Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Pani mnie nie widzi całkiem całkowicie - Anna Kowalska

Program nauczania, lekcje, hałas na przerwach, rady pedagogiczne, nauczyciele, uczniowie, rodzice, czyli szkoła. Trafiłam do gimnazjum i kilku szkół podstawowych jako psycholog. Psycholog obwoźny, bo dziś tu, jutro tam. W tej szkole – zajęcia grupowe, w kolejnej – rozmowy indywidualne, w poniedziałek – młodzież gimnazjalna, we wtorek – maluchy z zerówki. Ciągłe zmiany nie pozwalały się nudzić. Podjęłam obowiązki, które okazały się liczne i nieprzewidywalne. Prowadziłam lekcje, rozmawiałam z rodzicami, nauczycielami, uczniami. Przygotowywałam szkoleniowe rady pedagogiczne, materiały dla dorosłych i młodzieży. Była komunikacja interpersonalna i asertywność, i rozwiązywanie konfliktów. Podczas lekcji towarzyszyli mi nauczyciele. Jedni po prostu byli i nie włączali się do zajęć, inni współprowadzili je wraz ze mną.

Kiedy dyrektor poinformował radę pedagogiczną, że został zatrudniony psycholog, nauczyciele ucieszyli się z tego, że otrzymają pomoc w pracy. Kiedy dodał, że psycholog nie widzi, pojawiła się niepewność związana z bezpieczeństwem podczas rozmów indywidualnych z młodzieżą.

Mówi o tym koleżanka pedagog, z którą współpracowałyśmy w gimnazjum: – Nie było wątpliwości, że będziesz potrzebna wychowawcom, że będziesz bardzo potrzebna rodzicom. Co się w jednym i w drugim przypadku doskonale sprawdziło. Jedyna wątpliwość jaka była, zresztą zupełnie niepotrzebna, dotyczyła indywidualnych kontaktów z uczniami. Czy uczeń czegoś nie wymyśli, czy się coś „nie zadzieje” w tych kontaktach jeden do jednego. Sytuacja była o tyle dobra, że gabinet mieścił się obok sekretariatu. Uczeń wiedział, że jest pani sekretarka, która w każdej chwili może zareagować, choć w tym momencie są drzwi zamknięte. Ty byłaś spokojna, a my również. Lekcje z dzieciakami były cudowne. Już na korytarzu pytały o Ciebie, bardzo chciały tych zajęć. Dzieciaki nie mogły uwierzyć. Pamiętasz ten początek? To niemożliwe, że pani nie widzi całkiem całkowicie. Przecież pani zwraca się do mnie po imieniu, patrzy na mnie. Dzieci potem przejawiały taki szacunek, zainteresowanie. Już wiedziałyśmy, my nauczycielki, że sobie radzisz. Fajne było to, że dzieciaki podejmowały takie inicjatywy. Ty wychodziłaś z sali, a tu od razu pytanie: „A może pani pomóc?” Zresztą podchodziły, jak pamiętasz, na przystanku autobusowym, przystanku PKP. W momencie kiedy u nas pojawiali się niepełnosprawni uczniowie, to nie trzeba było kruszyć tej ściany między nimi. Pozostałe dzieciaki uważały to za normalne, no bo przecież… pani Ania też – opowiada.

Pamiętam te środki ostrożności powzięte na początku mojej pracy, o których wspomina koleżanka. Wcale mnie one nie dziwiły. Rozumiałam, że odpowiadam za powierzone mi dziecko. W trakcie mojej pracy środków zapobiegawczych było coraz mniej. Ot, moja niepełnosprawność wtopiła się w inne moje cechy i w funkcjonowanie szkoły.

Na mojej drodze psychologa szkolnego spotkałam też maluchy. Słyszałam wielokrotnie, że dzieci są okrutne. Moje doświadczenia wskazują, że raczej konkretne. Oczywiście, ten konkret może być dla nas trudny, ale jest prawdziwy. Dzieci sprawdzają świat. Chcą go poznać i doznać, i odkryć samodzielnie.

– Proszę pani, jaka jest moja kredka?

– Nie wiem, nie widzę twojej kredki.

– A mnie?

– Ciebie też nie widzę. Myślę, że Ty mi o kredce i o sobie opowiesz.

Dzieci szukają drogi, rozwiązania problemu. Te, z którymi pracowałam też nie poddawały się mojemu niewidzeniu.

– Małgosiu, pani nie zobaczy Twojego obrazka.

– To nic, ja pani opowiem.

Nauczyciel nauczania wczesnoszkolnego widzi to tak: „Wydaje się, że to niewidzenie nie miało wpływu na pracę z dziećmi. Były oczywiście takie momenty, że np. dzieci coś rysowały, omawiały to, no i pani jakby musiała się odnieść, ale wystarczały moje drobne dopowiedzenia i dyskusja z dzieckiem toczyła się dalej. Wydaje mi się, że dzieci jakby nie zauważały, że pani jest niewidoma, jakby to nie wpływało na ich zachowanie na lekcji, na ich odpowiedzi, udział w zajęciach, były chętne do współpracy, zmotywowane, bo zajęcia się podobały. Może były tym bardziej uważne i skupione, że pani była osobą niewidomą, ale nie było sensacji, było to takie naturalne. Czasem zadawały pytania na ten temat, np. pytały o laskę itp. Pamiętam, że po jakimś czasie, gdy na lekcjach omawiane były tematy dotyczące osób niepełnosprawnych, dzieci przypominały, że ta pani, co miała z nami kiedyś zajęcia, jest niewidoma.

Anna Kowalska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.