Treść strony

 

Po co widzącemu ciemność? - Małgorzata Szumowska

Siedem lat. Tyle mija odkąd na warszawskiej mapie edukacyjno-kulturalnej pojawiła się Niewidzialna Wystawa. Ile było emocji przy okazji jej otwarcia! I to nie tylko wśród potencjalnych gości. Bo w dużej mierze to na forach internetowych dla osób niewidomych wrzało i pieniło się. „Po co widzącemu ciemność?!”, „To robienie cyrku”, „Dziwna idea” – to jedne z łagodniejszych opinii, jakie padały pod adresem nowo powstałego tworu.

Jak było naprawdę, wiedzą przede wszystkim ci, którzy postanowili wejść w temat, podjąć wyzwanie i rozpocząć w tym „cyrku” pracę.

Od prawie siedmiu lat mam przyjemność i zaszczyt kierować wystawą. Zagościła na dobre w moim sercu i dedykuję jej olbrzymią część mojej energii i uwagi. Zawsze marzyłam o tym, aby tworzyć, a nie odtwarzać. Aby praca miała sens. Robić coś, co zostawia ślad, odciska piętno społeczne – to jest to! A ponieważ przy odrobinie szczęścia i ciężkiej pracy marzenia się spełniają, tak oto mogę uśmiechnąć się szeroko i wykrzyczeć z tym uśmiechem – udało się!

Niektórzy mówią, że po siedmiu latach coś się zmienia. Front psychologiczny mówi o zmianach w życiu człowieka, kiedy to każda siódemka w osobistym, życiowym kalendarzu niesie nowe. Drugi front, taki bardziej filozoficzny, głosi, że po siedmiu latach tłustych przychodzą chude. I odwrotnie. Jako urodzona optymistka powinnam stwierdzić, że idzie tłuste! Z drugiej strony – moja trzeźwa ocena sytuacji podpowiada, że to była wspaniała siódemka i nie mogę wymarzyć sobie lepszego czasu. Więc muszę wrócić do obalenia tezy. Po siedmiu latach tłustych nadejdą jeszcze lepsze…

Wrócę jednak do pytania: „po co widzącemu ciemność”? Pytanie postawione wiele lat temu może wymagałoby czasu, aby udzielić sensownej odpowiedzi. Teraz jednak, bez zastanowienia mogę napisać, że jest to niezbędny element procesu poznawczego. Dla odkrycia siebie i innych. Do przeprowadzenia pewnego procesu społecznego. Dużo mówi się i pisze o zjawisku integracji. To modne słowo i doskonale, ale tylko wtedy, gdy nie pozostaje pustym frazesem, a ma wymiar praktyczny. Jeśli spotykam ludzi z ustami pełnymi pięknych słów, drążę! Pytam o szczegóły, zresztą z ogromnym zaciekawieniem. W większości, niestety, niewiele wynika z tej paplaniny, raczej spotykam się z próbą podbudowania własnego ego ze szczyptą fantazjowania. Dopóki nic nie trzeba robić, można rozprawiać. Gdy przychodzi do działania, atmosfera się zagęszcza… Osobiście słyszałam, jak ludzie o pewnej wrażliwości, nazwałabym ją wybiórczą lub reprezentacyjną, stanowczo kręcili głowami w geście odmowy nawet przy rozmowie o tym, aby usiąść na wózku inwalidzkim, spróbować wczuć się w sytuację wózkowicza. Na pytanie, czy pozwoliliby na to swoim, skądinąd odważniejszym dzieciom na taki eksperyment, zaczynali się mocno stresować. „Po co? Kto wie, co się wydarzy?” Niesamowite…

No właśnie? Co się wydarzyć może, jeśli wejdziemy w cudze buty, spróbujemy innej perspektywy? Zawsze mówię – jest jeden świat, wspólny, który współdzielimy z ludźmi o różnych potrzebach. Wózkowicz ma inne. Niewidomy – inne. Pewnie inne ma też zastęp blondynek, uroczych piegusów, otyłych… Można tak bez końca…

Ciekawostka – i tu wracamy do wątku przewodniego. Takich lęków i dziwnych zachowań zakrawających na stygmatyzację nie mają ludzie odwiedzający Niewidzialną Wystawę i jej ciemności. Oczywiście, liczyliśmy się z tym, że może być różnie, że strach weźmie górę nad wartością, jaką ekspozycja niesie ze sobą. Pal licho ekspozycję – ludzi, niezwykłych ludzi, przewodników po tejże, którzy w sposób niezwykły, pełen pasji opowiadają o życiu – swoim i środowiska, a dzięki niezwykłej osobowości gaszą lęki, wspierają. Zupełnie odwrotnie niż na co dzień – prowadzą ludzi przez mrok, dając wskazówki i uczą (ale nie pouczają!).

Młodsi i starsi. Dzieci i seniorzy. Studenci tyflopedagogiki, wychowania fizycznego, wieczni studenci każdego możliwego kierunku. Lekarze i dekarze. Wszyscy mieszają się tu jak w tyglu, spotykając się nie tylko z tematem niepełnosprawności, ale i ze swoimi zmysłami. Paradoksalnie otwierając oczy w absolutnej ciemności. Słuchają i naprawdę słyszą. Dotykają, wąchają i czują… Skupiają się na sobie i innych. Naprawdę i w pełni. Po tych siedmiu latach możemy śmiało stwierdzić – nie było się czego obawiać. Jeśli jest dobry zespół, dobry pomysł, pasja i praca – musi się udać! Ponad 200 osób dziennie. Z Warszawy i nie tylko. Jak Polska długa i szeroka, a świat wielki i otwarty, odwiedzają nas liczni goście, którzy dla nas są ogromną radością!

Gdy słyszę „wow”, albo burzę oklasków, co jest, nieskromnie napiszę, chlebem powszednim, po raz tysięczny rozkwitam. Lekcja życia i pokory odebrana. Stereotypy odczarowane. Niewidomy to nie smutas w poplamionym swetrze, pomieszkujący kątem u mamy lub zamknięty w ośrodku specjalnym. To coraz częściej świetnie wykształcony, władający językami obcymi, obyty i świadomy człowiek, który wie, czego chce od życia i nie boi się po to sięgać. Uprawia sport, chodzi na randki, podróżuje, bywa w kinie, teatrze, muzeum. Ale poza tymi superlatywami czasem po prostu potrzebuje mądrej, życzliwej pomocy. Normalności. Właśnie po to jesteśmy. Niczym głos ambasadora sprawy wysyłamy komunikaty do ludzkich serc i rozumów. Krusząc mury obojętności i ignorancji, przyczyniając się do tworzenia obywatelskiego, dojrzałego społeczeństwa! Po to właśnie widzącemu ciemność…

Po tych kilku latach często właśnie ci niewidomi, którzy wcześniej tak sceptycznie podchodzili do idei Niewidzialnej Wystawy, wystawiają nam piękną laurkę, ściągając swoich widzących bliskich i przyjaciół. Zachęcają, przybywają z nimi, mówiąc: „zobacz, tak żyję. To moja codzienność. Doświadczmy tego razem”. I szepczą nam do ucha: „dobrze, że jesteście!”.

Zaufaj nam w ciemno!

Małgorzata Szumowska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.