Treść strony

 

Spotkanie w Żywym Muzeum Piernika - Anna Kowalska

„Po co ty jeździsz na wycieczki? Przecież nie widzisz” – zapytała mnie kiedyś pewna turystka w nadmorskiej miejscowości. Miejscowość była dużym miastem, a turystka z tych, co to w świecie bywały. My z koleżanką zrobiłyśmy sobie wtedy studenckie wakacje i odpoczywałyśmy po zaliczonej sesji egzaminacyjnej. Ciekawe dlaczego nie pamiętam mojej odpowiedzi na tak troskliwe pytanie. Może dlatego, że turystka właściwie nie pytała, raczej stwierdziła fakt. Dodała jeszcze coś o niepotrzebnym zmęczeniu podróżą. Dodała i odeszła w dal swoich przekonań o tym, jaki jest jedynie słuszny model zwiedzania i kto ile czerpie z pobytu w obcym miejscu.

Mnie to ani nie dodało, ani nie odjęło animuszu do zwiedzania. Moja potrzeba poznawania nawet się nie nastroszyła, nie dostała gęsiej skórki. Nadal prowadzi mnie po miastach, borach i ugorach. Ciągnie po zamkach i muzeach. Podszeptuje: „tam jeszcze nie byłaś, a może być ciekawie”. Toteż nie byłam zdziwiona, kiedy wpadło mi do głowy „zobacz Toruń jeszcze raz, tylko lepiej”. Od telefonu do Kujawsko-Pomorskiej Organizacji Turystycznej do odwiedzin w Toruniu upłynęło kilka tygodni. Spodziewałam się ciekawej wycieczki. Ciekawej ze względu na miejsce, które wybrałam, a także ludzi zupełnie mi nieznanych, z którymi miałam oglądać miasto. Moja prośba o pomoc w zwiedzaniu Torunia nie wywołała niepokoju ani nadmiernego zdziwienia, więc jechałam do grodu Kopernika z nadzieją, że to może być czas pełen wrażeń z wrażliwymi ludźmi.

Skoro się nie boją mojego przyjazdu, pomyślałam, to zaproponuję coś od siebie. Tak pojawił się pomysł spotkania z pracownikami Domu Legend Toruńskich i Żywego Muzeum Piernika. Celem spotkania miała być rozmowa o tym, jak pomagać niewidomym w zwiedzaniu. Skonstruowałam dla szanownych uczestników kilka ćwiczeń pozwalających zobaczyć perspektywę tych, którzy nie widzą. Spotkanie zostało zaplanowane na niedzielny poranek. Ryzyko, że wybiorą sen, było duże. A jednak przyszli. Nie tylko przyszli. Przynieśli ze sobą zainteresowanie tematem. Mówili o swoich doświadczeniach nabytych podczas pracy w Domu Legend i Żywym Muzeum Piernika. Dzielili się wątpliwościami: „Czy to było OK, że wziąłem cię za rękę, żeby przejść do stołu, na którym robiliśmy pierniki?”. Zauważyli także jakie są trudności. Do muzeum piernika i domu legend przychodzą niejednorodne grupy. Trzeba mieć czas dla wszystkich, również dla widzących. Trzeba ten czas dobrze zaplanować, podzielić się zadaniami wśród pracowników, tak żeby każdy otrzymał to, po co przyszedł.

Pojechałam do Torunia na wycieczkę i pogłębiłam moją wiedzę o tym mieście. Ale okazało się, że w pakiecie są: gościnność, zainteresowanie moim sposobem zwiedzania, moimi potrzebami w zakresie poznawania świata. Miałam możliwość dokładnego obejrzenia przedmiotów zgromadzonych w Domu Legend Toruńskich, np. kuszy. Prowadzący angażowali mnie do wcielania się w postaci z legend tak samo jak wszystkich innych turystów. Przyjmowałam więc flisaków do zawodu. Byłam dzwonniczką, która rozhuśtała replikę dzwonu Tuba Dei. Formowałam pierniki.

Gdyby Państwo spotkali troskliwą turystkę, proszę ją uspokoić. Z atrakcji, które mnie przyciągnęły do Torunia, skorzystałam z pewnością.

Anna Kowalska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.