi się z siodełka z tyłu i ruszyliśmy. Prosto, szybki skręt w lewo, zwolnienie, bo idą dwie starsze panie i nie chciałbym ryzykować zahaczenia o którąś z nich. Obejrzałem się do tyłu i pierwsze, co zobaczyłem, to przeuroczy mały uśmiech dziewczynki i śmiejące się z radości oczka. Zrobiłem z małą jeszcze może dwa okrążenia między klientami galerii, po czym przystanąłem, spodziewając się, że to już koniec będzie przejażdżki i zuch dziewczynka wróci w ramiona tatusia. Myliłem się. Mała bohaterka spojrzała zaraz na gogle, jakie pan Zbyszek trzymał w dłoniach, więc zapytałem się nieco zdziwiony:
– Chcesz się przejechać w takich goglach?
Dziewczynka pokiwała ochoczo głową, a po chwili powiedziała głośno i z uśmiechem na twarzy, przeciągając swoją wypowiedź, jak to dzieci mają w zwyczaju:
– Taaaaaaak!
Tata obserwujący córkę, był z niej dumny. Ja również nie mogłem wyjść z podziwu, że taka mała dziewczynka nie tylko nie bała się jazdy, mimo że ledwo dostawała do pedałów, ale na dodatek chciała i przejechała się na rowerze w tych goglach, czyli w pełnym mroku. Dla porównania przed tą dziewczynką jechałem z młodym dobrze zbudowanym chłopakiem, który po założeniu gogli i przy pierwszym ostrzejszym skręcie o mało nie wyrwał z tyłu kierownika, głośno demonstrując swoje zdziwienie i obawę o upadek z roweru, gdy błędnik mu nieco zbzikował pozbawiony zmysłu wzroku. Ten szczery uśmiech dziecka był dla mnie chyba najpiękniejszą nagrodą za włożony w przygotowanie prezentacji wysiłek.
Kolejna reakcja, a raczej wiele pozytywnych reakcji i gestów od razu kojarzy mi się z uczestnikami VII Otwartego Rajdu Rowerowego Szlakiem Obrońców Helu. Przesympatyczni ludzie, pasjonaci turystyki rowerowej, którzy w pewnym momencie przejęli rower i rozpoczęli własne testy. Lekkie zdziwienie i potem bardzo duża dawka humoru po tym, jak osoba na tylnym siedzeniu założyła gogle. Otrzymaliśmy od tych ludzi spore wsparcie, z zainteresowaniem dopytywali o szczegóły naszej akcji, a jak się później okazało, jeden z nich już miał okazję i brał udział jako przewodnik w jakimś wcześniejszym rajdzie. Potwierdziło się, że rowerzyści to jedna wielka rodzina.
Czy wziąłby pan udział jeszcze raz w podobnej akcji, czy może też planuje pan zapisać się do listy przewodników-wolontariuszy tandemowych, którą prowadzi Fundacja Niewidomi na Tandemach?
Bez wahania wziąłbym udział w kolejnej akcji tego typu. Po naszej podróży tandemem na Hel czuję, jak wiele dobrego udało się zdziałać i jest to bardzo motywujące. Poza tym, jak już wspominałem, dla mnie wszystko, co jest związane z rowerami, jest dobrą zabawą, Jeśli na dodatek można komuś pomóc, to angażuję się w taki projekt całym sercem. Z pewnością będę chciał się zapisać do takiej listy przewodników-wolontariuszy, bo to świetna sprawa, tylko obecne zobowiązania zawodowe uniemożliwiają mi bardziej aktywne uczestnictwo w byciu przewodnikiem na tandemie. Tak więc całkiem możliwe, że w przyszłym letnim sezonie rowerowym będzie można mnie spotkać nie tylko samotnie śmigającego po asfaltowych ścieżkach, ale również na tandemie z osobą niewidomą lub słabowidzącą podczas wspólnego pokonywania Szlaku Orlich Gniazd.
Jest pan miłośnikiem jazdy na rowerze. Czy ma pan jakieś „rowerowe” marzenia zarówno te indywidualne, jak i te tandemowe? ?
Każdy ma chyba jakieś marzenia, bo cóż by to było za życie bez nich i bez prób ich spełniania? W tym roku część swoich rowerowych marzeń już spełniłem, bo udało mi się w jeden dzień na rowerze zaliczyć pięć województw (śląskie, świętokrzyskie, łódzkie, wielkopolskie i opolskie) oraz podczas tej samej wyprawy przekroczyłem i to z nawiązką magiczną granicę 300 km. Co do nowych marzeń rowerowych, takich indywidualnych, to od dawna marzę o zakupie roweru szosowego (niestety, jest to poza moim zasięgiem finansowym) i wzięciu na nim udziału w Tour de Pologne Amatorów. Moje tandemowe marzenia wydają się natomiast zdecydowanie łatwiejsze do osiągnięcia, bo cieszyłbym się ogromnie, gdyby powstała w Częstochowie lub najbliższej okolicy jakaś grupa osób takich jak ja, chętnych do bycia przewodnikiem rowerowym i wtedy wspólnie fajnie byłoby zwiedzać przepiękne tereny naszej Jury na tandemie.
Dziękuję za rozmowę.
Dorota Koprowska
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu licznikówDodano: 11-12-2017 18:41:22