Treść strony

 

Obopólna korzyść - Wywiad z por. Łukaszem Pruchniakiem, zastępcą kierownika działu penitencjarnego w Zakładzie Karnym w Opolu Lubelskim

Jedną z ostatnich prac resocjalizacyjnych, jakie wykonywali więźniowie Zakładu Karnego w Opolu Lubelskim, było przygotowanie trójwymiarowych ilustracji do książeczek dla niewidomych dzieci. Tak opracowane bajeczki z opisami w powiększonym druku oraz brajlu trafiły następnie do wypożyczalni książek dotykowych dla niewidomych dzieci w Lublinie. Skąd wziął się pomysł, by do tych prac zaangażować właśnie osadzonych?

– Pomysłodawczynią przedsięwzięcia jest pani płk Agnieszka Bochniewicz. W 2014 roku, jako przedstawiciel Biura Penitencjarnego Centralnego Zarządu Służby Więziennej, była opiekunem okręgu lubelskiego, który współtworzy Zakład Karny w Opolu Lubelskim. To właśnie jej zawdzięczamy stworzenie podwalin przedsięwzięcia. Pani Bochniewicz nawiązała kontakt z Fundacją „Jasne strony” i panią Bożeną Kazanowską, prowadzącą jedyną podówczas w Polsce bibliotekę dla małych dzieci niewidomych i niedowidzących oraz wyznaczyła nas jako wykonawców. Płk Agnieszka Bochniewicz dała nam narzędzie i powierzyła jego dobre wykorzystanie. Mam nadzieję, że dobrze wywiązaliśmy się z tego zadania.

Czy więźniowie zgłaszali się do udziału w tym zadaniu, czy zostali do niego odgórnie przydzieleni? Jakie były ich pierwsze reakcje, gdy dowiedzieli się, że będą robić dotykowe książeczki dla niewidomych dzieci?

– Nie było mowy o „przydzielaniu odgórnym”. Machinalne potraktowanie takiego przedsięwzięcia z miejsca pozbawiłoby je sensu. Być może udałoby się tym sposobem wykonać część materialną, ale momentalnie umknąłby nam refleksyjny aspekt tej akcji. A dla nas był on najważniejszy.

Przy wykonywaniu ilustracji pracowali tylko i wyłącznie osadzeni, którzy z własnej woli, czując wartość idei, włączyli się do działań. Z moich doświadczeń wynika, że perspektywa pomocy pokrzywdzonym przez los dzieciom jest impulsem najszybciej przemawiającym do osadzonych i mobilizującym ich do aktywności. Tego rodzaju przedsięwzięcia, proszę mi wierzyć, nie wymagają od nas namawiania czy też przeciągającej się rekrutacji. Dzieją się niejako z marszu.

Pierwszą książeczką, jaką przygotowali więźniowie, była bajka o żółwiu, który chce zmienić swoją skorupę. Jak wyglądała praca nad tym tytułem? Ile czasu trwało opracowanie pojedynczego egzemplarza?

– Były to długie godziny żmudnej pracy. Kilkunastu osadzonych, pod okiem wychowawców działu penitencjarnego, przez miesiąc cierpliwie przygotowywało zestawy elementów i kompletowało ilustracje podczas dwu-, trzygodzinnych warsztatów organizowanych nawet pięć razy w tygodniu.

Ile do tej pory zostało opracowanych takich książeczek oraz ile łącznie osób było zaangażowanych przy jej tworzeniu?

– Przeszło 30 osadzonych przygotowało blisko 70 egzemplarzy 2 tomów książeczek.

Aby wykonać trójwymiarowe ilustracje do książeczek trzeba mieć plastyczną wyobraźnię oraz zdolności manualne. Czy więźniowie mogli liczyć na jakieś wskazówki techniczne, pomoc?

– Bardzo cenna była dla nas obecność kilku naprawdę uzdolnionych plastycznie skazanych. Staraliśmy się jednak rozdzielić pracę w sposób umożliwiający udział wszystkim chętnym. Mniej uzdolnionym manualnie powierzaliśmy prostsze, ale wymagające cierpliwości i równie ważne czynności. Dział penitencjarny w naszej jednostce w połowie stanowią kobiety, które w piękny sposób przeprowadziły osadzonych przez najtrudniejsze etapy prac.

Obrazki do książeczek z opisami w powiększonym druku oraz brajlu wykonane zostały m.in. z elementów tekturowych, metalowych czy drewnianych, plastiku, modeliny, gumy i wielu innych. Skąd pochodziły te materiały? Czy ktoś je dostarczył, czy zorganizował je zakład karny?

– Wszystko, co było potrzebne, zakupiliśmy samodzielnie i na tę okoliczność stworzyliśmy program resocjalizacji, którego kosztorys przewidywał zakupienie niezbędnych materiałów. Działaliśmy według następującego planu: pani Bożena Kazanowska przekazała nam wzorcowy egzemplarz książeczki sensorycznej. Naszym z kolei zadaniem było wykonanie kilkudziesięciu jego kopii. Mieliśmy przy ich gromadzeniu wiele wątpliwości, gdyż pani Bożena, tworząc swoje książeczki wykorzystywała do ich zilustrowania bardzo różne elementy. Miało to swoje zaskakujące i zabawne konsekwencje. Właśnie dzięki wspomnianym funkcjonariuszkom działu penitencjarnego udało nam się je w pełni zidentyfikować. Jedna z wychowawczyń pomogła mi momentalnie wyjaśnić, z czego został skonstruowany metalowy pancerz skorupy żółwia na jednej z ilustracji. Proszę sobie wyobrazić minę sprzedawczyni mającej przed sobą funkcjonariuszy służby więziennej zamawiających u niej 20 sitek do gotowania na parze. Właśnie to akcesorium kuchenne, po uprzednim zdemontowaniu, wykorzystała pani Kazanowska. Mile wspominamy takie zabawne momenty, bo w codziennej służbie szukać ich trzeba ze świecą.

Odręczne przygotowanie ilustracji wykonanych z różnorodnych materiałów to z pewnością czasochłonna, czasem mozolna praca. Wymaga cierpliwości, skupienia i dokładności. Czy po zakończeniu tego projektu Pan jako wychowawca więźniów zauważył jakieś zmiany wśród skazanych? Czego według Pana uczy osadzonych takie doświadczenie?

– Wszystkie wymienione w pytaniu warunki są oczywiście w takiej sytuacji niezbędne. Najistotniejsze było dla nas jednak przekonanie osadzonych o tym, że przebywając nawet w tak beznadziejnej sytuacji, w jaką wikła się każdy człowiek popełniający przestępstwo, można włączyć się w wykonanie czegoś, co jest światu potrzebne. Zwłaszcza jeśli jest to wysiłek dedykowany dzieciom. To zapewnia osadzonym inną perspektywę postrzegania swojego miejsca w świecie. Uwydatnia to, że i oni mogą, choćby w niewielkim stopniu, uczynić ten świat lepszym.

Korzyści z takiej społecznej pracy są ogromne: niewidome dzieciaki dostają narzędzie do poznawania świata, a więźniowie mają poczucie, że są potrzebni. Pytanie może nieco przewrotne, czy myśli Pan, że praca na rzecz tych osób, które z racji swojej niepełnosprawności bardzo często uzależnione są od pomocy i dobrej woli innych ludzi, ma dla skazanych nieco większą wartość?

– Z pewnością tak jest. Większość ze skazanych, nawet jeśli nigdy się do tego nie przyzna, dochodzi wcześniej czy później do wniosku, że dokonane przez nich zło zaistniało wskutek decyzji, na które mieli oni wpływ. Trzeba być kimś wyzutym z jakiejkolwiek wrażliwości, by nie wzruszyć się losem dziecka, które los, nie pytając o zdanie, postawił w dużo trudniejszym od innych położeniu. Z taką krzywdą wielu osadzonych mocno się utożsamia, a wzmacnianie albo wręcz uczenie postaw empatycznych jest w moim odczuciu jedną z cenniejszych rzeczy pośród tych, które wychowawca może zaoferować w pracy ze skazanym.

Czy są już może kolejne „zamówienia” na dotykowe książeczki? Czy oprócz tego przedsięwzięcia, więźniowie wykonują także inne prace na rzecz niewidomych? Jeśli tak, to jakie?

– Uważam, że podczas pierwszych dziesięciu lat funkcjonowania jednostki wypracowaliśmy sobie opinię zakładu, którego jednym ze znaków rozpoznawczych stało się aktywne włączanie w akcje charytatywne. Kilkadziesiąt egzemplarzy książeczek sensorycznych, które zasiliły księgozbiór biblioteki w Lublinie jest tego ewidentnym potwierdzeniem. Jesteśmy z tego bardzo dumni i mam nadzieję, że nie jest to nasze ostatnie słowo w kwestii pomocy niewidomym.

Czy może Pan coś powiedzieć ze swojego doświadczenia na temat więźniów, którzy uczestniczyli w różnych pracach na rzecz osób niepełnosprawnych: jaki to ma na nich wpływ, czy wracają na drogę przestępstwa po opuszczenia zakładu karnego? Czy w ogóle taka aktywność podczas wykonywania wyroku znajduje jakieś odzwierciedlenie w statystykach? Czy można powiedzieć, że jest to jedna z lepszych form resocjalizacji?

– Byłbym nieuczciwy stwierdzając po prostu „tak”. Nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że takie inicjatywy są nieocenionym elementem w bardzo skomplikowanej walce o zagubionego człowieka. Jak wspomniałem, co roku realizujemy w zakładzie kilkadziesiąt programów resocjalizacji. Ta suma oznacza już coś o wiele bardziej konkretnego. Trudno zatem wyłowić statystyczny wpływ jednego z bardzo wielu oddziaływań penitencjarnych. Ich jednostkowa wartość jest jednak bezdyskusyjna. Praca na rzecz osób niepełnosprawnych jest dobrem samym w sobie. Umożliwienie takiej aktywności osadzonym jest dla mnie czymś, co przedstawia wartość szczególną. Chciałbym być odbierany jako admirator tego typu inicjatyw.

Dziękujemy za rozmowę.

Dorota Koprowska, Joanna Koprowska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.