Treść strony
Bom dia Portugalio! - Renata Nowacka-Pyrlik
Często słyszany w Portugalii zwrot – „Bom dia” (wymawia się: „bą dija”), w tłumaczeniu na język polski znaczy „dzień dobry”. Warto jednak zapamiętać, aby używać go tylko w porze przedpołudniowej (po południu mówi się „boa tarde”).
Na wycieczkę do Portugalii jechałam bez większego przekonania, że warto. Niewiele wiedziałam o tym kraju (kojarzył mi się głównie z odkrywcami – Vasco da Gama i Ferdynandem Magellanem, zamorskimi koloniami – w przeszłości, oraz dużymi problemami gospodarczymi i protestami mieszkańców przeciwko dyscyplinującym decyzjom Unii Europejskiej – obecnie). Trochę czytałam o walorach turystycznych, ale czytać o czymś, a doświadczyć tego, to zupełnie co innego. W każdym razie znacznie ciekawszym wydawał mi się wyjazd do Hiszpanii, gdzie też jeszcze nie byłam. I dlatego, przeglądając oferty biura turystycznego, z początku chciałam zaliczyć za jednym razem cały Półwysep Iberyjski, zajmowany przez oba te kraje (znalazłam już nawet wycieczkę pod nazwą „Pół na pół”). Ale moja przyjaciółka, która wcześniej była już w Hiszpanii, zdecydowanie odradziła mi takie zwiedzanie „po połowie”. Jej zdaniem lepiej skoncentrować się na jednym kraju, by dokładniej go poznać (zwłaszcza od strony skomplikowanych uwarunkowań historycznych). Nie całkiem przekonana, przyjęłam jej argumenty. A ponieważ zarówno ona, jak i jej siostra, nie były jeszcze w Portugalii, postanowiłyśmy pojechać tam znów razem (to miał być nasz czwarty wspólny wyjazd zagraniczny).
Wybrałyśmy się w maju tego roku (z uwzględnieniem „długiego weekendu”). Na lotnisku w Warszawie przywitał nas tłum ludzi wylatujących samodzielnie albo umówionych przez różne turystyczne biura, na ten sam lot czarterowy do miejscowości Faro (leżącej na południu Portugalii, w najbardziej chyba znanym z wypoczynku regionie Algarve).
Wśród oczekujących było sporo rodzin z małymi dziećmi. Z dobiegających zewsząd rozmów wynikało, że wiele osób zamierza spędzić najbliższy czas głównie na przyhotelowych plażach, korzystając z kąpieli słonecznych, basenowych i oceanicznych (tam było już lato, u nas jeszcze kapryśna wiosna).
W odróżnieniu od wczasowiczów, my miałyśmy w planie intensywne zwiedzanie. Nawet nazwa wycieczki na to wskazywała – „Portugalia od deski do deski”. I zgodnie z przewidywaniami – ośmiodniowy jej program okazał się bardzo napięty (właściwie to sześcio-, ponieważ dzień pierwszy i ostatni należy odliczyć na przeloty i przygotowania do nich).
Na szczęście (ponieważ nasz hotel na pierwszy i ostatni nocleg, znajdował się w miejscowości leżącej przy Oceanie), udało nam się parę godzin wygospodarować na: spacery po szerokiej piaszczystej plaży, brodzenie po płytkiej i stosunkowo ciepłej, przybrzeżnej wodzie oceanicznej, słuchanie odgłosów przelatujących ptaków i ocierających się o piasek spokojnych wówczas fal, a także na zbieranie dużych, różnokolorowych, mieniących się w słońcu muszelek (zdecydowanie różniących się od naszych bałtyckich). Dziś stanowią one wspaniałą pamiątkę z tego miejsca.
Natomiast zasadnicza część wycieczki, czyli przemieszczanie się autokarem z pilotką, panią Anitą, prawdziwą pasjonatką Portugalii, dysponującą znacznie ponadprzeciętną wiedzą na temat tego kraju, oprowadzającą nas po przygotowanych przez biuro turystyczne trasach i związane z tym pokonywanie wielu kilometrów na nogach (często w upale i przy ostrym słońcu), słuchanie bardzo interesujących (w wykonaniu pani Anity i innych lokalnych przewodników), ale jednocześnie niemożliwych do zapamiętania: legend, podań, informacji dotyczących licznych wojen, konfliktów, przewrotów, zawieranych paktów i porozumień, nazwisk bohaterów, historii związanych z ogromną liczbą świetnie zachowanych zabytków (przenoszących nas w odległe czasy Średniowiecza i wcześniejsze). Do tego zwracanie uwagi na charakterystyczne cechy zwiedzanych miejsc, a także konieczność wyostrzania zmysłów, by się nie zgubić, nie spaść z licznych schodów itp. – było dość wyczerpujące. Ale przy tym jakże fascynujące!
Pełne świeżości, odmienności, dające niepowtarzalną możliwość zobaczenia i dotknięcia prawdziwych „perełek architektonicznych”, budzących podziw nie spotykanymi gdzie indziej stylami i wspaniałymi zdobieniami. Portugalia podczas ostatniej wojny zachowała neutralność, stąd zwiedzane zabytki, których wiele znajduje się na Liście Światowego Dziedzictwa UNESCO, nie uległy zniszczeniu, jak w wielu innych krajach. Mnie Portugalia urzekła dodatkowo przepięknymi krajobrazami (przestronne plaże, wysokie klify obmywane przez zmieniające barwę fale, malownicze rzeki wpadające do Oceanu), mnóstwem kolorowych kwiatów, niewystępującymi gdzie indziej roślinami (dęby korkowe, eukaliptusy), zapachami, łagodnym klimatem, a także… jakimś spokojem i muzyką Fado.
Dlatego dziś, wspominając tę wycieczkę już z pewnego dystansu czasowego, jestem w pełni przekonana, że decyzja o wyjeździe tylko do Portugalii, była właściwa. A Hiszpanię, mam nadzieję, zdążę jeszcze kiedyś odwiedzić. A może także Portugalię, ponieważ wróciłam stamtąd z uczuciem dużego niedosytu i chętnie powtórzyłabym niektóre punkty programu, poszerzając następny wyjazd o nowe miejsca, z pewnością również interesujące. Jak zdążyłam się zorientować, zostało ich całkiem sporo. Gorąco też zachęcam wszystkich, którzy planują jakiś wyjazd zagraniczny, ale jeszcze nie są zdecydowani gdzie, by odwiedzili ten najbardziej wysunięty na południowy zachód rejon Europy, „kraj leżący na końcu świata”, jak mówią niektórzy. Myślę, że każdy znajdzie tam coś dla siebie.
Kończąc przydługi już wstęp, to jeszcze – w nawiązaniu do wcześniejszej relacji z wycieczki do Maroka, gdzie pisałam o swoich przemyśleniach i sugestiach (adresowanych głównie do osób niewidomych i słabowidzących) – chciałabym coś dodać. Mianowicie uczulić potencjalnych turystów na możliwość zagubienia albo kradzieży ważnych dokumentów czy pieniędzy. Taka sytuacja może się przydarzyć każdemu i wszędzie. Ale z pewnością znacznie trudniej sobie z nią poradzić w obcym miejscu, gdy w dodatku nie znamy języka i zwyczajów kraju, w jakim się wówczas znajdujemy. Problem dodatkowo wzrasta, gdy na wycieczkę wybierzemy się w pojedynkę i stracimy „wszystko” – tzn. komórkę, dokumenty i pieniądze.
Aby zapobiec ewentualnym kradzieżom, które zdarzają się zwłaszcza w turystycznych, zatłoczonych miejscach (czasem także, może nawet częściej, w miejscach kultu religijnego), należy pamiętać o tym, aby torby, torebki, plecaczki z ważnymi dla nas rzeczami, przede wszystkim dokumentami i pieniędzmi – znajdowały się zawsze pod ręką (nigdy za sobą, czy z boku, bez nadzoru). Nie należy też wszystkich pieniędzy i dokumentów trzymać w jednym miejscu, przykładowo w portfelu. Dobrze jest oddzielić, choćby drobną kwotę, na najbardziej niezbędne wydatki, i umieścić ją np. w bagażu zostawianym w hotelu, albo przewożonym w autokarowym luku; wówczas w razie utraty podręcznego plecaczka czy torebki, nie pozostaniemy zupełnie bez środków. Powinno się też zrobić ksero pierwszych stron dowodu osobistego czy paszportu, zapisać i osobno schować ważne numery telefonów (do rodziny, znajomych, do banku – by móc jak najszybciej zablokować skradzioną/zgubioną kartę do bankomatu, czy do operatora telefonu – w celu zablokowania skradzionej/zgubionej komórki).
A teraz już kilka podstawowych informacji o Portugalii
Otóż kraj ten, o powierzchni ponad dziewięćdziesięciu dwóch tysięcy kilometrów kwadratowych (stanowiący w przybliżeniu jedną trzecią powierzchni Polski), zaludniony jest przez prawie jedenaście milionów stałych mieszkańców (dla porównania – w roku 2015 odwiedziło go około siedemnastu milionów turystów).
Jako najdalej na zachód wysunięte państwo Europy, od wschodu i północy graniczy z Hiszpanią (długość granicy – 1214 kilometrów), a od południa i zachodu oblewane jest przez wody Oceanu Atlantyckiego (długość wybrzeża – 1793 kilometrów). Dodatkowo do Portugalii należą dwa archipelagi wysp położonych na Oceanie – Madera i Azory (z najwyższym szczytem górskim Pico, o wysokości 2351 metrów n.p.m.).
Trochę historii, subiektywnie wybrane fakty
Portugalia jest jednym z najstarszych europejskich państw, którego granice od niemal ośmiu wieków pozostają niezmienne. Archeolodzy są przekonani, że człowiek żył na tym terenie już około trzydzieści tysięcy lat temu (świadczą o tym wykopaliska, my ich, niestety, nie widzieliśmy).
Około pierwszego wieku naszej ery dotarli tu z północy Celtowie i zaczęli przy pomocy narzędzi z żelaza uprawiać ziemię. W tym samym mniej więcej czasie na teren dzisiejszej Algarvy (na południu Portugalii; jak pisałam wcześniej, miejsca dziś chyba najbardziej popularnego turystycznie) z Bliskiego Wschodu przybyli Fenicjanie, a następnie Kartagińczycy i Grecy. Wtedy zaczęło się rozpowszechniać rybołówstwo, powstawały ośrodki, które istnieją do dziś, np. miasta: Braga, Evora, Beja. Gdy na ziemie te, na początku II wieku przybyli Rzymianie, zaczęły z kolei powstawać nowe trakty, nad licznymi rzekami budowano mosty, zaczęto tworzyć wielkie majątki ziemskie, w których już wtedy uprawiano: oliwki, pszenicę, winną latorośl, figi, migdały – z myślą o eksporcie.
W IV wieku rozpoczęła się chrystianizacja, ustanawiano biskupstwa, między innymi w Bradze i Evorze. Z czasem pojawiały się i nakładały kolejne wpływy – ze strony Wizygotów, a po ich podbiciu – Maurów (Muzułmanów wywodzących się od Arabów i Berberów, przybyłych prawdopodobnie z Afryki Północnej), którzy z kolei dali początek nowoczesnym systemom irygacyjnym i wspomagającym uprawę ryżu, owoców cytrusowych i szafranu. Oni też wprowadzili i rozpowszechnili glazurowane kafle (azulejos), zawierające elementy dekoracyjne: geometryczne, roślinne, a czasem przedstawiające całe sceny mitologiczne czy religijne, które do dziś stanowią ozdobę wielu budynków, i doprowadzili do powszechnego rozwoju ceramiki. Maurowie byli tolerancyjni wobec mniejszości zamieszkujących podbite przez siebie ziemie – Berberów, Żydów i Chrześcijan. Z czasem jednak doszło do rekonkwisty chrześcijańskiej, czyli odzyskania wcześniejszej wiary i wyzwolenia Półwyspu Iberyjskiego spod ich władzy.
A później rozpoczęła się era wielkich odkryć. Jak powszechnie wiadomo – to właśnie Portugalczycy – Ferdynand Magellan, Vasco da Gama i inni, pierwsi przecierali szlaki handlowe do Przylądka Dobrej Nadziei, do Indii, na Ocean Spokojny i do dwóch Ameryk, przywożąc do swego kraju różne bogactwa: złoto, diamenty i przyprawy. Było to na przełomie XV i XVI wieku, podczas panowania Manuela Pierwszego, zwanego Szczęśliwym. Dzięki tym odkryciom i przywożonym skarbom, stał się on najbogatszym władcą ówczesnej Europy. Powstawały wówczas wspaniałe monumentalne budowle, głównie klasztory, kościoły, zamki (np. Torre de Belem – Wieża Betlejemska czy Klasztor Hieronimitów w Lizbonie), charakteryzujące się niezwykłym bogactwem zdobień kwiatowych, motywów morskich i elementów orientalnych. Budowle te budzą powszechny podziw do dziś; mówi się o nich, że są w stylu manuelińskim (od nazwiska władcy).
W 1581 roku do Portugalii wkroczyli Hiszpanie, ich okupacja trwała przez sześćdziesiąt lat (i jest pamiętana do dnia dzisiejszego, jako bolesny fakt upokorzenia dumnego narodu). Z kolei w dniu 1 listopada 1755 roku nastąpiło niespotykane wcześniej trzęsienie ziemi (połączone z tsunami, a potem pożarami), w którym życie straciło około sto tysięcy mieszkańców. Zniszczeniu uległa wówczas Lizbona i wiele innych miast z bogatymi kościołami, klasztorami i zamkami. Była to katastrofa o skali zupełnie nieznanej w ówczesnym świecie. Osobą, która odniosła ogromne zasługi na polu odbudowy stolicy był Markiz de Pombal, późniejszy premier, sprawujący rządy przez 27 lat.
W 1807 roku nastąpił ostry konflikt z Francją (Portugalia nie zgodziła się na zamknięcie swoich portów dla angielskich statków, wówczas zaatakowały ją wojska napoleońskie). Gdy po kilku latach wojska te zostały zmuszone do wycofania się do Hiszpanii i wypracowano pokój, w Portugalii rozpoczęły się bunty i narastało niezadowolenie społeczne z powodu niestabilności rządu, problemów gospodarczych i ekonomicznych (związanych między innymi z utrzymywaniem licznych zamorskich kolonii).
W roku 1910, po wielu burzliwych i krwawych przewrotach, nastała republika (wcześniej przez 750 lat była monarchia). Sytuacja kraju nie była jednak stabilna – w latach 1910-1926 doszło do aż 45! zmian rządu. Od 1932 roku dyktatorską władzę w kraju sprawował Antonio Salazar (dzięki jego polityce Portugalia zachowała neutralność podczas drugiej wojny światowej).
Ważnym dla Portugalii wydarzeniem, jakie miało miejsce 25 kwietnia 1974 roku, była „Rewolucja goździkowa”, kiedy to żołnierze bezkrwawo obalili rząd, a ostanie kolonie – w Mozambiku i Angoli uzyskały niepodległość. (W lufach żołnierskich karabinów, na znak demokratycznych poglądów, były podobno zatknięte różnokolorowe goździki, stąd nazwa tego przewrotu – przypominanego i świętowanego do dziś).
Od roku 1986 Portugalia jest członkiem Unii Europejskiej. Od tego czasu nastąpił gwałtowny rozwój kraju. W roku 1998 Lizbona zorganizowała Wystawę World EXPO, a w 2002 roku weszła do strefy EURO. W dniach 18-19 października 2007 podczas szczytu UE w Lizbonie, uzgodniono ostateczny kształt traktatu reformującego Unię Europejską.
Natomiast 13 grudnia tego samego roku – po dopracowaniu techniczno-redakcyjnym i przetłumaczeniu na wszystkie języki urzędowe UE, w lizbońskim Klasztorze Hieronimitów, traktat ten, zwany lizbońskim, podpisany został przez szefów państw i rządów. Polskę reprezentował wówczas Donald Tusk. Po zwiedzeniu tego niezwykle pięknego, uważanego za perłę stylu manuelińskiego, kompleksu klasztornego (ogłoszonego jednym z siedmiu cudów Portugalii) – mogliśmy zobaczyć podpis reprezentanta Polski na upamiętniającej to wydarzenie, pamiątkowej tablicy z marmuru.
Poza monumentalnymi, wspaniale zdobionymi murami dawnego Klasztoru i tą tablicą, przypominającą istotny dla naszego państwa Traktat z Lizbony, ja dodatkowo zapamiętam z tego miejsca, wielu stojących i przechadzających się uzbrojonych żandarmów (ubranych w czarne mundury, z zasłoniętymi twarzami). Wiadomo – dzisiejsze czasy nie należą do spokojnych…
Najbardziej znane i cieszące się największą popularnością miasta Portugalii to:
1. Lizbona (stolica) z około pięciuset czterdziestoma pięcioma tysiącami mieszkańców (gdy mówi się o metropolii – to ma się na uwadze około dwóch i pół miliona osób zamieszkujących miasto i jego obrzeża).
2. Porto – od którego wywodzi się nazwa kraju, znane między innymi z wina o tej samej nazwie – liczące około dwieście czterdzieści tysięcy mieszkańców.
3. Braga – jedno z najstarszych miast chrześcijańskich na świecie, nazywane „miastem kościołów” – z prawie dwustoma tysiącami mieszkańców.
4. Coimbra – „miasto studentów” z najstarszym, wpisanym na listę UNESCO uniwersytetem i przepiękną biblioteką – zamieszkałym przez sto czterdzieści trzy tysiące ludzi. Ciekawostką jest fakt, że podobno w mieście tym narodził się pomysł napisania książki pt.: „Harry Potter” (studenci i studentki tego uniwersytetu chodzą przez cały czas studiów w długich czarnych pelerynach – tak jak późniejsi bohaterowie znanego bestselera).
5. Aveiro – nazywane „Portugalską Wenecją” ze względu na lagunę i kanały, z prawie osiemdziesięcioma tysiącami mieszkańców.
O charakterze tych miast może świadczyć powiedzenie: „Gdy w Coimbrze się uczą, w Bradze – modlą, w Porto pracują, to w Lizbonie – bawią i wydają pieniądze”.
Wszystkie te miasta znalazły się w programie naszej wycieczki. O każdym z nich można by opowiadać bardzo dużo (są niezwykle bogate w zabytki i historię), ale w tym materiale jest to zupełnie niemożliwe. Z pewnością warto w każdym z nim się znaleźć i zatrzymać, by poczuć odmienny klimat i charakter, zachwycić bogatą niepowtarzalną architekturą – zwłaszcza doskonale zachowanych starówek, ceramicznymi kolorowymi kafelkami na domach, bogatymi zdobieniami, kolorystyką, piękną śródziemnomorską roślinnością, poznać historię (niestety – raczej tylko pobieżnie; ponieważ jeśli nie znamy jej wcześniej, to po zwiedzeniu kilku miejsc, wszystko zaczyna się mieszać; na dłużej pozostają legendy), smaki tradycyjnych potraw i życie mieszkańców (w tym charakterystyczne stroje i zwyczaje).
Co jeszcze?
Oprócz tych największych i najbardziej znanych ośrodków, zwiedziliśmy wiele innych interesujących i budzących zachwyt (pod względem krajobrazowym czy architektonicznym) miejsc. Jedno z nich, to najbardziej wysunięty na zachód Europy punkt lądu stałego, porośnięty bajecznie kolorowymi kwiatami, gdzie na granicy lądu z Oceanem, znajduje się przylądek skalny, o wysokości stu czterdziestu czterech metrów nad powierzchnią wody – Cabo da Roca. Widok z tej skały zapiera dech, a poczucie, że jest się na końcu lądu, i że dalej znajduje się już tylko bezkresny ocean, udziela się chyba wszystkim, którzy odwiedzą to wyjątkowe miejsce…
Poza wielobarwnymi kwiatami (występującymi w klimacie górskim) znajduje się tam górujący nad okolicą krzyż, tablica z nazwą przylądka i napisem: „Gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna”, oraz latarnia morska. Niestety, z tym uroczym, pełnym mistycyzmu miejscem, kojarzy się też, stosunkowo niedawno nagłośniony w mediach, tragiczny w skutkach wypadek – kiedy to polski turysta, chcąc zrobić sobie zdjęcie na tle oceanu, wyszedł za ogrodzenie i spadł z tej ogromnej wysokości, ginąc na miejscu…
Inne cuda, z kolei architektoniczne, to np. przepiękny, wpisany w roku 1983 na listę UNESCO, Klasztor Matki Boskiej od Zwycięstwa. Jego budowa, trwająca aż 150 lat, została rozpoczęta w roku 1385 – po zwycięskiej bitwie pod Aljubarrotą (bitwa ta zapoczątkowała panowanie dynastii Avis w Portugalii w XIV w). Obiekt ten, znajdujący się w miejscowości Batalha (niedaleko Fatimy), uważany jest za wzorcowy przykład połączenia architektury angielskiego gotyku i niezwykle zdobnego stylu manuelińskiego. Gorąco polecam zwiedzenie tego niezwykłego zabytku.
Podobnie warto zajrzeć też do miasta Guimaraes – doskonale zachowanego, uważanego za kolebkę Portugalii. W miejscu tym – w roku 1109 urodził się pierwszy król Portugalii – Alfons I, zwany Zdobywcą. Historyczna starówka tego miasta, ze średniowiecznymi kamienicami, wąskimi uliczkami i masywnymi murami, otaczającymi dawne stare miasto, została również wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Chodząc po tej pierwszej stolicy Portugalii, ma się wrażenie że czas stanął w miejscu…
Odwiedziliśmy także Fatimę – niegdyś małą, biedną miejscowość, w której dokładnie przed stu laty (13 maja 1917 roku) trójce kilkuletnich dzieci – Hiacyncie, Franciszkowi i Łucji ukazała się Matka Boska. A skąd nazwa tego miejsca? Podobno w czasach, gdy mieszkali tu Maurowie, przechodzili tamtędy żołnierze nawracający mieszkańców na wiarę chrześcijańską. Jeden z nich zakochał się w pięknej dziewczynie o imieniu Fatima, i dla niej pozostał w tym miejscu. Ona z kolei, przyjęła wiarę chrześcijańską. Na pamiątkę ich miłości miejscowość ta została nazwana imieniem dziewczyny. Dziś jest to miejsce cudów i pielgrzymek, niezwykle ważne dla wielu wyznawców z całego świata. Obok Kaplicy Objawień, Bazyliki Matki Boskiej Różańcowej (w której znajdują się groby dawnej trójki dzieci) oraz Bazyliki Świętej Trójcy (miejsca spotkań pielgrzymów, z siedmioma tysiącami miejsc, w tym tysiąca dla osób niepełnosprawnych) znajduje się wiele nowoczesnych hoteli, sklepów z pamiątkami i restauracji. Podczas zwiedzania tego miejsca, spotykaliśmy liczne pielgrzymki, mówiące różnymi językami, śpiewające pieśni maryjne, powiewające kolorowymi flagami, a także wiernych, którzy na kolanach pokonywali drogę do Kaplicy Objawień, wytyczoną środkiem olbrzymiego placu.
Za tydzień od naszej wizyty w Fatimie, miały się odbyć uroczystości związane ze stuleciem objawień (w których dodatkowo miał uczestniczyć Papież Franciszek). Wszędzie widoczne były przygotowania do tego niecodziennego wydarzenia. Co parę kroków natykaliśmy się na przygotowane barierki i żandarmów pilnujących porządku i czuwających nad bezpieczeństwem pielgrzymów i turystów. Na szczęście nigdzie podczas naszej wycieczki (w wielu innych zwiedzanych miejscach karabinierzy też byli widoczni), nie doszło do żadnych niebezpiecznych incydentów.
Ogromne wrażenie wywarło na mnie Opactwo Cystersów w miejscowości Alcobaca, gdzie znajduje się przykład doskonałej w formie, gotyckiej architektury. Oglądaliśmy między innymi bogato rzeźbione, doskonale zachowane grobowce króla Piotra I i jego tragicznie zmarłej kochanki – Ines de Castro (zamordowanej na polecenie ojca Piotra I), a także sale królów, kuchnie, dawne pomieszczenia jadalne i wspaniałe krużganki.
Byliśmy także w Nazare – podobno najsłynniejszej portugalskiej wiosce rybackiej, gdzie w restauracjach serwuje się pyszne sardynki i owoce morza. Jak głosi legenda, w tym miejscu, w obawie przed Maurami, zakopano niegdyś figurkę Matki Boskiej (wyrzeźbioną podobno przez świętego Józefa). W XII wieku odnalazł ją cudem uratowany przed śmiercią myśliwy. A następnie, w akcie wdzięczności za swoje życie, zbudował na wysokim klifie kapliczkę (a cudowną figurkę umieścił w ołtarzu). W późniejszych latach, niedaleko tego miejsca został wybudowany wspaniały kościół z bogato rzeźbionym pozłacanym ołtarzem, dodatkowo ozdobiony płytkami holenderskimi, przedstawiającymi sceny biblijne.
Kilka wieków później, odkrywca nowych ziem – Vasco da Gama – w podzięce za kolonie, postawił na tej skale, górującej nad Oceanem, krzyż. My, stojąc obok niego (tzw. górne miasto, w którym znajdują się te sakralne obiekty oraz liczne stragany z pamiątkami) widzieliśmy poniżej czerwień dachów zbudowanych tam licznych domów (dolne miasto), i podziwialiśmy widoczny pas plaży i połyskujący w słońcu ocean. Jest to miejsce, w którym niespodziewanie pojawiają się niebezpieczne wysokie fale (niedawno zabrały dwóch amerykańskich turystów, spacerujących po plaży).
Mieszkańcy tej malowniczej wioski – zarówno kobiety, jak i mężczyźni – zgodnie z tamtejszą tradycją, niezależnie od pogody noszą regionalne stroje. Kobiety ubierają się na czarno, albo wkładają kilka warstw kolorowych spódnic, na nogi podkolanówki i drewniaki, na głowę natomiast wysokie czepce. Mężczyźni zaś noszą na sobie grube wełniane skarpety, spodnie i koszule w kratę, a na głowach wełniane czapki (które kiedyś służyły też do przechowywania tytoniu). Podczas naszego pobytu temperatura powietrza wynosiła około 30 stopni Celsjusza, a ja szczerze współczułam tym mieszkańcom, faktycznie tak ubranym. Oni jednak, jakby nie zauważając upału, stali przy swoich straganach z pamiątkami czy suszonymi owocami. Pewnie do wszystkiego można się przyzwyczaić…
Bardzo miłe chwile towarzyszyły nam podczas rejsu kanałami w mieście Aveiro. Płynęliśmy po nich kolorowymi łodziami, zwanymi moliceiros, podziwiając panoramę miasta i liczne mosty. Dużą przyjemnością było także zwiedzanie Sintry – miasta zwanego portugalską Arkadią, w którym to królowie Portugalii wypoczywali w swoich wspaniałych pałacach, kryjących się w przepięknych ogrodach (gdzie oprócz bogatej, doskonale utrzymanej roślinności, znajdowały się, zachowane do dziś, sekretne przejścia, rozmaite tunele, studnie i labirynty).
Najbardziej charakterystyczne symbole Portugalii
1. Ceramiczne kafelki (azulejos), o których pisałam wcześniej, są pamiątką po Maurach (oni z kolei wzorowali się na rzymskich mozaikach). Dostrzec je można wszędzie – na murach domów, kościołów, klasztorów, pałaców, a nawet w poczekalni dworcowej. Nazwa pochodzi od arabskiego słowa „az-zulaj”, co znaczy „wypolerowany kamień”.
2. Kogut. Gdy wejdziemy do jakiegokolwiek sklepiku z pamiątkami, chyba w każdym znajdziemy czerwono-czarne koguciki wykonane ze szkła, z korka, gliny, metalu, namalowane czy naszyte na serwetkach, obrusach, rękawicach kuchennych i wielu innych przedmiotach codziennego użytku. Pytanie – skąd ten kogut?
Legenda głosi, że dawno temu, w miejscowości Barcelos, zdarzyła się kradzież dużej ilości sreber. O ten niegodziwy czyn został oskarżony człowiek, który akurat zjawił się w tym mieście. I chociaż przysięgał, że jest niewinny, został skazany na śmierć. Wyrok miał zostać wkrótce wykonany, ale człowiek ten, widząc jak sędzia (którego błagał o ułaskawienie) spożywa mięso koguta, powiedział, że ptak ten, piejąc trzy razy, zaświadczy o jego niewinności. Tak się stało i podejrzany o kradzież został uniewinniony. Kogut natomiast stał się od tego czasu narodowym symbolem Portugalii, a jednocześnie znakiem honoru i uczciwości.
3. Fado (termin wzięty od łacińskiego słowa „fatum”, czyli przeznaczenie, los) – to gatunek muzyczny, charakteryzujący się melancholijnym, nostalgicznym tekstem i smutną melodią. Tematem rzewnie śpiewanych utworów często jest morze, rozłąka, bieda, tęsknota. Gatunek ten rozsławiła Amalia Rodrigues, zwana „Królową Fado”, której zdaniem „Fado przyszło z morza, z bezkresnego morza przed nami. Wzięło się z lamentu nad losem żeglarzy, którzy odpłynęli bezpowrotnie” (gdy zmarła w 1999 roku, rząd Portugalii ogłosił, dla uczczenia jej zasług i pamięci, trzydniową żałobę). My mieliśmy niezwykłe szczęście podczas „Wieczoru Fado” w Lizbonie, usłyszeć i zobaczyć 94-letnią siostrę Amalii (niestety, nie zapamiętałam Jej imienia), która pomimo statecznego wieku, mocnym głosem (z towarzyszeniem kilku gitar), zaśpiewała kilku chwytających za serce utworów Fado.
4. Potrawy. Najbardziej symboliczną i kojarzoną z Portugalią jest potrawa z dorsza (suszonego albo solonego) pod nazwą bacalhau. Jest to danie narodowe, które można podobno przyrządzić aż na 365 sposobów. Z Portugalią kojarzą się również sardynki (sardinhas) pieczone na przykład na grillu.
A jak wygląda dostępność miast i poszczególnych obiektów z myślą o osobach z niepełnosprawnością wzroku?
Muszę tu ze smutkiem stwierdzić (jakby dokładając łyżkę dziegciu do beczki miodu), że w Portugalii praktycznie nie ma żadnych udogodnień, do których my dawno już zdążyliśmy się przyzwyczaić. Dla mnie – osoby słabowidzącej, z dużym światłowstrętem, podstawową trudność stanowiły zwłaszcza nieoznakowane, zlewające się z tłem schody i wyrastające w różnych miejscach, również nie oznakowane (podobnie, jak często, niestety, i w naszych miastach) – słupki, do tego byle jak zaparkowane samochody oraz całkowity brak udźwiękowionej sygnalizacji świetlnej na skrzyżowaniach. Poruszanie się, zwłaszcza w obrębie zwiedzanych Starówek, nie ułatwiały też śliskie kamienie, z jakich zbudowane są chodniki i jezdnie.
Portugalska przewodniczka (oprowadzająca naszą grupę po jednym z muzeów, w którym nie zauważyłam żadnych udogodnień dla osób niepełnosprawnych wzrokowo) zapytana przeze mnie, czy nikt nie zgłasza takiego problemu, odpowiedziała, że ostatnio, głównie chyba pod wpływem nacisków Unii Europejskiej, debatuje się nad przystosowaniem przestrzeni miejskiej do potrzeb osób z różnymi niepełnosprawnościami. Ale – jej zdaniem – prace te są dopiero na początku drogi, i z pewnością upłynie jeszcze sporo czasu, zanim będzie można powiedzieć, że Portugalia jest krajem pozbawionym barier architektonicznych i w pełni przyjaznym osobom niepełnosprawnym.
Ja, podczas tego krótkiego w sumie pobytu, zwróciłam uwagę na dwa miejsca, w których pomyślano o potrzebach osób z niepełnosprawnością wzroku (być może jest ich więcej). Pierwszy ukłon w stronę osób niewidomych, to makieta zabytkowej Wieży Baalem w Lizbonie, podpisana alfabetem Braille`a. Natomiast z myślą o osobach słabowidzących doskonale przystosowany został hotel w okolicach Lizbony (mieliśmy w nim jeden z noclegów). W hotelu tym na uwagę zasługują wyraźne, kontrastujące z tłem oznakowania pokoi i korytarzy. Uwagę zwracała żywa, o mocnych barwach kolorystyka ścian, duże napisy i odpowiednie oświetlenie, były także „mówiące” windy oraz wyraziste, dobrze skontrastowane w nich przyciski.
Pomimo zasygnalizowanych barier i braku udogodnień dla osób z uszkodzonym wzrokiem, i tak zachęcam do odwiedzenia tego kraju. Nam w każdym razie udało się bezwypadkowo przeżyć ten w sumie krótki, ale bardzo intensywny czas, a bogate wrażenia z podróży znacznie przewyższyły niedogodności.
Renata Nowacka-Pyrlik, instruktor rehabilitacji podstawowej niewidomych i słabowidzących
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu licznikówDodano: 30-10-2017 16:59:09