Treść strony

 

„Słuchacze” i cywile. Rola niewidomych w obronie Leningradu - Dorota Koprowska

Historia trzystu niewidomych oblężonego Leningradu, dziś Petersburga, jest przykładem udziału niewidomych w działaniach wojennych. Mieszkańcy ci – mimo swego kalectwa – bezpośrednio, jak i pośrednio uczestniczyli w obronie miasta.

Przed oblężeniem w Leningradzie działała znamienita szkoła im. Grotta (podczas blokady miasta została zniszczona), funkcjonował także prężnie Związek Niewidomych. Niewidomi pracowali wówczas głównie jako szczotkarze, pletli koszyki. Osoby z wyższym wykształceniem, których jednak było niewiele, pracowały jako nauczyciele oraz tłumacze języków obcych.

Sytuacja niewidomych mieszkańców

Zanim 8 września 1941 roku rozpoczęło się oblężenie miasta przez wojsko niemieckie, udało się ewakuować znaczną liczbę mieszkańców miasta, w tym również osoby niewidome. Z różnych jednak powodów, w mieście pozostała grupa blisko trzystu dorosłych niewidomych. Gdy doszło już do oblężenia, wszyscy niewidomi, którzy pozostali, zostali zgromadzeni (zakwaterowani) w budynkach biblioteki Związku Niewidomych. Tam, podczas oblężenia miasta, mieszkali i pracowali na co dzień.

Blokada Leningradu była piekłem dla jego mieszkańców. W trakcie trwającego prawie trzy lata oblężenia miasto było stale pod ostrzałem niemieckich dział, ale było także bombardowane. Warunki, jakie panowały w oblężonym mieście z każdym dniem drastycznie się pogarszały. Racje żywnościowe były zmniejszane. Mieszkańcy padali ofiarami skrajnego głodu. Umierali z niedożywienia. Ci, którzy przeżyli przyznawali, że dochodziło do kanibalizmu. Wygłodzeni mieszkańcy ledwo dawali sobie radę podczas zim, kiedy wygłodzenie potęgowało wychłodzenie.

Niewidomi, podobnie jak inni mieszkańcy miasta, zmagali się z głodem, chorobami, w tym masowo chorowali na dystrofię, skutkującą zanikiem mięśni. Po niektórych pozostały wspomnienia, ponieważ pisali pamiętniki, a dzięki ich zapiskom wiadomo więcej, w jak dramatycznym momencie historii miasta się znaleźli.

Niewidomi żołnierze na froncie

W trakcie oblężenia kilkunastu niewidomych mieszkańców miasta zostało żołnierzami i służyło na froncie. Jak to w ogóle możliwe? To sama komenda bronionego miasta zwróciła się do leningradzkich niewidomych z prośbą o tego typu wsparcie. Dlaczego poproszono niewidomych o pomoc? Chodziło konkretnie o pomoc przy wykonywaniu nasłuchów. Zwrócono bowiem uwagę na ich wyjątkową wrażliwość słuchową, która mogła przydać się podczas nasłuchów. Dziś wiadomo, że przekonanie, że osoby niewidome lepiej słyszą, nie ma wiele wspólnego z prawdą. Osoby te potrafią lepiej, bardziej efektywnie wykorzystywać zmysł słuchu niż osoby widzące.

W czasie II wojny nie było jeszcze profesjonalnych radarów. Tak naprawdę żadne z państw nie dysponowało wówczas radarami pozwalającymi wykryć zbliżające się samoloty. Także Sowieci do wykrywania nadlatujących samolotów używali tzw. chwytaczy dźwięków. Były to jednak prymitywne olbrzymie „lejki” do zbierania dźwięków, zwyczajne blaszane tuby długie na metr. Od czterech do ośmiu takich tub było połączonych w końcowej, węższej części, rurami. To zakończenie było miejscem, gdzie przykładano ucho. Tuby te były nakierowywane na odcinek frontu, z którego spodziewano się potencjalnego ataku ze strony wroga. Wychwytywały niebezpieczne dźwięki, dzięki czemu można było przekazać informacje obronie przeciwlotniczej. Problem, niestety, polegał jednak na tym, że czas od usłyszenia dźwięku do przekazania informacji był bardzo krótki.

W sytuacji, kiedy technologia nie była zawansowana, pomóc mogli więc ludzie. Liczył się czas, im wcześniej udało się usłyszeć dźwięki zwiastujące nalot, tym szybciej można było zareagować. Do zadania zgłosili się praktycznie wszyscy niewidomi: mężczyźni i kobiety. Warunkiem służby na froncie była jednak umiejętność samodzielnego poruszania się oraz stosunkowo dobre zdrowie. Z grupy ochotników wybrano czterdziestu niewidomych mężczyzn, którzy przeszli szkolenie w zakresie obsługi urządzeń akustycznych nasłuchowych oraz podstaw zachowania się na polu walki. Ostatecznie na front wojenny zakwalifikowało się dwunastu niewidomych mężczyzn. Wszyscy oni otrzymali umundurowanie oraz awans na stopień sierżanta, ponieważ to niewidomi dowodzili swoimi punktami nasłuchowymi. Służbę na linii frontu pełniono zawsze w parach: osoba niewidoma – zwana „słuchaczem” – oraz towarzysząca jej osoba widząca, będą operatorem mechanizmu nasłuchowego i telefonistą. Szybko okazało się, że był to bardzo dobry ruch. Informacje przekazywane z punktów obsługiwanych przez niewidomych żołnierzy były nie tylko wcześniejsze, ale i bardziej precyzyjne, dzięki ich komunikatom celniej kierowano ogień. Niewidomi, na podstawie odległych szumów warkotu silnika samolotu potrafili ocenić nie tylko kierunek nalotu, ale nawet potencjalną liczbę samolotów oraz to, czy są to samoloty bombardujące, czy zwiadowcze. Jak odpowiadał w trakcie audycji poświęconej obronie Leningradu Marek Jakubowski, zastępca dowódcy obrony Leningradu zauważył, że osoba widząca nie słyszała jeszcze nic, kiedy niewidomy słuchacz był w stanie określić typ samolotu i liczbę. To spostrzeżenie najlepiej oddaje, jak wiele się zmieniło z momentem zaangażowania niewidomych żołnierzy. „Słuchacze” sprawdzili się więc znakomicie. Z pewnością można powiedzieć, że przyczynili do tego, że ofiar nalotów było mniej.

Udział cywilów w obronie miasta

Mniej spektakularne od działań na froncie były inne aspekty udziału niewidomych w obronie miasta. Ale i tak były ważną formą wsparcia mieszkańców oblężonego miasta. W pomieszczeniach, w piwnicach, a nawet na korytarzach i na schodach biblioteki Związku Niewidomych niewidomi wytwarzali ręcznie wiele przedmiotów użytkowych. Dziś znajdują się one w kolekcji Muzeum Tyflologicznego, którego siedziba mieści się właśnie w bibliotece Związku. Były to m.in. wojłokowe, jednopalczaste rękawice, mające chronić ręce żołnierzy przed potężnymi mrozami. Z kolei ze sznurków i resztek materiałów płóciennych i brezentowych wyplatano sieci maskujące zarówno dla żołnierzy, jak i dla maskowania sprzętu bojowego czy nawet obiekty w mieście, a także szczotki i wyciory do czyszczenia karabinów czy luf armatnich.

Niewidomi wykonywali również materiały opatrunkowe, a dla rannych, chorych czy umierających dzieci w szpitalach dodatkowo zabawki. Dla personelu medycznego, pielęgniarek pracujących w wojskowych szpitalach wytwarzali tzw. papcie (baletki) mające stanowić prowizoryczną ochronę higieniczną w skrajnie trudnych warunkach pracy. Budynek biblioteki Związku Niewidomych zamienił się więc w trakcie oblężenia w małą fabrykę, manufakturę. Ponadto niewidomi artyści występowali z koncertami dla oddziałów wojskowych, a niewidome kobiety chodziły (w asyście pielęgniarek medycznych) do pozbawionych prądu szkół i przedszkoli, aby czytać dzieciom książki. Każde takie wyjście ryzykowały życiem, ponieważ ostrzał niemiecki praktycznie nie ustawał. Nie ustępowały tu odwagą żołnierzom, choć ich służba nie wiązała się z takim honorem. W mieście pozbawionym przez długie godziny prądu osoby czytające pismo Braille’a były bezcenne.

Bilans oblężenia

Oblężenie miasta zakończyło się po prawie 900 dniach. Znane jest jako jedna z najtragiczniejszych blokad wojennych w dziejach historii. Według niektórych szacunków pochłonęło prawie milion ofiar. Wśród nich wielu niewidomych. W większości, niestety, pozostaną na zawsze bezimiennymi bohaterami, którzy z poświęceniem i na miarę swoich możliwości bronili własnego miasta przed wrogiem i wspierali współmieszkańców w tych trudnych chwilach. Wszyscy walczyli, tak jak potrafili. Zarówno cywile, jak i żołnierze – jedni i drudzy – odegrali ważną rolę.

Nawet ci, którzy przeżyli, nie zostali potraktowani w jakiś szczególny sposób. Mimo ich bohaterstwa państwo się nimi później nie zajęło. Tak naprawdę dopiero po wielu latach Rosja upamiętniła swoich bohaterów, odznaczyła pośmiertnie, powstał nawet film. Ciekawym aspektem przygnębiającej historii broniącego się miasta jest aktywizacja, która siłą rzeczy nastąpiła w trakcie oblężenia. Niewidomi byli potrzebni miastu, armii oraz pozostałym mieszkańcom. Dzięki wykonywanej pracy byli tak samo wartościowi jak inni. Dzisiaj historia z Leningradu jest odległa o prawie 80 lat, ale wciąż daje do myślenia, ponieważ w XXI wieku mimo zupełnie innych realiów, w warunkach pokoju osoby niewidome są nieraz spychane na margines społeczeństwa. Rozwiązania systemowe nie sprawiają, by czuli się zaproszeni do aktywnego udziału w życiu gospodarczym czy społecznym.

Dorota Koprowska

Źródła:

http://www.tyfloswiat.pl/Niewidomi_na_linii_frontu

http://www.tyflopodcast.net/niewidomi-w-czasie-ii-wojny-swiatowej/

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników