Treść strony
Jak żyć? – Radosław Nowicki
Z jednej strony drastyczna podwyżka stóp procentowych, szalejąca inflacja, podwyżki cen gazu oraz energii elektrycznej, a z drugiej zamieszanie z Polskim Ładem, zmiany w świadczeniach dla niepełnosprawnych i tarcze antyinflacyjne – jak w tym wszystkim odnajdują się osoby niewidome? Jaki jest ich bilans zysków i strat? Czy w nowy rok weszły z dodatkowym groszem, czy może z poczuciem pustki w portfelu?
Grosz do grosza i będzie kokosza
Miniony rok naznaczony był walką z pandemią koronawirusa oraz kryzysem uchodźczym na polsko-białoruskiej granicy. Mimo że ani jeden, ani drugi problem nie zniknął, to w polskich domach coraz częściej głównym tematem jest gospodarka, a ściślej rzecz biorąc kwota, jaką dane gospodarstwo domowe dysponuje od pierwszego do pierwszego. Obawy mogą mieć szczególnie osoby niewidome, które raczej do krezusów nie należą. Często każdą złotówkę oglądają kilka razy przed przeznaczeniem jej na konkretny cel. Wraz z nowym rokiem wzrosły im świadczenia, ale nie oznacza to, że mają więcej pieniędzy w portfelu, bo przejadane są one przez wysoką inflację oraz wzrost stawek za gaz i prąd i artykuły podstawowej potrzeby.
Życie w Polsce jest coraz droższe, a skąd na nie brać pieniądze? Mało kto może liczyć na wsparcie bogatego wujka z Ameryki, nie każdy też ma szczęście w grach losowych. Mnie rodzice zawsze powtarzali – umiesz liczyć, licz na siebie. Stąd też samodzielnie staram się zapewnić sobie pieniądze, które zagwarantują mi godziwe funkcjonowanie. Nie należę do tych ludzi, którzy zadowolą się rentą i dodatkiem lub zasiłkiem pielęgnacyjnym. Wychodzę z założenia, że najlepiej smakuje ta kasa, którą zdobyło się własnym sumptem.
W Polsce takie mniemanie nie jest zbyt powszechne. O ile w Unii Europejskiej aktywnych zawodowo jest średnio około 50 procent osób z niepełnosprawnościami, o tyle w naszym kraju ten wskaźnik wynosi zaledwie 28,3 procent. Jeszcze gorzej jest wśród osób niewidomych, bowiem z danych ministerialnych wynika, że aktywnych na rynku pracy jest ich tylko 17 procent. Strategia na rzecz niepełnosprawnych na lata 2021–2030 zakłada, że do 2030 roku ich liczba ma wzrosnąć do 40 procent. Na razie wciąż jest zbyt mało pracujących, niestety też większość z nich może liczyć na najniższe wynagrodzenia. Od początku roku kwota najniższej wypłaty wynosi 3010 złotych brutto. Jest więc większa względem minionego roku o 210 złotych, co stanowi wzrost o 7,5 procent. To pierwszy przypadek od wielu lat, kiedy podwyżka minimalnego wynagrodzenia jest mniejsza niż inflacja. Oznacza to, że nie zrekompensuje ona wzrostu cen towarów i usług.
Szklanka do połowy pusta, a do połowy pełna
Z nowym rokiem wszedł w życie tak zwany Polski Ład, który wywołał wiele zamieszania. Niestety, konsekwencje pośpiesznie przeprowadzonej reformy nie zostały do końca poprawnie zdiagnozowane, a dziury w niej łatane były rozporządzeniami już po jej wprowadzeniu, co według niektórych konstytucjonalistów sprzeczne jest z konstytucją. Za licznymi zmianami nie poszła ogólnopolska kampania informacyjna, co potęgowało chaos. Niewidomi na własną rękę szukali porad w internecie – na listach dyskusyjnych i w portalach społecznościowych. Dotyczyły one głównie nowych ulg oraz tak zwanego PIT-2. W najbliższym czasie mają pojawić się kolejne ustawy korygujące Polski Ład, więc nie wiadomo, co z niego ostatecznie zostanie. W pierwotnej wersji wprowadził on między innymi szereg zmian w systemie podatkowym. Przede wszystkim powiększył próg podatkowy z 85 do 120 tysięcy złotych oraz zwiększył kwotę wolną od podatku do 30 tysięcy złotych. Oznacza to, że emerytury do kwoty 2500 złotych zostały zwolnione z podatku. Odbiło się to na osobach, które jednocześnie pobierają rentę (na przykład socjalną) i są zatrudnione na umowie o pracę. Ich świadczenie wzrosło o około 70 złotych, ale najniższa pensja na skutek zmian podatkowych mogła zmaleć nawet o 300 złotych. Jednak istnieje też rozwiązanie, aby pracodawca wyliczył pensję po staremu, a taki wariant może być korzystniejszy dla pracownika. Taką możliwość dało już wspomniane powyżej rozporządzenie, które z czasem ma stać się częścią nowej ustawy. Zamieszanie z wysokością wynagrodzeń związane było głównie z majstrowaniem przy składce zdrowotnej, która ma wynosić 9 procent oraz odnosiło się do zmian związanych z kwotą wolną, która jeszcze w poprzednim roku wynosiła miesięcznie 43,45 złotych, a od stycznia wzrosła aż do 425 złotych. Tak naprawdę efekty zmian zobaczymy dopiero w rozliczeniu rocznym za 2022 rok. Wówczas okaże się, czy osoby z niepełnosprawnością stracą, zyskają na Polskim Ładzie czy będzie on dla nich obojętny. W marcu czeka nas jeszcze rewaloryzacja rent i emerytur. Na razie jej wskaźnik nie jest jeszcze znany, zależny będzie bowiem od danych opublikowanych przez Główny Urząd Statystyczny w lutym, ale już teraz szacuje się, że będzie ona rekordowa. Ze względu na wysoką inflację rewaloryzacja może wynieść nawet około 7 procent.
To nie koniec zmian. Od stycznia świadczenie pielęgnacyjne dla rodziców lub opiekunów zajmujących się dzieckiem z niepełnosprawnością zostało podniesione z 1971 do 2019 złotych netto. Z kolei rodzice, którzy w latach dziewięćdziesiątych przeszli na tak zwane emerytury EWK ze względu na opiekę nad niepełnosprawnym dzieckiem, a później nie mogli skorzystać ze świadczeń pielęgnacyjnych (bowiem nie przysługuje ono tym, którzy mają ustalone prawo do emerytury, renty, zasiłku stałego, nauczycielskiego świadczenia kompensacyjnego lub zasiłku lub świadczenia przedemerytalnego), od stycznia mogą składać wnioski o dodatkowe świadczenie wyrównawcze. Ma ono zniwelować różnicę pomiędzy świadczeniami pielęgnacyjnymi, a emeryturami EWK, z których najniższe wynoszą 1250,88 złotych brutto. Wniosek złożony do ZUS do 28 lutego będzie podlegał rozpatrzeniu do 31 marca. W razie złożenia wniosku w tym okresie świadczenie będzie przysługiwało od stycznia, a jego wypłata nastąpi po dokonaniu rocznej rewaloryzacji wraz ze świadczeniem emerytalnym. Jego wysokość będzie stanowiła różnicę pomiędzy świadczeniem pielęgnacyjnym (2019 złotych netto) a kwotą pobieranego świadczenia emerytalnego.
Doszło także do korzystnych zmian prawnych w rentach socjalnych. Od nowego roku podlegają one takim samym regułom zawieszania lub zmniejszania jak emerytura oraz renty z tytułu niezdolności do pracy. W przypadku osiągania dochodów podlegających obowiązkowi ubezpieczeń społecznych rencista może osiągnąć przychód wynoszący 70 procent przeciętnego wynagrodzenia. Renta zostanie zawieszona w przypadku osiągnięcia przychodu przekraczającego 130 procent przeciętnego wynagrodzenia. Z kolei przychody w wysokości 70–130 procent przeciętnego wynagrodzenia będą skutkowały jej zmniejszeniem, ale nie więcej niż o określoną kwotę.
Na inflacyjnej fali
Do końca nie ma się jednak z czego cieszyć, bowiem hasłem ostatnich tygodni stało się słowo „drożyzna”. Główny Urząd Statystyczny podał, że w grudniu inflacja wyniosła 8,6 procent, co stanowi najwyższy jej poziom od 21 lat. Zanosi się, że w najbliższych miesiącach może być on jeszcze większy. Niektórzy ekonomiści szacują, że może nawet przebić granicę 10 procent. Za to rząd w budżecie na 2022 rok przewidział inflację zaledwie na poziomie 3,3 procent. Wydaje się, że jest to przemyślana strategia, bowiem przy wyższej inflacji będzie mógł on chwalić się wyższymi dochodami z VAT, a poza tym gdyby zapisał inflację na poziomie wyższym niż 5 procent, to byłby zobligowany do dwukrotnego podniesienia najniższej pensji krajowej w ciągu roku. A z czego bierze się w Polsce tak wysoki wskaźnik inflacji? Czynników składowych jest przynajmniej kilka. Jedne z nich są niezależne od Polski, ale inne można było przewidzieć. Zagraniczne wynikają między innymi z przerwania łańcuchów dostaw i szalejących cen gazu, co wynika z uzależnienia się Europy od rosyjskiego surowca. Z kolei polskie związane są z niewłaściwą rządową strategią radzenia sobie z kryzysem i chaosem komunikacyjnym ze strony Narodowego Banku Polskiego.
Można było przewidzieć, że ożywienie gospodarcze po lockdownie sprawi, że nasili się popyt na ropę naftową, gaz oraz węgiel. Do tego doszedł wzrost uprawnień do emisji CO2. W związku z tym, że w dużej mierze prąd w Polsce produkowany jest z węgla, to około 60 procent ceny energii elektrycznej wynika ze wzrostu uprawnień do emisji CO2. Polska miała pieniądze, ale nie zainwestowała ich w zielone inwestycje. Nie wykonała kroku, dzięki któremu można by zrównoważyć przynajmniej część podwyżek, a są one drakońskie. Wystarczy wspomnieć, że prąd podrożał średnio o 24 procent, a gaz o 54 procent, natomiast ci, którzy nie są chronieni państwowymi taryfami, płacą nawet kilkaset procent więcej. Niewiele pomoże tarcza antyinflacyjna, o której wspomnę jeszcze później, bowiem przeciętne gospodarstwo domowe zyska na niej co najwyżej kilkaset złotych. Sporo emocji wiązało się także z wysokimi cenami benzyny, które w czwartym kwartale minionego roku przekroczyły 6 złotych. Obecnie nie są już tak wysokie. Częściowo zadziałała obniżka podatku VAT z 23 na 8 procent, ale nie jest przesądzone, że w 2022 roku cena paliwa znowu nie podskoczy, zwłaszcza kiedy za baryłkę ropy trzeba będzie zapłacić około 100 dolarów.
Na wysoką inflację ma wpływ także pandemia. W jej trakcie rząd dosypał pieniędzy, przeznaczając je na różne tarcze antykryzysowe. Jednak nie wpłynęły one na innowacyjność polskiej gospodarki oraz na zwiększenie jej konkurencyjności. Zostały w dużej mierze przeznaczone na utrzymanie miejsc pracy. Ponadto rząd promował konsumpcję – transferował pieniądze do obywateli i zachęcał ich, aby wydawali je w sklepach, a to nakręcało inflację. Na nią rząd początkowo nie reagował, bo przekładała się ona na wyższe wpływy do budżetu państwa.
Kasa, misiu, kasa
W końcu jednak musiał zacząć działać, bowiem inflacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Najpopularniejszym i najskuteczniejszym, chociaż bardzo bolesnym sposobem na jej wyhamowanie jest podwyżka stóp procentowych. Wpływa ona na droższe pożyczki oraz zwiększenie opłacalności oszczędzania. W ostatnich miesiącach w Polsce już czterokrotnie podnoszono stopy procentowe, a zanosi się, że to jeszcze nie koniec podwyżek. Obecnie stopa referencyjna w Polsce wynosi 2,25 procent, co drastycznie zwiększyło raty kredytów hipotecznych. Niektórzy płacą nawet o kilkaset złotych więcej odsetek niż miało to miejsce przed listopadem 2021 roku, kiedy to Rada Polityki Pieniężnej po raz pierwszy od dłuższego czasu zdecydowała się podnieść stopy procentowe. Jej ruch odczułem na własnej skórze, bo w moim przypadku rata kredytu już wzrosła o ponad 200 złotych. Za to banki nie aż tak ochoczo garną się do podnoszenia oprocentowania lokat i kont oszczędnościowych. Tylko w nielicznych można ulokować środki na 2 procent, co przy tak wysokiej inflacji powoduje, że i tak znacząco tracą one na wartości.
Ruchy pozorowane
Pojawiły się już dwie tarcze antyinflacyjne (przez niektórych zwane proinflacyjnymi), przy pomocy których rząd stara się przeciwdziałać skutkom inflacyjnym oraz podwyżkom gazu i energii elektrycznej. Przy wzrostach cen na stacjach paliw zdecydował się na obniżenie akcyzy na paliwo oraz obniżkę jego VAT do 8 procent. W efekcie jego cena ma spaść o około 70 groszy i oscylować wokół kwoty 5 złotych za litr. Tarcza ma zapewnić także zmniejszenie kosztów energii elektrycznej do końca lipca. Wprowadzono bowiem obniżkę akcyzy do zera, podatku VAT z 23 do 5 procent oraz obniżkę VAT na ciepło do 5 procent, co tyczy się spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych pobierających ciepło z sieci ciepłowniczych. Zdecydowano się także na obniżkę podatku VAT na gaz w sezonie grzewczym oraz urzędowo zamrożono ceny gazu do końca 2022 roku dla szpitali, szkół, przedszkoli, innych placówek użyteczności publicznej, a także dla mieszkańców budynków, spółdzielni i wspólnot mieszkaniowych. Niektórzy mogą również liczyć na dodatek inflacyjny, który będzie wypłacany w dwóch transzach w 2022 roku. Załapią się na niego osoby o najniższych dochodach, a według rządowych wyliczeń skorzysta z niego około 6 milionów gospodarstw domowych, ale zaproponowane progi kwotowe sprawiają, że w istocie z tego rozwiązania będzie mogło skorzystać znacznie mniej osób, niż planuje rząd.
Dodatkowo zdecydowano się na zniesienie VAT do zera na produkty spożywcze do tej pory objęte stawką 5 procent. Z rządowych wyliczeń wynika, że dzięki temu miesięcznie w kieszeni przeciętnej polskiej rodziny zostanie około 45 złotych więcej. Eksperci nie są już jednak takimi optymistami. Ich zdaniem ceny produktów takich jak chleb, nabiał czy mięso wcale nie muszą spaść, a co najwyżej może zostać spowolnione tempo ich dalszego wzrostu. Już teraz ceny niektórych z nich mocno poszybowały w górę. Wystarczy wspomnieć, że kostka masła bez promocji kosztuje już 7 złotych, butelka oleju do smażenia – 10 złotych, a kilogram cukru – 3,5 złotego.
Cisza przed burzą
Zanosi się na to, że kolejne miesiące wcale nie będą spokojniejsze. Na razie bowiem nie ma sygnałów, aby inflacja miała spadać, co przełoży się na dalszą podwyżkę dóbr i usług. Swoje zrobią na pewno także rosnące ceny surowców oraz koszty produkcji. Ekonomiści szacują, że stopy procentowe mogą wzrosnąć jeszcze nawet o ponad 1,5 procent, a tarcze antyinflacyjne prędzej czy później przestaną być stosowane, co przełoży się na sporo wyższe rachunki za gaz i prąd. W efekcie wszelkie zmiany związane ze wzrostem najniższej pensji, zmianami podatkowymi czy rewaloryzacją mogą nie być w ogóle odczuwalne. Sytuacja każdego z nas jest inna. Mamy inne dochody i wydatki. Jednak ja już teraz widzę, że będę musiał bardziej zaciskać pasa, bo wyższe rachunki, większa rata kredytu oraz droższa żywność negatywnie odbiły się na moim budżecie domowym. Należy jedynie mieć nadzieję, że w kolejnych miesiącach inflacyjna spirala zacznie wyhamowywać, a my będziemy mogli złapać finansowy oddech, czego sobie i wszystkim czytelnikom życzę.
Radosław Nowicki
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2021–2024 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 04-02-2022 20:58:45