Treść strony
Audiodeskrypcja - sztuka malowania słowem - Agata Pisarska
Mówi się powszechnie o dwóch szkołach w tworzeniu audiodeskrypcji (m.in. do dzieł sztuki, filmów, zdjęć, sztuk teatralnych): szkole białostockiej i warszawskiej. Czym one się różnią, co jest najważniejsze w audiodeskrypcji, jak najlepiej utrafić w potrzeby różnorodnych odbiorców? Odpowiedzi na te i inne pytania szukamy, rozmawiając z ekspertami, twórcami, konsultantami audiodeskrypcji, ale też z samymi jej odbiorcami.
Dwie szkoły
Audiodeskrypcja jest opisywaniem obrazu wizualnego słowami, a jej celem jest udostępnianie osobom z niepełnosprawnością wzroku jak najpełniejszego odbioru dzieł sztuki, filmów, wydarzeń na żywo, spektakli teatralnych, zdjęć itp. Pełni zatem niezwykle ważną rolę w ich pełnym uczestnictwie w dobrach kultury, rozrywce czy po prostu życiu społecznym.
W Polsce mówimy o dwóch szkołach audiodeskrypcji – białostockiej i warszawskiej. Ta pierwsza opiera się przede wszystkim na obiektywizmie i założeniu, że odbiorca ma prawo do samodzielnego zobaczenia dzieła. W związku z tym nie można, według tej szkoły, zasugerować mu zbyt dużo. Opisu należy dokonać tak, by zostawić możliwość interpretacji samemu odbiorcy, zatem nie można wartościować opisów, interpretować tego, co się widzi. Audiodeskrypcja wykonana zgodnie z tymi założeniami może okazać się niekiedy technicznym opisem, na zasadzie skanowania przedmiotów czy obrazów.
Szkoła warszawska zaś stawia nie tylko na sam przekaz osobie z niepełnosprawnością wzroku, ale też na dostarczenie jej pewnych przeżyć. Im bardziej plastyczny, obrazowy, szczegółowy język opisu, tym lepiej obraz może być oddany. Nie chodzi o emocjonalny przekaz, ale o to, by odbiorcy nie odebrać warstwy przeżyć, doświadczenia. Ta szkoła ma świadomość, że ilu jest audiodeskryptorów, tyle będzie opisów, bo każdy ma swoją wrażliwość, język. Nie ma stuprocentowego obiektywizmu, bo każdy z nas filtruje to przez swój odbiór, percepcję, doświadczenie. Ta szkoła skłania się ku temu, żeby audiodeskrypcja była narracją, opowieścią, która wciągnie odbiorcę.
– Zależy do jakich dzieł przygotowujemy audiodeskrypcję, jeśli są one abstrakcyjne, to może lepiej opisać je po kolei i szczegółowo, bo nie ma tam możliwości zbudowania narracji. Ale są takie obrazy, dzieła, że aż prosi się, by stworzyć jakąś opowieść. Wydaje nam się, że najważniejsze jest wyczucie. Audiodeskrypcja bardzo ewoluuje, jest to kwestia doświadczenia, praktyki, wyborów, audiodeskryptorzy mają swój styl i nasi odbiorcy to wyczuwają. Zatem, nie tyle tworzymy wedle którejś szkoły, co stawiamy na różne style audiodeskrypcji – mówi Justyna Mańkowska, wiceprezes Fundacji Katarynka, która zajmuje się m.in. tworzeniem audiodeskrypcji.
Kto i na jakich zasadach tworzy audiodeskrypcję?
Audiodeskrypcję trudno ująć w ramy i standardy, gdyż różne są potrzeby jej odbiorców – inne mogą mieć osoby niewidome od urodzenia, a na co innego mogą zwracać uwagę ci, którzy stracili wzrok. Są jednak pewne wytyczne. Pierwsze zostały stworzone wiele lat temu przez białostocką Fundację Audiodeskrypcja, a drugie opracowane w 2012 roku przez Fundację Kultura bez Barier.
Podstawowe i niewątpliwie ważne „przykazania” każdego audiodeskryptora można ująć w kilka podstawowych zasadach, które znajdziemy na stronie adapter.pl https://adapter.pl/adapter-w-szkole/audiodeskrypcja-definicja-reguly/
Zatem, opisując dzieło, warto o nich pamiętać.
- Po pierwsze poznaj (kontekst dzieła, obejrzyj je, dowiedz się o nim czegoś więcej);
- Kto? Co? Gdzie? Kiedy? (odpowiedz w opisie na te pytania);
- Od ogółu do szczegółu (najpierw opisz ogół, a potem przejdź do szczegółu);
- Wyobraźnia (wybieraj najtrafniejsze i bogate w znaczenia słowa);
- Bądź obiektywny (nie komentuj i nie oceniaj);
- Styl (próbuj oddać styl językowy dzieła);
- Musisz się zmieścić (między dialogami bohaterów filmu).
Oficjalnie nie istnieje w Polsce zawód audiodeskryptora, nie ma takiej kwalifikacji zawodowej w Polskiej Klasyfikacji Zawodów i Specjalności. W związku z tym tak naprawdę każdy może zacząć robić audiodeskrypcję, szczególnie w obecnym czasie „boomu dostępnościowego”, który wytworzył się pod wpływem programu Dostępność Plus i Ustawy o zapewnianiu dostępności osobom ze szczególnymi potrzebami i Ustawy o dostępności cyfrowej stron internetowych i aplikacji mobilnych podmiotów publicznych.
– Nie ma żadnych wytycznych, kto może tworzyć audiodeskrypcję. Pojawiają się obecnie na rynku firmy komercyjnie, które zgłaszają się do konkursu ofert czy przetargów i robią audiodeskrypcję, być może taniej, ale niekoniecznie dobrze. Instytucje kultury borykają się z tym problemem i gdy rozmawiamy z naszymi zleceniodawcami, też to zauważają i nie wiedzą, jak go rozwiązać. W gronie kilku organizacji będziemy się niebawem zastanawiać w Małopolskim Instytucie Kultury, jak podejść do tematu profesjonalizacji w tym obszarze – mówi Justyna Mańkowska.
Podobny problem dostrzega Agata Psiuk, wiceprezes Fundacji Siódmy Zmysł, która sama jest literaturoznawcą i audiodeskryptorem.
– Dostrzegamy brak odpowiednich audiodeskryptorów, pojawiają się firmy, które traktują to zadanie jako jedno z tłumaczeń, ale po kursie dwudniowym nie jest się samodzielnym audiodeskryptorem. Na to potrzeba czasu, szkolimy takich specjalistów 1,5-2 lata, sami także nieustannie się uczymy. To zapotrzebowanie na audiodeskrypcję rośnie i może powodować, że będą ją robić osoby przypadkowe i jej jakość może spadać. Mamy jednak grono stałych klientów, którzy chcą poczekać i dostać dobrą jakość – mówi.
Justyna Mańkowska podkreśla, że Fundacja Katarynka, przy tworzeniu audiodeskrypcji zawsze współpracuje z osobami z niepełnosprawnością wzroku. – Na początku w ogóle nie było audiodeskrypcji i był duży entuzjazm odbiorców, jeśli się jakakolwiek pojawiła. Z czasem wymagania zaczęły wzrastać, są rzeczy, które ich drażnią i takie, które się podobają. Pracujemy z konsultantami, osobami niewidomymi, którzy oceniają, czy coś brzmi dobrze, czy jest językowo zgrabne. Konsultant jest zawsze pierwszym recenzentem i ostatnim ogniwem w audiodeskrypcji. Co człowiek – to recenzja, inne preferencje, co też pokazuje, że standardy są po to, by je przekraczać – dodaje.
Podobnie jest w Fundacji Siódmy Zmysł. – Staramy się pracować w zespołach trzyosobowych, czyli główny audiodeskryptor, drugi pomocniczy i konsultant z niepełnosprawnością wzroku, który nadaje audiodeskrypcji ostateczny kształt. Nie zawsze jest to możliwe ze względu na ograniczenia czasowe, gdyż realizujemy wiele opisów do seriali telewizyjnych, ale jest to niezwykle dla nas ważne, by nie robić sztuki dla sztuki, ale by to było użyteczne dla osób niewidomych – mówi Agata Psiuk.
Jej samej w tworzeniu audiodeskrypcji jest bliżej do szkoły warszawskiej, czy jak mówi – krakowskiej, bo w tym mieście właśnie pracuje. – Staramy się wypośrodkować nasze opisy, staramy się łączyć praktykę, czyli wrażenia naszych odbiorców z teorią, zdobywaną m.in. na światowych konferencjach. Widzimy, że ludzie lepiej reagują na opis bliższy, prostszy, niż ten idealnie obiektywny, jeśli tak można go nazwać – mówi.
Co się podoba
Agata Psiuk zaznacza, że trzeba pamiętać, że osoby niewidome od urodzenia mogą mieć potrzeby na innym poziomie, jeśli chodzi o audiodeskrypcję niż te, które utraciły wzrok w trakcie życia. – Ich sposób wyobrażenia świata jest zupełnie inny i mają też inne oczekiwania wobec opisów. Zastanawialiśmy się nieraz, czy da się wymyślić złoty środek, aby jednym zbytnio nie przeszkadzać w odbiorze, a drugim pomóc, i staramy się tak to właśnie robić. Nie da się opisu stworzyć w zupełnie neutralny sposób, w oderwaniu od tego, jak coś interpretujemy, pozbawiony zupełnie emocji – mówi.
– Nie przepadam za tym, gdy są zbyt długie opisy, np. ubioru, mebli, czyli rzeczy nie aż tak bardzo istotnych dla głównego wątku, to mi zaburza jego odbiór. Spotkałam się z audiodeskrypcją w „Pasjonatach”, gdzie było powiedziane, że „idzie grupa ludzi”, a ja chciałabym wiedzieć, ilu ludzi idzie. W jednym ze spektakli w Teatrze Syrena w Warszawie z kolei zabrakło mi pełnej audiodeskrypcji, bo słychać było, że ktoś rzuca sztućcami, ale nie było powiedziane kto. Z kolei mój iPhone czyta w smsach emotikony. Dostałam sms od koleżanki i telefon przeczytał na końcu „wyszczerzone zęby” – zastanawiałam się więc, czy ona się na mnie denerwuje, czy uśmiecha do mnie – więc takie dopowiedzenia są ważne dla mnie – opowiada o swoich doświadczeniach w odbiorze audiodeskrypcji Hanna Pasterny, która nie widzi od urodzenia. – Kolor dla mnie w audiodeskrypcji nie jest tak istotny, ale dla ludzi, którzy stracili wzrok już tak, więc dobrze, żeby tu i wilk był syty, i owca cała – konkluduje.
Zwraca też uwagę, że dużym ułatwieniem w telewizyjnej audiodeskrypcji byłoby jej automatyczne włączenie, gdyż osoba widząca łatwiej ją wyłączy niż osoba z niepełnosprawnością wzroku może ją włączyć.
Ocenia też audiodeskrypcję z wydarzenia na żywo ubiegłorocznej Wielkiej Gali Integracji. – Była audiodeskrypcja, ale dla mnie prawie całkowicie bezużyteczna, bo zagłuszała ją muzyka. Nie pomagało zwiększenie głośności, bo automatycznie muzyka też była głośniej. Rzadko uczestniczę w wydarzeniach z audiodeskrypcją, więc nie wiem, czy i jak można to rozwiązać od strony technicznej. Jeśli dobrze pamiętam, na spektaklu teatralnym w Katowicach dla audiodeskrypcji był odrębny kanał i dało się ją zgłośnić bez zgłośnienia innych dźwięków – dodaje.
Na brak dostępności audiodeskrypcji w telewizji publicznej zwraca uwagę Grzegorz Dudziński, współzałożyciel telefonu zaufania dla osób tracących wzrok, który kilka lat temu sam go stracił. – Audiodeskrypcja to rewelacja dla osób niewidomych i mam wielką pretensję do telewizji publicznej, bo mam ustawioną opcję na telewizorze, dzięki której włącza się audiodeskrypcja, jeśli tylko jest. I jeszcze nie natrafiłem na audiodeskrypcję w telewizji publicznej, za to w stacji Super Polsat zawsze jest. Nie jestem wybredny, jeśli chodzi o to udogodnienie, ale dla mnie jest ważne, by nie narzucać mi swojego widzenia świata, wolę, jeśli to jest opis. Powinno się unikać porównań, tak by był to obiektywny przekaz, na chłodno. Ale z kolei przy organizacji Festiwalu z Duszą, gdzie także robiliśmy audiodeskrypcję do filmów, porównanie się sprawdziło. Chodziło o film o prokuratorze, który skazywał jako młody człowiek Żołnierzy Wyklętych, a potem był pokazany jako starzec – i powiedziano w audiodeskrypcji, że „był siwy jak gołąbek”. Myślenie jest podstawą audiodeskrypcji, choć generalnie uważam, że jakakolwiek jest ważna – mówi. – Czasami żona w kinie na ucho robi mi audiodeskrypcję – dodaje.
Taka forma najbardziej z kolei pasuje Henrykowi Migdalskiemu, który również współprowadzi telefon zaufania dla tracących wzrok. – Mnie audiodeskrypcja przeszkadza często, szczególnie jeśli jest film anglojęzyczny i audiodeskrypcja. Być może ja nie potrafię z tego skorzystać, wyłapać tego, co ważne. Choć uważam, że są dobre audiodeskrypcje. Oglądam często filmy, które oglądałem jeszcze przed utratą wzroku, jak np. „Zapach kobiety”, ale też filmy, które pamiętam z tego czasu i oglądam je ponownie bez audiodeskrypcji. Byłem w kinie na filmie „Dywizjon 303. Historia prawdziwa” i koleżanka mi po cichu opisywała sceny i to mi odpowiadało. Nie jestem oczywiście przeciwny audiodeskrypcji – zaznacza.
Co jest najważniejsze
Justyna Mańkowska podkreśla, że najważniejsza w procesie tworzenia audiodeskrypcji jest biegłość językowa. – Uważności, widzenia tego, na co wcześniej nie zwracało się uwagi, można się nauczyć z czasem, w praktyce, ale tej biegłości, precyzji językowej trudno się nauczyć. Ważna jest też umiejętność dobierania słów i poprawność językowa – mówi.
Agata Psiuk z kolei zwraca uwagę na to, że najważniejsze jest, by audiodeskrypcja spełniania swoją funkcję. – Aby odbiorca śmiał się, płakał, bał w tym samym momencie co osoby widzące, i żeby oglądanie było dla niego przyjemnością. Wszyscy, którzy korzystamy z filmu czy spektaklu, chcemy dobrze się bawić – mówi.
Zaznacza, że ważne jest, by nie przesadzać w opisie z ilością tekstu. – Warto z zamkniętymi oczami posłuchać stworzonej przez nas audiodeskrypcji, by nie było tam za dużo informacji, bo gubimy cel, który przyświeca opisowi, on nie może męczyć – mówi.
– Największą satysfakcję sprawia mi efekt końcowy, emocje, które wywołuje audiodeskrypcja. Tworzymy wiele opisów dla Adaptera, mamy stałe grono odbiorców, którzy czekają na te filmy, a potem dzielą się z nami wrażeniami. Po wydarzeniach festiwalowych ludzie wychodzą i są naprawdę szczęśliwi, i chyba właśnie te ich emocje wywołane przez audiodeskrypcję są najwspanialsze. Niekiedy są to bardzo wzruszające momenty, jak np. mail, że ktoś niewidomy od 10 lat nie był w kinie, bo zrezygnował z tego i w końcu idzie po naciskach rodziny, i jest szczęśliwy. Kiedyś pewien pan powiedział, że żona była tak bardzo uradowana, że poszli do kina i ona nie musiała mu robić opisu, ale mogła oglądać film, a on słuchał opisu na słuchawkach. To niezwykłe uczucie, kiedy zmienia się jakiś malusieński odcinek czyjegoś życia – opowiada Agata Psiuk.
Zwraca uwagę, że innymi prawami rządzą się audiodeskrypcje filmowe, teatralne, dzieł sztuki. Również w obrębie samego filmu, każdy jego rodzaj ma swoją specyfikę, inny język, środki wyrazu. Dlatego tworzący opisy muszą też zapoznać się z różnymi rodzajami filmowymi, wyrobić odpowiednie nawyki. Ważne jest też nagranie i praca lektora, która także wpływa na odbiór audiodeskrypcji.
Sama najbardziej lubi tworzyć audiodeskrypcję do filmów i bajek dla dzieci. – Wyobraźnia musi tu zadziałać jeszcze bardziej, obrazy trzeba tworzyć bardzo plastycznie. Z jednej strony to najtrudniejsze, ale też najbardziej dla mnie satysfakcjonujące – mówi.
Ostatnie szlify
Katarzyna Zawodnik, niewidoma konsultantka audiodeskrypcji, która współpracuje z Fundacją Siódmy Zmysł, ma dobrą opinię o audiodeskrypcjach. Docenia ogrom pracy, który wkładają w nie twórcy, a swoją pracę uważa za mniej istotną. Wydaje się jednak, że właśnie ta praca konsultanta ma ogromne znaczenie dla ostatecznego kształtu opisu i może wiele do niego wnieść z punktu widzenia osób niewidomych.
– Otrzymuję tekst, który ma wyznaczniki czasowe, i film, tak że na bieżąco mogę oglądać film ze wstępną audiodeskrypcją, którą czyta syntezator mowy. We wszystkich wątpliwych momentach zatrzymuję się, odsłuchuję jeszcze raz i próbuję określić istotę tego, co jest niejasne – mówi o technice pracy Katarzyna Zawodnik.
– Jeśli jest dialog, gdzie postacie szybko wymieniają się krótkimi zdaniami i jest lektor, głosy są słabo słyszalne, albo na tyle podobne do siebie, że trudno je rozróżnić, trzeba czasami dodać słowo, kto to mówi. Czasami nanoszę poprawki gramatyczne, bo jestem polonistką, choć opisy zazwyczaj są bardzo dobrze zrobione pod względem językowym. Czasem trzeba wyeliminować zbyt wiele szczegółów, choć z reguły audiodeskrypcje są dobrze przygotowane.
Katarzyna stara się myśleć też za innych, czego inni mogliby nie wiedzieć. – Myślę, że umiejętność oglądania filmów można sobie wyrobić. Opisy pewnych rzeczy będą odbierane inaczej przez osobę niewidzącą od urodzenia i inaczej przez tę, która utraciła wzrok. Jednak sądzę, że kolory mają znaczenie dla obrazu i trzeba o nich powiedzieć. Gdy w opisie było stwierdzenie „na jego twarzy pojawia się zdziwienie”, sugerowałam, aby to opisać, co robi jego twarz. Jeśli milczenie w filmie gra ważną rolę, z reguły coś się dzieje w tym czasie, ktoś robi miny albo spaceruje po pokoju, wtedy też warto o tym poinformować – mówi.
Sama jako widz nie może powiedzieć, że czegoś szczególnie nie lubi w audiodeskrypcji. – Raczej powiedziałabym, że są różne rozwiązania dla tego samego problemu, ważne jest, by wyczuć, ile informacji podać, by nie przegadać filmu. Jeśli ktoś na żywo opowiada mi film, bardzo cenię to, że stara się nie zagadywać dialogów. Lubię też audiodeskrypcję, która dobrze wskazuje, kto mówi. Lubię też audiowstępy, gdzie jest opis bohaterów czy głównych miejsc – mówi.
Podobnie uważa Kamila Albin, konsultantka Fundacji Siódmy Zmysł – Aaudiowstępy są ważne, ale nie mogą być zbyt długie, gdyż wtedy nudzą się osoby widzące, które oglądają obraz. Zaznacza, że nie każda niewidoma osoba ma kompetencje do tego, by konsultować audiodeskrypcję.
Sama zwraca uwagę na opisy i rażą ją błędy językowe. – Nie lubię przegadanych audiodeskrypcji, bardzo szczegółowych. Widzący również nie oglądają tak filmów, by skupiać się na każdym szczególe. Nie lubię też opisów, które brzmią jak instrukcja obsługi. Lubię opis nazwany po imieniu, np. „grymas bólu”, a nie „dynamiczne mruganie oczami”, bo to niewiele mi mówi – dzieli się swoimi refleksjami.
Dobra audiodeskrypcja w jej opinii mieści się w trzech słowach: w punkt (dobrze dobrane słowa), konkretna i treściwa. – Niektórzy nazywają audiodeskrypcję malowaniem dźwiękiem. Każde dzieło jest inne, ciekawe, także ja ciągle uczę się czegoś nowego. Opisywałam np. cerkwie i kościoły z listy UNESCO, w takich wypadkach trzeba także skonsultować opis merytoryczny z historykiem sztuki czy archeologiem i także znaleźć sposób na pogodzenie tych potrzeb i opisów.
Audiodeskrypcja i prawo
Chociaż dzieł z audiodeskrypcją jest coraz więcej, to jednak do systemowego działania i finansowania tego obszaru jeszcze w Polsce daleko. Mamy program Dostępność Plus, który ogólnie ujmuje ten fragment dostępności, jest ustawa o radiofonii i telewizji, która określa liczbę dostępnych programów i ustawa o dostępności cyfrowej, która mówi o dostępnych multimediach.
Mamy także programy operacyjne Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej (PISF), który dofinansowuje filmy polskie w ramach konkursów. Jeśli filmowcy dostają środki z PISF, to finalny produkt powinien mieć audiodeskrypcję i napisy. Jednak nie ma obostrzeń, jeśli ostatecznie audiodeskrypcja nie trafi do kin. Zwracają na to uwagę Justyna Mańkowska i Agata Psiuk.
– Bardzo zależy nam na tym, by audiodeskrypcja była w kinach, obecnie są one jednymi z bardziej niedostępnych instytucji kultury. Są cztery miasta w Polsce, gdzie osoby z niepełnosprawnością wzroku mogą w miarę regularnie oglądać film z opisami: Wrocław, Kraków, Warszawa, Poznań. Działają tam po prostu organizacje pozarządowe, które realizują takie projekty i pozyskują na nie środki, tj. Fundacja Katarynka, Fundacja Siódmy Zmysł, Kultura Bez Barier i Fundacja Mili Ludzie. Powołaliśmy Kolektyw Otwartej Kultury i chcemy wywierać nacisk na decydentów, to jest nasz priorytet, by działać na rzecz dostępnego kina. Odpowiednie zapisy powinny znaleźć się w ustawie o kinematografii – mówi Justyna Mańkowska.
– Powstają pewne absurdy, jak ten związany z programami operacyjnymi PISF. Faktycznie w filmach dofinansowanych przez Instytut jest audiodeskrypcja, ale gdy produkcja trafia do dystrybucji, dystrybutor nie czuje takiej potrzeby, albo nie wie, że to się przekłada na konkretne wpływy z biletów i nie dołącza tego suplementu z opisem do płyt, które trafiają do kin. I jest taka sytuacja, że jest audiodeskrypcja do filmu, państwo za nią zapłaciło, ale nie ma jej w kinie, bo nie dodano suplementu do płyty lub np. kino nie ma słuchawek. Ta świadomość się powoli zmienia, ale jest potrzebny jeszcze czas – mówi Agata Psiuk.
Ile to kosztuje
Koszt audiodeskrypcji jest bardzo różny, uzależniony od tego, jak szybko trzeba ją wykonać, jaki jest na nią budżet, do jakiego dzieła. Przyjmuje się, że widełki mieszczą się od 70 do 180/200 złotych za 10 minut. Cały proces obejmuje sfinansowanie stworzenia audiodeskrypcji, konsultacji, nagrania lektora, zmontowania. Długi film, ponaddwugodzinny może kosztować nawet
około 3-5 tysięcy złotych. Ale czy to dużo, biorąc pod uwagę, że bez niej dla części naszego społeczeństwa, jest on dziełem bezwartościowym, bo niedostępnym? Chyba nie.
Agata Pisarska
Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników
Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.
Dodano: 17-03-2020 15:48:31