Treść strony

 

Nowy prezes Polskiego Związku Niewidomych: Spoglądam w przyszłość – Rozmawia Radosław Nowicki

Polski Związek Niewidomych w bieżącym, 2021 roku obchodzi swoje siedemdziesięciolecie. We wrześniu jego przedstawiciele zebrali się na XVIII Krajowym Zjeździe Delegatów, podczas którego wybrano nowy zarząd. Prezesem został wieloletni pracownik działu administracyjnego w Instytucie Tyflologicznym PZN, Andrzej Brzeziński. Zastąpił on Annę Woźniak-Szymańską, która stała na czele Związku od 2004 roku. Kadencja nowego zarządu trwała będzie dwa i pół roku. Andrzej Brzeziński w rozmowie z Radosławem Nowickim podzielił się swoimi wrażeniami po wyborach, opowiedział o planach stowarzyszenia, a także odniósł się do obecnej sytuacji osób niewidomych i słabowidzących w Polsce.

Radosław Nowicki: – Minęło już kilka tygodni od momentu, w którym został Pan prezesem Polskiego Związku Niewidomych. Przyzwyczaił się Pan już do tej roli? Wpadł Pan już w wir nowych obowiązków?
Andrzej Brzeziński: – Ze środowiskiem osób niewidomych i słabowidzących związany jestem od urodzenia, bowiem moi rodzice byli niewidomi. W Polskim Związku Niewidomych pracuję od dwudziestu jeden lat. Znam problemy związane ze środowiskiem osób niewidomych oraz problemy samego Związku. Chciałbym kontynuować realizację tych celów, które zostały wcześniej wyznaczone, ale jednocześnie wprowadzić coś nowego. Czy oswoiłem się z myślą, że zostałem prezesem PZN-u? Myślę, że euforia towarzyszyła mi przez pierwsze kilka dni, obecnie jestem na etapie analiz i zastanawiania się nad tym, co należy kontynuować, a co zmienić, co Związek we wcześniejszych latach zaniedbał, a co mu się udało.

R.N.: – Gdzie zostały popełnione największe błędy?
A.B.: – Nie chcę skupiać się na porażkach. Wiele instytucji się na nich koncentruje, przez co tracą czas na to, co mogą wypracować w przyszłości. Odcinam się od myślenia o tym, co by było gdyby, co nie zostało zrobione, co źle zostało wykonane, a co zaniedbane. Skupiam się na tym, aby spoglądać w przyszłość.

R.N.: – Czuje Pan na sobie dodatkową odpowiedzialność?
A.B.: – Oczywiście, że tak. Chociaż moja kadencja została skrócona do dwa i pół roku przez to, że poprzednia się przedłużyła. Wraz z nowym zarządem mam mniej czasu na działanie, ale liczę, że przynajmniej kilka założeń uda nam się zrealizować. Zarząd został znacząco odmłodzony. Myślę, że jesteśmy jednym z najmłodszych, o ile nawet nie najmłodszym zarządem PZN w historii. Chcemy współpracować z poprzednimi władzami, ale także wcielać w życie nowe rozwiązania.

R.N.: – Czuć ten nowy impuls, pozytywną energię?
A.B.: – Jasne, czuć tę świeżość. W ostatnich latach słyszałem nie raz stwierdzenie, że Polski Związek Niewidomych jest skostniały. Ostatni odważny wybór delegatów pokazuje, że nadszedł czas na zmiany i na świeżość. Wokół Związku jest mnóstwo organizacji działających na rzecz środowiska. Są to jednak fundacje i małe stowarzyszenia, a PZN jest największą organizacją członkowską działającą na rzecz niewidomych w Polsce. W swoich szeregach mamy ponad trzydzieści tysięcy członków. W skład Związku wchodzi szesnaście okręgów, ponad trzysta kół, ośrodki wypoczynkowe, ośrodek szkoleniowy, rehabilitacyjny, domy pomocy społecznej w Kielcach, Olsztynie czy Chorzowie. Jesteśmy olbrzymią instytucją, co jest naszą siłą, ale także obciążeniem. W czasach kiedy Związek był finansowany przez państwo, łatwiej było prowadzić działalność. Obecnie musi wbić się w pewne schematy, spełniać pewne wymogi, na przykład programów finansowanych przez Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Jest to trudne dla dużej organizacji. Na tym polu przewagę mają mniejsze organizacje, które w ciągu jednego wieczoru mogą podjąć decyzję, są bardziej elastyczne. W kwestii pozyskiwania środków jesteśmy na przegranej pozycji w porównaniu do mniejszych organizacji.

R.N.: – Mimo że PZN ma ponad trzydzieści tysięcy członków, to jednak mnóstwo osób z dysfunkcją wzroku, szczególnie młodych, do niego nie należy. Jak to zmienić?
A.B.: – Dopóki legitymacja PZN dawała uprawnienia do ulg, to niewidomi mieli motywację finansową, by należeć do Związku. W tej chwili nasze stowarzyszenie musi działać inaczej, budując swoją ofertę. Obecnie większość członków PZN stanowią osoby starsze. W najbliższym czasie chcielibyśmy postawić na dzieci. Niewielu podopiecznych ośrodków szkolno-wychowawczych należy do PZN-u. Chcemy wyjść do nich, aby w perspektywie kilku lat przyniosło to owoce. Obecnie są to młodzi ludzie, którzy nie wiedzą, jak potoczy się ich życie, ale za pięć, dziesięć lat będą to już osoby dorosłe, wchodzące na rynek pracy. Chcielibyśmy je zatrzymać w Związku, korzystając chociażby z punktów konsultacyjnych i koordynatorów w okręgach, ale wszystkich planów nie chciałbym zdradzać.

R.N.: – Ale ogólnie liczy Pan na młode pokolenie?
A.B.: – W swojej kadencji chciałbym postawić na dzieci i młodzież. Zamierzam podjąć takie działania, aby powrócić do współpracy z ośrodkami szkolno-wychowawczymi, wypracowywać z nimi wspólne standardy. Do tego grona włączyć szkoły integracyjne i nauczycieli wspomagających. Zależy mi na tym, aby przeanalizować zawody, w których mogą pracować osoby niewidome, żeby szkoły wiedziały, w jakim kierunku mają uczyć młodzież. Czasy dziewiarza czy szczotkarza już minęły. Z wikliniarstwa też się nie da żyć. Musimy poszukiwać nowych zawodów, w których mogłyby kształcić się osoby niewidome.

R.N.: – Co jeszcze jest dla Pana ważne?
A.B.: – Wśród moich pięciu podstawowych celów jest właśnie otwarcie się Polskiego Związku Niewidomych na dzieci, dążenie do zatrudniania osób niewidomych, praca na rzecz całego środowiska, wypracowywanie ustaw i odpowiednich standardów oraz wewnętrzna współpraca, na przykład w obrębie poszczególnych kół związku. Chcemy też postawić na szkolenie kadr, aby pracownicy wiedzieli, jak mają pozyskiwać środki i jak jeszcze lepiej zorganizować działania w zakresie osób z dysfunkcją wzroku. Natomiast czymś nowym ma być podjęcie działań, aby PZN stał się liderem wśród organizacji działających na rzecz środowiska osób niewidomych i słabowidzących.

R.N.: – Jakie działania ma Pan na myśli?
A.B.: – Chciałbym, aby Polski Związek Niewidomych łączył, a nie dzielił, aby przyciągał osoby niepełnosprawne, ale także organizacje i instytucje działające na rzecz naszego środowiska. Marzę o tym, aby u nas było miejsce, w którym będziemy rozmawiać, wypracowywać pewne standardy, mieć wpływ na ustawy, które będą uchwalane w naszym kraju i odnosiły się będą do całego środowiska. Zbyt wiele było już konfliktów, nieporozumień i podziałów. Każdy człowiek jest inny, każdy ma inne wizje i pomysły i należy to uszanować, ale trzeba siedzieć przy stole i rozmawiać, aby wspólnie osiągnąć wyznaczone cele.

R.N.: – A z jakimi problemami najczęściej przychodzą ludzie do Związku? Częściej pojawiają się w sytuacji, w której tracą wzrok, czy może szukają pomocy w zakresie kursów komputerowych, orientacji przestrzennej lub w sprawie uzyskania psa przewodnika?
A.B.: – Z wieloma problemami ludzie do nas przychodzą. Staramy się udzielać im kompleksowej pomocy w zakresie związanym z aspektem wzroku. Kiedy osoba, która traci wzrok, dowiaduje się od okulisty, że nie da się już nic zrobić, kończy się jej proces hospitalizacyjny, a zaczyna się etap, w którym widzę rozwiązania systemowe i wsparcie ze strony Polskiego Związku Niewidomych. Chciałbym wypracować takie standardy, w których osoba tracąca wzrok nie zostanie sama z problemem, lecz automatycznie uzyska rehabilitację, a wsparciem zostanie objęta również jej rodzina, bo to jest problem całego najbliższego otoczenia.

R.N.: – A co PZN może zaoferować takiej osobie, która traci wzrok?
A.B.: – Ważna jest orientacja przestrzenna, bowiem dobrze zrehabilitowana osoba poradzi sobie na rynku pracy. Trzeba także postawić na czynności dnia codziennego, aby osoba niewidoma potrafiła zrobić sobie herbatę czy ugotować obiad, żeby nie była od nikogo uzależniona i nie była dla nikogo ciężarem. Mało się o tym mówi, ale w takich sytuacjach dochodzi do rodzinnych dramatów, bo mama niewidomemu synkowi wszystko zrobi, przez co go krzywdzi, robiąc z niego osobę mało zaradną życiowo. Dlatego tak ważne są poszczególne elementy, a na końcu praca, która także wpływa na zrehabilitowanie takich osób.

R.N.: – A z nią jest ciężko. Według danych przekazanych przez Pawła Wdówika tylko 17 procent osób z dysfunkcją wzroku obecnie jest aktywnych na rynku pracy.
A.B.: – Faktycznie, zatrudnienie osób niewidomych w Polsce kuleje. Dlatego uważam, że trzeba stworzyć taki system, w którym młodzież będzie wiedziała, w którym kierunku ma się kształcić, bo nie możemy mieć samych masażystów. Podobne mody pojawiają się przecież w całym społeczeństwie. Był okres, w którym studenci masowo wybierali zarządzanie. Co z tego, że je ukończyli, skoro teraz pracują w markecie. Oczywiście, każdą pracę szanuję. Ważna jest i kasjerka, i sprzątaczka. Niestety, należy pamiętać, że osoby niewidome mają więcej ograniczeń. Trzeba też pracodawcom pokazać, że osoba z dysfunkcją wzroku może pracować, że nie należy się jej bać, że przy zapewnieniu jej odpowiedniego sprzętu lub właściwego oświetlenia można wykorzystać jej potencjał zawodowy. Zawsze osoba z niepełnosprawnością będzie miała jakieś trudności, ale dzięki dofinansowaniom i wyposażeniu stanowiska pracy będzie mogła być stawiana na równi z osobą pełnosprawną. Wiadomo, że chciałoby się, aby pieniądze jeszcze szerszym strumieniem szły do pracodawców, którzy zatrudniają osoby niewidome, ale uważam, że pod tym kątem nie jest najgorzej w Polsce. Wciąż jednak chlebodawcy boją się biurokracji i kontaktu z niewidomym pracownikiem. Trzeba więc ich edukować, tworzyć kampanie społeczne i pokazywać dobre wzorce. Przecież w całej Polsce znani są niewidomi masażyści, osoby z dysfunkcją wzroku pracują w urzędach, w firmach prywatnych, prowadzą swoje przedsiębiorstwa, kancelarie.

R.N.: – Czyli trzeba stawiać na edukację społeczną?
A.B.: – Oczywiście, że tak. Posłużę się pewnym przykładem. W jednej z niemieckich miejscowości jest zakład pracy chronionej, w którym niewidomi pracownicy robią szczotki. Są one opieczętowane, znajduje się na nich informacja, że są wykonywane przez osoby niewidome. Są droższe, ale chętnie kupowane, bo społeczeństwo niemieckie ma świadomość, że w ten sposób wspiera osoby niewidome. U nas brakuje takich rozwiązań. Musimy się od kogoś uczyć, od kogoś czerpać wzorce. Może powinniśmy jeszcze bardziej współpracować z innymi krajami.

R.N.: – A jak według Pana pandemia koronawirusa wpłynęła na środowisko niewidomych w Polsce?
A.B.: – Ludzie zamykają się w sobie, boją się, bo sytuacja jest niepewna. Trudno jest nam dotrzeć do każdego domu. Najchętniej prowadzilibyśmy działania polegające na spotkaniach w grupach, ale pod tym kątem były jednak spore ograniczenia. Czas jest trudny. Pewnie pojawią się głosy krytyki, ale uważam, że Związek zdał egzamin w tym ciężkim okresie.

R.N.: – Chciałbym jeszcze zapytać o pana Pawła Wdówika. Wiele osób wiązało z nim spore nadzieje, że jako osoba niewidoma pomoże rozwiązać wiele problematycznych kwestii. Tymczasem na razie trudno mówić o jakichś konkretach.
A.B.: – Czasy są trudne dla Polskiego Związku Niewidomych, dla przeciętnego Kowalskiego, ale też dla rządu. Zmaga się on z wieloma problemami. Jako organizacja uczestniczymy w niektórych pracach, bierzemy udział w różnych spotkaniach i widzimy, że na pierwszym planie są inne kwestie. Niemniej jednak jako nowy prezes buduję nowe relacje z panem Wdówikiem. Na pewno przygląda się on temu, co stało się w Związku. Mam nadzieję, że wspólnie wypracujemy różne standardy. Na razie oceniam go bardzo pozytywnie.

R.N.: – W ostatnich miesiącach dużo mówi się o dostępności oraz o Strategii na Rzecz Niepełnosprawnych na lata 2021–2030. Jakie nadzieje Pan z nią wiąże?
A.B.: – Spore. Ogólnie jestem apolityczny, nie wspieram żadnej partii. Widać jednak, że w ostatnich latach działania władz idą w kierunku poprawy życia osób z niepełnosprawnościami. Wystarczy spojrzeć na to, jak wzrosły świadczenia. Strategia ma być kolejnym krokiem, który znacząco poprawi funkcjonowanie osób z niepełnosprawnościami, między innymi tych z dysfunkcją wzroku.

R.N.: – Jest nadzieja, że przyszły rok będzie lepszy dla naszego środowiska?
A.B.: – Niektórzy po wyborach od razu oczekiwaliby widocznych zmian. Myślę, że będą one widoczne w ciągu dwóch, trzech lat. Budowanie pewnych standardów i wzorców wymaga czasu. To nie jest tak, że jednego dnia zbierze się grupa osób, która ustali strategię, a ona zacznie działać od pierwszego stycznia. Jeśli ktoś tak myśli, to jest w błędzie. Mam nadzieję, że będzie lepiej, ale ważne jest także to, aby ludzie chcieli współpracować. Wspólnymi siłami możemy osiągnąć znacznie więcej.

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.