Treść strony

 

Pomagam płatkom śniegu - Anna Kowalska

Poradnia Zdrowia Psychicznego – moja praca od dziesięciu lat. Spory kawałek czasu. Zdążyłam się zaaklimatyzować, a i nauczyć niejednego. Przyszłam do niej z jaką taką wiedzą, lekko obrobioną w praktyce. Zaczynałam od pracy w oświacie, na stanowisku psychologa szkolnego. Oznaczała ona kontakty z różnymi grupami wiekowymi (uczniów, rodziców, nauczycieli), które mają różne potrzeby i oczekiwania. Z upływem czasu spędzanego w pracy oraz w szkole psychoterapii wiedza się krystalizuje, nabiera się doświadczenia.

Poradnia stwarza ku temu doskonale warunki. Osoby, które przychodzą po pomoc, są różne jak płatki śniegu. Nie chcą i nie mogą mieć podobnych problemów. Każdy potrzebuje fachowej pomocy, a jeszcze bardziej uwagi, wsparcia, których mu w życiu brakuje, bo kiedyś tam ich nie dostał i nie nauczył się ich szukać lub szuka wadliwie, szkodliwie, i dlatego trafia do psychologa, żeby w towarzystwie specjalisty sprawdzić, jak swoje życiowe poszukiwania prowadzić. Często nasz pacjent myśli, że psycholog wie i powie, co zrobić, w której minucie rozmowy co powiedzieć. A tu niespodzianka! Psycholog nie zarządzi czyimś życiem. Nie rozwiąże problemu. Tak właściwie, to nie poradzi. Toteż można mieć wątpliwości, dlaczego miejsce, w którym pracuję, nazywa się poradnią, skoro żartobliwie mówiąc działa według zasady: „Człowieku, radź sobie sam”. Nic bardziej mylnego. Jeśli poznasz sam siebie z pomocą psychologa, to sobie poradzisz. Zobaczysz, jakie mechanizmy sprawiły, że jesteś w życiu tu, gdzie jesteś. I dlaczego działasz, tak jak działasz. Będziesz wiedział, jak sobie pomóc.

Poradnia, w której pracuję, jest jednostką Narodowego Funduszu Zdrowia (NFZ), więc zasady w niej obowiązujące są identyczne jak we wszystkich polskich przychodniach tego typu. Co ważne, tworzy ją zespół złożony z lekarzy psychiatrów, psychologów, pielęgniarek, pracowników rejestracji. Każdy z nas ma swoją funkcję, od której wykonania zależy to, jak inni będą mogli wspierać pacjenta. Szukający pomocy na początku trafia do rejestracji (telefonicznie lub osobiście). I tu pojawiają się pierwsze wątpliwości: „Zapisać się do psychologa czy do psychiatry?”. Ten psychiatra to dla niektórych wciąż problem, bo to niby lekarz, ale jakiś inny. Nie taki, na przykład, kardiolog, u którego wizytą można się pochwalić przy obiedzie u znajomych. Zwłaszcza jeśli kardiolog znany i dostać się do niego trudno. Psychiatrą się nie chwalimy, nawet gdy ma tytuł profesora, a do tego jest sympatyczny i rzeczowy. Do psychologa to jeszcze. Chociaż też najlepiej, żeby znajomych nie spotkać, bo obmówią, a może i zaufanie stracą. Mówię zawsze, że jeśli pan/pani spotka w PZP znajomego, to kolega nie będzie miał ochoty opowiadać o tym spotkaniu. Wtedy sam musiałby przyznać, że też korzysta z pomocy psychologa lub psychiatry.

Nie wstydzimy się chorować na nerki, serce, ale od swojej psychiki wymagamy, żeby w każdych warunkach działała bez zarzutu. Zupełnie tak jakby ona nie mogła się utrudzić kłopotami, zachwiać z powodu trudności życiowych. Naszej psychice nie jest lekko z nami, ponieważ jej nie wspieramy. Na zimę kupujemy kurtkę, buty. Wymieniamy się informacjami o wyprzedażach, żeby wybrać towar dobrej jakości i niezbyt drogi. Przemysł urody święci triumfy. Nowe preparaty wcieramy, wklepujemy z nadzieją, że to sama młodość skoncentrowana. Psychika musi sobie radzić sama, ponieważ traktujemy ją, jakby była niezmiennym elementem nas samych. Pomaganie jej nierzadko uważamy za dziwactwo. Przecież myślę i do pracy chodzę. A jeśli nawet coś się wydarzyło trudnego w moim życiu, to czas wyleczy rany. Po co to wspominać.

Jeśli jednak wspomnienia nie dadzą się wyrzucić poza nawias, wchodzimy na drogę poszukiwania wsparcia psychologicznego. Każdy, kto postanowi uzyskać pomoc w PZP, musi najpierw otrzymać skierowanie od lekarza pierwszego kontaktu. To często sprawia, że zmęczony trudnościami człowiek, ma poczucie napotkania kolejnej przeszkody. Czasem jednak jest dla niego sygnałem – skoro kieruje mnie lekarz, którego znam, któremu ufam, to może warto wybrać się do poradni zdrowia psychicznego? Na wizytę najczęściej decydują się osoby przynaglone kryzysem życiowym: żałobą, trudnościami w relacjach, w pracy, kłopotami wychowawczymi. No właśnie, trafiamy do poradni zdrowia psychicznego, co sugeruje, że otrzymamy poradę, jak żyć. Wchodzimy do gabinetu, w którym jest psycholog lub psychoterapeuta, ale jak już wspomniałam, żaden z nich radzić nam nie zamierza. Raczej towarzyszy w trakcie znajdowania odpowiedzi na nurtujące człowieka pytania. W gabinecie nikt za Ciebie nie zdecyduje, nikt też nie będzie osądzał Twoich wyborów. Terapeuta pozwala błądzić w celu znalezienia odpowiedniej drogi. Może to uspokoić zaniepokojonych tym, że psycholog, a już na pewno psychiatra, dokona tajemniczej przebudowy naszego życia, tak że go nie poznamy i się w nim nie odnajdziemy. Żaden z tych specjalistów nie ogranicza wolności przychodzącego człowieka.

Skupię się na osobach, którym towarzyszyliśmy podczas długiej drogi powrotnej ku dobremu funkcjonowaniu. Inni znaleźli odpowiedź na jedno ze swoich ważnych życiowych pytań i odeszli. Każdy, kto trafił do mnie, na pierwszej wizycie otrzymał informację o tym, że nie widzę, i dowiedział się tego ode mnie. Na pierwszym spotkaniu mówię mniej więcej tak: „Przy podejmowaniu decyzji o rozpoczęciu psychoterapii z moją pomocą, proszę wziąć pod uwagę fakt, że ja nie nawiążę typowego kontaktu wzrokowego, ponieważ nie widzę. Jeśli to panu/pani nie utrudnia relacji ze mną, to jest to pierwszy i ostatni raz, kiedy o tym mówimy. Nie chcę, żeby w naszych spotkaniach wystąpiły trudności komunikacyjne, dlatego o tym wspominam. Oczywiście, gdyby moje niewidzenie panu/pani utrudniało kontakt ze mną, ma pan/pani prawo zapisać się do innego psychologa”.

Taka rozmowa podczas pierwszego spotkania pozwala uniknąć niepotrzebnych domysłów: „A może coś widzi?”. Pacjent wie, dlaczego nie nawiązuję typowego kontaktu wzrokowego. Nie czuje się zdziwiony, odrzucony. Gdy wspomnę o moim niewidzeniu, przestaje ono być czymś nadzwyczajnym. Ludzie jednak o nim zapominają, mimo że je nazwałam i omówiłam. Próbują mi pokazywać: wyniki badań, opinie, zdjęcia, i łapią się na tym, że przecież nic z tego mojego oglądania nie będzie. Myślę wtedy, że to dobrze, że przychodzący do mnie człowiek zajmuje się sobą, a nie moimi trudnościami. Żartujemy potem, że gdyby tak w 3D, to bym przeczytała, lub że diagnostyka jest objęta tajemnicą, więc z powodu RODO nie mogę odczytywać wyników badań pacjenta, a jedynie on sam może je przede mną ujawnić. To informowanie przeze mnie o mojej niepełnosprawności nie wszystkim zapada w pamięć. Kiedyś koleżanka zrelacjonowała mi rozmowę z moim pacjentem:

– Jak to, to ona nie widzi?

– Tak, jest całkowicie niewidoma.

– To po co ja się do niej na wizyty tak stroję?

W naszej poradni na pytanie, czy recepcjonistki powinny uprzedzać zapisujących się pacjentów o tym, że trafią do niewidomego psychologa, odpowiedzieliśmy: „nie”. Nie informujemy o innych cechach specjalistów, dlatego też kwestia mojego niewidzenia nie jest poruszana. To ja mam zbudować relację terapeutyczną, w której poruszę kwestię mojej niepełnosprawności.

Praca w poradni wiąże się jeszcze z prowadzeniem dokumentacji medycznej, co wymaga od osoby niewidomej korzystania z komputera z odpowiednim oprogramowaniem. Każda wizyta musi być opisana w karcie pacjenta, tak żeby inny specjalista, do którego może trafić pacjent, mógł prześledzić proces leczenia. Niewidomy psycholog sprosta temu zadaniu przy pomocy programów udźwiękawiających i wsparcia zespołu. Karty papierowe może przeczytać jedynie koleżanka. Pojawienie się innowacji elektronicznych w pracy poradni wymaga większej ilości działań pozwalających na korzystanie z nowego programu, którym musi posługiwać się placówka. Wtedy trzeba przystosować stanowisko pracy w taki sposób, żeby program czytający ekran pozwolił na dokładne prowadzenie dokumentacji.

Poradnia to oczywiście ludzie, ale także sprzęty przestawiane, odstawiane, słowem zmieniające miejsce. Czasem spotykam się z nimi niespodziewanie, chociaż mój zespół pamięta o potrzebnej mi stałości przedmiotów. Informuje, ostrzega, stara się zamykać drzwiczki. Nie widzę nie tylko papierowej dokumentacji medycznej i przestawionych sprzętów czy mebli, nie widzę przede wszystkim siedzącego naprzeciwko mnie człowieka i jego reakcji.

Długo zastanawiałam się nad tym, czy ten fakt zaburza proces terapeutyczny, a może nawet go uniemożliwia. Obecnie myślę sobie, że skoro ludzie przychodzą i dokonują zmian w swoim życiu, to chyba moje niewidzenie nie jest dla nich tak trudne, jak myślałam na początku mojej pracy. Z pewnością znaleźli się pacjenci, którzy rezygnowali z tego powodu. Niektóre osoby tak bardzo chciały mnie wspierać, były tak skupione na mnie, a zwłaszcza mojej niepełnosprawności, że wybór innego psychologa wydawał się najlepszym z możliwych. Ludzie rezygnują ze specjalistów z powodu ich wieku, płci, a także innych cech, bo na przykład przypominają im szefa, ojca, nauczyciela, wydają się im niesympatyczni lub po prostu – nie wzbudzają w nich zaufania. Niewidzenie to także cecha mająca wpływ na kontakt. Jeśli jest trudna dla kogoś, kto i tak przychodzi z trudnościami, lepiej, żeby tę zewnętrzną trudność ominął. Najczęściej od osób trafiających do mnie na wizytę słyszę: „Nie przeszkadza mi to, że pani nie widzi”. Toteż pracuję w Poradni Zdrowia Psychicznego z radością i, mam nadzieję, z dużym skupieniem nie na sobie, a na trudnościach osób, które mojego wsparcia potrzebują.

Anna Kowalska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.