Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Niebezpieczne związki sztuki i życia czyli „Serce miłości” - Izabela Galicka

W Kinie Muranów obejrzałam film absolutnie niezwykły. Aż nie chce się wierzyć, że to polskie kino i to w wykonaniu pierwszy raz samodzielnie debiutującego reżysera, Łukasza Bondudy.

Mnie osobiście poraża uniwersalizm tego filmu, mógłby on powstać w jakimkolwiek państwie i byłby tak samo transparentny. Tytuł jest zmyłką i sugeruje co najmniej komedię romantyczną. Rzeczywiście, jej elementy w wydaniu noir znajdziemy w filmie, ale dzieło Bondudy to raczej dramat. Jednak te etykietki nie wyczerpują wielopłaszczyznowości filmu – jest to chyba przede wszystkim opowieść o procesie twórczym. O kreacji własnego życia i sztuki, jak również sztuki z własnego życia, co nabiera chwilami akcentów karkołomnych.

Wchodzimy w życie dwojga artystów, młodych, nieco zbuntowanych, ale też zabiegających o sławę i uznanie. Artystów ekshibicjonistycznych i narcystycznych, skoncentrowanych na sobie i na swojej sztuce. On, starszy to Wojciech Bąkowski, uznany muzyk i performer. Ona, poetka i rysowniczka, publikująca swoje prace w Internecie, to Zuzanna Bartoszek. I właściwie do końca nie rozumiemy, jak między nimi mógł się wydarzyć cud pod tytułem miłość. Chyba że na zasadzie tożsamości. Wyglądają oboje jak męska i żeńska kopia tego samego androida, łysi, szczupli, wykreowani według własnego pomysłu. A jednak miłość i czułość aż do granic niemożliwości spływa z ekranu. Ich dom to zaprzeczenie tradycyjnego domowego ogniska w sposób przerysowany do przesady – ogień płonie tu na ekranie komputera, a nie w kominku. Ale artyści są też egocentrykami i indywidualistami, co podkreślają dwa osobne łóżka i dwie przestrzenie służące twórczości. I właśnie twórczość staje się terenem kłótni, sporów i swoistej wojny. Kłótnia, jaką wywołuje Zuzia o ukradziony przez Bąkowskiego jej sen, dla widza może być zabawna, ale dla nich dwojga jest początkiem destrukcji. Niestety, pragnienie uwielbienia i dominacji jest również w obydwojgu. Ale nie to ostatecznie przyczynia się do klęski ich relacji. Jest to sprawa o wiele bardziej złożona – oboje tworzą swoją sztukę z własnego życia i emocji i wkraczają tu na pole nader niebezpieczne. Gdy wszystko, każdy gest, każde wydarzenie, każdy skrawek prywatności staje się sztuką, nie wiadomo już, czym są prawdziwe uczucia.

Symbolicznego niemal aktu destrukcji dokonuje Bąkowski w ostatniej scenie filmu, która jest po prostu porażająca. Performance „Odkochiwanie” wywołuje jedną, jedyną łzę na twarzy Zuzi, ala ta łza jest jak kamień, o który rozbili się obydwoje. Przekroczyli bowiem cienką, czerwoną linię – sztuka stała się ważniejsza od życia. Przynajmniej ja tak odebrałam tę scenę, celowo nie piszę nic więcej, każdy widz odbierze to według własnej wrażliwości.

Jeszcze jedna rzecz wydaje mi się w tym filmie ciekawa. To zmagania Zuzi z trzema poważnymi chorobami. Wbrew nim dziewczyna jest artystką i tworzy. Potrafi też przekuć w swój atut i uczynić z tego znak firmowy łysienie uogólnione, które pozornie dewaluuje wartość kobiety. I to jest zupełnie niesamowite, że osoba chora, oszpecona nie przejmuje się tym zupełnie, co więcej, czyni z tego swój sztandar. Nie namawiam niepełnosprawnych artystów, których jest wśród nas przecież wielu do aż tak ekstremalnych eksperymentów, ale film ten może być odczytany także jako głos w dyskusji o sztuce – tworzonej przez pełno- i niepełnosprawnych artystów – po prostu Sztuce przez wielkie „S”.

Izabela Galicka, filolog polski, kulturoznawca

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.