Treść strony

 

Piekło to inni - Recenzja spektaklu J. P. Sartre’a „Bez wyjścia” w Teatrze Dramatycznym w Warszawie - Izabela Galicka

Odważne to przedsięwzięcie zmierzyć się z tekstem dramatycznym z lat 40. ubiegłego wieku, poszukać jego nowych reinterpretacji i znaczeń dla współczesnego odbiorcy. Zwłaszcza, że klasyczne już dzieło francuskiego pisarza utrzymane jest w duchu przebrzmiałego dziś nieco egzystencjalizmu. A jednak reżyserka, Barbara Hass, pokusiła się o nowatorskie, bardzo świeże w swym wyrazie odczytanie utworu, zadziwiająco aktualne, a wręcz zaskakujące widza.

W specyficzny nastrój egzystencjalnej pustki wprowadza nas ascetyczna scenografia, monochromatyczna, ciemna przestrzeń jest jak gdyby „zraniona” trzema pomarańczowymi pufami. Poza tym tylko drzwi i dzwonek. Nic więcej. W tę klaustrofobiczną scenerię, korespondującą z tytułem sztuki, zostają przez tajemniczą postać wprowadzeni bohaterowie – dwie kobiety i mężczyzna. Czym jest dla nich ta przestrzeń? Zwykłym pokojem hotelowym, miejscem poza czasem i przestrzenią, przedpieklem? Ponurej prawdy nie znamy od razu, wyłania się ona stopniowo, gdy troje ludzi oswaja się ze sobą, walczy, odsłania w paroksyzmach bólu kolejne tajemnice. I właśnie gra napięć między tą trójką jest olbrzymim atutem sztuki, sprawia ona, że atmosfera z każdą minutą gęstnieje, nasycona przejmującą ekspresją i tragizmem postaci.

Wszyscy troje próbują z początku grać dobrze wyuczone role – Inez (Agnieszka Wosińska) urzędniczka pocztowa, bawi się tyleż cynicznie co masochistycznie stanem „bez wyjścia” i bez złudzeń, piękna Stella (Agnieszka Warchulska) dama z wyższych sfer próbuje zdobywać serca słodką kokieterią, Garcin (Piotr Grabowski) usiłuje utrzymać pozycję macho. Stopniowo jednak pod wpływem emocji i poszukiwania wzajemnego zrozumienia, wśród oskarżeń i wyrzutów, konwenanse pękają. W dodatku, jakby poprzez nadnaturalne moce, więźniowie słyszą co dzieje się w ich prywatnym świecie po ich odejściu, co dodatkowo potęguje cierpienie, ale i wymusza szczerość. Prawda ujawnia się z całą brutalnością – wszyscy troje są w tej dziwnej przestrzeni skazańcami, wszyscy troje przyczynili się bowiem do czyjegoś cierpienia i śmierci. Nie są więc tu przypadkiem, skojarzenia mogą odsyłać nas w głąb literatury, bo nawet do Kafkowskiego Sądu, ale jednak piętno egzystencjalnej winy jest przemożne.

Sytuacja staje się nie do zniesienia, gdy już nie sposób ze sobą wytrzymać, tajemnicze drzwi się otwierają, a to, co widać za nimi sugeruje nam bardzo wiele. Wszyscy troje stają przed wyborem – wyjść czy zostać. Są niejako zgodnie z duchem egzystencjalizmu skazani na wybór. Co zrobią – obejrzyjmy ten spektakl, by się dowiedzieć prawdy o człowieku, prawdy o nas samych. Ale każdy musi jej poszukać w sobie, bo reżyserka nie daje gotowych odpowiedzi, raczej stawia pytania.

Atmosfera jednoaktówki Sartre’a jest gęsta od namiętności, klimat dodatkowo podgrzewa wyrazista muzyka Michała Lorenza. Spektakl to także popis gry aktorskiej, zwłaszcza Wosińska i Warchulska osiągają tu mistrzostwo, aranżując wzajemny spektakl nienawiści przeradzającej się w fascynację.

„Bez wyjścia” poraża naszą wrażliwość i skłania do bardziej emocjonalnej niż intelektualnej refleksji na temat ludzkiej kondycji, dobra i zła, miłości i nienawiści, jak również błędów, które wszyscy popełniamy w życiu. Te niecałe dwie godziny zapewniają doznania bardzo intensywne, może nawet skrajne. Reżyserce udało się zaangażować widza w aktywny odbiór, a także uniknąć łatwych ocen i konkluzji i to jest niewątpliwie największym walorem tego przedstawienia.

Dziś rzadko kto już czyta Sartre’a. Zwłaszcza osobie słabowidzącej trudno przebrnąć przez grube tomy. Nie ma też książek tego autora na audiobookach, co ułatwiłoby ich poznanie osobom niewidomym. A przecież to jedno z największych nazwisk w literaturze i filozofii XX wieku. Dlatego tym bardziej zachęcam osoby niepełnosprawne wzrokowo do obejrzenia spektaklu, który pokazuje niejako „egzystencjalizm w pigułce”. Tym bardziej, że Teatr Dramatyczny stwarza nam już od dawna preferencyjne warunki cenowe, co stało się już dobrą tradycją.

Izabela Galicka, filolog polski i kulturoznawca

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników