Treść strony
Niewidomy komentator – Tomasz Matczak
Dawno temu w jednym z moich tekstów zastanawiałem się nad zasadnością niektórych działań mających na celu promowanie obecności osób niewidomych w społeczeństwie. Od razu, aby nie było wątpliwości, wyjaśnię, że jestem zdecydowanym zwolennikiem tego typu akcji, ale jednocześnie nie zawsze podobają mi się sposoby czy metody ich przeprowadzania. Czasem, moim zdaniem, autorzy tych kampanii, przedsięwzięć, projektów popadają w przesadę. Walka w ringu niewidomego amatora ze sportowcem, któremu zasłonięto oczy czy mający promować zatrudnianie niewidomych spot reklamowy, w którym pokazuje się niezauważoną przez osobę z białą laską parę uprawiającą w biurze seks, to przykłady takich działań promocyjnych na wyrost. Może i szczytny cel im przyświeca, ale w moim odczuciu użyty do tego przyświecenia reflektor nie ma zbyt ładnej barwy.
Odnoszę wrażenie, że ostatnimi czasy nastała swoista moda na tyflopromocję. Niewidomi świetnie czują się w social mediach, mają swoje kanały na YouTube czy Tik Toku, z powodzeniem podbijają Instagram, a społeczeństwo chętnie konsumuje to wszystko. Dlaczego? Może dlatego, że to wydaje się inne, a inność od wieków fascynuje ludzi.
Czy ta właśnie chęć zaprezentowania inności skłoniła telewizję publiczną do zaproszenia osoby niewidomej, by w parze z zawodowym komentatorem relacjonowała mecze piłkarskie? Może tak, może nie, to nie jest przedmiotem moich przemyśleń. Fakt, że znaleziono całkiem dobrego kandydata, kapitana reprezentacji Polski w blind futbolu, medalistę paraolimpijskiego i wielokrotnego mistrza kraju w pływaniu, a więc nie kogoś anonimowego, kto ze sportem nie ma nic wspólnego, to fakt niepodważalny. Tylko czy każdy czynny sportowiec to dobry materiał na komentatora telewizyjnego? A kiedy jeszcze jest to osoba niewidoma, powyższe pytanie nabiera głębszego sensu.
Gdy przeczytałem w internecie informację, że niewidomy wraz z widzącym skomentują spotkanie Polski z Węgrami, to zacząłem zastanawiać się, co z tego wyjdzie? Mecz to widowisko dynamiczne, pełne zwrotów akcji, nieprzewidywalne, intensywne i wielowymiarowe. Zwykle w parze z zawodowym dziennikarzem wydarzenia sportowe komentują tzw. specjaliści, a więc w przypadku meczu piłki nożnej byli zawodnicy lub trenerzy. Oni bowiem potrafią zwrócić uwagę widza na niuanse niedostępne zwykłemu zjadaczowi chleba, na przykład: ustawienie graczy na boisku, odpowiednie lub niewłaściwe zachowanie napastnika czy obrońcy oraz taką czy inną decyzję sędziego. Komentator zaś ubiera obraz w słowa, dba o to, by relacja nie była jednostajna i nudna, odnosi się do statystyk, a także głosem stopniuje emocje.
Mając powyższe na względzie, zastanawiałem się, gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla niewidomego? Taka osoba nie zwróci przecież uwagi, że skrzydłowy był źle ustawiony, a bramkarz za późno ruszył do piłki, bo to po prostu trzeba widzieć. Postanowiłem zatem przekonać się empirycznie, jak wypadnie ten eksperyment.
Cóż, gdybym miał określić to jednym słowem, to powiedziałbym, że wypadł blado. Kolejny raz okazało się, że można, bo tragedii nie było, ale czy o to chodzi, aby pokazać światu, że się da? No w sumie wiele rzeczy się da. Myślę, że głuchy patrzący na koncertującą orkiestrę symfoniczną też mógłby opisać, co widzi. W końcu wiedziałby, że grają taki, a nie inny utwór, potrafi odróżnić skrzypce od fortepianu, wie, że w kotły wali się nie pięścią, a pałką, więc dałby radę. Ktoś mi zarzuci, że to nieadekwatny przykład, bo mecz komentował czynny sportowiec, a ja tu o jakimś anonimowym niesłyszącym, więc ni w pięć, ni w dziewięć. No tak, ale głuchego też da się nauczyć, co to jest tonacja, opowiedzieć o dźwięku wydawanym przez wiolonczelę, pokazać mu partyturę i wdrożyć w nuty. Wiedza to jednak tylko część, ważna, ale jednak tylko część całego przedsięwzięcia.
Mecz jest widowiskiem, a etymologia tego słowa pochodzi od łacińskiego „video” („widzę”). Rzecz jasna nie tylko warstwa widzialna stanowi o meczu piłkarskim, ale moim zdaniem jest ona najistotniejsza. Słuchając komentarza meczu Polska–Węgry, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że niewidomy sprawozdawca sili się na to, aby jakoś zaakcentować swoją obecność. Nie jego to wina, bo wszak takie zadanie mu przydzielono. Tyle że były momenty, gdy ewidentnie jego wypowiedź rozmijała się z sytuacją na boisku. Czasem wręcz przeszkadzał drugiemu komentującemu, gdyż jego słowa nijak się miały do tego, co aktualnie działo się na murawie. Nie mogło być inaczej, skoro sam nie wiedział, czy akcja rozgrywa się pod naszą bramką, czy może piłka wyszła na aut i jest chwila przestoju w grze? Jego rola ograniczała się do opowiadania o statystykach, a więc o tym, w jakim klubie dany piłkarz występuje na co dzień, gdzie grał wcześniej, ile goli strzelił w reprezentacji lub który to jego występ w koszulce z orzełkiem na piersi. Niestety, zdarzało mu się także wygłaszać sądy, których moim zdaniem wygłaszać nie powinien, bo nie miał dostatecznych danych na ten temat. Tak było, gdy ocenił, że Polacy nie mieli zbyt wielu sytuacji bramkowych w pierwszej połowie meczu. Widzący sprawozdawca skorygował to, mówiąc, że sytuacje były, ale nie udało się ich odpowiednio sfinalizować, czyli strzelić gola.
Czym zatem wykazał się niewidomy komentator? Co było jego wyróżnikiem? Moim zdaniem wyłącznie dysfunkcja wzroku. Telewizja Polska pokazała, że niewidomy może komentować mecz. No, może, oczywiście, że może, bo skomentował i to już drugi raz! Pytanie tylko, czy to dobry pomysł i czy powinien to robić?
Rzecz jasna ocena relacji jest subiektywna. Jednemu podoba się żywiołowy komentarz, inny woli spokojny opis poczynań na murawie, a jeszcze inny jest fanem żartobliwych uwag duetu redaktor Laskowski i trener Podoliński. Ja zaliczam się do tej ostatniej grupy.
Moja ocena tyflokomentarza telewizyjnego nie jest także w żaden sposób uwarunkowana sympatią czy antypatią do niewidomego komentatora. Nie znam go osobiście, ale czytając o jego dokonaniach sportowych, mam wielki szacunek, a ręce same składają się do braw. Tyle że w tym artykule nie o sportowych dokonaniach jest mowa, a o komentowaniu meczu.
Być może tego typu inicjatywy mają pozytywny oddźwięk w społeczeństwie, być może uczulają na naszą obecność, pokazują naszą normalność, uczą, edukują, inspirują, przełamują lody lub obalają stereotypy, ale ja po prostu nie bardzo widzę ich sens, skoro są tak dalekie od ideału. Oczywiście, że podczas meczu Polska–Węgry więcej mówił widzący komentator, ale czy mogło być inaczej? Nie, bo komentarz to słowny opis obrazu, a jak miał sobie z tym fantem poradzić niewidomy? Rzucono go na głęboką wodę, a zważywszy na fakt, że w przeszłości był on znakomitym pływakiem, to utrzymał się na niej i dobrnął do brzegu, nawet bez jakichś kompromitujących wpadek. Jednak pewne błędy były, bo – jak wspomniałem na wstępie – mecz jest widowiskiem nieprzewidywalnym i dynamicznym.
Sądzę, że jeśli Telewizja Polska chce promować osoby niepełnosprawne, uczulać widza na ich obecność, dawać dobry przykład i pokazywać je w pozytywnym świetle, to są w niej zdecydowanie lepsze miejsca niż fotel komentatora sportowego. Rzeczywistość jest taka, a nie inna, więc nie we wszystkie role niewidomy może wcielić się tak świetnie, jak Bogusław Linda w postać Franza Maurera z filmu pt. „Psy”. Bez wzroku da się zrobić bardzo wiele rzeczy. Można przecież na przykład namalować obraz. Farby, pędzel, sztaluga, wszystko w porządku, ale nawet do kubizmu będzie temu dziełu daleko, nie mówiąc już o impresjonizmie! Promować też trzeba z głową. Pytanie, czy niewidomy da radę, jest w tym kontekście niewłaściwe. Lepiej zapytać o to, jaki będzie efekt.
Trochę się dziwię, że TVP Sport zdecydowało się drugi raz na powierzenie komentarza osobie niewidomej, bo po tym, co usłyszałem, na pewno w przyszłości nie skorzystam już z tej opcji. Swoją drogą ciekawe, ile osób włączyło sobie podczas meczu tę ścieżkę komentarza i dlaczego to zrobili?
I rzecz jasna, czy podzielają mój punkt widzenia, czy też mają zupełnie inne odczucia?
Tomasz Matczak
Od redakcji: Czytelników zainteresowanych tym tematem odsyłamy do wywiadu z Marcinem Ryszką, który przeprowadził Radosław Nowicki: https://trakt.org.pl/brak-wzroku-to-nie-koniec-swiata-radoslaw-nowicki-rozmawia-z-marcinem-ryszka/
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 20-11-2021 21:27:33