Treść strony

 

Wspomnienie o Siostrze Marii Tabicie - Renata Nowacka-Pyrlik

22 grudnia 2018 roku w Laskach pod Warszawą odbyła się uroczystość pogrzebowa, która pomimo ulewnego deszczu zgromadziła nieprzebrane tłumy uczestników (w tym wiele osób niewidomych i słabowidzących, absolwentów laskowskich szkół wraz z ich nierzadko kilkupokoleniowymi rodzinami).

Osobą na zawsze żegnaną – najpierw w urokliwej drewnianej kaplicy, a potem na zabytkowym już cmentarzu, porośniętym puszczańskimi drzewami – była Siostra Maria Tabita Magdziarz ze zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebniczek Krzyża, która w stanie zakonnym przeżyła 69 lat.

Ponieważ nie mogłam uczestniczyć w tym pogrzebie, chciałabym, przybliżając sylwetkę zmarłej Siostry Tabity, podzielić się niektórymi wspomnieniami i chociaż w ten sposób uczcić Jej pamięć. Była to bowiem osoba wyjątkowa, obdarzona niezwykłą charyzmą, ponadprzeciętną wrażliwością, ogromną cierpliwością, umiejętnością wsłuchiwania się i reagowania na przeróżne ludzkie potrzeby, a przy tym niezwykle skromna, usuwająca się w cień, unikająca kamer i poklasku.

Pamiętam, że parę lat temu, znając Jej ogromny dorobek i zaangażowanie w różne działania a jednocześnie wiedząc, że cieszy się uznaniem, wdzięcznością i szacunkiem wielu ludzi – poprosiłam Siostrę Tabitę o wywiad do „Tyfloserwisu”, o podzielenie się z czytelnikami bogatym doświadczeniem życiowym i wspomnieniami. Siostra jednak nie wyraziła zgody na wywiad; swoją odmowę argumentowała niepamiętaniem już wielu wydarzeń, a także chęcią uniknięcia rozgłosu. Teraz, kiedy poznałam nieznane mi wcześniej fakty z Jej życia, mam wrażenie, że odmawiając mi tego wywiadu, Siostra chciała uniknąć ewentualnych pytań związanych z Jej życiem prywatnym, przedzakonnym. Ale o tym za chwilę.

Dziś, kiedy Siostry Tabity już nie ma wśród nas, wydaje mi się, że wraz z Nią umarło coś niezwykłego, nieprzeciętnego, charakterystycznego tylko dla Niej. Coś, czego nie da się odbudować, zastąpić czy reaktywować. Na szczęście, długo jeszcze pozostaną po Niej piękne wspomnienia, wdzięczność za szczodrze okazywane serce przez wszystkie lata służby w laskowskim Ośrodku, za Jej wrażliwość, czas i energię poświęcone potrzebującym, za każdą szklankę herbaty (na którą zresztą zawsze można było liczyć podczas odwiedzin), za życiową mądrość oraz życzliwe interesowanie się i wymierną pomoc wielu ludziom. Ale jednocześnie pozostanie głęboki żal i smutek z powodu Jej odejścia. Uczucia te będą dodatkowo powiększone o fakt, że nikomu nie opowie już niezwykłej historii swego życia (Siostra podzieliła się nią tylko z nielicznymi). A dziś i ja do niej dotarłam…

Szukając bowiem dokładniejszych danych na temat, np. wieku Siostry Tabity, liczby lat spędzonych w Zakonie, przebiegu Jej działalności (wiedziałam, że pracowała w wielu miejscach, pełniąc różne funkcje), zajrzałam do Internetu – najszybszego w dzisiejszej dobie źródła informacji. I jakież było moje zdziwienie, a potem głęboki wstrząs, gdy czytając tekst, zamieszczony na stronie internetowej Sióstr Franciszkanek Krzyża, dowiedziałam się, że Siostra Tabita pochodziła z żydowskiej rodziny zamieszkałej na Zamojszczyźnie (urodziła się w Szczebrzeszynie w 1931 roku i nosiła imię Miriam), i że cała Jej rodzina (rodzice i dwaj bracia, a także liczni kuzyni i znajomi) zostali w czasie wojny w ramach eksterminacji Żydów bestialsko zamordowani w 1941 roku. I że zbrodnia ta dokonała się prawie „na jej oczach”, dziesięcioletniej wówczas dziewczynki, która tylko przez przypadek uniknęła takiego samego losu. (Osoby zainteresowane dokładniejszym poznaniem życia Siostry Marii Tabity, tego, co jako dziecko po zamordowaniu całej rodziny przeżyła, jak przyjęła chrzest, a następnie, w jaki sposób związała swój los z zakonem Sióstr Franciszkanek i osobami niewidomymi, odsyłam do tej strony: www.triuno.pl/panie-jezu-poznaje-znowu-twoja-mocna-reka).

Trauma, jaką przeżyło w pełni świadome już dziecko po potwornej egzekucji na najbliższych, pozbawione wszystkiego, co potrzebne do życia, niemające gdzie się ukryć, i pragnące raczej ponieść śmierć z rodziną, niż być skazanym na dalsze życie w potwornym lęku, ciągłym zagrożeniu, przy braku jakichkolwiek perspektyw i poniewierkę – z pewnością musiała odbić się na całym dalszym życiu.

Trochę żałuję, że wcześniej nie poznałam tej karty życia Siostry Tabity (choć z drugiej strony może tak właśnie było lepiej zarówno dla Niej, dla mnie, jak i wszystkich innych zaprzyjaźnionych z Nią osób, które też nic nie wiedziały o tej tragicznej przeszłości). Może Siostra nie mówiąc o niej, pragnęła oszczędzić innym osobom strasznych przeżyć, a może nie chciała już dłużej rozdrapywać własnych ran… Dziś już nie dowiemy się, jakie były Jej motywy. Ważne, że Siostra Tabita spisała i zostawiła tę swoją, niezwykle wstrząsającą historię. Ale znacznie ważniejsze, że potrafiła po doznaniu tak potwornej traumy podnieść się i swoim dalszym życiem, całkowicie poświęconym służbie Bogu i ludziom, dać świadectwo prawdziwej miłości bliźniego (zapisując się przez to we wdzięcznej pamięci wielu osób – niewidomych, słabowidzących i pełnosprawnych, oraz pokazując na czym polega wielkość człowieka; choć fizycznie była raczej niskiego wzrostu).

Ja Siostrę Tabitę miałam szczęście poznać w 1975, kiedy to zostałam przyjęta do laskowskiego liceum (Siostra była wówczas kierowniczką internatu dziewcząt). Po opuszczeniu Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Niewidomych nadal utrzymywałam z Nią kontakt – osobisty, listowny i telefoniczny (w ostatnim roku Jej życia był on już, niestety, bardzo utrudniony). Przez wszystkie te lata czułam, że łączy mnie z Siostrą Tabitą serdeczna więź; rozmowy, wymiana myśli, różnych informacji i doświadczeń były tego dowodem. Siostra miała niesamowity dar słuchania – z uwagą, z życzliwym i ciepłym zainteresowaniem, bez przerywania, zbędnego komentowania, zadawania dociekliwych pytań, zmieniania tematu, przyrównywania opisywanej sytuacji do innych podobnych zdarzeń, bez udzielania natychmiastowych „dobrych rad”. Jednocześnie nie krytykowała, nie oceniała z góry, nie potępiała, nie narzucała „jedynie słusznego rozwiązania”, i nawet jeśli nie podzielała zdania rozmówcy, to przynajmniej podejmowała próbę postawienia się w sytuacji drugiej osoby, zrozumienia motywów jej postępowania, przeanalizowania innego punktu widzenia. Pod tym względem była człowiekiem nieprzeciętnym, wyjątkowo otwartym.

Jestem pewna, że wiele osób, powierzało Jej swoje tajemnice, troski, rozterki i problemy. Często te rozmowy były początkiem praktycznego działania. Siostra nie tylko uważnie słuchała, potakiwała, i wspierała słowem, by potem niby o wszystkim „zapomnieć” i spokojnie przejść do codziennego życia, jak to, niestety, zazwyczaj ma miejsce. Najpierw Siostra obmyślała, gdzie zdobyć potrzebne źródło informacji, jak i kogo zaangażować, włączyć w rozwiązywanie konkretnych ludzkich problemów, np. w jaki sposób udzielić wsparcia dorosłej, niewidomej absolwentce dotkniętej przemocą w rodzinie, jak pomóc komuś w zdobyciu zatrudnienia, jak innej osobie zorganizować opiekę hospicyjną, jeszcze innej, niemogącej samodzielnie wychodzić z domu – zapewnić dowóz obiadów, w jaki sposób wspomóc biedną Ukrainkę czy bezdomnego, któremu świat się zawalił. Takich spraw, w które Siostra wkraczała, bezinteresownie organizując różnorodną pomoc (przy okazji angażując inne osoby), było bardzo dużo.

Przez wszystkie lata życia zakonnego (została przyjęta do postulatu w Laskach w 1949 roku, śluby wieczyste złożyła w 1957) Siostra Tabita pełniła różne funkcje, pracowała w wielu miejscach. Z wcześniej podanej strony internetowej Sióstr Franciszkanek Służebniczek Krzyża można się dowiedzieć, że pracowała np. w kuchni, pomagała w sprzątaniu, w zmywaniu naczyń, podawaniu posiłków gościom Domu Rekolekcyjnego. Potem, po uzyskaniu wykształcenia, była wychowawczynią, następnie kierowniczką internatu dziewcząt. Przez wiele lat pełniła funkcję przełożonej wspólnoty zakonnej, nadzorowała przebudowę Domu dla Sióstr, pracowała w Domu dla Niewidomych Kobiet w Żułowie. W latach 1995-2016 Siostra Tabita zajmowała się głównie absolwentami Ośrodka i ich nierzadko trudnymi sprawami. Nawet w ostatnich miesiącach życia, kiedy ze względu na pogarszający się stan zdrowia Siostra sama już potrzebowała pomocy w codziennym funkcjonowaniu, nadal interesowała się losem byłych wychowanek i ich rodzin. Zawsze wielką radość sprawiały Jej odwiedziny (czasem dodatkowo połączone ze śpiewem lubianych przez Nią piosenek), a w końcówce życia, kiedy już nie była w stanie się spotykać – cieszyły Ją choćby przekazywane pozdrowienia od ludzi, dla których była kimś wyjątkowo bliskim i serdecznym. Taką Ją zapamiętałam…

Renata Nowacka-Pyrlik, instruktor ds. rehabilitacji niewidomych i słabowidzących

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.