Treść strony
Rhythm and blues… and heroin - Izabela Galicka
Charakterystyczny, głęboki, chropawy głos, niespożyta, gorąca energia i czarne okulary jako znak rozpoznawczy – to wszystko stworzyło niezapomnianą sylwetkę sceniczną Raya Charlesa. W tym roku obchodzimy dziewięćdziesiątą rocznicę jego urodzin, warto więc szczególnie przypomnieć postać twórcy R&B (rhythm and bluesa).
Był wybitnie utalentowanym muzykiem i wokalistą, swoją charyzmą zachwycał kilka pokoleń wielbicieli muzyki. Niewątpliwie był też chyba pierwszym czarnoskórym muzykiem, który dzięki swojemu talentowi dosłownie wdarł się na „biały” rynek muzyczny. W cudowny sposób łączył gospel, country, jazz i elementy muzyki orkiestrowej, co przyczyniło się do stworzenia nowego gatunku muzycznego. W swoim życiu otrzymał 17 nagród Grammy oraz 54 nominacje do tej nagrody. Obok radosnych i energetycznych kompozycji tworzył też i wykonywał utwory bardziej nostalgiczne, balladowe. Nie bał się eksperymentować w muzyce, był bardzo twórczy, otwierał nowe ścieżki.
Krytycy podziwiali go za pełne uczuć brzmienie. Jego „America the Beautiful” stało się klasyką amerykańskiej muzyki, niemal drugim hymnem narodowym. Wywierał wpływ na innych wykonawców, nie tylko czarnoskórych, np. na Jimiego Hendrixa. Frank Sinatra mówił o nim jako o „jedynym prawdziwym geniuszu w tym biznesie”. Opiniotwórczy magazyn „The Rolling Stone” zaklasyfikował Charlesa na dziesiątym miejscu wśród muzyków wszechczasów oraz przyznał mu siódme miejsce w gronie najlepszych wokalistów.
Ray Charles Robinson urodził się 23 kwietnia 1930 roku. Przyszedł na świat w Albany w stanie Georgia. Matka, Aretha Wiliams, była pracownicą tartaku, ojcem muzyka był Bailey Robinson. Rodzice Raya nigdy się nie pobrali. Po przeprowadzce na Florydę Bailey odszedł od rodziny. W dzieciństwie Ray przeżył straszną traumę – był świadkiem, jak jego młodszy brat utonął – przez całe życie Ray obwiniał się o tę tragedię.
W wieku pięciu lat zaczął tracić wzrok, gdy miał ich siedem – przestał zupełnie widzieć. Nie wiadomo, co było przyczyną, być może jaskra. Uczęszczał do szkoły dla niewidomych, nauczył się brajla oraz gry na klarnecie i pianinie. Gdy miał czternaście lat, zmarła jego ukochana matka – była to druga największa tragedia w jego życiu. Jeszcze będąc w szkole, zaczął grać jazz w klubach. Po przeprowadzce do Orlando w wieku szesnastu lat żył w skrajnej nędzy. W 1947 roku przeniósł się do Tampy i po raz pierwszy został pianistą w zespole. W 1948 podróżował po całym kraju, w Seattle rozpoczęła się naprawdę jego kariera pianisty. Spotkał Quincy’ego Jonesa i połączyła ich wieloletnia przyjaźń. Od tego roku zaczął też nosić ciemne okulary – swój znak firmowy. Rok później nagrał pierwszy hit – „Confession Blues”. W 1950 roku znów się przeprowadził, tym razem do Los Angeles, gdzie tworzył kolejne przeboje. W następnym roku podpisał kontrakt z wytwórnią Atlantic Records. Odważnie łączył „czarny” gospel z „białym” bluesem. Rezultaty były porażające do tego stopnia, że niektóre radiostacje nie chciały nadawać tej „szatańskiej” muzyki.
Z 1955 roku pochodzi przebój „I Got a Woman”, który przyniósł wokaliście międzynarodową sławę. Lata sześćdziesiąte z kolei to „Unchain My Heart” i „Hit the Road Jack”. Miał dwadzieścia parę lat, kiedy zyskał sobie miano „genius”. Równolegle wydawał albumy instrumentalne i soulowe. Pod koniec lat pięćdziesiątych przestał być tylko „czarną” gwiazdą, zaczął nawet występować w Carnegie Hall. W Nowym Jorku zaczęły mu towarzyszyć trzy dziewczyny z zespołu „The Cookies” przemianowanego później na „The Raelettes”. Grał i śpiewał z nimi aż do lat osiemdziesiątych. Przeszedł też do wytwórni ABC Paramount Records. Jego genialny song „Georgia on My Mind” zyskał powszechny aplauz i stał się nieoficjalnym hymnem stanu Georgia. Niestety, ten niezwykle utalentowany muzyk z biegiem czasu stawał się coraz bardziej uzależniony od heroiny. Z jednej strony narkotyk dawał mu nieustającą inspirację i siłę do aktywności twórczej, z drugiej – uzależnienie wpływało destrukcyjnie zarówno na jego zdrowie, życie osobiste, jak i karierę muzyczną. W końcu został nawet aresztowany za posiadanie narkotyków. Leczył się na odwyku w Los Angeles, ale nie przebiegało to z łatwością.
Lata siedemdziesiąte były ambiwalentne, powstawały przeboje, ale spotykał się też z krytyką. Prowadził jednak w telewizji Saturday Night Live jeden z najpopularniejszych programów w Ameryce. Z kolei w latach osiemdziesiątych stał się na powrót bożyszczem nastolatków, które odkryły jego muzykę . W następnych dekadach rozszerzył swoje pole działania. Grał w serialach i w słynnym filmie „Blues Brothers”, wystąpił też w reklamie Pepsi. Razem z innymi artystami zaśpiewał w znanej piosence „We Are the World”, gościnnie uczestniczył w „Muppet Show”, jego kompozycje można też odnaleźć na albumach wielu innych artystów. W 2002 roku zagrał na rzecz pokoju, koncert odbył się w Rzymie, w Koloseum. W następnym roku razem z Vanem Morrisonem nagrał wielki przebój „Crazy Love”. Ray Charles zmarł w 2004 roku na raka wątrobowo-komórkowego. Blaski i cienie tej niezwykłej biografii ukazuje amerykański film „Ray”. Kreuje on postać pełnego uroku osobistego, wybitnego muzyka, ale nieco impulsywnego i nieodpowiedzialnego człowieka. W przejmujący sposób pokazuje też zmagania artysty z uzależnieniem. Jeśli jeszcze Państwo nie oglądali tego filmu, naprawdę warto.
Izabela Galicka
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 30-03-2020 14:32:12