Treść strony
Wielka sztuka na ekranie - Izabela Galicka
Tytuł artykułu to nazwa cyklu, który proponuje od pewnego czasu swoim widzom warszawskie Kino Muranów. Jego właściciel i wielki miłośnik sztuki filmowej, Roman Gutek zawsze zabiegał o to, by spotkanie odbiorcy z filmem było przygodą interesującą i ambitną. Tak też jest i w tym przypadku. Mamy okazję poznawać w sposób niebanalny twórczość i życiorysy wielkich mistrzów płótna, od średniowiecza do współczesności.
Obejrzałam dwa filmy z tego cyklu, obydwa wspaniałe, choć każdy z nich miał zupełnie inną konwencję. Pierwszy to „Bosch. Ogród ziemskich rozkoszy”. Jest to film poświęcony w całości jednemu obrazowi, co stanowi prawdziwe wyzwanie. Komentatorzy, a są wśród nich artyści, historycy sztuki i kulturoznawcy, wprowadzają nas w arkana średniowiecza, zjawisk charakterystycznych dla tej epoki, jej specyficznego stosunku do ludzkiego ciała. Zdradzają też sekrety techniki malarskiej Boscha, tłumaczą symboliczne i ukryte nieraz przed naszą wiedzą znaczenia szczegółów, tak u mistrza istotnych. I właśnie o detal tu chodzi, cały film to właściwie powolna podróż kamerą po szczegółach obrazu, których jest bez liku. Pierwszy raz miałam okazję spojrzeć na to dzieło tak całościowo i dogłębnie, nie daje tego w żadnym wypadku oglądanie go na niewielkiej stronicy albumu. No i poznałam mnóstwo zaskakujących, anegdotycznych historii. Wiem już na przykład, jakie znaczenie miała dla malarza truskawka… Dodatkowym smaczkiem filmu były komentarze widzów w muzeum, żywiołowe, pełne autentycznego przeżycia sztuki; stanowiły one jak gdyby kontrapunkt dla suchej, zwięzłej narracji naukowców. Ale co najważniejsze, kamera pozwoliła widzowi naprawdę zanurzyć się w zmysłowy świat Boscha. Po półtoragodzinnej „sesji” wychodzimy z kina rzeczywiście nasyceni tym niepowtarzalnym światem.
W zupełnie innej poetyce był utrzymany film o Monecie. Tu zdecydowanie postawiono na tragiczną biografię wielkiego impresjonisty – wyeksponowano nędzę, z którą borykał się całe niemal życie, śmierć bliskich, wreszcie chorobę oczu w podeszłym wieku. Narracja jest prowadzona bardzo niebanalnie – jakby opowiadał nam o sobie sam malarz, cytując swoje listy do różnych osób. Widzimy także widoki Paryża i francuskiej prowincji, a także podziwiamy na ekranie płótna mistrza światła. Wschód słońca czy katedra w różnych porach dnia też wyglądają tu inaczej niż na niewielkiej reprodukcji w książce. Pamiętam zresztą niesamowite wrażenie, gdy w Musée d’Orsay zobaczyłam „Nenufary” zajmujące przestrzeń prawie całej ściany. A na wszystkich reprodukcjach były takie niepozorne… Tak silne wrażenia wynosimy też, wychodząc z kina.
Dlaczego jednak o tym w ogóle piszę? Bo lubię sztukę i chcę ją promować? Zapewne też. Ale przede wszystkim dlatego, że cykl spotkań ze sztuką na ekranie to wielka gratka dla osób słabowidzących, do których sama się zaliczam. Przecież wielu z nas kocha malarstwo, a z powodu rozmaitych dysfunkcji wzroku jego odbiór w formacie A3 może być utrudniony, nasze oko po prostu nie zauważy wielu detali. Tymczasem ekran daje taką możliwość, a świetna narracja w tych filmach stanowi właściwie odpowiednik audiodeskrypcji. I jeszcze jedna uwaga na koniec – rezerwujmy bilety, cykl cieszy się dużym wzięciem. Ostatnio na „Vermeera” nie udało mi się wejść, czego bardzo żałuję.
Izabela Galicka, filolog polski i kulturoznawca
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 25-02-2019 12:15:00