Treść strony
Motor do działania – Beata Dązbłaż
Spłaca kredyt hipoteczny, marzy o miłości, pracuje – jest zwykłą trzydziestolatką, która kocha góry i rower. W czasie studiów przeprowadziła się z małego miasteczka pod Wałbrzychem do oddalonego o 160 kilometrów Opola i już tu została. Zatem co jest niezwykłego w życiu Alicji Stelmaszczyk?
Może to, że chce jej się chcieć, że lubi wspierać innych, że widzi nie tylko siebie? Choć nie ukrywa, że pomaganie innym pomaga też jej samej.
– Dzięki temu z jednej strony łatwiej wtedy nie myśleć o swojej niepełnosprawności, z którą przecież nie żyje się kolorowo. Wypełniony dzień pozwala mi nie wpadać w dołki i to jest chyba mój sposób na radzenie sobie. Z drugiej strony: dlaczego nie pomóc komuś? Daje mi to ogromną satysfakcję, kiedy mogę coś dać, a nie tylko brać. Czuję się wtedy pełnoprawnym członkiem społeczeństwa, na równi z każdym innym człowiekiem – mówi Alicja Stelmaszczyk.
To jej jedyna niesportowa pasja. – Praca z ludźmi i pomaganie im, czy to w uzupełnieniu dokumentów, czy w obsłudze sprzętu, czy wspólne zakupy z przyjaciółką, która jest na wózku – to mnie ogromnie cieszy.
Już od dziecka angażowała się w wolontariat, najpierw dla zwierząt. Na studiach przyszły poważniejsze wyzwania. Po przeprowadzce do Opola szukała organizacji, która prowadzi zajęcia z orientacji przestrzennej, chciała, by ją wsparła w poznaniu nowego miasta, w poruszaniu się z białą laską. Tak trafiła do Fundacji Szansa dla Niewidomych. Najpierw pomogli jej, potem ona pomogła im.
– Zostałam wolontariuszką, udzielałam wsparcia osobom tracącym wzrok i ich rodzinom poprzez rozmowy i doradzanie, gdzie i jak można szukać pomocy. Potem zgodnie ze swoim kierunkiem studiów – oligofrenopedagogiką – pracowałam z osobami z zaburzeniami psychicznymi w środowiskowym domu samopomocy – mówi Alicja Stelmaszczyk.
To dało jej zresztą pracę w zawodzie terapeutki, ale nie tylko dlatego uważa, że warto angażować się w wolontariat. – To daje bardzo dużo satysfakcji, nawet mimo trudności czy kryzysów, które też przychodzą – zauważa.
Dojrzewanie do zrozumienia
Chorobę Stargardta zdiagnozowano u niej w wieku 7 lat. – Oczywiście, że się buntowałam. Fizycznie z dnia na dzień nic się nie zmieniło, ale dużo zmieniło się w mentalności rodziny. Zaczęto bardziej uważać, gdy się przewrócę, coraz bardziej ograniczać takie sprzęty jak rower, rolki, hulajnoga. Rodzice mocniej mnie pilnowali – stwierdza. Zmieniło to też zwykłą codzienność, bo były niekończące się wyjazdy do szpitali, do uzdrowisk, jakieś diety – rodzice szukali rozwiązań.
– Gdy później zaczęłam więcej rozumieć, najgorsza była świadomość, że wiadomo było, że utracę wzrok, ale nikt nie był w stanie mi powiedzieć, kiedy i jak to się stanie. Codzienne chodzenie spać ze świadomością, że rano obudzę się i nie wiadomo, czy będę jeszcze widzieć i ile, nie było proste. Wzrok zaczął mi się szybko psuć w okresie nastoletnim, w gimnazjum, kiedy większość rówieśników zabiegała o to, by jak najmniej czasu spędzać z rodzicami, a mnie na przykład przyprowadzał tata. Było trudno. Długo udawałam, że widzę, wpadałam na kwietniki, uderzałam w słupy itp. Dopiero kiedy wyjechałam na studia i zaczęłam poruszać się z białą laską, zrozumiałam, że to mi daje niezależność, a nie stygmatyzację, osłabła obawa, że nikt nie będzie chciał ze mną przez to rozmawiać, bo jestem inna.
Ku niezależności
Alicja chciała rozpocząć studia w Opolu, również dlatego, żeby zdjąć klosz rodzicielskiej ochrony nad nią i opieki, żeby się usamodzielnić. – Byłam bardzo zmotywowana do tego. Mocno kierowało mną parcie na dorosłość i bycie samodzielną. Miałam w domu dwa zderzające się światy – z jednej strony postawę opiekuńczą, wyręczającą, a z drugiej: „musisz się nauczyć, bo my cię nie przeżyjemy”. To się ze sobą mocno kłóciło i było też dla mnie mobilizacją. A studia to bezpieczny czas na takie zmiany, poniekąd przejściowy, dobry na takie kroki. Wyjechałam zresztą wtedy z mojego miasta z moim ówczesnym chłopakiem, co też było pomocne, dzięki temu też łatwiej było rodzicom zaakceptować, że wybywam. Na pewno to przeżywali, ale mnie nie hamowali – podkreśla.
Opole przyjęło Alicję przyjaźnie. Wolontariat, studia, pierwsza praca, kontakty z ludźmi zaowocowały konkretami, w których mogły spotkać się jej pasje – sportowe i potrzeba pomagania.
– Motor – to moje pierwsze skojarzenie z Alą. Jest motorem do działania, ma wiele pomysłów i zna ludzi, którzy jej pomagają je realizować – mówi Karolina Włodarska, prezes Fundacji naKole, którą założyły z Alicją w 2018 roku.
Poznały się, gdy Karolina chciała zrobić z Alicją wywiad. – Jak już porozmawiałyśmy, zaczęłyśmy mówić o pasjach. Ala powiedziała, że lubi jeździć na rowerze i spytała, czy pojechałabym z nią jako pilot. Wtedy nie czułam się na siłach, ale mój partner Łukasz powiedział, że pojedzie – wspomina Karolina.
– Do Opola przeprowadziłam się oczywiście z tandemem, który dostałam od rodziców na osiemnaste urodziny. Trochę jeździłam po parkach, ścieżkach, ale tak bardziej rekreacyjnie, potem na kilka miesięcy rower poszedł w odstawkę, bo nie miałam z kim jeździć. Nasza pierwsza wycieczka z Łukaszem, który jest zapalonym rowerzystą, miała być około dwudziestokilometrowa, a wyszło 120 kilometrów – wspomina Alicja. – I tak machina ruszyła. Moje zaangażowanie w jazdę rowerem stało się jeszcze większe, do tego stopnia, że na nadgarstku mam teraz tatuaż rowerowy – śmieje się.
Życie na kole
Stąd był już tylko krok do powstania Fundacji naKole, którą tworzą Karolina, Alicja i Łukasz. Ich głównym celem jest aktywizacja m.in. osób z niepełnosprawnościami, szczególnie wzroku. Wcześniej jednak Karolina i Łukasz zorganizowali akcję „Tandem pod choinkę”, w ramach której uzbierano środki na nowy tandem dla Alicji.
– Teraz już nawet sami składamy tandemy. Pozyskujemy środki na organizację wypraw tandemowych, ale nie tylko, bo są i konie, i kajaki. Zazwyczaj jedzie z nami auto techniczne z bagażami, z którego można też skorzystać w razie utraty siły.
Na wyprawach są wspólne tandemowe rozmowy, poznawanie lokalnej kuchni, zwiedzanie, ogniska i gitara. Ostatnio w Górach Opawskich był nawet warsztat edukacyjno-dostępnościowy.
– Przed nami nowe przedsięwzięcie w czerwcu tego roku „Opolska pętelka” – mówi Alicja. To pierwszy rowerowy ultramaraton w województwie opolskim. W sześćdziesiąt godzin do przejechania będzie około 430 kilometrów po lasach, polnych i szutrowych drogach. Już można się zapisywać http://fundacjanakole.org/opolska-petelka/
– Na razie ze względu na liczbę trakerów, czyli urządzeń śledzących, czy ktoś jedzie faktycznie po trasie ultramaratonu, mamy około 120 miejsc startowych. Jednak wciąż pozyskujemy środki i sponsorów i ta liczba może być większa. Każdy amator jeżdżący na rowerze może wziąć udział w naszym ultramaratonie. Trasy są sprawdzone dla tandemów, więc nie ma się czego obawiać – zachęca Alicja Stelmaszczyk.
Sama ma za sobą udział w ultramaratonie Wisła 1200 w zeszłym roku. To była inspiracja do organizacji „Opolskiej pętelki”, ale nie bez znaczenia był też zapał nieugiętego rowerzysty Łukasza z Fundacji naKole.
„Ojej, jak pani daje radę po tych kamieniach…”
Rower to nie jedyny sport, który skradł serce Alicji. Kocha też góry, regularnie pływa na basenie, a od niedawna wspina się na ściance – na razie, bo liczy na to, że przed nią prawdziwe skalne wspinaczki. – Dość mnie to wciągnęło, dlatego też m.in. że bycie na ściance sprawia, że czuję się na równi z innymi – mówi Alicja.
Uwielbia też góry. W rok obeszła Koronę Gór Polski, zdobywając dwadzieścia osiem szczytów górskich. – Razem weszłyśmy na Biskupią Kopę, Ala mnie tam wciągnęła. Mamy tyle zabawnych przygód razem, że wow… – śmieje się Marysia Jabcoń, która porusza się na wózku, przyjaciółka Ali. – Dzięki Ali jestem w tym miejscu, w którym jestem, wyprowadziłam się z domu, mieszkam sama, jestem samodzielna w takim stopniu, w jakim to tylko możliwe, pracuję – mówi.
O Alicji mówi, że nie zna granic. – Spełnia marzenia swoje, ale i innych, jest motywatorem, pcha ludzi do przodu i zachęca do pokonywania słabości – dodaje.
Karolina Włodarska dodaje, że Alicja mierzy wszystkich swoją miarą. – Często jest bardzo wymagająca wobec innych osób z niepełnosprawnością wzroku. Dzięki temu motywuje ich, ale też nie wszyscy zawsze mogą temu podołać – zauważa.
Alicja przyznaje, że zależy jej na wyciąganiu z domów ludzi z niepełnosprawnością wzroku, „siedzących na kanapie”. – Czasami jest to bardzo trudne wobec postawy tych osób, że „jestem niepełnosprawny, co ja mogę zrobić” – mówi.
Marysia Jabcoń śmieje się, że Alicja ma za dobrą pamięć. – Czasami chciałoby się zapomnieć, że coś się powiedziało, ale Ala zawsze pamięta, że „ty wtedy powiedziałaś to i to, miałaś zrobić to i to” – pamięta wszystko, jest naszą encyklopedią i notatnikiem zarazem. Przyznaję, że to bardzo wygodne, jak czegoś nie pamiętam, zawsze mogę zadzwonić i zapytać.
Alicja nie ukrywa, że denerwują i smucą ją zarazem reakcje niektórych ludzi, gdy chodzi po górach. – Jeśli idziemy z kimś ze znajomych i ktoś reaguje w ten sposób, że „ojej, jak pani to robi, po tych kamieniach, na pewno daje pani radę? Jestem w szoku”, to jeszcze, jeszcze. Ale jak już ktoś wprost mówi do osób, które ze mną idą, że się tak poświęcają, i im się za to płaci, to już gorzej. Kiedyś mój kolega zdenerwował się i za którymś razem powiedział, że nie jest wolontariuszem ani asystentem, jest tu dla przyjemności, bo chce, nikt mu za to nie płaci – opowiada. – To smutne, tak jakbyśmy naprawdę nie mieli prawa do normalnego życia i zwyczajnego wyjazdu w góry ze znajomymi. Ludziom wydaje się, że zawsze ktoś musi się dla nas poświęcać – dodaje.
Ale stara się nie myśleć o tych uprzedzeniach i snuje plany na kolejne górskie wyprawy. – Jak się uda, to we wrześniu wracam w Bieszczady – zapewnia.
Niewidzialna przestrzeń
Alicja uprawiała też przez trzy lata strzelectwo sportowe, będąc zawodniczką Opolskiego Klubu Sportowo-Turystycznego Niewidomych i Słabowidzących Cross Opole – z sukcesami. Ma na swoim koncie dwukrotne mistrzostwo Polski w różnych kategoriach oraz srebrne i brązowe medale.
– To bardzo ciekawa dyscyplina i mam nadzieję, że wrócę do jej uprawiania. Czekam, aż pojawi się na paraolimpiadzie – zapewnia.
Na razie, w czerwcu 2021 roku, została wybrana na wiceprezes Cross Opole na następną kadencję, więc nadmiar obowiązków odciągnął ją od czynnego uprawiania strzelectwa. Nadmiar, bo to nie wszystko, jeśli chodzi o zawodowe zaangażowanie Alicji.
W czerwcu 2021 roku założyła spółkę z o.o. non-profit „Niewidzialna przestrzeń” w Opolu, której jest prezesem. To miejsce, gdzie można doświadczyć, jak żyje się osobom, które nie widzą.
– Zainspirowały mnie reakcje moich znajomych, którzy byli na Niewidzialnej Wystawie w Warszawie – mówi Alicja. – Powstaliśmy w pandemii, trochę przeszkadza to w organizowaniu szkolnych wycieczek do nas. Udało nam się zostać partnerem społecznym Wyższej Szkoły Bankowej w Opolu i zainteresować naszymi działaniami studentów.
– Podobno pierwsze dwa lata są najtrudniejsze, jeśli chodzi o przetrwanie, tak więc próbujemy – dodaje.
Jako podmiot ekonomii społecznej spółka zatrudnia trzy osoby z niepełnosprawnościami – Alicja jest przewodnikiem wraz z drugą słabowidzącą koleżanką, a marketingiem, mediami społecznościowymi czy sprzedażą biletów zajmuje się Marysia Jabcoń.
Byle iść…
Alicja Stelmaszczyk podkreśla, że trzeba w życiu dążyć do spełniania marzeń. – Ważne jest samo pokonywanie drogi do realizacji marzeń czy celów sportowych. Nie jest istotne, jak się dzieje po tej drodze, czy dobrze, czy są trudności, wszystkie doświadczenia wiele nas uczą i dużo dają na przyszłość.
Alicja otrzymała już kilka wyróżnień za swoją społeczną działalność. Dwukrotnie był to tytuł „Idol Środowiska Województwa Opolskiego”. W 2019 roku otrzymała główną nagrodę im. Jana Całki w kategorii „Lider Społeczny Roku”. W 2021 roku została „Społecznikiem Roku Województwa Opolskiego” oraz otrzymała wyróżnienie w konkursie Człowiek bez barier Stowarzyszenia Przyjaciół Integracji (https://www.youtube.com/watch?v=VlZlFI-SPjI).
– Do konkursów zgłaszają mnie koleżanki, które się skrzykują, a potem stawiają mnie przed faktem dokonanym i mówią: „Musisz się zgodzić”. Mam mieszane uczucia, ponieważ moje działania wynikają z tego, że po prostu chcę się tym zajmować. Gdybym nie chciała, nie robiłabym tego, nie uważam, że to trzeba nagradzać. Przekonuje mnie jednak zawsze ten argument koleżanek: „ale więcej osób usłyszy o naszych działaniach”. Z drugiej strony może rzeczywiście warto o tym mówić, bo kogoś to zainspiruje, zachęci do działania – mówi Alicja.
Przyznaje, że mocno przeżyła wyróżnienie w konkursie Człowiek bez barier. – Odebrałam to szczególnie osobiście, za to, że przełamuję swoje bariery. Pozostałe wyróżnienia traktuję zespołowo, dla wszystkich osób, z którymi pracuję, którzy pomagają mi pomagać i chce im się to robić.
Beata Dązbłaż
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 24-01-2022 16:15:58