Treść strony
Wycieczki po Polsce Cz. 3: Sanok - brama Bieszczad - Renata Nowacka-Pyrlik
Ostatnim z zaproponowanych przeze mnie miejsc, wartych moim zdaniem odwiedzenia, jest Sanok. To z pozoru niewielkie – bo zamieszkiwane przez zaledwie 38-tysięczną społeczność miasto – jest najbardziej wysuniętym na południowy wschód ośrodkiem, zwanym czasem „bramą Bieszczad”.
Wybrane obiekty znajdujące się na terenie Sanoka miałam przyjemność zwiedzać w towarzystwie przypadkowo poznanej i mieszkającej tam osoby. Jestem jej bardzo wdzięczna za poświecenie mi czasu i oprowadzenie po tym dość dużym i dla mnie skomplikowanym mieście.
Na początek nieco historii. Otóż Sanok leży nad Sanem – rzeką, będącą prawym dopływem Wisły. Jego początki jako osady sięgają czasów neolitu (świadczą o tym np. mamucie kły wyłowione z rzeki albo narzędzia pierwszych osadników). Natomiast bliższa nam historia początki założenia miasta osadza na przełomie X i XI wieku. Początkowo znajdowało się ono na terenie Rusi. Do Korony Polski włączył go król Kazimierz Wielki, który kazał zbudować tu warowny zamek, a miasto otoczyć murem (było to w roku 1340).
Miejscowość słynie także z tego, że król Władysław Jagiełło, wziął w niej (dokładniej – w kościele farnym) ślub ze swoją trzecią żoną – Elżbietą Granowską (1417 r.). W Sanoku pomieszkiwała także królowa Bona, która do dziś, ze względu na liczne zasługi dla miasta, jest dobrze wspominana.
Osobny rozdział to przynależność Sanoka do Austro-Węgier po rozbiorach Polski i zachowane z tych czasów zabytki, czy choćby ławeczka z siedzącym na niej wojakiem Szwejkiem (tu bowiem rozgrywały się niektóre przygody tego sympatycznego czeskiego bohatera).
Będąc w tym mieście, warto przejść się po reprezentacyjnym kwadratowym Rynku, obejrzeć XIV-wieczny Ratusz, zabytkowe kamieniczki, kościół i klasztor Ojców Franciszkanów (ciekawostką jest, że w czasie wojny Rynek ten nosił nazwę imienia Adolfa Hitlera, a po wojnie, w czasach PRL – Rewolucji Październikowej). Z sanockiego Rynku, na którym można spotkać pomnik Zdzisława Beksińskiego – będącego niejako patronem tego miasta, jest już bardzo blisko do Zamku. To jeden z obiektów, który koniecznie należy odwiedzić.
Sam zamek – od czasu wybudowania, wielokrotnie niszczony, palony, odbudowywany i przebudowywany, nie wywarł na mnie wielkiego wrażenia. Natomiast to, co jest wyeksponowane w jego wnętrzach – zwłaszcza niektóre prace Zdzisława Beksińskiego (a szczególnie te, które miałam możność zobaczyć i usłyszeć w specjalnej prezentacji multimedialnej) – pozostaną na długo w mojej pamięci. Są to prace niezwykle oryginalne, budzące czasem lęk, przerażenie, odrazę, przywołujące czy wyzwalające jakieś apokaliptyczne wizje, ale także zmuszające do głębokich refleksji.
Należy w tym miejscu przypomnieć, że Zdzisław Beksiński – polski inżynier architekt, malarz, rzeźbiarz, fotograf, rysownik (posługujący się też grafiką komputerową) – właśnie w Sanoku się urodził (w roku 1929); tu zdobywał wykształcenie, pracował jako fotograf i stylista w Sanockiej Fabryce Autobusów „Autosan”, a później (po kilkuletniej przerwie), mieszkał już z własną rodziną – żoną Zofią i synem Tomaszem – aż do 1977 roku, kiedy to wszyscy przeprowadzili się do Warszawy.
Jego przodkowie, którzy wnieśli ogromny wkład w rozwój Sanoka, byli związani z tym miastem od kilku pokoleń. Nic więc chyba dziwnego, że ten znany na całym świecie, choć mocno kontrowersyjny, artysta przepisał w testamencie, po tragicznej samobójczej śmierci jedynego syna, wszystkie swoje prace sanockiemu muzeum, mieszczącemu się w zamku.
Obrazy, w liczbie kilku tysięcy, trafiły tu po śmierci artysty (Zdzisław Beksiński został zamordowany w 2005 roku w swoim warszawskim mieszkaniu). Aby odpowiednio je wyeksponować, przeznaczono na ten cel całe skrzydło zamku.
Oprócz tych prac, na uwagę zasługują także inne ekspozycje, prezentowane w Muzeum np. kolekcja sztuki cerkiewnej – ikony, krzyże, przedmioty liturgiczne, szaty itd. pochodzące z prawosławnych i grekokatolickich (istniejących do dziś albo już nieistniejących) cerkwi, znajdujących się na terenach południowo-wschodniej Polski albo dzisiejszej Ukrainy.
Niektóre osoby z zainteresowaniem obejrzą eksponaty pochodzące z dawnych kościołów i kapliczek znajdujących się w dawnej diecezji przemyskiej, a więc np. rzeźby przedstawiające świętych, krucyfiksy, obrazy.
Podczas zwiedzania poszczególnych ekspozycji nie zauważyłam, by były one opisane alfabetem Braille’a czy dostępne słuchowo (jak ma to już miejsce w wielu innych obiektach muzealnych). Na zadane pracownikowi Muzeum pytanie o dostępność poszczególnych ekspozycji pod kątem potrzeb osób niewidomych, uzyskałam informację, że jest to w planach. Zapewniono mnie również, że pracujący w muzeum przewodnicy są przeszkoleni, i jeśli zachodzi taka potrzeba, potrafią dostosować sposób przekazywania informacji do wymogów osób niewidomych. Natomiast na stronie Muzeum znaleźć można audiodeskrypcję kilku obrazów Zdzisława Beksińskiego. Warto – przed udaniem się, na zwiedzanie, albo zaraz po nim – zapoznać się z nagranymi treściami.
Kolejnym obiektem, który chciałabym polecić do zwiedzenia w Sanoku, jest Muzeum Budownictwa Ludowego. Zostało ono utworzone w 1958 roku, i jest pierwszą tego typu, i największą, pod względem liczby zgromadzonych obiektów, placówką w Polsce. Na powierzchni 38 hektarów znalazło tam swoje miejsce 150 różnych budynków – mieszkalnych i użyteczności publicznej (sklepy, cerkwie, synagoga, kościółki, szkoły, kuźnie, olejarnie, remizy strażackie, obiekty przemysłowe służące wydobywaniu ropy naftowej i wiele innych), sprowadzonych (i ocalonych przez zniszczeniem) z ziem południowo-wschodniej Polski zamieszkiwanych przez kilka grup etnograficznych.
Możemy tu więc zapoznać się z budownictwem Pogórzan, zamieszkujących Podkarpacie (była to ludność polska, trudniąca się rolnictwem), Dolinian (mieszkańcy okolic Sanoka i Leska stanowiący grupę polsko-ruską) oraz Bojków i Łemków, którzy będąc potomkami osadników wołosko-ruskich, tworzyli całkowicie odmienne grupy.
Na zwiedzanie należy przeznaczyć kilka godzin. Chcąc poznać dokładniej zwyczaje dawnych mieszkańców tych ziem, czy wystrój poszczególnych domów, najlepiej przyłączyć się do jakiejś grupy, dopłacając do kosztu biletu opłatę za usługę przewodnika, ponieważ do wielu obiektów możemy wejść jedynie z nim. Tylko przewodnik, mając klucze, na czas zwiedzania otwiera poszczególne chaty, sklepiki czy obiekty kultu.
Będąc w tym skansenie, podobnie jak w zamku, nie zauważyłam nigdzie żadnych opisów w brajlu, czy specjalnych oznakowań. Uzyskałam jedynie informację, że niektóre wyeksponowane przedmioty można dotykać. Poza tym, oprowadzający przewodnicy, są przygotowani do przekazywania informacji pod kątem potrzeb, wynikających z niepełnosprawności zwiedzających.
Samo miasto Sanok, wywarło na mnie bardzo dobre wrażenie – czyste, zadbane, kolorowe, z niezbyt wysoką zabudową i bardzo wyraźnymi, dużymi numerami na niektórych budynkach. Autobusy, którymi podróżowałam, miały również wyraźne cyfry, natomiast wewnątrz – informację głosową. Na kilku przejściach dla pieszych słyszałam sygnalizację dźwiękową. Miasto wydaje się więc przyjazne, zarówno dla mieszkańców, jak i turystów (ja byłam w nim zaledwie parę godzin; zbyt krótko, by sprawdzić je dokładnie pod tym kątem). Zachęcam jednak do odwiedzenia go i przekonania się, czy warto się w nim znaleźć.
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 19-10-2018 15:25:33