Program nauczania, lekcje, hałas na przerwach, rady pedagogiczne, nauczyciele, uczniowie, rodzice, czyli szkoła. Trafiłam do gimnazjum i kilku szkół podstawowych jako psycholog. Psycholog obwoźny, bo dziś tu, jutro tam. W tej szkole – zajęcia grupowe, w kolejnej – rozmowy indywidualne, w poniedziałek – młodzież gimnazjalna, we wtorek – maluchy z zerówki. Ciągłe zmiany nie pozwalały się nudzić. Podjęłam obowiązki, które okazały się liczne i nieprzewidywalne. Prowadziłam lekcje, rozmawiałam z rodzicami, nauczycielami, uczniami. Przygotowywałam szkoleniowe rady pedagogiczne, materiały dla dorosłych i młodzieży. Była komunikacja interpersonalna i asertywność, i rozwiązywanie konfliktów. Podczas lekcji towarzyszyli mi nauczyciele. Jedni po prostu byli i nie włączali się do zajęć, inni współprowadzili je wraz ze mną.
Pytanie o to, czy mogę wykonywać wybrany przeze mnie zawód psychologa, zadawałam nie tylko sobie. Trochę się dziwiłam, a nawet zżymałam na tych, którzy mówili, że kontakt wzrokowy, co prawda ważny, ale jego brak nie wyklucza z zawodu.
Modna i potrzebna idea wolontariatu rozprzestrzeniła się po świecie. Czy to źle, że modna? Powinna być tylko potrzebna? Młodzi i starsi zobaczyli, że pomaganie to ciekawe działanie. Daje satysfakcję działającym. Satysfakcję tym większą, że aktywność jest wspólna i wspólnotę tworzy. Wielokrotnie w wypowiedziach wolontariuszy (w różnym wieku) słyszałam, że ogromnie przyjemne jest to, że robią coś razem: od lepienia pierogów przez pokonywanie górskich szlaków.
„Dziękuję Ci za tyle bólu, żeby sprawdzić siebie…
Za pytania tak wielkie, że aż nieuchronne”
ks. Jan Twardowski
Letnim popołudniem wybieram się do laskowskiego szpitalika (tak się utarło nazywać obiekt na terenie ośrodka dla niewidomych, powstały w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku). W szpitaliku, obok uczniów, którym zdarzyło się zachorować na grypę czy anginę, okresowo przebywają także osoby dorosłe potrzebujące pomocy medycznej i opieki: absolwenci i wychowawcy laskowskich szkół, siostry zakonne. Znam to miejsce dość dobrze. Jako uczennica liceum, a przez krótki czas – nauczycielka szkoły w Laskach, kilkakrotnie byłam pacjentką szpitalika. Pozostały mi dobre wspomnienia związane z tymi pobytami: podmiotowe traktowanie przez świecki i zakonny personel oraz klimat pełen życzliwości i empatii, nieporównywalny z tym, jakiego doświadczamy w dużych szpitalach.