Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Niewidomy wolontariusz - Anna Kowalska

Modna i potrzebna idea wolontariatu rozprzestrzeniła się po świecie. Czy to źle, że modna? Powinna być tylko potrzebna? Młodzi i starsi zobaczyli, że pomaganie to ciekawe działanie. Daje satysfakcję działającym. Satysfakcję tym większą, że aktywność jest wspólna i wspólnotę tworzy. Wielokrotnie w wypowiedziach wolontariuszy (w różnym wieku) słyszałam, że ogromnie przyjemne jest to, że robią coś razem: od lepienia pierogów przez pokonywanie górskich szlaków.

Wolontariusze uczą się zauważania potrzeb innych ludzi, słabszych, którzy mają trudności z tym, co dla innych jest łatwe. To dobra szkoła słuchania drugiego człowieka. Wolontariusze dowiadują się także, że ten słaby ma swoje atuty, swoją siłę. Ma ją jednak w innych dziedzinach. Czasem tam, gdzie nikt się jej nie spodziewa. Tryska humorem, zna się na literaturze, umie robić kwiaty z bibuły. Wtedy przychodzi chwila, w której trzeba się zmierzyć z faktem, że ten słaby nie jest żadną ofiarą. On też może mi coś dać: wiedzę, mądrość życiową, zrozumienie. Wydawał się tak daleko, taki potrzebujący, a to jest drugi, ciekawy człowiek, z którym chcę być, spotykać się i rozmawiać. To, że trzeba mu pomóc w podstawowych czynnościach dnia nie jest już niczym nadzwyczajnym. Ot, po prostu przychodzę i pomagam, bo to przecież pani Krysia, Michał, pan Piotr. Umówiliśmy się na oglądanie filmu lub spacer po parku, a to przecież z korzyścią dla nas obojga.

Jako wolontariusz dowiaduję się wielu rzeczy o sobie samym. Kiedy wchodzę w relacje z drugą, często zupełnie obcą osobą, dla której mam coś zrobić, czyli kontakt jest bliski. Mam tę osobę poznać, zobaczyć jej potrzeby i znaleźć zasoby, które pomogą pomóc.

Chęć na bycie wolontariuszem to często impuls. Pójdę, bo inni idą, bo wiem, że tam potrzebują. Czasem też: nauczę się czegoś. Motywacja się zmienia. Społecznik po roku pracy działa nierzadko z zupełnie innych pobudek od tych, które miał na początku.

Kiedy sama zgłosiłam się do pracy, za którą nie otrzymuje się pieniędzy, chciałam po prostu pracować, udzielając wsparcia psychologicznego. Ale też pomagać. Wzbudzało moją radość, kiedy słyszałam, że moje wsparcie jest potrzebne. Toteż kiedy usłyszałam zdziwienie, że jako osoba niewidoma jestem wolontariuszką, sama się zdziwiłam. Nie zastanawiałam się nad moją niepełnosprawnością, kiedy decydowałam się na wolontariat.

Wydawało mi się naturalne, że jeśli coś można zrobić dla innych, to niezależnie od niepełnosprawności, warto to zrobić. Wtedy zdałam sobie sprawę, że może wolontariusz w opinii społecznej to młody silny, sprawny, który wózek przeniesie i ciężką torbę z zakupami na jednym palcu lewej ręki podrzuci, żeby pozostałymi czterema palcami wykonywać inne czynności. A jednak są tacy, którzy przyjmują pomoc ode mnie, to pomoc, na którą czekali, a ja mogę im ją zaoferować. Dziwiło mnie, kiedy ktoś się dziwił, ale pozwalałam się dziwić. Ci zdziwieni też przyjmowali moje wsparcie.

Anna Kowalska

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.