Treść strony

 

Adwokat widzieć nie musi - Katarzyna Heba

Gdyby ktoś w liceum zapytał mnie czy marzę, aby w przyszłości wykonywać zawód adwokata, to zapewne zrobiłabym zdziwioną minę. Absolutnie nie miałam takich planów i bynajmniej nie z powodu braku wzroku. Interesowałam się dziennikarstwem i szeroko pojętymi naukami politycznymi. Właściwie do chwili, gdy nie otrzymałam wyników z matury, nie miałam pojęcia, jakie studia podejmę. Siedząc w domu ze świadectwem maturalnym w ręku, zastanawiałam się, jaki wybrać kierunek, bo jedno wiedziałam na pewno: na studia pójść muszę. Na pytanie taty, co chciałabym w życiu robić, odpowiedziałam, że chciałabym być drugim Tomaszem Lisem. Na co mój tata stwierdził, że Tomasz Lis skończył prawo, więc może warto o tym kierunku pomyśleć. I w tych oto okolicznościach zostałam studentką Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego.

Pomysł na adwokaturę urodził się po trzecim roku studiów i pod wpływem studenckich praktyk, które odbywałam pod okiem pana mecenasa z jednej ze słupskich kancelarii. Zaraził mnie swoją miłością do tej profesji, ucząc konstrukcji pism procesowych, rozmów z klientami i wreszcie zabierając na rozprawy. Prośba pana mecenasa była jedna, abym nie zakładała butów na wysokim obcasie, bo on się boi, że przewrócę się na schodach, gdyż trochę nieumiejętnie mnie prowadza. Oczywiście okazało się to kompletną nieprawdą. Pan mecenas był nie tylko doskonałym nauczycielem, ale i przewodnikiem. Przynajmniej po skończonych studiach nie miałam dylematu. Musiałam przygotować się do egzaminu na aplikację adwokacką. Merytoryczne przygotowanie do testu to jedno, ale forma jego napisania już przerosła przerażoną komisję. Zaproponowałam, że może ktoś z członków komisji będzie zakreślał wskazywane przeze mnie odpowiedzi, a przebieg egzaminu zostanie zarejestrowany na jakimś dyktafonie. Udało się, wymarzony egzamin zdany, więc teraz trzeba przekonać dziekana rady adwokackiej, że kłopotliwą aplikantką nie będę. Znalazłam patrona, który praktycznie uczył mnie zawodu, chodziłam na zajęcia teoretyczne i zdawałam egzaminy, które na szczęście dla wszystkich były ustne. Jednak kłopot pojawił się przy okazji egzaminu zawodowego. Pisze się go w specjalnej aplikacji, która blokuje wszystkie inne programy na komputerze. Do tego akta są w formie papierowej, a stanowiska z systemami prawniczymi są dla wszystkich na komputerach bez udźwiękowienia. Na szczęście udało się wypracować sposób zdawania egzaminu. Pisałam go na własnym, wcześniej sprawdzonym komputerze, bez tej nieszczęsnej blokującej aplikacji, a materiały miałam w formie elektronicznej na płycie CD. Obok mnie siedziała pani, która w miarę moich potrzeb ściągała mi potrzebne materiały z Lexa i Legalisa.

Po miesięcznym niemal oczekiwaniu na wyniki egzaminu dowiedziałam się, że zdałam. Wreszcie dostałam upragniony wpis na listę adwokatów i wydawało mi się, że od tej chwili świat stoi przede mną otworem. Nic bardziej mylnego. To jest zawód zaufania publicznego wymagający ogromnej odpowiedzialności i uważności. Po pierwsze trzeba zadbać o zachowanie tajemnicy adwokackiej, a więc dokumenty nie mogą trafiać w niepowołane ręce. Oczywiście pomoc asystentki jest niezbędna, ale należy zachować daleko idącą ostrożność. Nie każdy dokument może przeczytać, z akt w czytelni sądowej muszę korzystać sama. Na szczęście mam dostęp do portalu informacyjnego, więc mogę samodzielnie ściągać akta, nagrania z rozpraw i wszystkie inne pisma procesowe, dotyczące prowadzonych przeze mnie spraw. Nowoczesne rozwiązania technologiczne zdecydowanie ułatwiają pracę. Notatki sporządzam na notatniku. Z Lexa i Legalisa, czyli systemów informacji prawnej, bez niczyjej pomocy ściągam potrzebne akty prawne, komentarze i orzeczenia. Najtrudniej jest ze zdjęciami, które też często stanowią materiał dowodowy w sprawie. Udało mi się temu zaradzić. Do ich oceny udzielam pełnomocnictwa innemu adwokatowi, bo dbanie o zachowanie tajemnicy zawodowej jest najważniejsze, a poza tym moi klienci muszą mieć do mnie pełne zaufanie. Ktoś mógłby zapytać, czy przeszkadza im brak wzroku, nic mi o tym nie wiadomo. Ich interesuje wygrana sprawa i tyle. Przegranych nikt nie lubi, nawet adwokat, który, jak widać, widzieć nie musi. Wystarczy, żeby myślał i kochał ten niełatwy, acz piękny zawód.

Katarzyna Heba

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.