Treść strony
Studiowanie po rosyjsku - Andrey Tikhonov
W Rosji znajduje się około 600 uczelni. Jak studiuje się w tym kraju? Czy każdy ma tam dostęp do edukacji? Czy osoba pozbawiona możliwości postrzegania świata za pomocą zmysłu wzroku może poradzić sobie z konserwatywnymi pracownikami uczelni, rozpocząć walkę o stopień naukowy, przezwyciężyć niepełnosprawność i osiągnąć wyznaczony cel?
Jak to u mnie było?
Zostałem przyjęty na pięcioletnie jednolite studia magisterskie w 2002 roku. Dostałem się na Pomorski Państwowy Uniwersytet im. M. W. Łomonosowa, osiemnastowiecznego utalentowanego naukowca rosyjskiego. Ta wyższa uczelnia, obecnie Północny (Arktyczny) Uniwersytet Federalny im. M. W. Łomonosowa, gościnnie zaprasza poszukiwaczy wiedzy i miłośników nauki do, według rosyjskiego powiedzenia, „gryzienia granitu nauki” w Archangielsku, mieście położonym w północnoeuropejskiej części Federacji Rosyjskiej, na brzegach Północnej Dwiny, która niesie słodką wodę do słonego i zimnego Morza Białego. Jestem lingwistą, wykładowcą (język angielski i niemiecki), specjalność: teoria i metodyka wykładania języków obcych i kultury. Skończyłem studia 10 lat temu. Od tamtej pory niby troszkę się pozmieniało, ale wiem z pewnych źródeł, że niektóre choroby trawią organizm akademicki do dziś.
Prawo do nauki
Rosyjskie ustawodawstwo wygląda wzorowo, ale w praktyce sytuacja, jak to często bywa, nie przedstawia się tak jak na papierze i nie wszystko działa jak w szwajcarskim zegarku. Rosja ratyfikowała Konwencję ONZ o prawach osób z niepełnosprawnością w 2012 roku. Zarówno Konwencja, jak i podstawowy akt prawny państwa, konstytucja Rosji z 25 grudnia 1993 roku, gwarantują prawo do nauki, które ma każda obywatelka i każdy obywatel. Jednak ludzie z niepełnosprawnością często zostają na lodzie. Kiedy jesienią 2001 roku zwróciliśmy się do władz wydziału języków obcych z pytaniem, czy całkowicie niewidomy człowiek mógłby dołączyć do innych studentów, udzielono nam odpowiedzi negatywnej i w ostrym tonie. Nie dla psa kiełbasa. Dziekan wydziału, która zresztą później sprawowała kontrolę jako mój opiekun naukowy, stanowczo oznajmiła, że niewidomy nie będzie w stanie opanować nader trudnego programu i nie jest zdolny do nauki języków obcych na takim poziomie, by zostać specjalistą w tej dziedzinie. Taka wypowiedź przedstawiciela inteligencji współczesnego demokratycznego państwa nie była dla mnie zaskoczeniem, ale upokarzającym policzkiem. Po trudnych negocjacjach w regionalnym Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, z listem polecającym z owej instytucji w ręku znowu odważnie stawiłem się w gabinecie decydenta, czyli dziekana wydziału. Tym razem uzyskałem pozwolenie na przystąpienie do egzaminów wstępnych. Ukończyłem szkołę z wyróżnieniem i zostałem nagrodzony srebrnym medalem. To zdjęło z moich pleców ładunek egzaminów i musiałem tylko odbyć rozmowę rekrutacyjną. Nie będę cyganił, że podczas tej operacji umysłowej z łatwością poszybowałem w krainę zaawansowanych umiejętności władania językiem angielskim. W każdym razie dostałem ocenę „bardzo dobrze”. Wtedy nie wiedziałem, że to dopiero początek wyboistej i karkołomnej „ślepej” ścieżki studenckiej. W celu ułatwienia procesu pojmowania skomplikowanej emergentnej rzeczywistości [zjawisko określa się jako emergentne, jeśli w jakimś sensie nie można go opisać, opisując jedynie jego części składowe – przyp. red.] zawsze próbuję wcisnąć różne wydarzenia i przypadki do szufladek klasyfikacji. Problemy, w których obliczu stałem, podzieliłbym na następujące kategorie:
- dyskryminacyjne podejście pracowników uczelni,
- brak dostosowania technicznego oraz
- nierozwinięte umiejętności świeżo upieczonego studenta z niepełnosprawnością wzrokową.
Nieprzypadkowo umieściłem na poczesnym pierwszym miejscu dyskryminacyjne podejście. Całkowicie podzielam opinię Tadeusza Pawłowskiego, autora opracowania „Tworzenie pojęć i definiowanie w naukach humanistycznych” o wielkiej ważności prawidłowego definiowania. Rozumiem dyskryminację jako nieuzasadnione i bezpodstawne pozbawienie możliwości realizacji praw, osiągnięcia wyznaczonych przez jednostkę celów oraz uczestnictwa w rozmaitych aktywnościach społecznych, gospodarczych i politycznych. Przykładami dyskryminacji wobec mnie są wypowiedzi lektorki języka angielskiego, która prowadziła przeważającą większość zajęć na pierwszym roku: „Pan nigdy nie napisze tego testu”, „Pan nie jest w stanie w pełni uczestniczyć w zajęciach”, „Pan nie zdoła zrozumieć materiału, bo nie widzi Pan tablicy”, „Pan nigdy się nie nauczy języka angielskiego”. Takie bulwersujące słowa padały w obecności innych studentów, co podważało albo wręcz rujnowało moją pozycję w grupie. Zdaję sobie sprawę, że poszedłem na pierwszy ogień, jako królik doświadczalny, bowiem byłem pierwszym niewidomym studentem na wydziale, i z tego może wynikać brak kompetencji pracowników tworzenia włączającego środowiska edukacyjnego. Głęboko wierzę, że wszystkie bariery techniczne mogą zostać zniwelowane dzięki ludzkiemu, chrześcijańskiemu bądź humanistycznemu, podejściu opierającemu się na prawach człowieka.
W trakcie pierwszego semestru prawie straciłem wiarę we własne siły. Jeden zasłużony profesor o bardzo szerokich horyzontach poznawczych i o bardzo rozwiniętej inteligencji traktował mnie na równi z innymi. To podładowało moje wyczerpane już nieco baterie – dum spiro, spero (łac. póki żywota, póty nadziei). Ocena bardzo dobra, którą dostałem z przedmiotu prowadzonego przez tego profesora, wpłynęła na zachowanie jego kolegów po fachu. Jednak później też miałem do czynienia z przejawami wyłączającego podejścia. Najczęściej zwolennikami tego sposobu traktowania byli pracownicy „starej daty”. Natomiast młodsi szukali adekwatnych rozwiązań.
Nawet w 2008 roku w mojej Alma Mater nie funkcjonowało biuro do spraw osób niepełnosprawnych, taka instytucja nie istniała. Dopiero w 2015 roku powstało Centrum Edukacji Włączającej. W ramach projektu sfinansowanego przez kraje Europy Północnej (Norwegię, Finlandię i Szwecję) zakupiono sprzęt mający na celu ułatwienie życia studenckiego. Nowoczesne monitory brajlowskie, drukarka, oprogramowanie udźwiękawiające, powiększalniki, pętle indukcyjne i inne. Z przykrością muszę stwierdzić, że zatrudnieni w Centrum nie zawsze się orientują, jak można z tego drogiego i dobrego sprzętu korzystać. Jak uważają autorzy opracowania „Niepełnosprawność” Colin Barnes i Geof Mercer, stosowanie społecznego modelu niepełnosprawności niekiedy doprowadza do nadużyć i oszustw finansowych. Kiedy do Centrum zwrócił się mój były uczeń z prośbą o wydrukowanie tekstu w brajlu, nikt nie był w stanie sprostać temu zadaniu. Mimo tego studentów z niepełnosprawnością gorąco zachęcają do podjęcia studiów i obiecują wszechstronne wsparcie i ochronę praw.
Lawina trudności, która spadła na mnie zwłaszcza na pierwszym roku, nie była spowodowana wyłącznie przyczynami zewnętrznymi. Muszę przyznać, że nie byłem dobrze przygotowany do nowych warunków. W latach 90., kiedy nadeszła pora, by spakować plecak i wyruszyć do szkoły, szkoła przyszła do mnie. W całym regionie nie było żadnej specjalnej placówki zajmującej się wychowaniem i kształceniem dzieci niewidomych i słabowidzących. Tradycyjnie wysyłano ich do innych okręgów, w których funkcjonowały szkoły specjalne. Ze względu na stan zdrowia musiałem zostać w gronie rodzinnym, a nauczycielki z różną regularnością i starannością odwiedzały mnie w domu. Ukończywszy szkołę, miałem dobre wyniki akademickie. Ale również dla każdego młodego człowieka, a zwłaszcza dla osoby z niepełnosprawnością, niezwykle ważne są umiejętności komunikacyjne, pewność siebie i poczucie własnej wartości. Tego mi naprawdę brakowało. Przekładało się to na zakłócenia w komunikowaniu się zarówno z wykładowcami, jak i z rówieśnikami.
Na pierwszym roku studiów nie miałem komputera, nawet nie wiedziałem, że użytkownik z niepełnosprawnością wzrokową może go obsługiwać. Sytuacja, w której na uniwersytecie nie było możliwości uzyskania materiałów w brajlu, a z materiałów w wersji elektronicznej nie umiałem korzystać, mogła doprowadzić do klęski. Rozwiązaniem stał się urlop dziekański (2 semestry), który pozwolił mi nie tylko ukończyć szkołę muzyczną II stopnia z wyróżnieniem, ale również zaprzyjaźnić się z komputerem. Kiedy powróciłem do studiów, mogłem samodzielnie adaptować materiały, pisać testy w wersji elektronicznej, przygotowywać się do zajęć, korzystać ze słowników. To pozytywnie wpłynęło na wyniki, dało mi poczucie niezależności, pojawił się wolny czas, który można było spędzić w gronie kolegów i koleżanek.
Podsumowując, pozwolę sobie stwierdzić, że w Rosji osoba z niepełnosprawnością wzrokową może studiować i odnieść sukces, uzyskując stopień naukowy. Znajomi studiują w różnych miastach, na różnych kierunkach. Sporo barier da się przełamać przy „ludzkim” nastawieniu pracowników. Dla mnie to kluczowa kwestia. Biura ds. studentów z niepełnosprawnością już funkcjonują w większości uczelni wyższych, ale jakość ich działalności znacznie się różni. Osoba decydująca się na studia musi być uzbrojona w pewne umiejętności i kompetencje. Jeśli te trzy warunki będą spełnione, kolejny specjalista dołączy do rynku pracy, a tym samym – będzie miał niezależność ekonomiczną i przysłuży się społeczeństwu, płacąc podatki zamiast korzystać z rent i zasiłków.
Andrey Tikhonov
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 19-11-2018 13:19:41