Atlas
Gułag

Represje ZSRS wobec Polaków i obywateli polskich

TYFLOGRAFIA POLSKA
Fundacja Polskich Niewidomych i Słabowidzących Trakt

Warszawa 2020

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury
Logo Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego

ISBN 978–83–949098–9–5

SERIA WYDAWNICZA
TYFLOGRAFIA POLSKA NR 12

Autorzy projektu

Józef Mendruń, Mariusz Olczyk

Zespół redakcyjny

Stanisław Kasperec, Anna Kołowiecka, Józef Mendruń (przewodniczący Zespołu), Jadwiga Mendruń, Mariusz Olczyk, Ryszard Sitarczuk, Milena Smykowska

Opracowanie tyflokartograficzne

Mariusz Olczyk – www.tyflomapy.pl

Autor tekstów historycznych i konsultantka map

Agnieszka Knyt

Opracowanie graficzne, skład i łamanie

Agnieszka Stachyra

Redakcja merytoryczna

Stanisław Kasperec

Korekta

Maria Urszula Kasperec

Druk barwno-wypukły map i okładki

Printex Pracownia Poligraficzna – Krzysztof Ciechanowski
ul. Żółkiewskiego 3, 63-400 Ostrów Wielkopolski

Druk książki

P.H.U. Impuls Ryszard Dziewa
ul. Powstania Styczniowego 95d/2, 20-706 Lublin

Opracowanie wersji HTML

Sylwester Orzeszko

Wydawca

Fundacja Polskich Niewidomych i Słabowidzących Trakt
logo Fundacji Trakt
www.trakt.org.pl
al. Bohaterów Września 9, lok. 104, 00–971 Warszawa

Fundację Polskich Niewidomych i Słabowidzących Trakt powołało siedmiu niewidomych fundatorów 17 marca 2005 roku. Ludzie ci postanowili podzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem po to, by pokazać na własnym przykładzie, że utrata wzroku nie musi równać się społecznemu wykluczeniu, nie musi być końcem aktywności zawodowej. Wokół idei pomocy osobom niewidomym i słabowidzącym Fundacja Trakt zgromadziła wielu kompetentnych współpracowników i wolontariuszy.

Ważną formą naszej działalności są wydawnictwa. Od 2008 roku wydaliśmy następujące publikacje zwarte: Stanisław Kotowski, Przewodnik po problematyce osób niewidomych i słabowidzących (2008), Juliusz Słowacki, Wybór poezji (2009), Małgorzata Paplińska (red.), Jak przygotować niewidome dziecko do nauki brajla. Przewodnik dla rodziców i nauczycieli (2012), Małgorzata Paplińska (red.), Pismo Braille`a. Z tradycją w nowoczesność (2016), Małgorzata Paplińska, Skróty brajlowskie w tydzień. Program do samodzielnej nauki Polskich Ortograficznych Skrótów Brajlowskich I Stopnia (2016), Iza Galicka, Moje życie w Trakcie (2019).

Fundacja wydaje też mapy barwno­‑wypukłe dostosowane do możliwości percepcyjnych osób z dysfunkcją wzroku. Do tej pory opublikowaliśmy mapy Warszawy, Płocka, mapę Unii Europejskiej, Atlas Unii Europejskiej – poznajmy się.

Stworzyliśmy serię wydawniczą TYFLOGRAFIA POLSKA, w ramach której wydaliśmy:

  1. Bliżej skarbów kultury (2013)
  2. Żelazowa Wola. Miejsce urodzenia Fryderyka Chopina (2015)
  3. Atlas historyczny Polski (2016)
  4. Atlas. Polskie Powstania Narodowe (2017)
  5. Wilno. Plan Starego Miasta (2018)
  6. Atlas. II Rzeczpospolita 1918–1939 (2018)
  7. Rodem Warszawianin. Szkic o latach warszawskich Fryderyka Chopina (2018)
  8. Lwów. Plan Starego Miasta (2019)
  9. Atlas. Polska podczas II wojny światowej (2019)
  10. Atlas. Kresy Wschodnie (2019)
  11. Warszawa. Plan Starego i Nowego Miasta (2020).

Niniejszy Atlas. Gułag – represje ZSRS wobec Polaków i obywateli polskich jest dwunastą pozycją w tej serii.

Atlas historyczny Polski (2016) został zauważony na 28. Międzynarodowej Konferencji Kartograficznej w Waszyngtonie (lipiec 2017) i wyróżniony II miejscem w kategorii EDUCATIONAL CARTOGRAPHIC PRODUCTS.

Publikacje Fundacji są wydawane w brajlu i powiększonym drukiem. Są też zamieszczane na stronie internetowej www.trakt.org.pl oraz www.tyflomapy.pl.

SPIS TREŚCI

OD REDAKCJI
JAK CZYTAĆ MAPY W ATLASIE GUŁAG – REPRESJE ZSRS WOBEC POLAKÓW I OBYWATELI POLSKICH

WSTĘP – KRÓTKA HISTORIA ZSRS

Kalendarium wybranych najważniejszych dat z historii Rosji i ZSRS w XIX i XX wieku

1. ZSRS – MAPA OGÓLNOGEOGRAFICZNA (mapa 1.)

2. TOPOGRAFIA GUŁAGU 1918–1960 (mapa 2.)

Kalendarium najważniejszych dat z historii Gułagu

Śmierć Stalina

3. GUŁAG – NIEWOLNICZA PRACA 1919–1950 (mapa 3.)

Łagrowy świat

4. MIEJSCA KATORGI 1923–1960 (mapa 4.)

Wyspy Sołowieckie

Biełomorkanał

Workuta

Martwa Droga

5. KOŁYMA (SIEWWOSTŁAG) 1932–1953 (mapa 5.)

Dalstroj

Kopalnie

Wrogowie ludu

6. POLACY W GUŁAGU 1919–1960 (mapa 6.)

Bunty w łagrach

Kalendarium buntów więźniów Gułagu

7. MASOWE PRZESIEDLENIA 1940–1944 (mapa 7.)

Cztery deportacje

Armia Andersa

Kalendarium ewakuacji obywateli polskich z armią Andersa

Repatrianci

8. OBOZY JENIECKIE NKWD 1939–1950 (mapa 8.)

Zbrodnia Katyńska

Jeńcy polscy

ŹRÓDŁA WYKORZYSTANE W TEKŚCIE

OD REDAKCJI
JAK CZYTAĆ MAPY W ATLASIE GUŁAG – REPRESJE ZSRS WOBEC POLAKÓW I OBYWATELI POLSKICH

Słownik języka polskiego definiuje system polityczny oparty na nieograniczonej władzy jednej partii, która kontroluje wszystkie dziedziny życia, jako totalitaryzm. Ze słowem totalitaryzm kojarzą nam się postaci jak Hitler czy Stalin, ale też miejsca, zjawiska, procesy czy wydarzenia – takie jak Auschwitz, Treblinka, masowe mordy, łapanki, Holocaust, deportacje, łagry, zbrodnia katyńska, Workuta, Kołyma. Te pojęcia (jak i wiele innych) stanowią dziś symbole tych dwóch przerażających totalitaryzmów XX wieku – nazizmu i komunizmu.

Nasz Atlas opowiada o systemie komunistycznym, a dokładnie o instrumencie represji politycznych, który pozwalał mieć pełną kontrolę nad ludźmi. Opowiadamy o systemie obozów niewolniczej pracy (łagrów), zwanych Gułag, który pochłonął setki tysięcy ofiar.

Gułag objął swoim zasięgiem najpierw przeciwników władzy, a potem wszystkich obywateli, nawet tych, którzy jeszcze niedawno byli po jej stronie. Do obozu, poza więźniami kryminalnymi, mógł trafić każdy: na skutek donosu, zeznań wymuszonych torturami czy też w ramach tzw. czystki narodowej, ludzi tych skazywano przeważnie w trybie pozasądowym. Trafiali tam zarówno obywatele ZSRS, jak i obywatele państw, które z wybuchem II wojny światowej znalazły się w strefie wpływów ZSRS. Byli to Polacy, Łotysze, Litwini, Estończycy, Finowie, Tatarzy Krymscy, Kałmucy, Bałkarzy, Czeczeni, Ingusze, Turcy Meschetyńscy, Kurdowie, Azerowie, Niemcy nadwołżańscy i wiele innych narodów. Kolejnymi więźniami stali się żołnierze pojmani w niewolę, a po II wojnie światowej – ponownie przeciwnicy władzy komunistycznej. Represje trwały aż do połowy lat 80., kiedy Michaił Gorbaczow rozpoczął pierestrojkę.

Najbardziej przerażający jest jednak fakt, że Gułag dalej istnieje, nie stał się on zamkniętą kartą historii, gdyż nadal we współczesnej Rosji funkcjonuje system obozów karnych, do których trafiają często osoby ze względu na swoje przekonania, niezgodne z linią władzy. Należy tu wymienić takie postaci jak:

W tym okrutnym obozowym systemie, zwłaszcza w latach 1939–1946, znaleźli się Polacy, którzy stanowili znaczny odsetek napływających do Gułagu więźniów. W 2020 roku obchodzimy osiemdziesiątą rocznicę pierwszej wielkiej deportacji obywateli polskich w głąb ZSRS, pierwszej po 17 września 1939 roku z ziem zaanektowanych przez Związek Sowiecki. Wtedy to Polacy zostali wysłani do Kraju Krasnojarskiego, do Komi, do obwodów archangielskiego, swierdłowskiego i irkuckiego. Po dwóch miesiącach nastąpiła kolejna fala deportacji – tym razem głównym miejscem zesłania był Kazachstan.

Czy wiemy, co to był ZSRS – Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich? Czy wiemy, co to był Gułag? Czy znamy ogrom zbrodni sowieckich? Czy znamy miejsca tych zbrodni oraz systemu łagrowego? Czy wiemy, gdzie jest Syberia – jak jest duża, rozległa, jak daleko sięga? Czy potrafimy zlokalizować miejsca takie jak Kołyma, Workuta, Wyspy Sołowieckie? Czy Gułag to daleka Azja, czy może Europa, czyli właściwie tuż obok? Czy wiemy, co oznaczają pojęcia takie jak onuce, walonki, kułacy, czekiści, katorga, machorka, szkorbut, wachta, wor?

Łagry to cmentarzyska milionów ofiar, w tym wielu, wielu Polaków... Ostatni świadkowie tych zbrodni już odchodzą. Wsłuchanie się w ich świadectwa jest niezbędne, a poznanie przestrzenne całego systemu sowieckich łagrów pozwala zrozumieć ogrom ich tragedii, okrucieństwa wobec człowieka, który wpadł w tryby tego systemu. Czytając o Gułagu, słuchając wspomnień i znając nasze mapy, będzie nam łatwiej wyobrazić sobie, jakim heroizmem musiały się wykazać wszystkie ofiary tego systemu.

Nasz Atlas pokazuje w sposób kompleksowy temat sowieckich łagrów i sytemu Gułagu. Skupiliśmy się na opracowaniu map ułatwiających poznanie ogromnego obszaru byłego ZSRS, zaczynając od jego geografii i opisu krain, przez topografię obozów pracy, po mapy tematyczne, w tym mapę dotyczącą niewolniczej pracy łagierników.

Na tym tle opowiadamy o Polakach i obywatelach polskich, ale nie zapominając o innych narodach, które zostały zmuszone do przesiedleń, deportacji i katorgi. Skutki tych przymusowych deportacji są stale żywe we współczesnej Rosji, co widać w problemach narodów kaukaskich, takich jak Czeczeni czy Tatarzy deportowani niegdyś z Krymu.

Historia jest potrzebna do zrozumienia teraźniejszości. Nasz Atlas jest dopełnieniem przestrzennym wielu tragicznych historii Polaków, którzy doświadczyli Gułagu, ale też wielu narodów, dla których Gułag nadal trwa... Atlas jest próbą zachowania pamięci o ludziach i tych historycznych miejscach, które obecnie są zaniedbane – to swoiste wirtualne miejsce pamięci.

Liczymy, że zarówno tyflomapy, jak i towarzyszący im komentarz historyczny staną się inspiracją do dalszych poszukiwań i uzupełniania swojej wiedzy. Mamy nadzieję, że publikacja stanie się cenną pomocą pobudzającą ciekawość odbiorców.

⤌powrót do spisu treści

OPIS LEGENDY

Cały Atlas znajduje się w teczce zawierającej osiem plansz dotykowych (w tym pięć plansz rozkładanych), broszurę w brajlu ze spisem treści i objaśnieniami skrótów brajlowskich oraz książkę w powiększonym druku ze specjalnie przygotowanym komentarzem historycznym.

Zanim jednak wyjmiesz interesującą Cię mapę z teczki, dokładnie zapoznaj się z jej zawartością. Pod klapą teczki umieściliśmy legendę. Legenda zawiera objaśnienia użytych znaków na poszczególnych mapach, które, jeśli dokładnie poznasz i zapamiętasz (a nie jest ich dużo), będzie Ci łatwiej czytać.

Południk 180° oznaczyliśmy prostą czarną grubą linią na żółtym tle i dużymi kropkami tworzącymi linię biegnącą od północy (od góry) na południe (do dołu).

Koło podbiegunowe północne – to linia czarna przerywana na żółtym tle i nieco mniejsze kropki tworzące linię biegnącą z zachodu (od lewej strony) na wschód (na prawą stronę).

Obszar ZSRS oznaczyliśmy gładką powierzchnią i białym kolorem.

Ziemie polskie oznaczone zostały gęstą, regularną siecią wypukłych punktów i żółtym kolorem.

Pozostałe ziemie oznaczyliśmy fakturą piaskową i kolorem czarnym. Tak właśnie zostały pokazane obszary poza granicami ZSRS i ziem polskich, aby wydobyć z mapy to, co jest najważniejsze.

Granice państw – to linia złożona z wypukłych punktów, czytelnych dotykiem i w kolorze żółtym. Granica w wersji kolorowej jest dodatkowo odcięta cienką czarną linią.

Granice państw na rzekach – to symbol pojawiający się tylko w wersji dotykowej. Jest to wypukła linia z wypukłymi punktami umieszczonymi co około osiem milimetrów.

Stolice pokazane zostały w postaci wypukłych okręgów z wypukłą kropką w środku. W druku barwnym są to pomarańczowe koła z czarnym obrysem i również z czarną kropką w środku.

Miasta oznaczone zostały sygnaturą w postaci czarnych wypukłych okręgów z pomarańczowym wnętrzem.

Rzeki pokazaliśmy jako ciągłą wypukłą granatową linię. Zwróć uwagę na ujścia dopływów do rzek głównych, które w wersji dotykowej są odcięte od siebie. Dzięki temu możesz łatwo zorientować się, która rzeka jest ważniejsza. Aby rozpoznać, w którym kierunku płynie wybrana rzeka, zastosowaliśmy dwa rozwiązania dotykowe. Po pierwsze, źródło rzeki oznaczyliśmy wypukłą kropką i wiesz, że rzeka od tej kropki rozpoczyna swój bieg, a po drugie rozcięliśmy ramkę w miejscu, gdzie rzeka wypływa z mapy, informując tym samym, gdzie ona zmierza, że nie kończy się na ramce.

Kanały oznaczane są jako ciągła wypukła granatowa linia, poprzecinana krótkimi, wypukłymi granatowymi kreseczkami.

Jeziora pokazaliśmy jako wypukłe półokręgi z podstawą zwróconą ku górze, z obwódką białą i z niebieskim wypełnieniem. Wielkie jeziora są pokazane tak jak morza.

Obszary bagienne – to faktura składająca się z wypukłych poziomych krótkich kresek nierównomiernie rozłożonych na pewnym obszarze w kolorze granatowym.

Linia brzegowa – to wypukła szorstka, cienka linia w kolorze białym.

Morza – to obszary w kolorze niebieskim pokryte fakturą składającą się z wypukłych poziomych linii.

Wyspy pokazaliśmy jako wypukłe półokręgi z podstawą zwróconą ku dołowi, z obwódką granatową i z białym wypełnieniem. Wielkie wyspy są pokazane tak jak morza.

Archipelagi pokazaliśmy jako wypukłe półokręgi z podstawą zwróconą ku dołowi, z obwódką granatową i z białym wypełnieniem z wypukłą granatową kropką wewnątrz. Wielkie wyspy są obrysowane linią brzegową i oznaczone tym samym kolorem co ląd.

Wzniesienia, tereny pagórkowate – to wypukłe gładkie linie w kształcie łuku lekko wygiętego ku górze w kolorze brązowym.

Obszary górskie – to wypukłe gładkie linie w kształcie łuku mocno wygiętego ku górze w kolorze brązowym.

Postaraj się zapamiętać sygnatury i faktury. W razie potrzeby zawsze możesz ponownie skorzystać z legendy, która na stałe jest przyklejona do teczki.

Na poszczególnych planszach znajdziesz dodatkowe legendy umieszczone najczęściej w prawym dolnym rogu dużych, rozkładanych plansz lub po lewej stronie dla mniejszych plansz, w których objaśnione są sygnatury dotyczące tylko tej danej planszy.

Na mapach tematycznych znajdziesz faktury i znaki, które powyżej opisaliśmy, ale będą do nich czasami przypisane inne informacje. Ważne jest, aby przed czytaniem każdej mapy najpierw zapoznać się z legendą i zapamiętać objaśnienia poszczególnych znaków i zastosowanych faktur na danej mapie. Jeśli już poznałeś i rozumiesz legendę, to teraz możesz wyjąć pierwszą mapę, broszurkę z objaśnieniami skrótów brajlowskich i książkę z komentarzem historycznym. Opisy historyczne znajdziesz też na stronie Fundacji Trakt oraz na www.tyflomapy.pl w Internecie.

⤌powrót do spisu treści

OPIS BROSZURY Z OBJAŚNIENIAMI SKRÓTÓW BRAJLOWSKICH I NINIEJSZEJ KSIĄŻKI Z KOMENTARZEM HISTORYCZNYM

Ze względu na rozciągłość pisma brajlowskiego konieczna była zamiana pełnych nazw na skróty dwu- i trzyliterowe. Dodatkowo do niektórych skrótów brajlowskich dodano tzw. klucze, które informują, do jakiego rodzaju znaku na mapie i obiektu w rzeczywistości odnieść należy dany skrót. Mamy zatem następujące klucze:

Przygotowaliśmy pełny wykaz objaśnień skrótów brajlowskich, jakie znajdziesz na mapach. Warto go mieć pod ręką, wyszukując objaśnień do napotkanych i jeszcze niezapamiętanych skrótów. Staraliśmy się, aby skróty były intuicyjne i szybko kojarzone z nazwą własną. W wielu przypadkach wystarczy raz przeczytać objaśnienie i skrót zostanie zapamiętany, zwłaszcza tam, gdzie często się powtarza, a powtarzają się skróty dla rzek i wybranych miast. Nazewnictwo jednak jest mało powszechne i prawdopodobnie będzie konieczne częste zaglądanie do objaśnień skrótów.

Każda plansza ma swój opis historyczny. Został on tak opracowany, aby pokazane na mapie treści znalazły w nim swoje wyjaśnienie. Opisy jednak w wielu przypadkach zawierają coś, czego nie znajdziesz na mapie – są one dopełnieniem treści mapy, aby lepiej zrozumieć dane zagadnienie.

⤌powrót do spisu treści

CZYTANIE MAP ATLASU

Znając już legendę, zawartość broszury z objaśnieniami skrótów brajlowskich i książkę z komentarzem historycznym, wyjmij wybraną planszę z teczki i ułóż ją tak, aby wypukły czarny trójkąt znalazł się w prawym górnym (dalszym) rogu.

Zanim zaczniesz oglądać mapę, zwróć uwagę na dodatkowe informacje znajdujące się na planszy.

Tytuł mapy umieszczono w lewym górnym (dalszym) rogu planszy i zajmuje on zazwyczaj dwa lub trzy wiersze. W ostatnim wierszu tytułu znajduje się skala liczbowa mapy.

Mapy w atlasie zostały wykonane w dwóch skalach.

Mamy zatem ogólne spojrzenie na ZSRS wykonane w skali 1 : 12 500 000 (jeden do dwunastu i pół miliona). Skala mapy określa, jaki jest stosunek odległości na mapie do odległości w terenie. Skala 1 : 12 500 000 oznacza, że jeden centymetr na mapie to dwanaście i pół miliona centymetrów w rzeczywistości, czyli, po zamianie jednostek, odpowiada stu dwudziestu pięciu kilometrom na powierzchni ziemi. Pod tytułem mapy znajdziesz podziałkę liniową, która obrazuje odległość w terenie wynoszącą dwieście pięćdziesiąt kilometrów, co odpowiada na mapie dwóm centymetrom.

Wszystkie mapy są w mniejszym lub większym stopniu zniekształcone, bowiem musimy przenieść kształt kuli ziemskiej na płaską kartkę. Znając temat mapy, kartograf może zaprojektować takie odwzorowanie, które zachowa określone typy relacji między obiektami na mapie. W przypadku Gułagu zależało nam na możliwości policzenia odległości i to zostało na naszych mapach zachowane. Chcieliśmy też, aby można było ocenić położenie różnych miast względem siebie, jak i innych elementów takich jak koło podbiegunowe, bo to jest ważne dla zrozumienia warunków, w jakich przyszło łagiernikom żyć i pracować. Dzięki temu wiemy, jak daleko jest Workuta, Kołyma czy Władywostok, możemy odczytać położenie Warszawy czy Irkucka, miast, które leżą niemal na tej samej szerokości geograficznej.

Gułag kojarzy nam się z odległościami, z czymś dalekim, niedostępnym. Aby obliczyć możliwie dokładnie odległość na przykład jeziora Bajkał od granic Polski, dobraliśmy odpowiednie odwzorowanie oraz umieściliśmy wzdłuż dolnej i lewej ramki każdej planszy w skali 1 : 12 500 000 linie odpowiadające 250 kilometrom w terenie poprzedzielane odstępami o tej samej długości. Mamy zatem linię i odstęp, co oznacza 500 kilometrów w rzeczywistości.

W naszym Atlasie mamy przybliżenia niektórych obszarów ZSRS, dla których przyjęliśmy skalę 1 : 5 000 000 (jeden do pięciu milionów), co oznacza, że powiększyliśmy ją o dwa i pół razy w stosunku do dużej mapy. Skala 1 : 5 000 000 oznacza, że jeden centymetr na mapie odpowiada pięciu milionom centymetrów, czyli, po zamianie jednostek, odpowiada pięćdziesięciu kilometrom na powierzchni ziemi. Na tych planszach również znajdziesz wzdłuż dolnej i lewej ramki linie odpowiadające 100 kilometrom w terenie poprzedzielane odstępami o tej samej długości. Mamy zatem linię i odstęp, co oznacza 200 kilometrów w rzeczywistości.

W prawym dolnym (bliższym) rogu każdej planszy znajduje się jej numer zgodny z kolejnością chronologiczną plansz. Pamiętaj, aby mapa po obejrzeniu wróciła do teczki na swoje miejsce. Jeśli będzie porządek w teczce, to następnym razem będzie łatwiej ją znaleźć.

Nie będziemy opisywać każdej mapy, wyjaśniać, jak ją czytać, bo nie chcemy zabierać przyjemności odkrywania map. Ale chcielibyśmy podpowiedzieć, od czego warto zacząć poznawanie naszego Atlasu, aby jego odkrywanie było po prostu łatwiejsze.

Zaczynamy oczywiście od przeczytania legendy i kiedy już poznamy objaśnienia znaków, proponujemy wyjąć planszę numer jeden oraz broszurę z objaśnieniami skrótów. Plansza ta opowiada o geografii ZSRS w dość szczególny sposób, bo z okien pociągu jadącego najdłuższą linią kolejową na świecie – Koleją Transsyberyjską. W obecnych czasach to niezwykła atrakcja turystyczna pozwalająca pokonać odległość ponad 9000 kilometrów, zaczynając podróż z Europy, z Moskwy, a kończąc ją u wybrzeży Morza Japońskiego, we Władywostoku. W czasach Gułagu Kolej Transsyberyjska była jednym z najważniejszych czynników lokalizacji systemu obozów przymusowych i główny środek transportu więźniów do różnych obszarów ogromnej Rosji Sowieckiej. Deportowani podróżowali tygodniami nie z własnej woli i nie w celach turystycznych, ale na katorgę, w bydlęcych wagonach, w wielkim ścisku, zimnie, bez wystarczającej ilości jedzenia czy odpowiednich środków sanitarnych. Podróż pociągiem była niejednokrotnie częścią ich dalekiej drogi, do miejsca przesiadki na przykład na statek rzeczny czy morski w kierunku łagrów na dalekiej północy, poza koło podbiegunowe. Dla wielu z nich był to bilet w jedną stronę.

Zapraszamy do zapoznania się z mapami z naszego Atlasu i komentarzem historycznym. Opowieść jest mroczna, przygnębiająca, ale warto ją poznać i zrozumieć.

Redakcja

⤌powrót do spisu treści

WSTĘP – KRÓTKA HISTORIA ZSRS

Kalendarium wybranych najważniejszych dat z historii Rosji i ZSRS w XIX i XX wieku

W 1917 roku przez Rosję przetoczyły się dwie rewolucje: lutowa, która naruszyła system rządów carskich, i październikowa, która ostatecznie pozwoliła przejąć władzę bolszewikom. Ten ostatni przewrót miał zasadniczy wpływ na losy Rosji, graniczących z nią państw, a nawet całego świata.

Rosyjski filozof i publicysta Piotr Czaadajew w swoim traktacie Listy filozoficzne przewidywał już w XIX wieku, że Rosja odegra niebawem pokazową lekcję dla ludzkości. Rosja carska była wówczas państwem ogromnych kontrastów społecznych, nie posiadała tradycji obywatelskiej, brakowało w społeczeństwie rosyjskim klasy średniej, która mogłaby się stać realną siłą modernizacji kraju. Władza cara opierała się na trzech filarach: samodzierżawiu (rządach absolutnych), prawosławiu i ludowości. Równolegle w społeczeństwach europejskich na skutek rewolucji przemysłowej zachodziły znaczące zmiany, które wymusiły powstanie nowych warstw społecznych. Zaś w Rosji – chłopi uwolnieni z poddaństwa czy wyzyskiwani robotnicy fabryczni znaleźli się na marginesie życia społecznego i politycznego.

Początek XX wieku to przegrana Rosji carskiej w wojnie z Japonią, porzucenie przez cara Mikołaja II reformy samodzierżawia w monarchię konstytucyjną, a wreszcie porażki ponoszone na frontach I wojny światowej. Wszystko to spowodowało kryzys gospodarczy w Imperium Rosyjskim – pojawiły się żądania reform i zniesienia władzy cara. W konsekwencji strajków robotniczych, demonstracji antywojennych, starć młodzieży akademickiej i chłopów z carską policją i wojskiem w 1917 roku doszło w Rosji do rewolucji bolszewickiej, w wyniku której obalono carat. Powstało w jego miejsce państwo totalitarne, opierające się na ideologii komunistycznej.

Partia bolszewicka, która dysponowała sprawnym aparatem zarządzającym, miała charyzmatycznych przywódców i świetnie działającą propagandę, trafiła do różnych warstw społecznych i sprawnie przejęła władzę. Zmęczeni wojną i panującym w kraju chaosem ludzie przyjęli nową władzę z nadzieją na przywrócenie ładu i pokoju. Powstała Rosyjska Federacyjna Socjalistyczna Republika Rad, oparta również na trzech filarach: Radach Delegatów Robotniczych i Żołnierskich (powstawały we wszystkich większych miastach), Radzie Komisarzy Ludowych (rewolucyjny rząd bolszewicki, który miał przekształcić Rosję w państwo komunistyczne) oraz wodzu partii bolszewickiej – Włodzimierzu Leninie, który miał właściwie nieograniczoną władzę.

A opierała się ona – od samego początku – na terrorze. Jednym z pierwszych kroków bolszewików była rozprawa z tzw. wrogami ludu. W grudniu 1917 roku utworzono tajną policję – Wszechrosyjską Nadzwyczajną Komisję do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem (popularnie nazywaną Czeka), na czele której stanął Feliks Dzierżyński. Pierwszymi ofiarami bolszewików stali się między innymi członkowie carskiej rodziny ze zdetronizowanym Mikołajem II. Zamordowano ich 17 lipca 1918 roku w Jekaterynburgu. W tym samym roku powstały pierwsze łagry – obozy koncentracyjne, które zapoczątkowały system Gułagu – sieci obozów rozsianych po całym Związku Sowieckim.

Formalnie ZSRS został utworzony 30 grudnia 1922 roku, po zakończeniu wojny domowej w Rosji. Traktat założycielski podpisały Rosyjska Federacyjna Socjalistyczna Republika Sowiecka (RFSRS), Ukraińska SRS, Białoruska SRS i Zakaukaska FSRS. Deklaracja o powstaniu Związku Sowieckiego głosiła, że jest on dobrowolnym zjednoczeniem równouprawnionych narodów: Nowe państwo związkowe będzie godnym ukoronowaniem założonych już w październiku 1917 roku podstaw pokojowego współżycia i braterskiej współpracy narodów, stanie się ono prawdziwą ostoją przeciwko światowemu kapitalizmowi i nowym zdecydowanym krokiem na drodze do zjednoczenia ludzi pracy wszystkich krajów w jedną światową Socjalistyczną Republikę Sowiecką. Jednak w praktyce ZSRS funkcjonował jako kraj ze scentralizowaną gospodarką i władzą, którą sprawowała WKP(b) – Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików), od 1952 roku pod nazwą Komunistyczna Partia Związku Sowieckiego (KPZS), według koncepcji tzw. dyktatury proletariatu.

Początkowo poszczególne republiki usiłowały rozwijać się indywidualnie, jednak w końcu lat 20. zaczęto zwalczać nacjonalizmy, co spowodowało intensywną rusyfikację narodów znajdujących się pod panowaniem ZSRS i zapoczątkowało tworzenie narodu sowieckiego. Działo się to na polecenie nowego dyktatora – Józefa Stalina, następcy Lenina; w 1924 roku stał się on pierwszą osobą w państwie i zaprowadził w nim rządy totalitarne. Jak pisze amerykański sowietolog Richard Pipes: Stalin miał przed sobą trzy ściśle ze sobą powiązane cele: zbudowanie potężnego przemysłu, skolektywizowanie rolnictwa i doprowadzenie społeczeństwa do stanu całkowitej uległości. Realizacja tych ambitnych zamierzeń spowodowała kryzys w kraju, który powoli dochodził do siebie po zniszczeniach spowodowanych przez I wojnę światową, rewolucję i wojnę domową. Stalin nie bardzo się tym wszystkim przejmował, ponieważ kryzysy ekonomiczne i społeczne stanowiły pożywkę reżimów komunistycznych.

Grunt pod rządy Stalina został przygotowany wcześniej, już w 1918 roku, kiedy to wprowadzono pełną centralizację gospodarczą: państwowy monopol zbożowy, zakaz handlu prywatnego, powszechny obowiązek pracy i ścisłą reglamentację zaopatrzenia w żywność ludności pracującej. Pomysły te okazały się tragiczne w skutkach dla sowieckiej gospodarki – wywołały głęboki kryzys ekonomiczny i wielki głód. Rosło niezadowolenie, wybuchały antybolszewickie protesty wśród chłopów i w wojsku.

W odpowiedzi na to władze sowieckie w 1921 roku wprowadziły Nową Politykę Ekonomiczną – NEP, która była próbą powrotu do gospodarki rynkowej. Wkrótce po wprowadzeniu NEP‑u odrodził się handel, ustabilizowały się finanse państwa, przystąpiono do odbudowy kraju ze zniszczeń wojennych. W społeczeństwie sowieckim pojawiła się tzw. nowa burżuazja (nepmani w mieście, kułacy na wsi) i w partii powstały tarcia – przeważyło zdanie Stalina, który postanowił o odejściu od NEP‑u i przeprowadzeniu kolektywizacji, czyli całkowitej likwidacji własności prywatnej. Dawało to partii pełną kontrolę nad wsią, a także pozwalało na pozyskanie siły roboczej do budowy przemysłu.

Kolektywizacja rolnictwa przerodziła się stopniowo w terror: niszczono gospodarstwa, aresztowano ich właścicieli, wywożono całe rodziny w odległe regiony ZSRS. Kołchozy (spółdzielnie rolnicze) zaś uzyskiwały wsparcie władz. W latach 30. gwałtownie przyśpieszono kolektywizację, zwłaszcza w rejonach obfitujących w zboże, stosując masowe represje: bogatszych chłopów wywożono z rodzinami do obozów lub na zesłanie na Syberię. Te działania wywołały zbrojny opór wsi na terenie całego Związku Sowieckiego, w wyniku ich pacyfikacji zabito około miliona ludzi. Na Ukrainie wybuchła klęska głodu, która spowodowała śmierć co najmniej 4,5 miliona osób, a cała kolektywizacja doprowadziła do śmierci w sumie około 14,5 miliona osób, załamania produkcji rolnej, racjonowania żywności i obniżenia poziomu życia wszystkich ludzi zamieszkujących ZSRS.

Polityka budownictwa socjalizmu prowadzona była drastycznymi metodami, które swoje apogeum osiągnęły podczas tzw. wielkiej czystki. Była ona wymierzona w osoby, które aparat bezpieczeństwa uznał za opozycję polityczną, nieważne – realną czy jedynie potencjalną. Wielka czystka (nazywana również wielkim terrorem lub jeżowszczyzną od nazwiska jej głównego realizatora Nikołaja Jeżowa) została zapoczątkowana inspirowanym przez Stalina zabójstwem w 1934 roku jednego z głównych działaczy partyjnych, Siergieja Kirowa, a największe nasilenie osiągnęła po sformułowaniu przez Stalina w 1937 roku doktryny o zaostrzeniu walki klasowej. Procesy przed sądami doraźnymi najczęściej kończyły się karą śmierci lub dożywotnim zesłaniem do łagrów. Łączna liczba ofiar wielkiej czystki w latach 1937–1938 nie jest możliwa do ustalenia z powodu braku wyczerpujących źródeł. Szacuje się, na podstawie dokumentów sowieckich, że aresztowano ponad 1,5 miliona ludzi, z czego około 700 tysięcy rozstrzelano.

W ramach wielkiej czystki prowadzono tzw. operacje narodowe, wymierzone przeciwko przedstawicielom różnych narodów: Rosjanom, Polakom, Ukraińcom, Białorusinom, Żydom, Finom, Łotyszom, Grekom, Bułgarom, Chińczykom, Koreańczykom, Niemcom i innym – obywatelom ZSRS.

Najbardziej brutalną akcją, o wyjątkowej skali represji i z największą liczbą ofiar, była operacja polska. Od połowy lat 20. powstawały w sowieckich częściach Ukrainy i Białorusi polskie rejony autonomiczne, które okazały się nieudanym z punktu widzenia Sowietów eksperymentem, Polacy bowiem najmocniej sprzeciwiali się kolektywizacji wsi i ateizacji. Stanowili również element niepewny – mogli, według władz sowieckich, stać się piątą kolumną w przewidywanej wojnie ZSRS z II Rzecząpospolitą i państwami Zachodu. Szacuje się, że w operacji polskiej skazano prawie 140 tysięcy Polaków, z tego zamordowano strzałem w tył głowy nie mniej niż 111 tysięcy, a ponad 28 tysięcy skazano na pobyt w obozach. Wyroki śmierci wydawano w trybie pozasądowym, a ofiary rozstrzeliwano głównie w podziemiach więzień NKWD lub podmiejskich lasach. Zwłoki wrzucano do wcześniej wykopanych dołów, informacje o nich były tajne. (Do dzisiaj ustalono około 100 miejsc pochówku ofiar; według historyków stanowi to zaledwie około jednej trzeciej wszystkich miejsc.).

W latach 30. prowadzono intensywną industrializację państwa w ramach planów pięcioletnich. Przodownicy pracy (stachanowcy), wyścig o wyrabianie jak najwyższych norm, sprytnie prowadzona propaganda, połączona z obawami ludzi przed uznaniem za szkodnika albo bumelanta i uwięzieniem, a także napływ wywłaszczonych chłopów, zapewniających tanią siłę roboczą, przyniosły wyraźny wzrost gospodarczy.

W ogromnym stopniu do industrializacji Związku Sowieckiego przyczynili się więźniowie Gułagu i ich niewolnicza praca. Tony złota wydobywane przez więźniów Kołymy pozwalały na import zachodnich technologii i maszyn, między innymi dla gigantycznego Kombinatu Metalurgicznego w Magnitogorsku (tu część budowniczych stanowili również więźniowie). Łagiernicy budowali infrastrukturę (drogi, trasy kolejowe, mieszkania) dla przyszłych centrów przemysłowych w azjatyckiej części ZSRS, wielkie budowy socjalizmu, jak Kanał Białomorsko­‑Bałtycki, czy prowadzili uprawę ziemi w Kazachstanie. Więźniowie stanowili najtańszą i najłatwiej dostępną siłę roboczą – nie liczono się z ich życiem.

Wygrana Związku Sowieckiego w II wojnie światowej spowodowała, że wpływy Sowietów rozszerzyły się na Europę Środkową i zmieniły pozycję międzynarodową ZSRS – stał się on mocarstwem.

Dopiero śmierć Stalina w 1953 roku przerwała epokę stalinizmu opartego na terrorze, co w konsekwencji zapoczątkowało również reorganizację Gułagu. Trzy lata później Nikita Chruszczow na XX Zjeździe KPZS wystąpił z tajnym referatem O kulcie jednostki i jego następstwach, który ujawnił częściowo zbrodnie stalinizmu. Referat wywołał szok, nastąpiła odwilż, która spowodowała masową rehabilitację ofiar terroru oraz liberalizację polityki kulturalnej i społecznej. Tysiące więźniów politycznych zostało wypuszczonych z łagrów na wolność.

Związek Sowiecki przez dekady wydawał się prawdziwą potęgą: gospodarczą, wojskową, polityczną, jego wpływy obejmowały niemal połowę świata. Z czasem jednak ten kolos stał na coraz bardziej chwiejnych nogach. Przegrana w wyścigu zbrojeń z USA, porażka w inwazji wojskowej na Afganistan, coraz większa przepaść dzieląca ZSRS od krajów Zachodu w nowoczesnych technologiach i upadająca gospodarka sprawiły, że Związek Sowiecki wymagał pierestrojki – przebudowy.

Miał tego dokonać Michaił Gorbaczow wybrany w marcu 1985 roku na sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego. Symbolicznym momentem dla pierestrojki, i właściwie dla losów całego Związku Sowieckiego, była decyzja władz o powrocie dysydenta i noblisty Andrieja Sacharowa do Moskwy z zesłania, na które został skazany za krytykę sowieckiej inwazji na Afganistan. Decyzję tę osobiście zakomunikował Sacharowowi Michaił Gorbaczow – w rozmowie telefonicznej 16 grudnia 1986 roku.

Pierestrojka miała za zadanie zdemokratyzować system, zwiększyć swobody obywatelskie, częściowo urynkowić gospodarkę i ocieplić stosunki z Zachodem. Zmiany te pobudziły świadomość narodów większości republik sowieckich, co w konsekwencji doprowadziło do rozpadu imperium i krachu systemu komunistycznego.

ZSRS przestał istnieć 8 grudnia 1991 roku na mocy układu białowieskiego podpisanego w Wiskulach na Białorusi przez przywódców Rosji – Borysa Jelcyna, Białorusi – Stanisława Szuszkiewicza i Ukrainy – Leonida Krawczuka. Porozumienie to w miejsce ZSRS powoływało Wspólnotę Niepodległych Państw, gwarantowało respektowanie międzynarodowych zobowiązań podpisanych przez rządy ZSRS, istniejące granice republik oraz ustanawiało wspólny zarząd nad armią i arsenałem jądrowym. Oficjalnie zachęcono pozostałe republiki do opuszczenia struktur ZSRS. W noc sylwestrową 1991 roku Związek Sowiecki, który powstał 30 grudnia 1922 roku, przestał istnieć na mocy prawa.

Terytorium Związku Sowieckiego w chwili rozpadu rozciągało się od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne i – dalej na Wschód – do Oceanu Spokojnego. ZSRS składał się wówczas z 15 republik narodowych: Armeńskiej, Azerbejdżańskiej, Białoruskiej, Estońskiej, Gruzińskiej, Kazachskiej, Kirgiskiej, Litewskiej, Łotewskiej, Mołdawskiej, Tadżyckiej, Turkmeńskiej, Ukraińskiej, Uzbeckiej i Rosyjskiej Federacyjnej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Zamieszkiwało go około 293 milionów ludzi.

By stworzyć takiego giganta, bolszewicy po zdobyciu władzy w październiku 1917 roku mieli przed sobą ogromne zadanie – musieli zlikwidować dotychczasowe struktury państwowe i stworzyć nowe, własne, które pozwoliłyby im na zrealizowanie ich głównych celów politycznych, społecznych i ekonomicznych. Gułag stał się jednym z ważniejszych środków do realizacji tych celów.

⤌powrót do spisu treści

1.
ZSRS – MAPA OGÓLNOGEOGRAFICZNA
(mapa 1.)

Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich – jedyny w swoim rodzaju twór polityczny na skalę światową – obejmował gigantyczny obszar (22,4 miliona kilometrów kwadratowych) i skupiał trudną do wyobrażenia liczbę narodowości (ponad 100 grup etnicznych). Obszar ZSRS rozciągał się aż w 11 strefach czasowych na dwóch kontynentach, znaleźć można tu było właściwie każdy krajobraz: morza, wyspy, półwyspy, przylądki, zatoki, jeziora, wielkie pasma górskie i nizinne stepy, wulkany, tajgę, tundrę, rozległe bagna i pustynie...

Pierwsza mapa w naszym Atlasie to mapa ogólnogeograficzna Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich. Znajdziemy na niej podstawowe informacje o największym pod względem powierzchni państwie na kuli ziemskiej. Powstało ono w 1922 roku, a więc w roku, w którym ukształtowały się granice II RP, a upadło w 1991 roku, czyli już w czasach wolnej Polski, która zapoczątkowała zmiany polityczne w Europie Wschodniej, a te z kolei przyspieszyły rozpad ZSRS.

Nasza mapa prezentuje stan granic na rok 1939, tuż przed IV rozbiorem Polski, który miał miejsce 17 września 1939 roku. Ta data to początek tragedii narodu polskiego, zgotowanej przez agresorów, czyli Rzeszę Niemiecką i ZSRS. To początek ogromnych deportacji ludności polskiej, szczególnie z terenów zajętych przez Armię Czerwoną, czyli Kresów Wschodnich. Przesiedlenia dotknęły nie tylko Polaków i ludność polskiego pochodzenia, ale właściwie wszystkie narody, które znalazły się w granicach ZSRS. Kierunek tych deportacji, zsyłki na katorgę był tylko jeden – na Wschód, na Syberię. Mapa pokazuje, jak daleko są miejsca, w których byli Polacy, gdzie żyli, ciężko pracowali i umierali...

ZSRS rozciąga się pomiędzy 35°08’ a 81°50’ szerokości geograficznej północnej i 19°38’ długości geograficznej wschodniej a 169°40’ długości geograficznej zachodniej, czyli sięga aż na drugą półkulę. Obszar ten jest długi i wąski, dlatego taka jest też nasza mapa. Rozciągłość równoleżnikowa ZSRS wynosi około 9000 kilometrów, a południkowa – około 4500 kilometrów. Długość granic to ponad 60 tysięcy kilometrów, z czego około 40 tysięcy to granice morskie.

Obszar ZSRS to różnorodność ukształtowania powierzchni – od terenów depresyjnych na Nizinie Nadkaspijskiej po siedmiotysięczniki w Pamirze czy Tien-szanie. To różnorodność klimatyczno-roślinna: od śródziemnomorskich plaż na Krymie, przez rozległe pustynie Azji Centralnej, po największe na świecie kompleksy leśne tajgi i wieczną zmarzlinę na krańcach północnych.

Obszar ZSRS oblewają wody trzynastu mórz, należących do basenów trzech oceanów – Oceanu Atlantyckiego, Oceanu Arktycznego i Oceanu Spokojnego. Znajdziemy tu również największe na świecie morze śródlądowe – Morze Kaspijskie oraz jezioro (obecnie wysychające z powodu niszczycielskiej działalności człowieka), które również często nazywane jest morzem – Jezioro Aralskie. Do basenu Oceanu Atlantyckiego należą trzy morza: Bałtyckie i na południu – Czarne z Azowskim. Do basenu Oceanu Arktycznego należy sześć mórz: Barentsa, Białe, Karskie, Łaptiewów, Wschodniosyberyjskie i Czukockie, których naturalnymi granicami są wyspy: Ziemia Franciszka Józefa, Nowa Ziemia, Ziemia Północna, Wyspy Nowosyberyjskie i Wyspa Wrangla oraz duże półwyspy: Kola, Jamał, Tajmyr. Do basenu Oceanu Spokojnego należą trzy morza: Beringa, Ochockie i Japońskie, oblewające dalekowschodnie krańce ZSRS. Tutaj naturalną granicą mórz są: wyspa Sachalin oraz Półwysep Kamczatka.

Obszar ZSRS można podzielić na krainy, wyraźnie poprzedzielane naturalnymi granicami, takimi jak góry czy rzeki. Poruszając się zatem od zachodu na wschód lub prościej – na wschód od Polski, możemy poznać regiony tego ogromnego państwa. Tę podróż proponujemy odbyć Koleją Transsyberyjską, jej główną linią, która została pokazana na mapie.

Kolej Transsyberyjska została zbudowana w latach 1891–1916 i jest to najdłuższa linia kolejowa na świecie. Bierze swój początek w Moskwie na Dworcu Jarosławskim, a kończy bieg na Dalekim Wschodzie – na dworcu we Władywostoku. Pokonując trasę liczącą 9288 kilometrów, mijamy takie miasta jak Perm, Swierdłowsk, Omsk, Krasnojarsk, Irkuck czy Ułan Ude, liczne ogromne rzeki, jak Wołga, Irtysz, Ob, Jenisej czy Amur, przekraczamy aż siedem stref czasowych, by po sześciu dniach dotrzeć do stacji końcowej.

Kolej Transsyberyjska to tak naprawdę trzy linie:

Zatem zapraszamy na podróż Koleją Transsyberyjską przez rozległe krainy ZSRS.

Pierwsza – Nizina Wschodnioeuropejska zajmująca niemal całą część europejską ZSRS ciągnącą się od granic Polski po góry Ural – jest dość monotonna krajobrazowo. Na obrzeżach tego obszaru nizinno­‑wyżynnego znajdują się na południu Karpaty Wschodnie, piękny Półwysep Krymski oraz góry Kaukaz ciągnące się od Morza Czarnego na zachodzie po Morze Kaspijskie na wschodzie z najwyższym szczytem Elbrusem (5642 metry n.p.m.). Na północy kraina ta obejmuje swoim zasięgiem Karelię z tysiącem jezior, wśród których znajdują się dwa ogromne: Ładoga i Onega, oraz wyspy archipelagu Ziemia Franciszka Józefa.

My zaczynamy podróż właściwie od środka europejskiej części ZSRS. Ruszamy w kierunku wschodnim z Dworca Jarosławskiego w Moskwie i po pokonaniu 282 kilometrów docieramy do Jarosławia – jednego z najstarszych miast Rosji, według legend założonego w 1010 roku przez Jarosława Mądrego, które należy do tzw. Złotego Pierścienia Rosji wokół Moskwy. Pokonujemy tu most na rzece Wołdze – największej europejskiej rzece, wpadającej do Morza Kaspijskiego. Po przejechaniu 424 kilometrów zmieniamy strefę czasową, dodając do czasu moskiewskiego godzinę, a na 1266. kilometrze trasy dodajemy kolejną. Po 20 godzinach jazdy docieramy do miasta Perm, leżącego na przedgórzu Uralu. W latach 1940–1957 Perm nosił nazwę Mołotow, od nazwiska ministra spraw zagranicznych Wiaczesława Mołotowa. Nam, Polakom, kojarzy się to nazwisko z podpisanym w nocy z 23 na 24 sierpnia 1939 roku paktem o nieagresji, zwanym paktem Ribbentrop–Mołotow, który zawarł w Moskwie komisarz ludowy spraw zagranicznych ZSRS Wiaczesław Mołotow z ministrem spraw zagranicznych III Rzeszy Joachimem von Ribbentropem. Układ ten był ważnym zabezpieczeniem dla Adolfa Hitlera i ułatwił mu rozpoczęcie II wojny światowej atakiem na Polskę.

Przed nami Ural. To łańcuch górski będący umowną granicą Europy i Azji. Stanowi on system grzbietów ciągnących się południkowo ze szczytami osiągającymi wysokość do 1900 metrów n.p.m. Naturalnym przedłużeniem Uralu na północy są wyspy Nowa Ziemia. Na południu góry dochodzą do środkowego odcinka rzeki Ural prowadzącej swoje wody do Morza Kaspijskiego. Obszar Uralu jest jednym z najstarszych regionów przemysłowych. Są tu wielkie bogactwa złóż w ilościach, w jakich nie znaleziono w żadnym innym regionie ówczesnego świata. Odkryto tutaj: węgiel kamienny, rudy żelaza, miedzi, cynku i ołowiu, niklu, chromu, manganu, a także złoża złota, srebra, platyny, diamentów, surowców chemicznych, takich jak sole potasowe, boksyty. Uprzemysłowienie tego regionu wpłynęło na rozwój miast, wśród których największe to Swierdłowsk, Czelabińsk, Perm i Ufa.

Po jednym dniu i dwóch godzinach jazdy i pokonaniu 1813 kilometrów docieramy do przemysłowego miasta Swierdłowsk. Tym samym pozostawiamy za sobą góry Ural. Dalej rozciąga się Syberia, aż po tereny nazywane Dalekim Wschodem. Na południu ograniczają ją stepy Kazachstanu oraz granica z Mongolią i Chinami. Syberię dzieli się na Zachodnią i Wschodnią.

Syberia Zachodnia to kraina o powierzchni około 2,5 miliona kilometrów kwadratowych w większości zajęta przez Nizinę Zachodniosyberyjską. Obejmuje ona obszar od Uralu po rzekę Jenisej. To dość monotonny krajobrazowo obszar o małym spadku terenu, co ma duże znaczenie, bowiem utrudnia spływ wód. Skutkiem tego są olbrzymie obszary bagienne. Obszar Niziny Zachodniosyberyjskiej ma wyraźnie zaznaczone ułożone równoleżnikowo strefy klimatyczno­‑roślinne. Mamy zatem tutaj, idąc od północy: tundrę, tajgę, lasostep i na południu stepy. Od południa nizina graniczy z górami Ałtaj z najwyższym szczytem Biełuchą (4506 metrów n.p.m.).

Wjeżdżamy dalej na obszar Syberii Zachodniej. Po przejechaniu 2510 kilometrów trasy, zmieniamy czas, dodając trzecią godzinę do czasu moskiewskiego. Na 2711. kilometrze odwiedzamy Omsk, drugie co do wielkości miasto Syberii, które leży nad rzeką Irtysz. W 1832 roku do Omska trafiło około 2500 Polaków, którzy zostali tu zesłani za udział w powstaniu listopadowym. Kolejna grupa – około 10 779 zesłańców – trafiła na Zachodnią Syberię po kolejnym polskim powstaniu – styczniowym. W styczniu 1850 roku wielki pisarz rosyjski Fiodor Dostojewski został osadzony w twierdzy w Omsku – karę śmierci zamieniono mu na 4 lata katorżniczej pracy. W okolicach Omska do dziś znajdują się kolonie karne.

Na 3332. kilometrze trasy pokonujemy most na rzece Ob, docierając tym samym do Nowosybirska, nieoficjalnej stolicy Syberii. Po przejechaniu kolejnych niespełna 150 kilometrów zmieniamy czas, dodając już czwartą godzinę do czasu moskiewskiego. Przed nami kolejne wielkie miasto przemysłowe, do którego docieramy po 2 dniach i 11 godzinach podróży.

Krasnojarsk, bo o nim mowa, leży na obu brzegach rzeki Jenisej, która stanowi naturalną granicę między Syberią Zachodnią a olbrzymim obszarem Syberii Wschodniej o powierzchni 7,3 miliona kilometrów kwadratowych.

Syberia Wschodnia jest krainą na ogół wyżynną ze średnimi wysokościami 500–700 metrów n.p.m. Od południa wyżynę otaczają tereny górzyste z szeregiem pasm górskich, takich jak: Sajany, Góry Bajkalskie, Góry Jabłonowe, Góry Stanowe. Tutaj znajduje się jezioro Bajkał – najstarsze i najgłębsze jezioro świata – o maksymalnej głębokości 1642 metrów. Od strony wschodniej granicę stanowi dział wód zlewisk Oceanu Arktycznego i Spokojnego. Dalej jest tylko Daleki Wschód. Syberia Wschodnia to różnorodne bogactwa mineralne, w szczególności złoża węgla kamiennego, które w znaczącej części znajdują się na terenach szczególnie trudno dostępnych z uwagi na klimat i wieczną zmarzlinę. Charakterystyczną cechą klimatu tego obszaru jest niezwykle surowa zima z mrozami dochodzącymi do ponad -70°C. Chociaż Syberia Wschodnia zajmowała 30 procent powierzchni całego ZSRS, średnia gęstość zaludnienia dochodzi tu do 10 osób na kilometr kwadratowy, zaś w strefie tundry i tajgi zmniejsza się nawet do 1 osoby na kilka lub kilkanaście kilometrów kwadratowych, aż po tereny całkowicie bezludne.

Na 4476. kilometrze trasy zmieniamy czas moskiewski, dodając piątą godzinę. Po przejechaniu 40 kilometrów docieramy do początku odgałęzienia Magistrali Bajkalsko­‑Amurskiej, która odbija w miejscowości Tajszet od głównej trasy na północny wschód. My jedziemy dalej, by po 3 dniach i 4 godzinach i przejechaniu 5185 kilometrów dotrzeć do Irkucka, miasta leżącego nad rzeką Angarą, 65 kilometrów od jej wypływu z jeziora Bajkał. W XVIII–XIX wieku Irkuck stał się ośrodkiem administracyjnym i gospodarczym Syberii Wschodniej, a od czasów carycy Katarzyny II – miejscem zesłań politycznych. Przebywali tu też polscy zesłańcy: podróżnik, geolog Aleksander Czekanowski; geolog, przyrodnik Jan Czerski; odkrywca i lekarz Benedykt Dybowski i wielu innych. Okolice Irkucka stały się w 1866 roku widownią powstania zabajkalskiego, wznieconego przez polskich zesłańców. Przywódców powstania: Narcyza Celińskiego, Gustawa Szaramowicza, Władysława Kotkowskiego i Jakuba Reinera stracono 27 listopada.

Przed nami stolica Buriacji, czyli po 8 godzinach jazdy od Irkucka, trzecie co do wielkości miasto Syberii – Ułan Ude. Tutaj znajduje się wykonany z brązu pomnik Włodzimierza Iljicza Lenina, nazywany powszechnie Głową Lenina. To największy na świecie pomnik tego typu – wysokość cokołu wynosi 6,3 metra, wysokość samej głowy Lenina to 7,7 metra, szerokość od lewego do prawego ucha to 4,5 metra, jego łączna masa wynosi 42 tony.

Za Ułan Ude, na 5649. kilometrze trasy, znajduje się początek odgałęzienia odcinka linii transmongolskiej do Ułan Bator i dalej do Pekinu. My jednak dalej pokonujemy obszar Syberii Wschodniej, jej południowych krańców. Na 5775. kilometrze trasy dokonujemy kolejnej zmiany czasu, dodając szóstą godzinę do czasu moskiewskiego. Po dziesięciu godzinach jazdy od Ułan Ude docieramy do miasta Czyta, dawnego zimowego obozu Kozaków i miejsca zsyłek. Dojeżdżamy do stacji Tatarska, od której rozpoczyna się linia transmandżurska.

Jadąc dalej główną trasą, docieramy do krainy zwanej rosyjskim Dalekim Wschodem. Jego powierzchnia to obszar wielkości 3,1 miliona kilometrów kwadratowych. Obejmuje on wschodnie krańce azjatyckiej części ZSRS wzdłuż wybrzeża Oceanu Spokojnego. Zalicza się do niego szereg wysp, wśród których największe to: Sachalin, Wyspy Kurylskie, Wyspy Komandorskie i Wyspa Wrangla, która leży na Oceanie Arktycznym. Daleki Wschód to przeważnie wyżyny i góry, między innymi Góry Wierchojańskie, Góry Czerskiego, Góry Kołymskie, ale też obszary aktywne sejsmicznie i wulkaniczne – Półwysep Kamczatka z najwyższym czynnym wulkanem Kluczewską Sopką (4750 metrów n.p.m.). Wulkaniczny obszar Kamczatki łączy się z aktywnymi sejsmicznie Wyspami Kurylskimi, które dalej przechodzą w Wyspy Japońskie.

Kolej biegnie wzdłuż granicznej rzeki Amur. Na 7807. kilometrze trasy docieramy do miasta Swobodnyj – dawnego obozu więziennego opisanego przez Aleksandra Sołżenicyna w jego słynnej książce Archipelag GUŁag. Jedziemy dalej, by zaraz dokonać kolejnej zmiany czasu. Tutaj mamy czas moskiewski, do którego trzeba dodać 7 godzin. Kolejnym miastem na naszej trasie jest Birobidżan, stolica Żydowskiego Obwodu Autonomicznego. W 1928 roku władze sowieckie postanowiły zasiedlić te tereny ludnością żydowską, zmuszając ją do emigracji. Był to jeden z planów polityki wodza Związku Sowieckiego, Józefa Stalina, którego celem było zniszczenie tożsamości narodów zamieszkujących ZSRS.

Po 5 dniach i 13 godzinach jazdy docieramy do mostu na rzece Amur i leżącego nad nią miasta, dawnej twierdzy – do Chabarowska. Przed nami już ostatni fragment trasy transsyberyjskiej, prowadzący na dworzec we Władywostoku. Po 6 dniach i 4 godzinach, po pokonaniu 7 stref czasowych, docieramy do wybrzeża Morza Japońskiego, do brzegów Pacyfiku.

Pokonaliśmy cały ZSRS, ale nie byliśmy jeszcze w jednym, ostatnim regionie, znacznie różniącym się od pozostałych. Jest nim Azja Środkowa, leżąca między wybrzeżem Morza Kaspijskiego a granicą z Chinami na wschodzie oraz między Niziną Zachodniosyberyjską a południową granicą ZSRS z Iranem. Rozróżniamy tu strefę pustyń (Kara­‑kum i Kyzył­‑kum) i półpustyń, stepy (Pogórze Kazachskie) oraz tereny górzyste. Południowa i południowo-wschodnia część to wysokie góry z najwyższymi wzniesieniami ZSRS: Pik Pobiedy w Tien-szanie (7439 metrów n.p.m.), Pik Komunizmu w Pamirze (7495 metrów n.p.m.), Pik Lenina w Paśmie Zaałajskim (7134 metry n.p.m.). Duża odległość od oceanów, bardzo wysokie temperatury i długi okres bezdeszczowy sprawiają, że notuje się tu najniższe opady.

ZSRS był potężnym państwem rozciągającym się od wschodniej Europy, poprzez północną część Azji, aż po Ocean Spokojny. Poznaliśmy obszar większy od Australii, Europy i Ameryki Południowej. Obszar różnorodny geograficznie, ale też niejednolity gospodarczo i społecznie. Piękny krajobrazowo, niedostępny, fascynujący kulturowo, ale też historycznie przerażający, o czym opowie nasz Atlas.

Podróżnik i pisarz brytyjski Colin Thubron pod koniec lat 90. XX wieku o Syberii napisał: Zajmuje jedną dwunastą powierzchni lądu na Ziemi, a mimo to nie zostawia żadnych pewniejszych śladów w umyśle. Ponure piękno i niezatarty lęk. [...] Białe przestrzenie do dziś są źródłem fantazji i obaw. Jest miejsce, gdzie wielkie miasto dryfuje zagubione wśród morskiej kry, gdzie mamuty śpią pod lodowcami. Jest miejsce (aż strach pomyśleć), gdzie wciąż trwa w sekrecie koszmar Gułagu.

⤌powrót do spisu treści

2.
TOPOGRAFIA GUŁAGU
1918–1960
(mapa 2.)

⤌powrót do spisu treści

Kalendarium najważniejszych dat z historii Gułagu

Gułag – to skomplikowany system łagrowy, obejmujący praktycznie cały Związek Sowiecki, ale również synonim represji (aresztowań, okrutnych przesłuchań, fingowanych procesów, transportów w wagonach bydlęcych) oraz niewolniczej pracy milionów ludzi. Wśród więźniów byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a nawet – dzieci. Gułag odbierał im godność i skazywał na katorżniczy wysiłek. Ich życie liczyło się dla systemu tylko do czasu, kiedy tracili resztki sił.

Jak pisze wybitny historyk Norman Davies: „Gułag – to słowo wciąż brzmi złowrogo, budząc lęk i najgorsze wspomnienia. [...] Istniejące tam obozy pochłonęły znacznie więcej ludzkich istnień niż Ypres, Somma, Verdun, Auschwitz, Majdanek, Dachau i Buchenwald razem wzięte. [...]

Oczywiście, system nazistowskich obozów koncentracyjnych od sowieckich łagrów dzieliły istotne różnice. W skład tego pierwszego wchodziły np. obozy śmierci, takie jak Treblinka, Sobibór, Bełżec, w których zdecydowana większość więźniów była mordowana od razu po przyjeździe, oraz obozy dla więźniów wojennych, w których nie zapewniano im wyżywienia, dachu nad głową czy zatrudnienia. Gułag natomiast to była znacznie większa sieć obozów koncentracyjnych rozrzuconych po najdalej na północ wysuniętej części Europy i Azji. Teoretycznie były one tylko obozami pracy. Podobieństwa są zaskakujące. Np. do sowieckich obozów wchodziło się – podobnie jak do Auschwitz – przez łuk triumfalny sławiący zalety ciężkiej pracy. Typowy rosyjski slogan: Czerez trud domoj (przez pracę do domu) był bliskim odpowiednikiem późniejszego, owianego ponurą sławą, niemieckiego Arbeit macht frei (praca czyni wolnym). Tak powszechnych za Stalina masowych rozstrzeliwań dokonywały jednak w więzieniach lub lasach wydzielone oddziały służb bezpieczeństwa. Jedynymi tzw. obozami śmierci w ramach Gułagu były kopalnie uranu, w których pozbawieni ochrony robotnicy nie mieli szans na przeżycie.

Fundamentem koncepcji Gułagu była praca. Wykonując ją, więźniowie ginęli jak muchy, umierając w strasznych warunkach. Surowość klimatu, głodowa dieta, długość wyroków, opresyjne normy pracy, rutynowa przemoc ze strony zdeprawowanych strażników, brak właściwej opieki medycznej czy choćby ogrzewania i ubrań, a także brak nadziei prowadziły do niesłychanie wysokiej śmiertelności. Miliony zeków, czyli skazańców (od rosyjskiego słowa zakluczonnyj, zapisywanego skrótowo z/k) – czy to politycznych, czy kryminalnych – zmarły z zimna i głodu; jednych zamęczono lub pobito na śmierć, innych zabiła rozpacz. Niektórzy – zwłaszcza młodsi i odporniejsi – nauczyli się sztuki przetrwania. Przez kilkadziesiąt lat Gułag widział więcej śmierci i nieszczęścia niż jakikolwiek inny podobny system”.

Bolszewicy od pierwszego momentu po zdobyciu władzy uznali masowy terror za nieodłączną część swojego systemu rządów – był on narzędziem do utrzymania i rozszerzania władzy. Struktury administracyjne tego terroru właściwie przypominały system ukształtowany w Rosji carskiej. Po przewrocie październikowym Ministerstwo Sprawiedliwości przemianowano na Ludowy Komisariat Sprawiedliwości, w jego gestii znalazł się Zarząd Główny Miejsc Uwięzienia. Pierwszy przywódca państwa sowieckiego, Włodzimierz Lenin, już latem 1918 roku postulował zamykanie w obozach koncentracyjnych elementów niepewnych. Centralny Wydział Karny (powstał w kwietniu 1918 roku na bazie Zarządu Głównego Miejsc Uwięzienia) w lipcu tego samego roku wydał instrukcję, polecającą stworzenie skomplikowanego systemu penitencjarnego. Jej bazą były dwie podstawowe zasady: 1) opłacalność ekonomiczna (dochody z pracy więźniów powinny pokryć koszty ponoszone przez rząd na utrzymanie miejsc uwięzienia), 2) pełna reedukacja więźniów.

Równolegle do tej struktury zaczął się kształtować system miejsc uwięzienia przy Wszechrosyjskiej Nadzwyczajnej Komisji do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem (Czeka), który miał za zadanie odizolować przeciwników politycznych nowej władzy. W tajnym rozkazie O czerwonym terrorze z 2 września 1918 roku Czeka zdecydowała: Aresztować, jako jeńców, ważnych przedstawicieli burżuazji, właścicieli ziemskich, fabrykantów, kupców, kontrrewolucyjnych popów, wszystkich wrogich władzy sowieckiej oficerów i zamknąć całą tę publikę w obozach koncentracyjnych, tworząc tym samym najbardziej pewny system penitencjarny i zmuszając tych ludzi do pracy pod nadzorem. Rada Komisarzy Ludowych trzy dni później wydała uchwałę, która zatwierdziła formalnie czerwony terror, mający na celu między innymi zabezpieczyć Republikę Sowiecką przed wrogami klasowymi drogą odizolowania ich w obozach koncentracyjnych. Swój system obozowy posiadał również w tym czasie Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych – NKWD.

W sumie pod koniec 1919 roku w Rosji funkcjonowało 21 obozów, a dwa lata później – już 120. Ogólna liczba uwięzionych w Rosji wzrosła od października 1917 do 1921 roku aż pięciokrotnie. Nowy system nie oszczędzał nikogo – wśród więźniów znajdowało się wówczas ponad tysiąc dzieci, z czego niemal połowa nie ukończyła trzech lat...

W 1921 roku istniało już oficjalnie pięć typów obozów robót przymusowych: obozy specjalnego przeznaczenia (przetrzymywano w nich cudzoziemców, szczególnie ważnych zakładników i więźniów z długimi wyrokami), obozy koncentracyjne ogólnego typu, obozy produkcyjne, obozy dla jeńców wojennych i obozy rozdzielcze. W oficjalnych dokumentach te nazwy były mylone, pojawiało się w nich też określenie koncentracyjne obozy pracy. O zakwalifikowaniu więźniów do grupy kryminalnych czy politycznych – wrogów władzy sowieckiej – decydowały komisje nadzwyczajne i trybunały rewolucyjne, w których zasiadali w większości ludzie bez wykształcenia; państwo nie posiadało również kodeksu karnego. W rezultacie za przestępstwa polityczne uznawano nawet tak błahe wykroczenia jak jazda bez biletu...

Na przestrzeni kolejnych dziesięcioleci sowiecki system represyjny i penitencjarny zmieniał swoją strukturę i kolejne nazwy – nie sposób tych wszystkich zawiłości systemu i zmian nazewnictwa opisać w krótkim tekście, powstały na ten temat opasłe tomy (zob. na przykład Łagry. Przewodnik encyklopedyczny). Potoczna nazwa Gułag pochodzi od słów: Gławnoje Uprawlenije Łagieriej – Główny Zarząd Obozów, który powstał w 1930 roku jako centralna instytucja nadzorująca system miejsc odosobnienia. Z czasem nazwy Gułag – za sprawą monumentalnego dzieła Archipelag GUŁag, którego autorem jest wybitny pisarz i myśliciel, laureat literackiej Nagrody Nobla, a jednocześnie więzień sowieckiego reżimu i emigrant Aleksander Sołżenicyn – zaczęto używać wobec całego rozbudowanego na niewyobrażalną skalę systemu. Stopniowo oplótł on państwo sowieckie – i te najbardziej wyludnione zakątki (jak wysepki na Morzu Białym), i wielkie miasta (jak Moskwa czy Leningrad), i najbardziej oddalone od nich części kraju (jak Kołyma). Systemowi Gułagu, oprócz łagierników, długo podlegały również miliony przesiedleńców specjalnych (specpieriesieleńców), którzy przemocą byli wywożeni całymi rodzinami ze swych domostw do odległych o tysiące kilometrów osiedli specjalnych (specposiołków).

Początkowo obozy powstawały we wszystkich większych miastach środkowej Rosji, jednak stosunkowo łatwo było z nich uciec. Toteż postanowiono więźniów odizolować i stworzyć centrum obozowe na północy Rosji. Pierwsze obozy utworzono w okolicach Archangielska: w Chołmogorach i Pietromińsku. Zwłaszcza ten pierwszy łagier cieszył się złą sławą – niezwykle trudne warunki bytowe i warunki pracy, mordy na więźniach, głodzenie, maltretowanie doprowadziły do śmiertelności wśród tam uwięzionych na poziomie 30 procent (cztery razy więcej niż w środkowej Rosji). W 1923 roku utworzono Sołowiecki Obóz Prac Przymusowych Specjalnego Przeznaczenia – słynne Sołowki – przeznaczony dla najgroźniejszych przestępców państwowych. Tu sowieccy czekiści uczyli się, jak czerpać zyski z niewolniczej pracy.

Gułag nabrał nowego znaczenia po objęciu władzy przez Józefa Stalina. W 1929 roku zdecydował on o wykorzystaniu więźniów w pracy przymusowej w celu przyspieszonej industrializacji państwa. System łagrowy stał się wówczas jednym z istotnych filarów gospodarki sowieckiej, a niektóre obozy – wręcz przemysłowymi gigantami, zasadniczymi dla gospodarki sowieckiej. W 1931 roku utworzono przedsiębiorstwo Dalstroj, którego zadaniem było zagospodarowanie dorzecza Kołymy, a w następnym roku do obsługi Dalstroju powołano Siewwostłag – Północno­‑Wschodni Poprawczy Obóz Pracy. Wkrótce po tym powstały kolejne systemy łagrowe i przedsiębiorstwa, w których byli zatrudniani więźniowie. W 1936 roku funkcjonowało już 13 wielkich systemów łagrowo­‑przemysłowych, a dwa lata później – 33. Ich liczebność bywała ogromna, na przykład: Dmitłag (obsługujący kanał Moskwa­‑Wołga) to ponad 190 tysięcy więźniów, Bamłag (Bajkalsko­‑Amurska Magistrala) – blisko 300 tysięcy, Biełbałtłag (kanał Białomorsko­‑Bałtycki) – około 90 tysięcy.

Ważną rolę w sowieckiej gospodarce w tamtym czasie, oprócz więźniów obozów, mieli także przesiedleńcy, których wysyłano na Syberię. Z jednej strony, by zasiedlić bezludne tereny Północy, z drugiej – dla wykorzystania ich przy pozyskiwaniu znajdujących się tam bogactw naturalnych, a w szczególności drewna jako cennego surowca eksportowego, i dla rozbudowy przemysłu. Koniec lat 30. to również ogromny rozwój obozów, których więźniowie zajmowali się eksploatacją lasów: Iwdielłagu, Kargopolłagu, Tajszetłagu czy Ustwymłagu.

Pod koniec lat 30. większość łagierników to tzw. przestępcy pospolici; więźniowie polityczni stanowili od 15 do 30 procent więźniów. Należy tu jednak wziąć pod uwagę specyficzne warunki sowieckiego systemu totalitarnego – wielu z tych ludzi w innych warunkach nigdy nie wpadłaby w tryby systemu penitencjarnego. W Związku Sowieckim wystarczył fałszywy donos lub drobna uwaga pod adresem władzy, na przykład dotycząca braków w zaopatrzeniu, by stać się więźniem skazanym za agitację antysowiecką. Nieusprawiedliwiona nieobecność w pracy czy trzykrotne spóźnienie również skutkowało wysyłką do obozu.

W 1940 roku Gułag stanowił olbrzymią strukturę: składały się na nią 33 obozy z tysiącami punktów łagrowych, 425 kolonii pracy oraz 50 kolonii dla niepełnoletnich. Wielka czystka, której szczególne nasilenie przypada na lata 1937–1938, spowodowała rozrost Gułagu, który liczył wówczas 1,5 miliona więźniów pilnowanych przez 150 tysięcy strażników. Gospodarka łagrowa w 1940 roku wspomagała 20 gałęzi przemysłu sowieckiego i produkowała, na przykład: ponad 46 procent niklu, ponad 76 procent ołowiu, 60 procent złota (w Dalstroju na Kołymie więźniowie wydobyli w latach 1941–1945 ponad 360 ton czystego złota!).

I choć spodziewać by się można zatrzymania tego procesu w czasie II wojny światowej, w której Związek Sowiecki był jednym z najważniejszych rozgrywających, to jednak tak się nie stało, bowiem przemysł wojenny potrzebował również darmowych rąk do pracy. Łagiernicy pracowali dla zwycięstwa – 15 procent całej produkcji amunicji podczas wojny wykonano rękami więźniów, szyli również mundury, produkowali maski przeciwgazowe i inne przedmioty na wyposażenie armii.

W 1943 roku w ZSRS wszedł w życie dekret O rodzajach kary dla zbrodniarzy niemiecko­‑faszystowskich, winnych mordów i znęcania się nad sowiecką ludnością cywilną i czerwonoarmistami wziętymi do niewoli, dla szpiegów, zdrajców ojczyzny będących obywatelami sowieckimi oraz dla ich popleczników. Poza publiczną egzekucją przez powieszenie, dekret ten wprowadzał inną karę – zesłanie na roboty katorżnicze na okres od 15 do 20 lat. Zorganizowano w tym celu przy istniejących już obozach specjalne oddziały, w których obowiązywał regulamin będący kombinacją rygoru obozowego i więziennego.

Po zakończeniu II wojny światowej, w 1945 roku w Związku Sowieckim znalazły się tysiące kolejnych zakładników – jeńców wojennych, internowanych, zmobilizowanych do batalionów pracy, repatriantów. Skierowano ich do robót przymusowych, a w nadzór nad nimi zaangażowano administrację i środki Gułagu: kadry kierownicze, ochronę, pomieszczenia, środki produkcji etc.

W 1947 roku, w warunkach panującej po wojnie nędzy i katastrofalnego braku towarów na rynku, nastąpiło również zaostrzenie polityki karnej – na przykład za zabór mienia państwowego można było trafić do łagru na 25 lat. Dekret, który to określał, egzekwowano niezwykle srogo, za kradzież kilku kilogramów ziemniaków z kołchozu czy paru papierosów w fabryce groziła kara 6 lat pobytu w obozie. Równie surowe kary groziły za ujawnienie tajemnicy państwowej – w tak opresyjnym systemie mogło stać się nią praktycznie wszystko.

Dekretem z 1948 roku powołano natomiast więzienia specjalne (we Władimirze, Aleksandrowsku i Wierchnieuralsku) oraz obozy specjalne (osobyje łagieria), których w sumie po kilku latach było dwanaście: Minłag (w rejonie Inty), Gorłag (Norylsk), Dubrawłag (Mordwińska ASRS), Stiepłag, Piesczanłag, Dalłag i Ługłag (Kazachstan), Bierłag (Kołyma), Rieczłag (Workuta), Ozierłag (Irkuck), Kamyszłag (obwód kemerowski), Wodorazdielnyj (Komi).

Mieli być w nich przetrzymywani wszyscy skazani za szpiegostwo, dywersję i terror, trockiści, prawicowcy, mieńszewicy, eserowcy, anarchiści, nacjonaliści, biali emigranci, członkowie organizacji i grup antysowieckich oraz osoby stanowiące zagrożenie z uwagi na swoje powiązania antysowieckie (czyli te, które już odbywały karę w miejscach uwięzienia). Więźniom nadawano numery, całkowicie izolowano ich od pozostałych łagierników, zony mieszkalne i robocze były dodatkowo zabezpieczone przed ucieczkami, w barakach pojawiły się kraty w oknach, wprowadzono zakaz opuszczania baraku w czasie wolnym od pracy, zamykanie baraków na noc. Więźniowie obozów specjalnych pracowali przy najcięższych robotach, kilkanaście godzin dziennie, stosowano wobec nich rozbudowany system kar, korespondencję ograniczono im do jednego listu na kwartał (co było karą niezwykle dotkliwą).

W rezultacie Gułag na mapie Związku Sowieckiego tworzył coraz gęstszą sieć aż do początku lat 50., kiedy to osiągnął swoje apogeum. Latem 1950 roku więził już 2,6 miliona ludzi w obozach i koloniach, w więzieniach – ponad 170 tysięcy, a kilkadziesiąt tysięcy osób znajdowało się w drodze.

Najdłużej urzędującym naczelnikiem Gułagu był Wiktor Nasiedkin, który funkcję tę sprawował ponad sześć lat (1941–1947), w okresie dynamicznego rozwoju Gułagu. Z pochodzenia Ukrainiec, syn nauczyciela, sam zakończył edukację na szkole podstawowej, od piętnastego roku życia służył w wojsku, potem w Czeka, a od 1938 roku w Głównym Zarządzie Ekonomicznym NKWD. W 1941 roku brał udział w wysiedleniu Niemców nadwołżańskich do Kazachstanu i na Syberię, a trzy lata później w krwawym wysiedlaniu Czeczenów i Inguszów z Północnego Kaukazu do Azji Centralnej. Zetknął się z nim osobiście Józef Czapski, malarz, pisarz, więzień obozów sowieckich, żołnierz armii Andersa, poszukujący informacji o zaginionych oficerach, ofiarach zbrodni katyńskiej:

Gen. Nasiedkin mocno wypasiony, w mundurze  dobrego sukna, przyjmuje mnie z uprzejmym uśmiechem na gładkiej, wygolonej twarzy. [...] Nad generałem wisi wielka mapa Rosji, na którą łapczywie i możliwie nieznacznie rzucam okiem. Wyrysowane są na niej wszystkie punkty, gdzie znajdują się obozy więźniów, największe skupiska są oznaczone wielkimi gwiazdami, inne mniejszymi, poza tym jeszcze są kółka i kółeczka. Zdążyłem skonstatować, że największe konstelacje są na półwyspie Kola, w Komi i na Kołymie. Poza tym gwiazda jeszcze największej wielkości była w okolicach Jakucka i Wierchojańska. [...] Wielkość gwiazdy w Wierchojańsku była równa gwieździe ustawionej w Magadanie. O Magadanie zaś wiedziałem, że jest największym portem wyładunkowym dla Kołymy.

Rozrostowi sieci obozów towarzyszyły również coraz większe skomplikowanie i rozwój struktur władzy Gułagu. Do 1953 roku liczba najróżniejszych organów zarządzających Gułagiem wzrosła do tego stopnia, że cały kompleks produkcyjno­‑łagrowy w ZSRS nadzorował osobiście sam minister spraw wewnętrznych wraz z siedmioma spośród ośmiu swoich zastępców. Jednocześnie Gułag zaczął odczuwać coraz większy niedobór siły roboczej wobec zaplanowanych inwestycji, więźniowie nie byli wyposażeni w bardziej skomplikowane maszyny i urządzenia, co powodowało mniejszą wydajność pracy i niedotrzymywanie planów. System łagrowy stanął na granicy wydolności. Na początku lat 50. ruszyła w łagrach pierwsza fala niepokojów, które wskazywały na początki kryzysu w Gułagu. Coraz częściej zdarzały się przypadki odmowy więźniów wyjścia do pracy.

⤌powrót do spisu treści

Śmierć Stalina

Wraz ze śmiercią Stalina masowe represje w ZSRS zostały przerwane. Po zmianach u szczytu władzy, dla następców Stalina także stało się jasne, że Gułag jest niewydolny i nieekonomiczny. Kontrola, przeprowadzona w 1953 roku na zlecenie Komitetu Centralnego KPZS, potwierdziła, że zyski z niewolniczej pracy są znacznie niższe niż koszty utrzymania więźniów, strażników i całego systemu łagrowego. Stwierdzono, że więźniowie byliby bardziej produktywni na wolności, zdecydowano więc o gruntownej reorganizacji Gułagu. Na początek przerwano prace przy budowie wielu obiektów, przy których zatrudnieni byli więźniowie, ponieważ nie spełniały pilnych potrzeb gospodarki narodowej. Następnie zlikwidowano 15 zarządów produkcyjnych w ramach Gułagu, w wyniku czego powrócił on do swego stanu początkowego, kiedy nie posiadał własnych dużych obiektów gospodarczych – przestał być organizacją produkcyjną.

W marcu 1953 roku władze wydały również dekret o amnestii, który pozwolił na zwolnienie z obozów w ciągu kilku miesięcy skazanych na kary do 5 lat za przestępstwa służbowe, gospodarcze i niektóre wojskowe oraz ciężarne kobiety i matki małych dzieci, osoby nieletnie, starsze i nieuleczalnie chore. Po buntach więźniów w łagrach Norylska, Workuty i Kingiru w latach 1953–1954 zlikwidowano obozy specjalne.

Trudno określić konkretną datę końca Gułagu. Działania dążące do jego reorganizacji zintensyfikowały się po słynnym tajnym referacie Nikity Chruszczowa, wygłoszonym na zamkniętym Plenum XX Zjazdu KC KPZS w lutym 1956 roku, w którym potępił Stalina i kult jednostki. Władze ZSRS w tym samym roku podjęły uchwałę o likwidacji systemu Gułagu i zmianie obozów na kolonie pracy. Wówczas większość cudzoziemców (w tym wielu Polaków) i więźniów politycznych z obozów zwolniono. Główny Zarząd Poprawczych Kolonii Pracy MSW ZSRS zlikwidowano w 1960 roku. Niebawem jednak znów zaczęto zamykać w koloniach karnych wszystkich nieprawomyślnych: dysydentów (którzy przy udziale międzynarodowych ruchów obrony praw człowieka zaczęli informować o łagrach opinię publiczną na Zachodzie), pisarzy, działaczy ruchów religijnych czy narodowych: Ukraińców, Tatarów, Ormian...

Obozy dla więźniów politycznych stały się argumentem przetargowym w zimnej wojnie, a w latach 80. – przedmiotem rozmów prezydenta USA Ronalda Reagana z Michaiłem Gorbaczowem, który pod koniec 1986 roku podjął decyzję o ułaskawieniu więźniów politycznych w ZSRS i zainicjował proces likwidacji obozów, w których byli przetrzymywani. Ostatnich więźniów politycznych w ZSRS – z obozu Perm‑36 – uwolniono w 1988 roku.

Próby dokładnego policzenia, ilu ludzi znalazło się w Gułagu przez wszystkie lata jego funkcjonowania, są – jak dotąd – skazane na niepowodzenie. W okresie stalinizmu była to wiedza zarezerwowana jedynie dla najwyższych funkcjonariuszy władzy sowieckiej. Do dziś wiele źródeł w archiwach rosyjskich jest niedostępnych, a część z nich została zniszczona. Z dokumentów NKWD opublikowanych na przełomie lat 80. i 90. XX wieku wynika, że od lat 30. liczba więźniów stale i intensywnie rosła, na przykład w 1930 roku wynosiła 179 tysięcy, w 1940 roku – już prawie 1,7 miliona, w 1950 roku – ponad 2,6 miliona. Obecnie szacuje się, że od 1929 roku do śmierci Stalina w 1953 roku w sumie od 28 do 32 milionów osób różnych narodowości, w tym Polaków i obywateli polskich, było ofiarami pracy przymusowej i deportacji, a ostrożne szacunki podają, że liczba ofiar śmiertelnych wyniosła 2,7 miliona ludzi. W latach 1991–2014 w Rosji zrehabilitowano ponad 3,5 miliona byłych więźniów Gułagu.

Współczesny rosyjski system penitencjarny również obejmuje kolonie karne, które w bardzo dużym stopniu przypominają te z Gułagu. Więźniowie są zmuszani do bardzo ciężkiej pracy w złych warunkach. Obecnie w ponad 700 rosyjskich koloniach karnych Zeklandii (od słowa zekzakluczonnyj, czyli więzień) znajduje się ponad 500 tysięcy osób. Dyscyplina jest taka sama, jak była w Gułagu: pobudka o godzinie 6.00, gimnastyka, o 7.30 wyjście do pracy, która trwa do 18.30, również w soboty i niedziele. Więźniowie mogą zgłosić, że nie chcą pracować, lecz wówczas tracą prawo do przedterminowego zwolnienia. Oficjalnie co roku w rosyjskich koloniach karnych umiera około 5 tysięcy więźniów.

Do kolonii trafiają nie tylko pospolici przestępcy, lecz także przeciwnicy obecnej władzy, jak ukraiński reżyser Oleg Siencow prześladowany za działania przeciwko rosyjskiej okupacji Krymu (oskarżony o terroryzm, otrzymał wyrok 20 lat kolonii karnej) czy krytyk rządów putinowskich, multimiliarder Michaił Chodorkowski (skazany za przestępstwa podatkowe na 15 lat). 1 stycznia 2020 roku w rosyjskim ustawodawstwie weszły w życie zmiany, zgodnie z którymi kolonie karne będą tworzyły filie przy dużych budowach i przedsiębiorstwach państwowych, gdzie będzie wykorzystywana praca więźniów z krótkimi wyrokami pozbawienia wolności. Pojawić się mają nowe obozy pracy oraz tzw. zakłady poprawcze.

Siergiej Kowalow (rosyjski naukowiec, działacz praw człowieka, dysydent skazany na 7 lat kolonii karnej i 3 lata zsyłki w latach 1975–1985, współzałożyciel niezależnego Stowarzyszenia Memoriał) tak mówi o Gułagu:

„Gułag nie jest zamkniętą kartą historii. Przede wszystkim dlatego, że do dziś nie poznaliśmy pełnej prawdy o nim. Poza tym Gułag nadal istnieje w mentalności naszego społeczeństwa, w jego niewolniczych zachowaniach, w zgodzie na propagandę i kłamstwo, w obojętności na los współobywateli, na przestępstwa i zbrodnie, także te, których dopuszcza się państwo. [...]

W Rosji mentalność niewolnicza trwa do dzisiaj dlatego, że nie został osądzony sowiecki system. W naszym kraju nie było odpowiednika procesów norymberskich. No bo kto miałby je zainicjować i przeprowadzić? Prezydent Borys Jelcyn, o dziwo, podjął taką nieśmiałą próbę w 1992 roku. Sąd Konstytucyjny miał zbadać, czy decyzja o rozwiązaniu KPZS, podjęta rok wcześniej przez prezydenta, była uzasadniona. Powstała wówczas ekspertyza Stowarzyszenia Memoriał, z której wynikało, że partia komunistyczna w ZSRS była organizacją przestępczą. I nic. Sąd nie wydał jednoznacznego wyroku. Dlaczego? Wyobraźmy sobie, że w Niemczech denazyfikację przeprowadzaliby byli funkcjonariusze aparatu hitlerowskiego. Jaki byłby skutek? A przecież dziś wszystkie najważniejsze stanowiska w naszym kraju zajmują ludzie tamtego systemu, dawni działacze partyjni, pracownicy aparatu bezpieczeństwa. Nikomu nie zależy na odkryciu prawdy, a procesy sądowe są w ogóle nie do pomyślenia.

W rocznicę śmierci Stalina prezydent Rosji Władimir Putin przywrócił stalinowski hymn narodowy i wzniósł toast. Być może się mylę – powiedział – ale mylę się wraz z całym narodem. A narodowi temu powoli, systematycznie, za pomocą stosownych ustaw i nacisków odbiera się wolność. Dziennikarze już wiedzą, czego im powiedzieć nie wolno, sędziowie wiedzą, do jakiego stopnia są niezawiśli. To skutki sowieckiego wychowania. To długi cień Gułagu. [...]

Oczywiście, w pierwszym rzędzie za Gułag odpowiedzialna jest partia komunistyczna, aparat bezpieczeństwa, system. Tyle że to my stworzyliśmy ten system, my, obywatele tego kraju”.

⤌powrót do spisu treści

3.
GUŁAG – NIEWOLNICZA PRACA
1919–1950
(mapa 3.)

Hasło Nie pracujesz – nie jesz od samego początku towarzyszyło nowemu systemowi sowieckiemu, który uznawał pracę za powszechny obowiązek. Przymus pracy stanowił przede wszystkim karę o charakterze klasowym. Początkowo stosowano ją wobec wrogów ludu; już słynny dekret Socjalistyczna ojczyzna w potrzebie z 1918 roku przewidywał wcielenie wszystkich zdolnych do pracy przedstawicieli burżuazji (bez względu na płeć) do batalionów roboczych i rozstrzeliwanie opornych. W dekrecie o walce ze spekulacją z lipca tego samego roku ustanowiono karę 10 lat pozbawienia wolności połączoną z najuciążliwszymi pracami przymusowymi, przy czym kary dla osób z dawnych klas posiadających miały być połączone z ich poniżeniem, na przykład poprzez kierowanie do oczyszczania ulic czy obozów.

Przewodniczący Czeka, Feliks Dzierżyński, w lutym 1919 roku podkreślał rolę obozów koncentracyjnych, które miały stać się szkołą pracy: Jeszcze teraz praca aresztowanych nie jest wykorzystywana na robotach publicznych i proponuję pozostawić te obozy koncentracyjne w celu wykorzystania pracy aresztowanych, dla panów żyjących bez stałego zajęcia, dla tych, którzy nie potrafią pracować bez prawdziwego przymusu [...], taki środek karania powinien być zastosowany za niewłaściwy stosunek do obowiązków, niesumienność, spóźnienie itd. W ten sposób zdołamy podciągnąć także naszych własnych pracowników. 12 maja 1919 roku przyjęto dekret O obozach prac przymusowych, na bazie którego zaczęto tworzyć obozy w granicach miast, w obiektach takich jak klasztory czy dwory. Miały powstać we wszystkich miastach gubernialnych, każdy z nich miał pomieścić nie mniej niż 300 więźniów. Dekret wprowadził też zasadę samoopłacalności, później realizowaną w Gułagu za wszelką cenę. Więźniowie za pracę mieli otrzymywać wynagrodzenie, z którego część – nie więcej niż trzy­‑czwarte – miała być potrącana na utrzymanie obozu.

Od początku istotą Gułagu stało się więc wykorzystanie więźniów do niewolniczej pracy, a jego celem – jak największa wydajność przy minimum nakładów. Najpierw tysiące, potem miliony ludzi pracowały ponad siły na rzecz państwa sowieckiego. System łagrowy w okresie swojego największego rozwoju obejmował kilka tysięcy obozów, podobozów, punktów łagrowych i kolonii pracy. Więźniowie byli w nich przetrzymywani w skrajnie niehumanitarnych warunkach bytowych, zbliżonych do niemieckich obozów koncentracyjnych w czasie II wojny światowej: w brudnych, zimnych barakach, mieli wydzielane głodowe racje żywnościowe uzależnione od wykonywania norm pracy, przekraczających możliwości wycieńczonego człowieka. W obozach w pobliżu koła podbiegunowego musieli pracować przy kilkudziesięciostopniowym mrozie.

Wyśrubowane normy pracy i niedostateczne wyżywienie osłabiały organizm w ciągu kilku tygodni. Ludzie tracili przytomność, padając w zaspy, niejeden już się z nich nie podniósł. Więźniowie uciekali się do wszelakich sposobów, żeby trafić do lżejszych brygad roboczych. Na przykład przy wyrębie drzew odświeżali wcześniej ścięte stosy belek leżące w sągach w lesie, których nie byli w stanie policzyć strażnicy, spiłowując końcówki, by wyglądały na świeże. Na porządku dziennym były również samookaleczenia: uszkodzenia kończyn, zasypywanie do oczu pyłu ze startego ołówka, wstrzykiwanie ropy naftowej pod skórę, dzięki którym można było wyrwać się z brygady roboczej i trafić do szpitala, choćby na parę dni.

Do niewolniczej pracy w Gułagu trafić mogli właściwie wszyscy, system nie oszczędzał nawet swoich wyznawców. Podczas wielkiego kryzysu w Stanach Zjednoczonych grupa robotników amerykańskich (z pochodzenia Finów) postanowiła na zaproszenie sowieckiej propagandy przyjechać do pracy w fabrykach ZSRS jako wykwalifikowana kadra. Około 25 tysięcy ludzi chciało pracować na rzecz nowego państwa sowieckiego – skończyło się to dla nich tragicznie, bowiem w końcu lat 30. zostali uznani za element niepewny politycznie i wysłani do obozów.

Więźniowie Gułagu zatrudniani byli przy pozyskiwaniu surowców naturalnych (jak na przykład w kołymskich kopalniach złota, węgla, niklu czy przy wydobyciu torfu i wyrębie drzew w syberyjskiej tajdze), byli siłą roboczą praktycznie we wszystkich dziedzinach przemysłu i rolnictwa: w fabrykach chemicznych, wielkich zakładach metalurgicznych, zbrojeniowych, tekstylnych, w elektrowniach, kamieniołomach, wytwórniach konserw rybnych, przy budowach linii kolejowych, lotnisk, ale też osiedli mieszkalnych, rurociągów, wielkich zakładów przemysłowych, robotach ziemno­‑budowlanych. Ich niewolnicza praca była wykorzystywana na terenie całego ZSRS, także na tak zwanych wielkich budowach komunizmu, jak choćby przy najważniejszym propagandowo w tym czasie Kanale Białomorskim czy Transpolarnej Magistrali Kolejowej, które miały znaczenie nie tyle gospodarcze, co polityczne. To więźniowie wybudowali od podstaw trzy, dziś duże, miasta: Workutę, Norylsk i Magadan. Istniały też obozy, w których więźniowie wykonywali specjalistyczne prace, jak budowa i obsługa siłowni jądrowych w środkowej Rosji czy projektowanie nowych typów samolotów.

Praca miała zróżnicowany charakter w zależności od rodzaju obozu, jednak była to w większości praca fizyczna, wykonywana prymitywnymi narzędziami: łopatami, kilofami, piłami ręcznymi i siekierami. Różniła się też w zależności od wielkości kary, jaką otrzymał więzień. Skazani na kary poniżej 3 lat byli umieszczani w koloniach pracy poprawczej o lżejszym reżimie, w których zajmowano się jednym, konkretnym rodzajem produkcji. Pracowali również jako kierowcy, w łagrowych kuchniach, szpitalach, przedszkolach czy żłobkach, przy zbiorze warzyw i owoców.

Skazani na dłuższe wyroki byli kierowani do ciężkich prac fizycznych, tak zwanych ogólnych, niewymagających kwalifikacji. Z tych więźniów formowano brygady, liczące nawet do 400 osób, a każdą z nich kierował brygadzista – zaufany więzień z wysoką pozycją w obozowej hierarchii. Brygadzista decydował o warunkach, w jakich więzień pracował, żył, a wręcz o tym – czy miał szanse przeżyć. Aleksiej Priadiłow, który jako szesnastolatek trafił do łagru, zapisał: Życie więźnia w znacznej mierze zależy od jego brygady i brygadzisty, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że spędza noc i dzień w ich towarzystwie. W pracy, w jadalni, na pryczach – zawsze te same twarze. Członkowie brygady mogą pracować razem, w grupach lub każdy na własną rękę. Mogą pomóc ci przetrwać, ale równie dobrze mogą cię zniszczyć – albo sympatia i pomoc, albo wrogość i obojętność. Nie mniej ważną rolę odgrywa brygadzista. Wiele zależy od tego, kim jest i jak podchodzi do swoich zadań i obowiązków – czy stara się twoim kosztem, a dla własnej korzyści, przypochlebić naczalstwu, traktuje swoich robotników jak podludzi, lokajów i służących, czy jest twoim towarzyszem w niedoli i robi wszystko, co może, by ulżyć członkom brygady.

Władzom Gułagu zależało przede wszystkim na wykonaniu planu produkcji i wydajności więźniów, od której też zależały racje żywnościowe. Normy pracy ustalane były z wielką szczegółowością i określały praktycznie każdy rodzaj czynności – od wielkości dziennego urobku węgla do ilości odgarniętego śniegu: świeżo spadłego, puszystego, lekko ubitego, ubitego, mocno ubitego, zmarzniętego...

Szczególnie trudne warunki pracy panowały w obozach położonych za kołem podbiegunowym, na przykład w rejonie Workuty i Norylska, czy na Kołymie. Zimą szalone mrozy dziesiątkowały więźniów, którzy nie mieli nawet odpowiedniej odzieży. Irena Krajewska, skazana w 1946 roku na 10 lat łagru za członkostwo w Armii Krajowej, trafiła na Kołymę, gdzie między innymi pracowała przy wyrębie lasów: „W zimie mróz dochodził do 60 stopni Celsjusza. Ja osobiście przeżyłam 63 stopnie. Na szczęście wtedy nie wiał wiatr. Jeżeli było 52 stopnie mrozu, to już nie wypuszczali na odkryte roboty – o ile dyżurny na wachcie znał się na termometrze. Jeżeli nie, to się wychodziło na robotę, ale pracy i tak nie było, bo siekiera przez rękawice dosłownie kłuła w ręce, a ogień, który się rozpalało – zupełnie nie grzał.

Śnieg na Kołymie nie padał płatkami – przeważnie była zamieć i miotło piaskiem śniegowym. Jak tylko zawiało kolejkę, która dowoziła rudę z kopalni Budowiczag, pędzili nas nocami do odśnieżania. Wiatr dosłownie wyrywał łopatę z ręki i zasypywał ślad. Wówczas najłatwiej można było się odmrozić. Chociaż mróz był mały, jednak pył ze śniegu zamarzał na twarzy. Odmrażało się nogi, dlatego że walonki były dziurawe, łatane, nieraz przywożone z frontu. Myśmy w ogóle przy tych mrozach nie miały jednej wełnianej nitki na sobie – tylko bawełna i płótno”.

Latem natomiast więźniom dokuczał upał powyżej 30 stopni, powodujący topnienie grzęzawisk i chmary gryzących owadów. Jak wspominała jedna z więźniarek: Komary właziły do rękawów i nogawek spodni. Twarz puchła od ich ukąszeń. Obiad dowożono nam na miejsce pracy i bywało, że zanim zdążyłeś zjeść zupę, tyle ich wpadło do miski, że bałanda [zupa] wyglądała jak gęsta kasza. Właziły pod powieki, wpychały się do nosa i gardła – smakowały słodkawo, jak krew. Im bardziej się od nich odpędzałeś, z tym większą furią rzucały się na ciebie.

Normy pracy nieustannie wzrastały, osiągając wielkości przekraczające możliwości wycieńczonych, głodnych więźniów, którzy pracowali ponad 10 godzin na dobę.

Nie przestrzegano regulaminu, który nakazywał przerwanie pracy w zbyt niskich temperaturach (powyżej 50 stopni mrozu). Więźniowie mieli zbyt krótkie przerwy na odpoczynek, panował bałagan organizacyjny, brakowało odpowiednich narzędzi i maszyn do pracy. Wszystko to powodowało skrajne przemęczenie, a co za tym idzie – liczne wypadki, kończące się ciężkimi obrażeniami ciała, kalectwem, a często śmiercią. Irenie Krajewskiej udało się przeżyć: „Gdy byłam na lesopowale [wyrębie] i piłowałyśmy drzewo, nagle ono padając zmieniło kierunek i zwaliło się o pół metra przede mną, ledwo zdążyłam odskoczyć. Wtedy pomyślałam, że i nade mną ktoś czuwa.

Raz w kamieniołomie w czasie przerwy siedziałyśmy pod skalną ścianą i jadłyśmy chleb. W pewnym momencie podeszła do mnie jedna z więźniarek i powiedziała: – Chodź tam, gdzie jest słońce. Poszłyśmy, a za chwilę ta ściana runęła.

Potem w cegielni, gdzie wagonikami podawano glinę do formowania cegieł, a następnie puste wagoniki spuszczano w dół po linie, czyściłam kiedyś tor ze śniegu. Raptem zobaczyłam, że leci na mnie wykolejona wagonetka. Za sobą miałam kupę kamieni i płot. Wskoczyłam na te kamienie, a pędząca wagonetka tylko mnie uderzyła rykoszetem w nogę, miałam siniaki, ale nic poza tym się nie stało. Wszystkie pracujące podbiegły, myśląc, że placek ze mnie! Czułam wtedy, że opieka Boska czuwa nade mną. To przeświadczenie nigdy mnie nie opuszczało. Nie miałam żadnego załamania w mojej wierze – codziennie modliłam się szczerze i żarliwie”.

Wiele racjonalizatorskich metod na pracę w Gułagu wprowadzono dzięki pomysłowości Naftalego Frenkla – więźnia, który później zrobił błyskotliwą karierę łagrową. Aresztowany w 1923 roku za przemyt, trafił do obozu na Wyspach Sołowieckich, gdzie szył buty i wyrabiał drewniane szachownice. Nadzorcom zgłaszał pomysły na reorganizację niewolniczej pracy, aby była bardziej wydajna. W efekcie w 1927 roku został zwolniony z obozu, ale pozostał na Sołowkach – już jako nadzorca, a dwa lata później został szefem sektora ekonomicznego całego Gułagu. To Naftali Frenkel był autorem maksymy: Z więźnia należy wycisnąć, ile się da, w ciągu trzech pierwszych miesięcy pobytu. Potem już się do niczego nie nadaje. On też wymyślił system kotłów. Więźniowie, po skończonej pracy, ustawiali się w kolejkach do różnych kotłów – ci, którzy wyrobili większą niż wyznaczona normę, dostawali najwięcej, trzymający się normy dostawali porcje normalne, ci poniżej normy dostawali tak niewielki kocioł, że po paru tygodniach umierali z wycieńczenia. Frenkel został również kierownikiem budowy sztandarowej inwestycji okresu stalinizmu – Kanału Białomorsko­‑Bałtyckiego, gdzie w praktyce stosował wymyślone przez siebie metody, z powodu których podczas robót zmarło lub zginęło w wypadkach kilkadziesiąt tysięcy budowniczych kanału.

Normy wyżywienia dla pracujących w takich warunkach ludzi były różne w różnych okresach funkcjonowania Gułagu. W 1935 roku okólnik Gułagu przewidywał dziennie – dla tych, którzy wykonali 100 procent normy – co najmniej 400 gramów chleba (mogli dokupić dodatkowo 600 gramów), 15 gramów mąki, 60–80 gramów kaszy, 500 gramów warzyw, 22 razy w miesiącu 160–180 gramów ryb, 8 razy w miesiącu 70 gramów mięsa, ponadto miesięcznie 350–400 gramów cukru. Rzeczywistość rozmijała się z założeniami znacząco. Więźniowie otrzymywali o wiele mniejsze racje, żywność była bardzo złej jakości, rozpowszechnione były kradzieże jedzenia. Kierownictwo Gułagu miało tego świadomość. Prokurator ZSRS Andriej Wyszynski w 1936 roku raportował do władz: W praktyce – normy GUŁagu NKWD prowadzą do skrajnego wyniszczenia więźniów i do takich zjawisk, jak to ma miejsce na przykład w Swirłagu, gdzie znajduje się do 5000 słabowitych więźniów, niezdolnych do ciężkiej pracy z powodu stanu fizycznego i gdzie więźniowie, skłonieni do tego głodem, podbierają odpadki z dołów na pomyje.

Poza tym wypracowanie wyśrubowanych ponad ludzkie możliwości norm było praktycznie niemożliwe i większość więźniów otrzymywała dodatkowo zmniejszone racje. To prowadziło do powstania błędnego koła – mniej jedzenia powodowało osłabienie więźnia, a zatem wyrabianie mniejszej normy, co skutkowało kolejnym zmniejszeniem racji... Aż do zupełnego wycieńczenia człowieka.

Te same niedostatki dotyczyły zaopatrzenia więźniów w środki czystości, bieliznę, ubrania, buty, pościel. Kobietom (w 1939 roku) przysługiwały – raz w roku – chustka, bluzka letnia, sukienka barchanowa, buty skórzane, 2 ręczniki, średnio 2,5 koszuli bieliźnianej, 2,5 pary majtek, 3 pary pończoch, 1 para onuc barchanowych, 1 półpalto, 2 pary rękawic wełnianych i 2 pary kombinowanych. Raz na dwa lata: czapka, fufajka i walonki. W tym względzie rzeczywistość również odbiegała od przepisów. Więźniowie wychodzili zatem źle ubrani i obuci, a w skrajnych przypadkach do pracy wyjść nie mieli w czym. Musieli pozostać w brudnych, zapluskwionych i zimnych barakach, a w skrajnych przypadkach w ziemiankach i namiotach z desek pokrytych brezentem.

Po wybuchu wojny niemiecko­‑sowieckiej w 1941 roku zaostrzono warunki obozowe, wydłużono czas pracy, a żywienie więźniów znacznie się pogorszyło. Podczas wojny zmuszano również ludzi, którzy formalnie nie byli więźniami Gułagu, do pracy w tak zwanych strojbatalionach – batalionach budowlanych. Powoływano do nich przymusowo osoby, które osiągnęły wiek poborowy, ale z powodów politycznych i narodowościowych nie kwalifikowały się do służby wojskowej. Mobilizacji do pracy na rzecz gospodarki sowieckiej podlegali obywatele sowieccy tych narodowości, których państwa narodowe prowadziły wojnę z ZSRS, w tym Polacy, a najliczniejszą grupę tych powołanych stanowili Niemcy, byli też Bułgarzy, Grecy, Tatarzy krymscy, Chińczycy, Finowie, Rumuni, Węgrzy, Włosi. W sumie – około 400 tysięcy osób.

Po wojnie Gułag – wskutek przymusowej mobilizacji na front i dużej śmiertelności wśród łagierników w czasie wojny, a także amnestii w 1945 roku – cierpiał na niedostatek siły roboczej. W 1946 roku utworzono więc sieć obozów, mających za zadanie przywracanie zdolności do pracy więźniów III kategorii pracy fizycznej. Tak w oficjalnej terminologii określano więźniów zagłodzonych, umierających. W języku łagrowym nazywano ich prościej – dochodiagi, czyli ci, którzy dochodzą kresu. W obozach zdrowotnych mieli wracać do świata żywych. Pobyt w takim obozie miał trwać dwa tygodnie, w tym czasie więzień nie pracował, miał przyzwoite warunki bytowe, opiekę medyczną i posiłki według dosyć wysokich norm. Wszystko zorganizowano fachowo i metodycznie: specjalista określał skład i nadzorował przygotowanie pokarmu, rezultaty notowano w tabelce dynamika przyrostu wagi, wykresy mówiły o poprawie wskaźników przydatności do pracy. Skuteczność owych obozów była jednak ograniczona lub trafiali tam więźniowie tak wycieńczeni, że aż jedna czwarta z pensjonariuszy nie odzyskiwała zdolności do pracy.

Warto wspomnieć, że w łagrowym systemie pracy funkcjonowały specyficzne biura konstrukcyjne, w żargonie łagrowym zwane szaraszkami, w których prowadzono badania naukowe i opracowywano nowe rozwiązania techniczne. Pierwsze szaraszki zaczęły powstawać już w 1928 roku, a przetrzymywani w nich naukowcy prowadzili anonimowo badania nad nowymi technologiami. W szaraszkach panowały lepsze warunki bytowe, a prace prowadzono często w warunkach tajności, bowiem dotyczyły też badań, na przykład nad bronią chemiczną, atomową czy bakteriologiczną, których ze względów etycznych i prawnych nie można było wykonywać oficjalnie. Jedną z takich szaraszek było Centralne Biuro Konstrukcyjne 29 podlegające NKWD, zwane też tupolewską szaragą, z siedzibą w Moskwie, które działało od wiosny 1939 do czerwca 1941 roku. Pracowali w nim jako więźniowie między innymi ojciec sowieckiej kosmonautyki, konstruktor pocisków balistycznych, rakiet i statków kosmicznych Siergiej Korolow czy Andriej Tupolew – generał, inżynier, konstruktor samolotów bombowych i pasażerskich. W szaraszce pracował również najsłynniejszy więzień Gułagu – Aleksander Sołżenicyn.

⤌powrót do spisu treści

Łagrowy świat

Poza specyficznymi warunkami pracy życie łagrowe było również osobnym światem, tonącym w przemocy. Stosował ją wobec więźniów personel obozowy, ale też sami więźniowie wobec swoich współwięźniów. Na każdym kroku zdarzały się pobicia, gwałty, zabójstwa. Kryminaliści, zwani worami lub urkami, z reguły nękali więźniów politycznych przy każdej nadarzającej się okazji. Organizowali się w gangi, okradali innych więźniów z resztek prywatnych rzeczy czy żywności. Często skazani na wieloletnie wyroki, spędzali prawie całe życie za drutami i nie liczyli się też z życiem innych. Swoistą przeciwwagę dla urków stanowili pridurki (lub suki), czyli ci, którzy poszli na kolaborację z administracją obozową. Obie grupy zajadle się zwalczały.

W sowieckich łagrach na wyjątkowe upokorzenia i znęcanie narażone były kobiety. Traktowane były jak istoty niższego rzędu, władzę nad nimi mieli więźniowie funkcyjni, strażnicy, brygadziści, urkowie, naczelnicy. Były bez litości wykorzystywane seksualnie i gwałcone. Aleksander Sołżenicyn w Archipelagu GUŁag pisał, że prawie każda kobieta, szczególnie jeśli była młoda i ładna, otrzymywała propozycję od potencjalnych protektorów. Dlatego, by przechytrzyć śmierć, niektóre sięgały po różne strategie przetrwania.

Łagier był dla człowieka wielką próbą sił charakteru, zwykłej ludzkiej moralności i dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzi nie wytrzymywało tej próby – napisał w Opowiadaniach kołymskich Warłam Szałamow.

⤌powrót do spisu treści

4.
MIEJSCA KATORGI
1923–1960
(mapa 4.)

W Gułagu było kilka szczególnych miejsc. Każde z nich miało swoją specyfikę i zostało powołane do życia w innym celu: represyjnym, propagandowym czy uwiecznienia potęgi władzy sowieckiej.

⤌powrót do spisu treści

Wyspy Sołowieckie

Okryte najgorszą sławą Sołowki na Morzu Białym odegrały pionierską rolę we wdrażaniu nowych rozwiązań systemu łagrowego. Jak podkreśla Anne Applebaum w swojej książce Gusołowieckij łag, mimo że w latach 20. XX wieku istniała już rozbudowana sieć obozów i więzień na terenie Związku Sowieckiego, w których przetrzymywano wrogów ludu, to Sołowki na zawsze pozostaną pierwszym obozem Gułagu: To właśnie one odegrały niezwykłą rolę, nie tylko w życiu więźniów, lecz również w działalności tajnej policji sowieckiej. [...] Tu właśnie WCzeKa i OGPU uczyły się, jak czerpać zyski z pracy niewolniczej.

Wyspy Sołowieckie już w XVI wieku stały się przystanią dla mnichów prawosławnych, którzy to miejsce wybrali na swoją pustelnię. Sprzyjały temu wyborowi oddalenie od ludzi i piękna przyroda. Z biegiem lat powstał tu zespół klasztorny z pracownią ikon, wielką biblioteką książek i starodruków, klasztorną oranżerią. Mnisi hodowali bydło, uprawiali ziemię, z wody morskiej warzyli sól, łowili ryby, polowali na foki. Mieli własne młyny, tartak, hutę, kuźnię, cegielnię, garbarnię, garncarnię, suchy dok do remontu statków i wodociąg doprowadzający wodę do klasztoru, elektrownię wodną i radiostację.

W okresie Rosji carskiej Sołowki były także twierdzą obronną i carskim więzieniem, do którego zsyłano innowierców, wolnomyślicieli i innych przeciwników władzy carskiej. Wyspy również bolszewicy uznali za idealne miejsce na obóz pracy. O utworzeniu Sołowieckiego Obozu Robót Przymusowych Specjalnego Przeznaczenia (Sołowieckij łagier osobogo naznaczenija – SŁON) dla najbardziej niebezpiecznych przestępców politycznych i kryminalnych rząd ZSRS podjął w 1923 roku decyzję z inicjatywy Józefa Unszlichta – polskiego i sowieckiego działacza partyjnego. Jak podawała rządowa gazeta Izwiestia: Surowy klimat, dyscyplina pracy i walka z siłami natury będą wyśmienitą szkołą dla wszystkich elementów przestępczych.

Sołowki znajdują się w pobliżu koła podbiegunowego, to sześć dużych wysp oraz kilkadziesiąt maleńkich skalnych wysepek. Latem słońce prawie nie zachodzi, zimą dzień trwa niespełna dwie godziny. Temperatura w letnich miesiącach potrafi w słońcu dochodzić do 20 stopni, wieczorami gwałtownie spada. Temperatura wody w Morzu Białym latem nie przekracza kilku stopni, a sezon żeglugowy trwa zaledwie od maja do września. W pozostałych miesiącach morze pozostaje zamarznięte. Niedostępne położenie oraz cechy klimatu sprawiały, że Sołowki stały się doskonałym miejscem odosobnienia.

W 1920 roku na wyspy, gdzie żyło wówczas 400 mnichów i 200 nowicjuszy, zawitali czerwonoarmiści. Rekwirowali zapasy żywności, rabowali kosztowności i naczynia liturgiczne, zrzucili dzwony, ścięli krzyże, a na szczycie dzwonnicy zamocowali czerwoną gwiazdę. W 1922 roku przeprowadzono oficjalną rekwizycję z udziałem przedstawicieli Centralnej Komisji do spraw Rekwizycji Kosztowności Cerkiewnych oraz Głównego Komitetu do spraw Muzeów i Ochrony Zabytków przy Ludowym Komisariacie Oświaty, w wyniku której wywieziono 2,5 tony zabytkowych przedmiotów i kosztowności.

Na Wyspach Sołowieckich utworzono obóz koncentracyjny dla kontrrewolucjonistów, głównie żołnierzy i oficerów białej armii, oraz sowchoz. Mnisi zostali wypędzeni, część z nich aresztowano. Ikonostasy z dziełami średniowiecznych mistrzów i biblioteka klasztorna uległy dewastacji, a potem całkowitemu zniszczeniu. W ciągu trzech kolejnych lat dorobek klasztoru został zrujnowany, dokonano nadużyć finansowych i by je zatrzeć – w 1923 roku klasztor podpalono. Szczątki założycieli klasztoru, pustelników Sawwacjusza (Sawwatija), Germana i Zozyma (Zosimy), wywieziono w 1925 roku do muzeum ateizmu w Soborze Kazańskim w Leningradzie.

Po utworzeniu SŁON cerkwie, pustelnie i budynki klasztorne zamieniono na pomieszczenia dla więźniów  administracji obozowej. W miejscach zniszczonych ołtarzy ustawiono szalety, cerkiew Wniebowstąpienia zmieniono w karcer. Więźniów przetrzymywano na terenie zabytkowego monastyru, w pobudowanych naprędce barakach, a często i w ziemiankach, w strasznych warunkach. Byli głodni, zawszeni, zmarznięci. W oddalonych od centrum wyspy mnisich pustelniach urządzano karne izolatory – męski na Górze Siekiernej, a dla kobiet na Wyspie Zajackiej (nazwa wyspy pochodzi od jaj, po które mnisi wybierali się na tę zamieszkaną jedynie przez ptactwo wyspę – za jajcami).

Na Sołowki – w ramach likwidacji rosyjskiej inteligencji jako wroga klasowego – wysyłano filozofów, pisarzy, artystów, naukowców, działaczy politycznych i społecznych, arystokrację, oficerów carskich, przedsiębiorców. Trafiali tam też chłopi, przeciwnicy kolektywizacji, Ukraińcy skazani w czasach wielkiego głodu za kanibalizm, rzemieślnicy, robotnicy, a także pospolici przestępcy i prostytutki. Wysyłano tam również w ramach czystek funkcjonariuszy sowieckiego aparatu terroru, w tym oficerów NKWD.

Na Sołowkach znaleźli się również Polacy, głównie osoby, które po I wojnie światowej znalazły się na terytorium ZSRS i zostały obywatelami sowieckimi, ale nie tylko oni. W 1929 roku wydawana w Warszawie gazeta Głos Prawdy opublikowała artykuł Pięć lat na wyspach sołowieckich przebył polski policjant: Do Polski przybył przed kilku dniami jeden z nielicznych skazańców politycznych, który zdołał wytrzymać pięcioletni pobyt na strasznych Wyspach Sołowieckich. Jest to szeregowiec polskiej policji, Joachim Biłas. Dnia 18 czerwca 1923 r. szeregowiec Biłas, pełniąc służbę na pograniczu nieświeskim, znalazł się w ciemną noc po stronie sowieckiej. Posterunkowy Biłas zbłądził wśród trzęsawisk i nie mogąc znaleźć wyjścia, zaczął wołać o pomoc. Nadbiegli ukryci żołnierze sowieckiej straży granicznej, którzy aresztowali Biłasa. Nie pomogły wyjaśnienia, że Biłas znalazł się na terytorium sowieckim wskutek przypadku; został on oskarżony o nielegalne przekroczenie granicy i skazany przez GPU na okrutną karę zesłania na 5 lat na Wyspy Sołowieckie. Biłas usiłował uciec z tego piekła, ale bezskutecznie. Odsiedział więc karę i wrócił do Polski schorowany i rozbity. Obecnie ofiara GPU przebywa w Nowogródku, gdzie nim zaopiekowali się koledzy posterunkowi.

W latach 20. obóz sołowiecki oficjalnie realizował ideę reedukacji przez pracę, podejmowano tu również takie przedsięwzięcia jak teatr, w którym występowali więźniowie, propagandowe czasopismo Nowyje Sołowki, orkiestra dęta. Na polecenie władz Gułagu w 1927 roku zrealizowano propagandowy film Sołówki, który przedstawił obóz jako idylliczne miejsce resocjalizacji przestępców, a w czerwcu 1929 roku Wyspy Sołowieckie odwiedził pisarz Maksym Gorki, który w opublikowanym w dzienniku Izwiestia artykule wychwalał humanitarną politykę edukacji przez pracę.

Rzeczywistość wyglądała zgoła inaczej. Sołowki stały się poligonem doświadczalnym, testowano na nim wytrzymałość więźniów, a panami życia i śmierci byli obozowi komendanci. Pierwszym naczelnikiem obozów sołowieckich był Fiodor Eichmans, który zasłynął z wymyślania bezsensownych robót dla więźniów: przerzucania kamieni z miejsca na miejsce, liczenia ptactwa czy śpiewania godzinami Międzynarodówki. Po objęciu stanowiska naczelnika przez Naftalego Frenkla (byłego więźnia Sołowek) strażnicy obozowi dostali przyzwolenie na wyjątkowe znęcanie się nad więźniami. Byli oni przywiązywani nago do pni i umierali w wielogodzinnych męczarniach gryzieni przez owady. Zimą polewano nagich ludzi wodą, przywiązanych do drewnianych pali zrzucano ze schodów do jeziora. Godzinami trzymano po szyję w bagnie. Jeden z więźniów wspominał, że strażnicy zmuszali więźniów do jedzenia odchodów, a tych, którzy wzywali Boga na pomoc, rozebrano do naga i ukrzyżowano. Inny: Każdego niemal dnia grupa więźniów z dużymi hakami w dłoniach zbierała z ziemi ciała tych, którzy padli z wycieńczenia lub zostali zabici. Niektórzy z uprzątających starali się choć na chwilę przytulić do leżących ciał, jak do materaców, bo były jeszcze ciepłe.

Anne Applebaum pisze, że pod koniec lat 20. przerażeni funkcjonariusze specjalnej komisji badającej warunki panujące w SŁON odkryli, że nadzorcy obozów sołowieckich zimą często pozostawiali nagich więźniów w starych, pozbawionych ogrzewania dzwonnicach cerkwi, z rękami i nogami związanymi na plecach [...]. [Więźniowie] byli zmuszani do siedzenia na tyczce, nie dotykając stopami ziemi, nawet osiemnaście godzin bez ruchu. Niekiedy do nóg przywiązywano im ciężary. Tego typu pozycja niemal gwarantowała poważne okaleczenia. Czasami wysyłano ich do kąpieli, musieli nago pokonać dystans nawet dwóch kilometrów. Celowo karmiono ich zgniłym mięsem. Odmawiano pomocy medycznej.

Na Sołowkach wypracowano sposoby na podniesienie wydajności niewolniczej pracy, stosowane potem w Gułagu na masową skalę: obietnice przedterminowego zwolnienia, ograniczanie racji żywnościowych za niewykonanie normy, kary karceru, aż do rozstrzelania – za odmowę pracy. Więźniowie obozów sołowieckich pracowali przy wyrębie lasów i wydobyciu złóż torfu, w cegielni, garncarni, stoczni, zakładach mechanicznych, garbarni, zakładach szewskich, szwalniach, w rolnictwie i przy hodowli zwierząt futerkowych, połowie ryb, ssaków morskich. Prowadzili badania nad adaptacją roślin uprawnych w klimacie Północy i przemysłowym wykorzystaniem wodorostów morskich (tzw. morskiej kapusty, z której między innymi pozyskiwano jod do produkcji środków dezynfekujących). Budowali drogi w Karelii.

W początkowym okresie więźniowie pracowali tylko na wyspach, potem otwierano filie obozu na wybrzeżu Morza Białego, na Półwyspie Kolskim. W 1933 roku, po powstaniu Zarządu Głównego Obozów i dynamicznym rozwoju systemu łagrowego, obozy sołowieckie zostały wchłonięte przez większą strukturę – obóz Białomorsko­‑Bałtycki, a wielu więźniów skierowano do budowy Kanału Białomorskiego.

Obóz karny SŁON zlikwidowano w 1937 roku. Więźniów przerzucono do innych miejsc, a na wyspach pozostawiono jedynie nowo wybudowane Sołowieckie Więzienie Specjalnego Przeznaczenia (Sołowieckaja tiurma osobogo naznaczenija – w skrócie STON, co po rosyjsku oznacza jęk, wycie), które funkcjonowało jeszcze dwa lata. W 1939 roku zostało zlikwidowane, a budynki po nim przejęło wojsko, utworzono tam szkołę marynarki wojennej.

Całkowita liczba ofiar Sołowek jest nieznana. Na podstawie dokumentów sowieckich wiadomo, że w grudniu 1923 roku liczba więźniów Sołowek wynosiła około 3 tysięcy osób, a w 1930 roku wzrosła do ponad 53 tysięcy.

W 1967 roku na Sołowkach utworzono filię Archangielskiego Muzeum Krajoznawczego, a w 1974 roku rozpoczęto konserwację tego, co zostało z kompleksu klasztornego. W 1990 roku, dwa lata po obchodach tysiąclecia chrztu Rusi, Rosyjska Cerkiew Prawosławna odzyskała prawa do klasztoru, a na wyspy powrócili mnisi. Dwa lata później ponownie złożono w kryptach klasztoru szczątki jego założycieli. W tym samym roku sołowiecki zespół klasztorny został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Ludzkości UNESCO.

⤌powrót do spisu treści

Biełomorkanał

Biełomorkanał to sztandarowa strojka komunizmu – wielka budowa pierwszej pięciolatki stalinowskiej. Morze Białe połączyło z Bałtykiem 227 kilometrów, które przekopali więźniowie Gułagu.

Kanał Białomorsko­‑Bałtycki, bo tak brzmiała jego pełna nazwa, był eksperymentem władz: początkowo nieuwzględniony w planie pięcioletnim, został nagle zakwalifikowany jako swierchudarnaja (superszturmowa, superważna) budowa i miał zostać zrealizowany błyskawicznie. To rekordowe tempo budowy zostało uzyskane dzięki wykorzystaniu niewolniczej pracy więźniów i eksperyment się udał – budowę w niezwykle trudnych warunkach sfinalizowano w rok i dziewięć miesięcy.

Decyzję o budowie kanału podjęto w lutym 1930 roku. Od czerwca do sierpnia 1930 roku prowadzono prace rozpoznawcze i przygotowawcze z udziałem 300 inżynierów, geologów, geodetów oraz 600 więźniów Sołowek. W Moskwie powołano dla tego celu Specjalne Biuro Konstrukcyjne – jedną z pierwszych szaraszek (obozów pracy dla specjalistów). Do biura ściągnięto z innych łagrów specjalistów, którzy wcześniej wpadli w tryby Gułagu, posądzeni o szkodnictwo, w wyniku czystek bolszewickich. Projekt był gotowy w ciągu roku. Stalin zdecydował wówczas, że Kanał Białomorsko­‑Bałtycki ma zostać zbudowany szybko – w 20 miesięcy (dla porównania – Kanał Panamski o długości 80 kilometrów budowano 28 lat) i tanio – przy użyciu darmowej siły roboczej. Budowa kanału obejmowała między innymi: 37 kilometrów sztucznych kanałów, które miały być w większości wykute w skale (pozostałe 190 kilometrów to jeziora i koryta rzek), 49 tam, 19 śluz, 15 zapór wodnych. W sumie – 135 obiektów hydrotechnicznych. By sprostać takiemu wyzwaniu, projektanci musieli zmienić metodę budowy na tak zwaną suchą, w której wszystkie obiekty buduje się jednocześnie i dopiero gotowy kanał napełnia się wodą. Aby obniżyć koszty przedsięwzięcia, zamieniono wszystkie konstrukcje stalowe i żelbetowe na drewniane.

16 listopada 1931 roku powstał Białomorsko­‑Bałtycki Obóz Pracy Poprawczej (Biełtbałtłag) z siedzibą w Miedwieżjegorsku. Rozpoczęto budowę – prowadzono ją w szaleńczym tempie, bez analiz geologicznych i ekonomicznych. Na plac budowy ściągnięto z więzień i obozów z całego ZSRS więźniów politycznych skazanych za działalność kontrrewolucyjną (oficerowie, przedstawiciele arystokracji i inteligencji), rozkułaczanych chłopów – ofiary kolektywizacji, a także kryminalistów. Mężczyzn, kobiety i nieletnich. Znalazły się wśród nich znaczące postaci rosyjskiej nauki i kultury, jak historyk literatury i kulturoznawca Dmitrij Lichaczow czy śpiewaczka Lidia Rusłanowa.

Wszystkie prace wykonywano ręcznie, za pomocą prymitywnych narzędzi: kilofów, taczek, pił i oskardów. Więźniowie nie dostali żadnych maszyn ani odpowiedniej odzieży roboczej. Prymitywne drewniane dźwigi czy kafary wykonywali sami łagiernicy na miejscu, w warsztatach Biełomorstroju. W raporcie do Gienricha Jagody, głównego współtwórcy Gułagu i kierownika projektu budowy Biełomorkanału, czytamy: Odcinek nr 1 – Powieniec, 10 tysięcy ludzi w czterech obozach. Wbijanie pali w grunt oprzyrządowane w następujący sposób. Wykonano duże koła obite deskami, we wnętrzu chodzi czterech ludzi. Kiedy babka [obuch] podnosi się na pożądaną wysokość, piąty człowiek pociąga za linę i babka spada, uderzając w pal. Maksymalna liczba uderzeń na godzinę – 10, przy dziesięciogodzinnym dniu pracy – 100 uderzeń. W ciągu dnia wbijają półtora pala. Trzeba wbić około 5 tysięcy pali.

Przez cały czas budowy prowadzono dokumentację fotograficzną, wykonano około 8 tysięcy szklanych negatywów (zachowała się tylko część zbioru w postaci odbitek). Fotografowano wszystkie etapy: karczowanie tajgi, budowę poszczególnych obiektów, więźniów przy pracy i wizyty dygnitarzy. Na zdjęciach uwieczniono ludzi odzianych w proste fufajki, z łopatami i prymitywnymi taczkami – aż trudno uwierzyć, że działo się to w XX wieku...

Od końca 1932 roku roboty trwały nieustannie, całą dobę. Wykopano 2,5 miliona metrów sześciennych skalnego gruzu, 21 milionów metrów sześciennych ziemi. Podstawowe prace budowlane zostały ukończone w marcu 1933 roku, kanał napełniono wodą. Oficjalnie budowę zakończono 1 maja i nastąpiło uroczyste otwarcie Biełomorkanału. Sam Józef Stalin, w towarzystwie Siergieja Kirowa i Klimienta Woroszyłowa, 21 lipca przepłynął po kanale na statku Anochin, a 2 sierpnia Wiaczesław Mołotow podpisał postanowienie Rady Komisarzy Ludowych ZSRS O otwarciu Białomorsko­‑Bałtyckiego Kanału im. Józefa Stalina. Wódz jednakże był rozczarowany – stwierdził, że kanał jest płytki i wąski.

Tego rodzaju przedsięwzięcia przede wszystkim miały być demonstracją sprawności władzy sowieckiej i partyjnej propagandy. Stalin potrzebował więc większego kanału, by mogły się nim przemieszczać okręty wojenne z Bałtyku na Morze Białe. Zalecił budowę Wielkiego Kanału Białomorskiego, który miał biec wzdłuż pierwszego, a jego przedłużeniem miał być drugi ogromny kanał – Kolski, o długości 246 kilometrów, który przeciąłby Półwysep Kolski od Kandałakszy do Murmańska, skracając drogę morską jedynie o 450 kilometrów. Rozpoczęto prace projektowe, ale po dwóch latach je zarzucono jako zbyt drogie inwestycje.

Nie da się dziś oszacować liczby ofiar budowy Biełomorkanału – różni badacze podają wielkości od 50 tysięcy, nawet do 250 tysięcy. Koszmarne warunki bytowe, ciężki klimat, skąpe racje żywnościowe i wysokie normy pracy sprawiały, że śmiertelność wśród budowniczych kanału była duża.

Kanał Białomorsko­‑Bałtycki był pierwszą wielką budową komunizmu zrealizowaną jedynie rękami więźniów. Podczas jej realizacji ruszyła również nieznana dotąd na taką skalę akcja propagandowa, prowadzona pod hasłem pierekowki, czyli przekuwania przestępców poprzez pracę w nowych ludzi – sowieckich. Zajmował się nią Wydział Kulturalno­‑Wychowawczy Biełbałtłagu, któremu podlegała gazeta Pierekowka rozpowszechniana w obozach Biełbałtłagu, gazetki ścienne w łagrach, pracownia malarzy tworzących propagandowe hasła i portrety, brygady kulturalne więźniów jeżdżące po budowach z akademiami propagandowymi, orkiestra dęta. W 1934 roku wydano książkę Biełomorsko­‑Bałtijskij Kanał im. Stalina, jako wspólne dzieło 36 pisarzy sowieckich (między innymi autorami byli Maksym Gorki, Aleksy Tołstoj, Michaił Zoszczenko i polski poeta, prozaik i dramaturg Bruno Jasieński). Jeden z autorów, wychwalając osiągnięcia budowniczych, obliczył, że ze skał wydobytych podczas budowy Biełomorkanału można by zbudować siedem piramid Cheopsa.

Budowa kanału kosztowała ponad 100 milionów rubli. Nie miała znaczenia dla gospodarki ZSRS w latach 30., odciążała tylko nieznacznie linię kolejową Leningrad – Murmańsk. Strategicznie kanał nie odegrał żadnej roli również podczas II wojny światowej – nie mogły nim pływać okręty wojenne. Skracał dotychczasową drogę z Bałtyku na Morze Białe biegnącą dookoła Półwyspu Skandynawskiego o 4 tysiące kilometrów, jednak na potrzeby żeglugi okazał się bezużyteczny – był zbyt płytki (miał 3,5 metra głębokości) dla statków morskich. Z tego powodu kanał był używany dla celów gospodarczych – w praktyce do spławu drewna. W latach 70. XX wieku został pogłębiony, nawigacja na kanale jest możliwa przez 150–170 dni w roku. Dzięki 19 śluzom kanał pokonuje różnicę wysokości 103 metrów najpierw w górę, a następnie 95 metrów w dół.

⤌powrót do spisu treści

Workuta

Workuta została również zbudowana rękami więźniów. Jej cel był jednak inny niż Biełomorkanału. Łagry w rejonie Workuty (nazwa pochodzi od miejscowej rzeki) powstały w konsekwencji uchwały Rady Komisarzy Ludowych ZSRS z 1929 roku O wykorzystaniu pracy więźniów kryminalnych – jako darmowej siły roboczej przy wydobyciu surowców naturalnych. Workuta do tych celów nadawała się doskonale, bowiem znajdowały się tu – u podnóża gór Uralu Polarnego – bogate złoża węgla kamiennego.

Workuta leży 160 kilometrów za kołem podbiegunowym, w strefie arktycznej tundry. Zimą pogrążona jest w mroku nocy polarnej, temperatury spadają poniżej czterdziestu stopni Celsjusza, szaleją purgi – gwałtowne zamiecie śnieżne. Latem słońce nie zachodzi za horyzont.

Na początku lipca 1929 roku Ekspedycja Uchtyjska OGPU (Zjednoczonego Państwowego Zarządu Politycznego – poprzednika NKWD) wyruszyła, najpierw parowcem, potem barkami i łodziami, na poszukiwania ropy naftowej i innych surowców naturalnych w rejonie rzek Peczora, Uchta, Iżma i Workuta. W ekspedycji znalazło się kilka osób kierownictwa, ochrona, 139 więźniów, a wśród tych ostatnich – geolodzy i inżynierowie górnictwa. W drugiej połowie sierpnia dotarli do punktu przeznaczenia – osiedla Czibju (dzisiaj miasto Uchta), gdzie założono bazę ekspedycji i rozpoczęto prace geologiczno­‑poszukiwawcze. Były na tyle owocne (odkryto bogate złoża węgla kamiennego nad rzeką Workutą, tak zwane Zagłębie Peczorskie), że w 1931 roku, na bazie istniejących wcześniej obozów, powołano na tych terenach Uchtpieczłag. Zadaniem tego obozu było między innymi zagospodarowanie złóż przyszłego Workuckiego Zagłębia Węglowego i prowadzenie wszystkich związanych z tym prac pomocniczych: budowa dróg, kolei, osiedli i obozów.

W tym samym roku zaczęto budowę pierwszej prymitywnej sztolni o nazwie Rudnik nr 1 na prawym brzegu rzeki Workuta. Dwa lata później rozpoczęto budowę kolei wąskotorowej o długości 70 kilometrów, łączącej Rudnik nr 1 z bazą przeładunkową Workuta–Wom w ujściu Workuty do Usy, a w 1936 roku – budowę kopalni nr 1 Kapitalnaja – głównej kopalni Workuty. Planowano w niej wydobycie 750 tysięcy ton węgla rocznie.

W 1938 roku kierownictwo NKWD postanowiło o specjalizacji produkcyjnej łagrów. W rezultacie tej decyzji wiele dużych obozów podzielono na mniejsze, które otrzymały konkretne zadania. Uchtpieczłag został również podzielony i na jego bazie w rejonie Workuty zaczęły działalność dwa obozy: Siewżełdorłag – położony wzdłuż linii kolejowej, której budową zajmowali się jego więźniowie, oraz Workutłag – jego zadaniem było wydobycie węgla. Rok później powołano wielobranżowe zjednoczenie Workutstroj dla budowy i eksploatacji workuckiego zagłębia węglowego. W latach 1941–1942 wyodrębniono jeszcze Siewpieczłag (budowa kolei) i Intłag (wydobycie węgla).

W 1940 roku zbudowano kolejne kopalnie: nr 2, 3 i 4, by zintensyfikować wydobycie węgla, rozpoczęto również budowę Peczorskiej Magistrali Kolejowej łączącej Workutę z Leningradem i siecią kolejową ZSRS, w związku z zajęciem przez wojska niemieckie Donieckiego Zagłębia Węglowego na Ukrainie.

W 1945 roku nastąpił masowy napływ do obozów workuckich więźniów z krajów zajmowanych przez Armię Czerwoną: Estonii, Litwy, Łotwy, Polski oraz Niemców i Ukraińców. W tym roku i w latach następnych rozpoczęto wiele inwestycji na terenie Workuty, między innymi budowę kolejnych kopalń (aż do numeru 32), a w 1946 roku otwarto lotnisko pasażerskie w mieście Workuta.

W 1948 roku powołano na terenie Workuty obóz specjalny numer 6 – Rieczłag (Łagier Rzeczny) z najcięższym, katorżniczym reżimem. Wysyłani byli do niego więźniowie polityczni, których wykorzystywano do najcięższych prac.

Po śmierci Józefa Stalina również w obozach workuckich zaczęto zwalniać więźniów, jednak praktycznie amnestia nie objęła więźniów politycznych, których w Workucie było stosunkowo dużo. Pod koniec lipca 1953 roku nastąpił bunt – ponad 15 tysięcy więźniów odmówiło wyjścia do pracy. Strajki krwawo stłumiono, organizatorów i uczestników buntu aresztowano – zostali skazani na dodatkowe wieloletnie wyroki i umieszczeni w wydzielonych obozach.

Zgodnie z tendencjami w całym Gułagu w 1954 roku w Workucie również rozpoczął się proces zamykania obozów. Najpierw nastąpiła likwidacja Rieczłagu, kombinat Workutaugol przestawił się na wolnonajemną siłę roboczą (ten proces zakończono w 1960 roku). Stopniowo przeprowadzano rewizje wyroków i z obozów zaczęto więźniów, w tym Polaków, zwalniać.

Workuta, podobnie jak Kołyma, Norylsk, Karaganda, jest przykładem dużego regionu przemysłowego ZSRS, zbudowanego prawie wyłącznie na niewolniczej pracy więźniów. Workutłag był częścią wielkiego systemu obozowo­‑przemysłowego w Republice Komi i ważnym segmentem gospodarki ZSRS. Przez 25 lat, do 1956 roku, więźniowie, zesłańcy i ludzie przymusowo osiedleni po odbyciu wyroków w obozie zbudowali od podstaw, na niezamieszkanych terenach, jedno z największych zagłębi węglowych w Związku Sowieckim: 22 kopalnie węgla, infrastrukturę przemysłową, elektrownie, drogi, linie kolejowe, miasto Workuta i aglomerację piętnastu osiedli górniczych w tundrze: Rudnik, Gorniackij, Żeleznodorożnyj, Oktiabrskij, Komsomolskij, Siewiernyj, Chalmer-Ju, Mulda, Zapolarnyj, Promyszlennyj, Cementozawodskij, Worgaszor, Sowieckij, Jur-Szor i Zapadnyj.

Początkowo liczba więźniów w tym obozie była nieduża, ale w 1938 roku wynosiła już prawie 55 tysięcy osób. Obóz prowadził szeroką działalność produkcyjną i gospodarczą, wśród licznych prac znalazły się: budowa i obsługa kombinatu Workutstroj (potem Workutaugol), budowa kopalń i wydobycie węgla kamiennego, budowa osiedli górniczych, lotniska, dwóch elektrowni cieplnych, budowa i utrzymanie linii kolejowej do Workuty i Chalmer-Ju, linii energetycznych, prace w tartaku, cementowni, cegielniach, zakładzie remontowym, obróbki drewna, prace wiertnicze i załadunkowo­‑rozładunkowe, prace rolnicze w ośmiu sowchozach, budowa barek, poszukiwania geologiczne i prace projektowe w biurach budowlanych.

Największym spośród łagrów workuckich pod względem liczby więźniów (ponad 102 tysiące) był w latach 40. Siewpieczłag, liczebnością ustępował tylko łagrom Kołymy. Tak ogromna masa więźniów wynikała z potrzeby zwiększenia wydobycia węgla kamiennego po tym, jak ZSRS stracił Donbaskie Zagłębie Węglowe w początkowym okresie wojny z Niemcami. Jerzy Stanisław Jurkiewicz, złapany przez Sowietów podczas próby nielegalnego przekroczenia granicy i skazany na 8 lat łagrów, pracował w 1942 roku jako więzień Siewpieczłagu przy załadunku pociągów, jadących z Workuty z węglem:

„Lokomotywę należało załadować w dziesięć minut, wszyscy byli odpowiedzialni – striełok, maszynista, brygadzista... Striełok krzyczał i bił kolbą, brygadzista krzyczał i młócił pierwszym lepszym polanem, maszynista (wolny) zeskakiwał z lokomotywy i też krzyczał, palacz rzucał wyzwiskami. Byliśmy oślepieni reflektorami, parą, ogłuszeni krzykiem. Metrowe kloce ważyły do 40 kilogramów, my – niewiele więcej. Gładkie, oblodzone ściany lokomotywy wznosiły się nad nami jak wieża. Striełok i brygadzista krzykami i razami zapędzali nas na oślizgłe boki lokomotywy, kilku zaczepiało się tam w różnych dziwnych pozach – mieli odbierać kloce od podających z dołu i wrzucać do tendra. Nie byli oczywiście w stanie wyciągnąć kloca z góry, inni więc, ciągle poganiani przez brygadzistę, striełka i maszynistę, uczepiali się niżej na lokomotywie, wypychali kloce w górę, wsuwając je sobie z rąk do rąk.

Co chwila ktoś tracił równowagę, odpadał od lokomotywy i walił się w dół; nie można było pomyśleć, jak się ustawić, nie można było przylgnąć porządnie do zmarzłego boku lokomotywy – w bezustannym wrzasku wszystkich poganiających się wzajemnie. Ci na dole, oślepieni przez noc i parę, co chwila musieli chwytać za żelazne łomy, odrywać kloce, przykute lodem do sągu, nie trafiali, wyrywali sobie kloce spod nóg, wypuszczali oblodzone drewno, przewracali się w śniegu.

I nagle piekło kończyło się – lokomotywa była załadowana. Maszynista częstował striełka i brygadzistę papierosem, pociąg gwizdał i ruszał, a my zostawaliśmy w ciemności, zlani potem, zmoczeni parą, ze śniegiem w onucach i za kołnierzem. Znowu zbijaliśmy się jak najszczelniej, zaczynaliśmy dygotać i rozpoczynaliśmy oczekiwanie na następny pociąg przez ciągnącą się w nieskończoność noc”.

Polacy do łagrów Workuty trafili w dwóch falach. Pierwsza z nich nastąpiła po zajęciu wschodnich terenów II Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 roku, a kolejna – po wkroczeniu Armii Czerwonej na tereny polskie w 1944 roku. Więźniowie z pierwszej fali opuszczali obozy po tzw. amnestii z 12 sierpnia 1941 roku, by dołączyć do Armii Polskiej w ZSRS pod dowództwem gen. Władysława Andersa. Członkowie drugiej – uczestnicy polskiego podziemia zbrojnego aresztowani przez NKWD w końcowej fazie wojny – skazywani byli na wyroki nawet 20 lat i wysyłani do najcięższych obozów Gułagu położonych na dalekiej Północy, w tym Workuty. Rodziny uważały ich za zaginionych – nie miały informacji, dokąd wywieziono ich bliskich, a więźniom odebrano prawo do korespondencji. Wrócili do domów dopiero po ponad 10 latach, kiedy zaczęto wypuszczać łagierników w okresie odwilży po śmierci Stalina.

Nie wracali jednak od razu po wyjściu z łagru. Najpierw kierowani byli na przymusowe osiedlenie, za pracę zaczęto im także wypłacać częściowe wynagrodzenie. Mieli prawo swobodnego poruszania się w promieniu kilku kilometrów od miejsca zamieszkania. Spotykali się w czasie wolnym od pracy, wspólnie obchodzili święta, księża potajemnie odprawiali msze święte i udzielali ślubów. Z dnia na dzień rosły nadzieje, że jednak wrócimy do Polski. To były piękne chwile, wielka radość. Bardzo chcieliśmy normalnie żyć – wspomina pierwsze tygodnie po uwolnieniu Wanda Cejko­‑Kiałka, przed aresztowaniem łączniczka i sanitariuszka oddziałów partyzanckich AK na Wileńszczyźnie, skazana przez sowiecki trybunał wojskowy na 20 lat łagrów o katorżniczym reżimie. Pracowała w Workucie w kopalni, kamieniołomach i szwalni. Po zwolnieniu z obozu poznała w Workucie Stanisława Kiałkę, już w Polsce wzięli ślub.

Więźniowie różnych narodowości – Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy i inni – w latach 50. po zwolnieniu z łagru często musieli zostać w Workucie na zawsze. Nie mieli do czego wrócić: ich rodziny zginęły podczas wojny bądź padły ofiarą czystek stalinowskich, a domy zajęli nowi lokatorzy. Przez kolejne lata mieszkali w pobliżu tych samych kopalń, gdzie wcześniej odbywali wieloletnie wyroki, i nadal w nich pracowali.

W drugiej połowie lat 50. skończyła się epoka wielkich kompleksów przemysłowo­‑obozowych w ZSRS. Workutłag przetrwał do 1960 roku, ale w latach 60. i 70. Republika Komi i Workuta nadal były miejscem odbywania wyroków i zsyłki rosyjskich dysydentów.

Po zamknięciu obozów Gułagu władze zachęcały do przyjazdu za krąg polarny wolnych pracowników, nęcąc ich wysokimi zarobkami i przywilejami dla pracowników Północy, między innymi dwumiesięcznym urlopem i wczesną emeryturą. W miejsce obozów przy kopalniach pojawiły się osiedla górnicze, których mieszkańcy chcieli być w Workucie tylko czasowo – żeby się dorobić i wrócić w bardziej przyjazne człowiekowi regiony. Do Workuty przylgnęło określenie gorod wriemienszczikow – miasto ludzi tymczasowych. Gdy na początku lat 90. w Rosji zaczęto wprowadzać gospodarkę rynkową, oszczędności wriemienszczikow z dnia na dzień straciły na wartości, a wraz z nimi umarła nadzieja na spokojne życie w innym miejscu Rosji. Workuta okazała się pułapką – musieli zostać i dalej pracować za kręgiem polarnym w kopalniach zbudowanych przez więźniów w czasach stalinowskich.

⤌powrót do spisu treści

Martwa Droga

„Kiedy się leci nad Niziną Zachodniosyberyjską w rejonie koła podbiegunowego, na przestrzeni setek kilometrów nie widać najmniejszej osady ludzkiej. Cień śmigłowca przesuwa się po zielonej powierzchni karłowatych lasów, poprzecinanej meandrami licznych strumieni i rzek, po rozległych torfowiskach, które w ostrym lipcowym słońcu tworzą mozaikę brązowych i zielono­‑żółtych wzorów z ciemnoniebieskimi okami jezior.

W pewnym momencie mapę ukształtowanego przez naturę pejzażu przecina – jak smagnięcie – regularna kreska, ginąca w niebieskawej mgiełce na horyzoncie. Pilot helikoptera, wskazując ręką przed siebie, odwraca głowę i poprzez szum silników krzyczy: Wot ona – stalinka” – to fragment relacji fotografa i dziennikarza Tomasza Kiznego, który w latach 90. realizował dokumentalny projekt fotograficzny poświęcony obozom Gułagu.

Stalinka, Transpolarna Magistrala Kolejowa, dziś zwana jest Martwą Drogą. Jej budowę rozpoczęto na osobisty rozkaz Stalina, a zrealizowana miała być – podobnie jak Biełomorkanał – wyłącznie przy wykorzystaniu niewolniczej pracy więźniów. Celowość jednego z najbardziej monstrualnych projektów komunizmu – niedokończonej kolei­‑widma – do dziś nie jest jasno określona. Uzasadnienie decyzji władz z 1947 roku o jej budowie przez wieczną zmarzlinę, tajgę i rozległe bagna mówiło ogólnikowo: Trudno przecenić rolę tej trasy w oswajaniu rozległych obszarów i bogactw naturalnych Północy. Budowa linii Salechard – Igarka spowoduje tak wielkie zmiany w życiu tych regionów, że dzisiaj nie sposób przewidzieć ich rozmiarów ani następstw. Prawdopodobnie ze względów strategicznych miała ona połączyć istniejącą już linię (również wybudowaną przez więźniów) z Moskwy do Workuty z obszarami syberyjskimi nad wybrzeżem Oceanu Arktycznego. Trasa kolejowa o długości 1400 kilometrów miała przeciąć Nizinę Zachodniosyberyjską na wysokości koła podbiegunowego.

W grudniu 1948 roku oddano do użytku odcinek kolejowy Czum – Łabytnangi o długości 192 kilometrów. W dalszej kolejności miała powstać linia prowadząca na północ, do Przylądka Kamiennego, gdzie planowano budowę portu. Szybko okazało się, że miejsce to zupełnie nie nadaje się na port morski – Zatoka Obska jest tu zbyt płytka, co nie pozwalałoby statkom morskim wystarczająco podpłynąć do brzegu. Konieczne byłoby molo o gigantycznej długości... Władze centralne zrezygnowały z tego przedsięwzięcia, linia kolejowa do osady rybackiej Łabytnangi budowana przez prawie dwa lata okazała się bezużyteczna.

Sam Stalin zdecydował więc, że linia zostanie poprowadzona od Salechardu w kierunku wschodnim – do Igarki, leżącej na prawym brzegu Jeniseju. Budowę, bez żadnych poprzedzających prac badawczych, poprowadzono równocześnie z dwóch kierunków – od Salechardu (Budowa nr 501) i od Igarki (Budowa nr 503), z zamiarem połączenia trasy nad rzeką Pur.

Tysiące więźniów, budowniczych magistrali, zwożono najpierw koleją – około 500 kilometrów z Łabytnangi i Abiezi do Kotłasu, potem koleją transsyberyjską około 3 tysięcy kilometrów do Krasnojarska, a następnie drogą wodną – barkami około 1500 kilometrów w dół Jeniseju do Jermakowa i Igarki. Jan Kriwiel, Polak skazany na 5 lat łagrów, tak opisał pierwsze tygodnie na budowie Martwej Drogi: „Namiot na stu ludzi, nary, prycze i podłoga z żerdzi. Kopaliśmy dołki na słupy do ogrodzenia siebie kolczastym drutem. Zaglądały już chłodne noce. Przybyło więcej ludzi, pracowaliśmy po szesnaście, osiemnaście godzin.

A tymczasem zapasy malały. Było tylko trochę mąki żytniej na bałandę [zupę], suchary dawno się skończyły. Głód zaglądał. Już zaczęła się cynga [szkorbut]. [...] Byliśmy niepodobni do ludzi. Nędza. Ubrania stare, buszłaty. Bielizna czarna, za kołnierzem wszy. [...] Straszne było, że kto oddał ducha, patrzono obojętnie. Byliśmy przodującą jakby siłą na tej ciernistej drodze chłodu, głodu, śmierci – od Jermakowa do Salechardu. Wzdłuż tej trasy, wśród bagien, co siedem kilometrów łagier. Setki tysięcy więźniów”.

Warunki budowy magistrali były niezwykle ciężkie: zimą siarczysty mróz, teren wiecznej zmarzliny, na którym trudno cokolwiek zbudować, latem topniejące masy śniegu zmieniające tereny nizinne w mokradła, które roiły się od gryzących owadów, brak żywności, prymitywne narzędzia... Pracy w takich warunkach nie dało się wytrzymać dłużej niż pół roku, może rok.

Obszar, przez który miała biec magistrala, był opustoszały – oprócz kilku maleńkich skupisk rdzennych mieszkańców nie było w tym miejscu żadnego osadnictwa. Wzdłuż trasy budowano co kilka kilometrów obozy z budynkami mieszkalnymi i gospodarczymi, ale, jak pisał Aleksander Sołżenicyn, zdarzało się też, że ludzie mieszkali w szałasach utkanych mchem, komary żrą ich żywcem, płynne błoto nigdy nie zasycha na ich ubraniach, tym bardziej obuwie jest zawsze mokre. Trasa ich robót jest wytyczona byle jak i prowadzona na łapu-capu (a tym samym z góry wiadomo, że trzeba ją będzie przerabiać), nie ma w pobliżu odpowiednich drzew na słupy i dlatego posyła się ludzi na dwu-, trzydniowe wyprawy (!) po pnie, które muszą dźwigać sami. Oddane do użytku odcinki linii kolejowej zimą rozsadzała wieczna zmarzlina, wykrzywiając tory i uszkadzając mosty. Roztopy wiosną zalewały i rozmywały nasypy. Pociągi jeździły z prędkością 20 kilometrów na godzinę.

Kolejność prac wyznaczała najpierw budowę nasypu, potem brygady mieszkające w wagonach i przemieszczające się po kolejnych ukończonych odcinkach układały tory kolejowe. Więźniowie tych brygad byli lepiej karmieni, pracowali w trybie zaliczeń: im więcej normy wypracowali w ciągu dnia, tym więcej darowano im dni wyroku: za 150 procent normy – trzy dni. Na całej trasie budowali także niezbędne jej zaplecze: parowozownie, stacje kolejowe, warsztaty, magazyny. W Salechardzie powstało osiedle budowniczych z zarządem Budowy nr 501 i Obskiego ITŁ, kwatery dla pracowników wolnych: inżynierów, geologów, pilotów, lekarzy. Nad Jenisejem łagiernicy zbudowali Jermakowo z siedzibą zarządu Budowy nr 503 i Jenisejłagu.

W 1950 roku położono już 495 kilometrów torów i zbudowano 620 mostów, zaczęto prace budowlane na prawie 800 kilometrach trasy (na 500 kilometrach na zachodzie i 250 kilometrach na wschodzie). Na pozostałych odcinkach wybudowano tylko nasyp albo budowa nie została rozpoczęta w ogóle. W sumie w czasie budowy Martwej Drogi pracowało ponad 70 tysięcy więźniów (z czego w latach 1947–1953 zmarło około 3 tysięcy) różnych narodowości, w tym Polaków, położono 887 kilometrów torów na głównej trasie i 76 kilometrów bocznic kolejowych. Budowa miała kosztować 6,5 miliarda rubli, do końca 1952 roku wydano na nią 3,7 miliarda. Ponieważ miała ona utajniony charakter, społeczeństwo ZSRS nie miało pojęcia o jej istnieniu. Dzisiaj jest użytkowany tylko odcinek o długości 190 kilometrów od stacji Czum do osiedla Łabytnangi nad Obem (na drugim brzegu rzeki jest położony Salechard, mostu nie ma).

Martwa Droga była jedną z ostatnich stalinowskich wielkich strojek Gułagu i kończyła trwający 20 lat okres funkcjonowania kompleksów obozowo­‑przemysłowych w Związku Sowieckim. Na początku lat 50. ani jeden z dużych zarządów obozowo­‑produkcyjnych nie zdołał wykonać planu. Po śmierci Józefa Stalina przerwano budowę dwudziestu dużych obiektów, które nie odpowiadały pilnym potrzebom gospodarki narodowej, w tym linii kolejowej Salechard – Igarka.

Miejscowości wybudowane dla potrzeb szlaku kolejowego (na przykład Jermakowo liczące niegdyś 15 tysięcy mieszkańców) całkowicie opustoszały, a obozy pracy wzdłuż tej części szlaku pozostały prawie nietknięte i do dziś stoją w tym miejscu jako symbol terroru Stalina.

Pustą tajgę i tundrę wzdłuż Martwej Drogi zamieszkują w rozsianych osadach rdzenne narody Syberii: Selkupowie, Ketowie, Chantowie, Ewenkowie oraz Nieńcy, którzy do dziś w dużym stopniu praktykują pierwotny szamanizm z bogatym panteonem bóstw. Według Nieńców w ostatniej, siódmej sferze świata podziemnego żyje bóg przedstawiający absolutne zło – Nga. Steruje on duchami, które ludziom przynoszą choroby i nieszczęście; Nieńcy wierzą, że Martwa Droga została wybudowana za przyzwoleniem Nga. Nie przyniosła bowiem niczego dobrego, jedynie śmierć i cierpienie zarówno więźniów, jak i rdzennych mieszkańców tych terenów.

O krzywdzie miejscowej ludności mówią dokumenty zachowane w moskiewskim Archiwum Państwowym w aktach Budowy nr 501. Na przykład w czerwcu 1948 roku z obozu na pogórzu Uralu Polarnego uciekła czternastoosobowa grupa więźniów kryminalnych. Skatowali siekierami dwóch strażników, zabrali ich strzelby i po trzech dniach dotarli do osady, w której koczowali Nieńcy – 42 osoby – ze stadami reniferów. Uzbrojona banda wszystkich brutalnie zamordowała. Łącznie zabito 7 mężczyzn, 15 kobiet oraz 20 dzieci w wieku od 5 miesięcy do 13 lat. Do tej zbrodni banda użyła noży, siekier oraz nisko kalibrowanych gwintówek – czytamy w raporcie dla centrali Gułagu. Uzbrojonych uciekinierów złapano i wszystkich zastrzelono.

W głębi tajgi znajdują się pozostałości około stu obozów obsługujących budowę Martwej Drogi. Do jednego z nich w 2009 roku wybrała się ekspedycja badaczy z Czech: Z jednym byłym dozorcą, Aleksandrem Pentuchowem, który służył w łagrach na Martwej Drodze, spotkaliśmy się jeszcze w Krasnojarsku. Gadatliwy starszy pan wcale nie wstydził się swojej pracy: – Przecież ci dozorcy byli takimi samymi biedakami jak więźniowie, ponadto prawie wszyscy więźniowie znaleźli się tam słusznie – mówił z przekonaniem. W ten sposób raczej potwierdził fakt, że rozliczenie się ze stalinowską przeszłością to w dzisiejszej Rosji proces jeszcze bardzo długi i bolesny.

W jednym z dawnych obozów ekspedycja natrafiła na pozostałości więzienia w więzieniu. W byłym obozie karnym baraki miały dodatkowo kraty w oknach i drzwiach (w pozostałych obozach można było swobodnie się poruszać), a oprócz obligatoryjnej izolatki znajdowało się tam jeszcze jedno dodatkowe więzienie. Izolatka była wspólnym elementem wszystkich łagrów. W większości przypadków mały domek lub niewielka chata znajdowała się w rogu obozu, często oddzielonym płotem z drutu kolczastego. Do izolatki (oficjalnie nazywanej izolatorem karnym) więźniowe byli przenoszeni na kilka dni za najmniejsze przewinienia. Dostawali tam minimalną rację żywności i wody. Zgubiłeś buty albo ktoś ci je ukradł – od razu trafiasz do izolatki, pisze w swoich wspomnieniach jeden z byłych budowniczych kolei, Wasilij Basowski.

Gigantyczna budowa Stalina stała się niechcianym muzeum Gułagu pod gołym niebem: kilometry powyginanych szyn, lokomotywy rdzewiejące w tajdze, opuszczone obozy otoczone drutem kolczastym. Gdy w lipcu 1990 roku znalazł się tam Tomasz Kizny z wyprawą członków rosyjskiego niezależnego Stowarzyszenia Memoriał, w okolicach Igarki ujrzeli niezwykły widok: Cmentarz, zarośnięty lasem, wydawał się bardzo rozległy. Wśród grobów skrytych w zieleni poszycia płonęło kilka ognisk. W wielu miejscach ludzie, w białych kapeluszach z woalkami na twarzach (moskitiery), stali w głębokich dołach z łopatami w rękach i rozkopywali groby. Przyjechali tutaj z Litwy, aby ekshumować i przewieźć do ojczyzny prochy swoich bliskich, wywiezionych tu ponad czterdzieści lat temu. Na cmentarzu znalazłem dwa polskie groby: Jadwigi Zalewskiej (zmarłej w 1951 roku) i Feliksa Kosińskiego (1950).

I dalej, około 200 kilometrów na południowy zachód od Igarki: „Natura jakby chciała zatrzeć ślady ludzkiego szaleństwa. Las pochłania obozy. Brzozy i cedry otoczyły wieżyczki strażników, zasłoniły baraki więźniów. W trawie leżą butwiejące słupy ogrodzeń. Rdzewieje drut kolczasty. Podkłady kolejowe i zmurszałe drewniane chodniki w łagrach pokrył gęsty kobierzec mchów i porostów o osobliwym, seledynowo­‑srebrzystym kolorze. Cmentarze więźniów, usytuowane na ogół w pewnej odległości od obozu, są praktycznie nie do odnalezienia wśród gęstej roślinności. W miejscu pochówku wbijano słupek z drewnianą tabliczką, na której wypisywano numer licznogo dieła [teczki osobowej z dokumentami sprawy] zmarłego. Deszcze i topniejące śniegi zmyły wypisane farbą numery, skazując zmarłych na nieodwracalną bezimienność. [...]

Największe wrażenie pozostawiły jednak wnętrza baraków. Mroczne pomieszczenia rozświetlone smugami ostrego słońca wpadającego przez okna i szczeliny dachu. Cisza, chociaż na zewnątrz słychać intensywny śpiew ptaków. Pod ścianami rzędy drewnianych, dwupiętrowych prycz. Pośrodku piec. Na podłodze i na pryczach ślady obecności więźniów – porzucone rękawice, filcowe buty walonki, aluminiowe miski, jakaś łyżka, pudełko po zapałkach. [...]

W innym łagrze znaleźliśmy wiszące na ścianach, świetnie zachowane hasła zapewniające, że Praca w ZSRS jest sprawą honoru i chwały, sprawą ofiarności i bohaterstwa”.

⤌powrót do spisu treści

5.
KOŁYMA (SIEWWOSTŁAG)
1932–1953
(mapa 5.)

Kołyma – nieformalne określenie największej grupy obozów pracy przymusowej na północnym wschodzie ZSRS (Jakucka ASRS, obwód magadański). Nazwa pochodzi od położenia w dorzeczu Kołymy. Przez więźniów obszar ten był nazywany Przeklętą Wyspą. Teren podległy Gułagom miał powierzchnię 2,6 miliona kilometrów kwadratowych – tyle mówi o Kołymie Wikipedia. Co tak naprawdę kryje się za tą nazwą?

Surowy klimat, w którym zimą temperatury spadają poniżej 50 stopni Celsjusza. Ogromny teren wiecznej zmarzliny, pokryty rozległymi pasmami skalistych gór i pustkowiami, oddalony od terenów zamieszkanych przez ludzi o tysiące kilometrów. W 1891 roku jako pierwszy badacz dotarł tu Polak – geolog Jan Czerski, który trafił na zesłanie za udział w powstaniu styczniowym (1863). Jego nazwiskiem nazwano pasmo górskie, gdzie w latach 20. XX wieku odkryto ogromne złoża złota.

To właśnie odkrycie stało się największym przekleństwem dla kilkuset tysięcy ludzi, skazanych na katorżniczą pracę na planecie Kołyma – było to najgorsze miejsce w sowieckim Gułagu. Pisarz i więzień Kargopolłagu (koło Archangielska) Gustaw Herling­‑Grudziński w swojej książce Inny świat. Zapiski sowieckie tak to podsumował: W pierwszych dniach kwietnia gruchnęła w obozie wiadomość, że przygotowuje się etap na Kołymę. Dopiero dzisiaj, kiedy przeczytałem już wiele książek o niemieckich obozach koncentracyjnych, wiem, że etap na Kołymę był w sowieckich obozach pracy czymś w rodzaju odpowiednika niemieckiej selekcji do gazu. [...] Nasz obóz zastygł z przerażenia. W barakach ucichły rozmowy, przy pracy narzekania, ambulatorium opustoszało. Zbliżał się dzień Sądu Ostatecznego i stawaliśmy przed obliczem naszego Pana z pokornymi twarzami, śledząc błagalnym wzrokiem błyskawiczne poruszenia jego miecza.

W Górach Czerskiego ma swoje źródło rzeka Kołyma, wzdłuż której znajdowała się większość obozów, a w szczególności w obrębie jej zakola w górnym biegu. Stąd potoczna nazwa Kołyma przyjęła się dla całego terytorium gigantycznego kompleksu łagrowego. Zorganizował go, na polecenie Biura Politycznego, Łotysz Eduard Bierzin, niedoszły artysta malarz. Został naczelnikiem miejscowej administracji, pełnomocnikiem policji politycznej, sekretarzem partii WKP(b) i zwierzchnikiem dowódcy garnizonu wojskowego w Magadanie, ale przede wszystkim dyrektorem Dalstroju – przedsiębiorstwa państwowego, które zostało powołane do zagospodarowania terenów w górnym biegu rzeki Kołymy, podlegały mu również obozy kołymskie. Słowem – Bierzin rządził Kołymą niepodzielnie.

⤌powrót do spisu treści

Dalstroj

Dalstroj – Państwowe Zjednoczenie Budownictwa Drogowego i Przemysłowego w Rejonie Górnej Kołymy, bo tak brzmiała jego pełna nazwa – został powołany do życia w listopadzie 1931 roku. W jego głównych zadaniach znalazły się: poszukiwanie, rozpoznanie i eksploatacja złóż rudy złota w Kraju Dalekowschodnim oraz budowa drogi od Zatoki Nagajewa do terenów wydobycia złota. Siedzibą zarządu Dalstroju został Magadan, a teren jego działalności został wydzielony z Kraju Dalekowschodniego jako samodzielne terytorium – niczym państwo w państwie. Terytorium to systematycznie powiększano aż do 1951 roku, kiedy osiągnęło powierzchnię 3 milionów (!) kilometrów kwadratowych (dla porównania: powierzchnia całej Europy to około 10,5 miliona kilometrów kwadratowych). Obejmowało ono dzisiejszy obwód magadański, Kraj Chabarowski i obwód kamczacki.

Dalstroj miał skomplikowaną strukturę i wiele zarządów w różnych okresach funkcjonowania. Na początek utworzono Zarząd do spraw Wydobycia Surowców Mineralnych i Zarząd Budowy Dróg, potem doszły kolejne zarządy: Górniczo­‑Przemysłowe (Północny, Południowy, Zachodni, Tieńkiński, Czaj­‑Uryński, Jański, Czauńsko-Czukocki, Indygirski, Omsukczański, Czauński), Poszukiwań Geologicznych, Transportu Samochodowego, Gospodarstw Pomocniczych, Dróg Bitych, Kołymsko­‑Indygirskiej Żeglugi Rzecznej. Wszystkie obsługiwali więźniowie Północno­‑Wschodnich ITŁ (Poprawczych Obozów Pracy) – Siewwostłagu, a od 1948 roku również Bierłagu – obozu specjalnego numer 5.

Oprócz złota na Kołymie odkryto złoża węgla, ropy naftowej, rudy platyny, wolframu, kobaltu, uranu, cyny i ołowiu, molibdenu. Główną specjalnością produkcyjną Dalstroju było zatem wydobycie bogactw naturalnych, ale też budownictwo drogowe, przemysłowe, obsługa i naprawa dróg, wyrąb lasów, transport towarów, posiadał własne zakłady przemysłowe, statki parowe, gospodarstwo rolne.

Pierwsi więźniowie – szczególnie niebezpieczni dla władzy sowieckiej – przybyli do obozów Siewwostłagu w lutym 1932 roku, zatrudniano ich głównie w górnictwie, przy eksploatacji lasów i budowie infrastruktury. Znaczącą rolę w tworzeniu zagłębia kołymskiego odegrali więźniowie specjaliści, kierowani tam już w pierwszych transportach. Można się spotkać nawet z twierdzeniem, że wielka kampania w latach 30. przeciwko szkodnikom wśród kadr inżynieryjno­‑technicznych, ekonomicznych i naukowych w ZSRS odpowiadała zapotrzebowaniu na specjalistów różnych dziedzin w systemie pracy przymusowej. Do śmierci Stalina w 1953 roku przez łagry Kołymy, które były uważane za najcięższe obozy w ZSRS, przeszło w sumie ponad 800 tysięcy ludzi, z czego 120 tysięcy zmarło.

Dalstroj szybko uzyskał niespotykane przywileje gospodarcze: został zwolniony z podatków i opłat, kupowane przez niego towary zwolniono z podatku obrotowego, do swojej dyspozycji miał podatki uzyskane ze sprzedaży na jego terenie artykułów tytoniowych, spirytusowych i kosmetyków, w 1932 roku przekazano Dalstrojowi 100 milionów rubli, a resortom odpowiedzialnym za zaopatrzenie nakazano dostarczyć żywność i towary przemysłowe dla 25 tysięcy osób.

Centralnym punktem łagrów kołymskich był Magadan. W mieście znajdował się główny obóz przesyłowy – do portu w Magadanie przypływały statki z transportami więźniów, tu wydawano im obozową odzież, trwały procedury administracyjne oraz kwarantanna. Tu zapadały decyzje o kierunku dalszego etapu poszczególnych partii więźniów.

Drogę do Magadanu w 1946 roku opisała jedna z polskich więźniarek, Irena Krajewska: „Jechałyśmy bydlęcymi, zakratowanymi wagonami przez całą Syberię. Miejscowi ludzie podchodzili do wagonów i żebrali. Przez szpary w wagonie rzucałyśmy karteczki adresowane do naszych bliskich – wszystkie doszły.

W Nachodce, nad Morzem Japońskim, był następny punkt przerzutowy. Po dwóch tygodniach załadowali nas na statek, którym wieziono same kobiety. Pod pokładem leżałyśmy pokotem, jedna przy drugiej, lub siedziałyśmy na swoich węzełkach. Płynęłyśmy w nieznane. Bałyśmy się niewiadomego, ale też było w nas sporo otępienia, rezygnacji. [...] Nazwa Kołyma z niczym mi się wtedy nie kojarzyła. Nie wiedziałam, co to znaczy. [...]

Zeszłyśmy ze statku na ląd w Zatoce Nagajewo, po siedmiu dniach podróży. Ustawiono nas w kolumny i poprowadzono do obozu przejściowego. Szłyśmy przez port i miasto Magadan z drewnianymi domami (jak wszędzie na Syberii). Ludność miejscowa nie reagowała na nasz widok, bo byli to albo pracownicy więziennictwa, albo wolni – więźniowie po odbyciu wyroku zmuszeni do pozostania na Kołymie. Wszędzie wokół widać było druty i strażnicze wieże – miasto obozów”.

Dla niektórych więźniów, w tym wielu Polaków, a zwłaszcza kobiet, łagry w mieście Magadan były docelowe. Więźniarki przebywały w tzw. żenołpie (żeńskim wydzielonym punkcie obozowym), gdzie pracowały przede wszystkim w warsztatach krawieckich, szewskich, cholewkarskich, kuśnierskich. Szyły watowaną odzież, walonki i bieliznę przeznaczoną głównie dla więźniów oraz buty, rękawice, kożuchy, torby i pokrowce na naboje dla funkcjonariuszy magadańskiego NKWD. Sytuację kobiet na Kołymie opisał najtrafniej Aleksander Sołżenicyn: A kobiety na Kołymie? Przecież tam jest ich wyjątkowo mało. Tam przecież są na wagę złota, tam są dopiero rozrywane. Tam – to już nie daj Boże, żeby kobieta na trasie natknęła się na konwojenta albo na wolnego, albo na zeka. To na Kołymie zrodził się termin tramwaj, oznaczający zbiorowy gwałt.

Na Kołymie Polacy stanowili najliczniejszą grupę więźniów pochodzących spoza Związku Sowieckiego. Wśród nich znalazł się również ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski. Po zajęciu Białegostoku w 1939 roku przez Armię Czerwoną Ryszard Kaczorowski tworzył Szare Szeregi, pełnił funkcję komendanta okręgu białostockiego i był łącznikiem między Szarymi Szeregami a Komendantem Związku Walki Zbrojnej. W lipcu 1940 roku został aresztowany przez NKWD i 1 lutego 1941 skazany na karę śmierci. W celi śmierci spędził sto dni, zamieniono mu potem wyrok na 10 lat łagrów – i wysłano na Kołymę. Z obozu wyszedł po podpisaniu układu Sikorski­‑Majski, w marcu 1942 roku wstąpił do armii Andersa, z którą opuścił ZSRS.

Sam gen. Władysław Anders tak pisał o Kołymie: Chociaż miliony ludzi wymierały w strasznych warunkach w tzw. obozach pracy, jednak Kołyma była miejscem prawdziwej eksterminacji. Rozmawiałem sam prawie ze wszystkimi przybyłymi i mam 62 relacje pisemne. Ogólne określenie było krótkie: Kołyma to śmierć. Może wytrzymasz rok, najwyżej dwa. Owszem, wytrzymasz więcej, jeżeli dostaniesz pracę w administracji obozu, ale tam dostają pracę prawie wyłącznie kryminaliści. Dla innych – mróz dochodzący do 70°C, szkorbut, przymieranie głodem, bagnet lub kula strażnika. Dlatego w obozach kołymskich była niezwykle wysoka śmiertelność wśród więźniów, w pierwszych latach funkcjonowania obozów wynosiła nawet do 80 procent.

Na Kołymie pracowano nie tylko w kopalniach, był to również wielki plac budowy. Przy licznych inwestycjach praca odbywała się w stachanowskim tempie, nie przerywano nawet przy bardzo złej pogodzie. Budynki stawiane były niestarannie i w pośpiechu. Brakowało odzieży, zimą więźniowie musieli często pracować gołymi rękoma przy silnym mrozie, zaczynali i kończyli pracę, kiedy było jeszcze ciemno.

W okolicach Magadanu więźniowie pracowali także przy wyrębie lasów, budowie dróg itp. Polacy przebywali również na wybrzeżu Morza Ochockiego na zachód od Magadanu, gdzie obozy miały charakter gospodarstw rolnych. W sowchozach więźniarki zatrudniano przy uprawie warzyw, głównie ziemniaków, także kapusty i rzepy, przy hodowli trzody chlewnej, bydła, czyszczeniu i soleniu ryb lub w obozowej cegielni.

O wiele cięższe warunki panowały w obozach w głębi lądu. Dzień pracy trwał około 10 godzin, oprócz tego więźniowie musieli dojść do miejsca pracy – do kopalni lub punktu wycinki drzew, czasem godzinę i więcej w jedną stronę. Po powrocie do łagru byli zmuszani dodatkowo do wykonywania prac gospodarczych na rzecz obozu.

Do 1948 roku większość więźniów politycznych (w tym Polaków) na Kołymie przebywała w tak zwanych obozach poprawczych lub katorżniczych. W 1948 roku Prezydium Rady Najwyższej ZSRS podjęło decyzję o organizacji sieci osobłagów – obozów specjalnych, w tym Bierłagu – na Kołymie. Najdotkliwszą konsekwencją ich utworzenia było przeniesienie Polaków z południa (Magadan i wybrzeże Morza Ochockiego) do łagrów na północy, gdzie musieli wykonywać o wiele cięższe prace, przede wszystkim w kopalniach złota oraz innych surowców.

⤌powrót do spisu treści

Kopalnie

Kołymskie kopalnie miały charakter zarówno odkrywkowy, jak i głębinowy. Wokół nich koncentrowano grupy obozów, a także zakłady przetwórstwa wydobytych rud. Warunki pracy były tam niezwykle ciężkie, kopalnie na Kołymie budowano w bardzo prymitywny sposób, co drastycznie obniżało poziom bezpieczeństwa pracy. Do częstych zjawisk należały zawały, więźniowie byli narażeni na zatrucia i eksplozje związane z wydobywaniem się metanu. Często tunele kopalni nie miały żadnych umocnień, ponieważ wyrobiska znajdowały się na poziomie wiecznej zmarzliny, która sama w sobie stanowiła pewne zabezpieczenie, lecz niewystarczające. Więźniowie nie byli wyposażeni w kaski ani inne zabezpieczenia. Niektóre kopalnie były zelektryfikowane, jednak najczęściej jedyne oświetlenie stanowiły lampki karbidowe. Podstawowymi narzędziami pracy były kilofy, łopaty i taczki. Dynamit stosowano, dopiero kiedy natrafiono na żyłę złota.

W jednej z takich kopalń pracował Jacek Łopuszański (lwowiak, uczestnik kampanii wrześniowej, skazany przez NKWD w 1940 roku za działalność kontrrewolucyjną na karę śmierci, potem zamienioną na nieokreślony czas robót w Dalstroju): „W słabym świetle parafinowej lampki ujrzałem bardzo wąski otwór z boku głównego szybu. Sidorow wręczył mi kilof i kazał zaczynać. Z przerażeniem w sercu spojrzałem na tę ścianę z kamienia i ziemi. W tej części szybu było zaledwie tyle miejsca, aby zamachnąć się kilofem.

Bałem się kopalni. Musiałem sobie radzić z brakiem doświadczenia w takiej pracy, z prymitywnymi narzędziami. Trzonek kilofa pokryty był jeszcze korą, a koło u taczki nie było okrągłe – zamiast obracać się gładko, podskakiwało.

Mój strach sięgał zawsze zenitu pod koniec zmiany, kiedy pracowałem głęboko w małym tunelu bez żadnej drewnianej podpory podtrzymującej strop. Pewnego dnia, kiedy uderzałem kilofem w ścianę, aby napełnić ostatnią taczkę, stało się to, czego najbardziej się obawiałem. Ze stropu zwalił się głaz, który cudem ominął moją głowę, lecz spadł mi na kciuk prawej dłoni, którą trzymałem jeszcze trzonek kilofa. Piasek i mniejsze kamienie przysypały mnie. Leżałem sparaliżowany ze strachu. Nie odczuwałem bólu zranionej dłoni, jedynie otępienie. Wypadek nastąpił podczas mojej siódmej zmiany w kopalni złota.

Miałem wrażenie, że minęły wieki, zanim poczułem czyjeś ręce starające się mnie wyciągnąć. Ból w ręce i pokiereszowanym tułowiu był okropny. Obozowy wracz (niby lekarz, ale tak naprawdę był to pielęgniarz) posmarował mi jodyną zmiażdżony kciuk oraz rany na głowie i plecach. Ciągle jednak prześladowało mnie przerażające wspomnienie walących się na mnie kamieni. Nie mogłem tej nocy spać. Miałem gorączkę, moje ciało drżało. Modliłem się, powtarzając wciąż: Bądź wola Twoja.

Nie zwolniono mnie z pracy. Rankiem Sidorow zarządził, że nadaję się do lżejszych prac. Zamiast kilofa dostałem taczkę z przywiązaną liną, którą miałem przerzucić przez ramiona. Pracowałem całą zmianę”.

W kopalniach odkrywkowych stosowano metodę eksplozji. Więźniowie kopali tak zwane szurfy, czyli doły, w których zakładali ładunki wybuchowe, a po detonacji wydobywali pokruszoną skałę na powierzchnię. Przy tego rodzaju pracach zdarzało się bardzo wiele wypadków wskutek wybuchów niewypałów. Urobek z kopalni był wydobywany za pomocą taczek lub wagoników, które więźniowie pchali na powierzchnię.

W warunkach wiecznej zmarzliny, w odkrywkowych kopalniach złota, kolejne fragmenty ziemi musiały być najpierw ogrzane przez ognisko, aby mogły zostać przemyte w celu znalezienia drobin kruszcu. Każdy więzień był wyposażony w drewniane, płaskie naczynie do płukania – łotok, oraz specjalne grabki do wygrzebywania większych samorodków, czyli skrybok. Istniały również prymitywne urządzenia do płukania złota. Jednym z nich była prochodnuszka, nazywana również amerykanką. Było to około trzymetrowe koryto z desek, wyłożone włochatym materiałem i wąskimi patyczkami z drewna, ułożonymi w poprzek koryta. Ustawione ono było pod kątem 40 stopni, a u jego końca stała półbeczka, pod którą palił się nieduży ogień. U góry koryta sypało się grunt i czerpakiem polewało wodą z półbeczki. Złoto, cięższe od kamieni, zatrzymywało się w korycie na włochatym materiale i na patyczkach, a reszta spływała w dół. Wydobyta ruda transportowana była do zakładów przetwórczych, gdzie poddawano ją dalszej obróbce. Dopiero pod koniec lat 40. na Kołymie zaczęły się pojawiać buldożery (sprowadzane z zagranicy, głównie amerykańskie).

W pracy obowiązywały normy, od ich wykonania zależała ilość wydawanego potem wyżywienia dla każdej brygady. Normy wydobycia ustalane były odgórnie i odrębnie dla poszczególnych robót. Trzeba jednak zaznaczyć, że norma wydobycia dotyczyła wszystkich więźniów obozu, także tych, którzy wozili taczkami ziemię lub na przykład pracowali wewnątrz obozu, a zatem nie wydobywali złota. Ich procenty musieli wykonać więźniowie pracujący bezpośrednio przy kopaniu kruszcu, wskutek czego rzeczywista ilość złota wydobytego przez jednego więźnia była o wiele większa, niż wskazywałaby to oficjalnie wyznaczona norma.

Już w 1933 roku z Kołymy do Moskwy wysłano prawie 800 kilogramów złota, a dwa lata później – już ponad 14 ton. W marcu 1935 roku Eduard Bierzin został odznaczony Orderem Lenina za przekraczanie planów. W 1933 roku dzienna norma – na jednego więźnia w czasie jednej zmiany – wydobycia złotonośnego gruntu wynosiła 0,9 metra sześciennego, dwa lata później – 2 metry, od czerwca 1936 roku – 4 metry sześcienne dziennie.

⤌powrót do spisu treści

Wrogowie ludu

Żona szefa Dalstroju, Elza Bierzina, pozostawiła wspomnienia, w których opisuje życie w Magadanie. Wynika z nich, że jej mąż był fanatycznie oddany swojej misji. Rolls­‑Royce’em przysłanym z Moskwy, ubrany w futrzaną szubę, jeździł po Kołymie, by osobiście kontrolować postępy prac: Dzieci chciały spędzać z nim więcej czasu, ale widywali się tylko w czasie śniadań i obiadów. Tylko raz pojechał z Pietią na polowanie, upolowali trzy kaczki i dziką gęś – co to była za radość. [...] Uważam, że życie tam było ciekawe, nie nudziliśmy się. Dzieciom było lepiej niż w Moskwie, dużo świeżego powietrza, przestrzeń. W ogóle na Północy można nieźle żyć....

Mimo wielkiego oddania i ogromnych sukcesów los Bierzina i jego rodziny okazał się równie tragiczny co los podległych mu więźniów. Okres wielkiej czystki przerwał dobrą passę naczelnika Dalstroju. W 1937 roku Eduard Bierzin został aresztowany, oskarżony o udział w kontrrewolucyjnej, szpiegowsko­‑dywersyjnej organizacji trockistowskiej mającej na celu oddanie Japonii bogatych złóż złota na Kołymie. W 1938 roku zabito go strzałem w tył głowy i zakopano w zbiorowym grobie na peryferiach Moskwy. Elza jako żona wroga ludu spędziła w łagrach 8 lat. Ich syn, Pietia, trafił do domu dziecka, w czasie II wojny zginął na froncie pod Stalingradem.

W centrum Magadanu w 1988 roku postawiono brązowe popiersie Eduarda Bierzina, z okazji 50. rocznicy jego śmierci, a zarazem rocznicy nadania Magadanowi praw miejskich. Jedna z ulic Magadanu również nosi imię Eduarda Bierzina.

Na stoku wzgórza Krutaja, które dobrze widać z tej ulicy, wznosi się Maska Żałobna – pomnik ofiar obozów kołymskich. Natomiast nie ma w Magadanie śladów Warłama Szałamowa (spędził 15 lat w obozach Kołymy), autora Opowiadań kołymskich, które stanowią jedno z najważniejszych literackich świadectw Gułagu: Dla tych, których spotkała śmierć w kopalnianych przodkach Kołymy – bo niedługo tam pożyli – złote zęby, wyłamane im po śmierci, były jedynym złotem, które dostarczyli państwu przy wydobywaniu złota w kopalniach Kołymy. Wagowo ilość złota w protezach była większa niż to, co oni zdołali tam wykopać, wygrzebać, wyrąbać kilofem w ciągu swojego niedługiego życia.

Ci, którzy przeżyli, wracali po latach do swoich domów. Ale zdarzali się i tacy, którzy zdecydowali się tu zostać na zawsze. Włodzimierz Christuk jako żołnierz Armii Krajowej został aresztowany przez NKWD w sierpniu 1944 roku pod zarzutem szpiegostwa i dywersji i skazany na 5 lat łagru. Pracował na Kołymie w kopalni złota w łagrze Ust’-Utinaja: Nie wierzyłem, że przeżyję. Dziesiątkowały nas głodowe racje żywności, straszne mrozy, choroby i wycieńczenie katorżniczą pracą – wspomina pan Christuk głosem pozbawionym bólu czy nienawiści. – Niekiedy któryś ze zdesperowanych współtowarzyszy w porywie szaleństwa decydował się na ucieczkę. Nie miał jednak żadnych szans na lodowatej pustyni czy pośród letnich bagien. Na odciętym od świata terytorium mógł tylko zamarznąć w głębokim śniegu, zginąć z głodu albo stać się ofiarą wygłodniałych wilków. Po odbyciu całego wyroku, tak jak wielu zesłańców, osiadłem bez prawa wyjazdu w Jagodnem. W 1954 roku pojawiła się szansa repatriacji do ojczyzny, ale w Polsce nie miałem nikogo, żona w Grodnie ułożyła sobie nowe życie, a teściowa sprzeciwiła się powrotowi wroga narodu. Zostałem więc tu na stałe i aż do emerytury w 1985 roku pracowałem jako cieśla w firmie remontowo­‑budowlanej. Pięć lat później, jako ofiara politycznych represji, wystąpiłem do prokuratury o rehabilitację. Nie wierzyłem własnym oczom, kiedy otrzymałem dokument zrzucający wiszącą pół wieku nad moją głową klątwę wroga narodu.

⤌powrót do spisu treści

6.
POLACY W GUŁAGU
1919–1960
(mapa 6.)

Polacy trafiali do obozów praktycznie od samego początku istnienia Gułagu i byli w nich więzieni przez cały okres jego istnienia. Pierwszymi polskimi więźniami były osoby, które – po ustanowieniu nowej granicy II Rzeczypospolitej w marcu 1921 roku – znalazły się na terytorium Związku Sowieckiego (w wyniku przesunięcia na zachód dawnej granicy z 1772 roku). Zostały one wysłane do łagrów w wyniku aresztowań w ramach tzw. operacji polskiej NKWD, która była częścią szerszej akcji specjalnej skierowanej przeciwko mniejszościom narodowym w ZSRS podczas wielkiej czystki. Operacja polska była najszerzej zakrojoną tego rodzaju akcją narodowościową – w jej wyniku do Gułagu trafiło w latach 1937–1938, jak się szacuje, ponad 28 tysięcy Polaków.

Druga fala wysyłania do łagrów Polaków i obywateli polskich rozpoczęła się po zajęciu 17 września 1939 roku przez Armię Czerwoną terenów wschodnich II Rzeczypospolitej. Wraz z rozpoczęciem działalności okupacyjnych władz sowieckich, bardzo ważną rolę w zorganizowaniu i zapewnieniu funkcjonowania sowieckiego aparatu administracyjnego odegrało NKWD. Likwidowało ono struktury polskiej administracji, zastępując je władzą sowiecką, eliminowało osoby, które przeciwstawiały się lub mogły się opierać instalowaniu nowej władzy. Wśród aresztowanych Polaków można wydzielić kilka zasadniczych grup. Przede wszystkim były to osoby, które pełniły ważne role w przedwojennej Polsce, jak działacze polityczni, samorządowi, sędziowie, przedsiębiorcy. Można wśród nich wymienić ważnego polityka i ekonomistę okresu II RP, prof. Stanisława Grabskiego; żołnierza Legionów, dowódcę pierwszej organizacji konspiracyjnej podczas II wojny światowej – Służby Zwycięstwu Polsce, gen. Michała Tokarzewskiego­‑Karaszewicza, czy jednego z najwybitniejszych i najpopularniejszych aktorów międzywojennego polskiego kina i teatru, Eugeniusza Bodo (zmarł z wyczerpania w łagrze w Kotłasie w 1943 roku). Można by wyliczać jeszcze bardzo wielu... Kolejną grupę stanowili oficerowie Wojska Polskiego i Policji Państwowej, którzy dotąd nie znaleźli się w niewoli; aresztowano również lokalnych działaczy społecznych, niepodległościowych, a także osoby znane z negatywnego nastawienia wobec ZSRS. Od września 1939 do 22 czerwca 1941 roku aresztowano niemal 150 tysięcy polskich obywateli różnych narodowości.

Spośród tych aresztowanych do Gułagu trafiło około 40 tysięcy. Większość z nich znalazła się w obozach w Komi: Workutłagu, Peczorłagu i Uchtiżemłagu. Kilka tysięcy osadzono w obozach na Kołymie, kilkuset więźniów polskich rozrzucono po innych, mniejszych punktach łagrowych. Około 7 tysięcy osób z tej grupy w łagrach zmarło. Na przykład w kopalniach ołowiu na Półwyspie Czukockim, należących do Siewwostłagu, gdzie panowały wyjątkowo trudne warunki, z 3 tysięcy Polaków, głównie policjantów i wojskowych, przywiezionych tam w 1940 roku, w ciągu roku zmarli wszyscy.

Także po ogłoszeniu tzw. amnestii w sierpniu 1941 roku obywatele polscy przebywający na sowieckim terytorium trafiali do łagrów za różne, rzekomo popełnione przestępstwa. Najwięcej znalazło się ich tam w 1943 roku, kiedy władze ZSRS w szeroko zakrojonej akcji chciały zmusić polskich obywateli do przyjęcia obywatelstwa sowieckiego, co mogło oznaczać pozostanie w ZSRS na zawsze. Według dokumentów sowieckich podczas paszportyzacji wypełniono prawie 191 tysięcy ankiet, obywatelstwo sowieckie nadano 165 tysiącom osób, a 24 tysiące uznano za obywateli polskich. Za odmowę przyjęcia obywatelstwa sowieckiego skazano na pobyt w łagrach 1583 osoby.

Kolejna wielka fala obywateli polskich napłynęła do łagrów z chwilą, gdy na początku 1944 roku Sowieci ponownie wkroczyli na polskie ziemie. Wówczas stosunki dyplomatyczne między polskim rządem na uchodźstwie a ZSRS były zerwane po raz drugi w wyniku ujawnienia przez Niemców w kwietniu 1943 roku zbrodni katyńskiej i oskarżenia przez Sowietów strony polskiej o współpracę z Niemcami.

W latach 1944–1945 władze ZSRS aresztowały kilkadziesiąt tysięcy Polaków i obywateli polskich innych narodowości. Moskwa chciała podporządkować sobie Polskę i w związku z tym wyeliminować polskie organizacje niepodległościowe, które mogły stanąć temu na przeszkodzie. Wtedy ofiarą aresztowań NKWD padali przede wszystkim żołnierze Armii Krajowej, Narodowych Sił Zbrojnych czy Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość, którzy trafiali do Workuty, Norylska, Kazachstanu, na Kołymę i do innych, rozsianych po całym terytorium sowieckim, łagrów. Wywózki do poprawczych obozów pracy zastosowano jako instrument represji przede wszystkim wobec mieszkańców terenów zaanektowanych przez Sowietów. Wobec zamieszkujących tereny Polski pojałtańskiej stosowano głównie inny rodzaj represji – umieszczano ich bez wyroku jako internowanych w obozach jenieckich i kontrolno­‑filtracyjnych, które podlegały NKWD­‑MWD ZSRS. Warunki bytowe były tam podobne jak w poprawczych obozach pracy. Jedyną różnicę stanowił fakt, że nie było w nich kryminalistów. Liczbę internowanych szacuje się na co najmniej 39 tysięcy. Najwięcej z nich osadzono w obozie w Borowiczach (5795 osób), w Stalinogorsku (6326), Riazaniu i Ostaszkowie (4307).

Łącznie w wyniku tych trzech fal w Gułagu oraz w obozach jenieckich zarządzanych przez NKWD­‑MWD [skrót MWD oznacza Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, MSW – przyp. Red.] znalazły się dziesiątki tysięcy Polaków i obywateli polskich. Nie jest obecnie możliwe ustalenie, jaka dokładnie była to liczba, ani też ilu z nich w łagrach straciło życie.

⤌powrót do spisu treści

Bunty w łagrach

Kalendarium buntów więźniów Gułagu

Polacy zostawili swój wyraźny ślad w historii Gułagu, byli bowiem uczestnikami, a często również inicjatorami zdarzeń, wydawałoby się, niemożliwych w tak opresyjnej sytuacji, czyli buntów w łagrach.

Nawet w okresie najostrzejszego stalinizmu miały miejsce przypadki zorganizowanych akcji protestacyjnych w różnych miejscach Gułagu. Już w 1923 roku wybuchł, krwawo stłumiony, bunt na Wyspach Sołowieckich, potem miały miejsce bunty w Wierchnieuralsku, Workucie, Norylsku, na Czukotce, w Kazachstanie: w Ekibastusie i Dubrowce koło Karagandy. Masowa ucieczka w styczniu 1942 roku około stu więźniów z łagru w Ust’-Usie i ich walka z miejscową milicją została uznana za jedyne powstanie w historii Gułagu. W wyniku tej ucieczki zginęli buntownicy, ale także kilkudziesięciu strażników łagrowych i mieszkańców miasteczka. Złapanych więźniów ponownie osądzono, 49 z nich skazano na karę śmierci i stracono, 19 otrzymało kolejną karę pobytu w łagrze.

Śmierć Stalina uruchomiła lawinę zmian politycznych w ZSRS, a także w sowieckiej gospodarce, życiu społecznym czy kulturze. Ten proces objął także Gułag – już 27 marca 1953 roku dekretem Rady Najwyższej ZSRS ogłoszono amnestię, zwolnienia więźniów rozpoczęły się następnego dnia. Nie dotyczyły one jednak osób uwięzionych w obozach o specjalnym reżimie, w których przebywali szczególnie niebezpieczni przestępcy – głównie polityczni.

Obozy o zaostrzonym reżimie (tak zwane specłagry) utworzono w 1948 roku i ściśle przestrzegano separacji więźniów tych obozów od pozostałych – kryminalistów i zwykłych politycznych. Odizolowani w specjalnych miejscach odosobnienia, więźniowie specłagrów zaczęli w konspiracji tworzyć struktury oporu, a napięcie wśród nich od długiego czasu utrzymywało się na krawędzi wybuchu. Przed otwartym buntem hamowała ich jedynie nadzieja na amnestię. Gdy się okazało, że nie objęła ona więźniów politycznych, bunty z ogromną siłą ogarnęły – niemal jednocześnie – przede wszystkim dwa wielkie północne kompleksy przemysłowe: Workutę i Norylsk, oddalone od siebie o tysiąc kilometrów. W obu przebywali również Polacy i mieli znaczący udział w buntach.

W Gorłagu, obozie specjalnym kompleksu łagrowego w okolicach Norylska, napięcie wiosną 1953 roku doszło do zenitu. Istniała tam zorganizowana grupa oporu, która została wzmocniona około 1200 więźniami przeniesionymi jesienią 1952 roku z Karagandy do Norylska (w większości znaleźli się w niej uczestnicy zbrojnej próby ucieczki i protestów, jakie miały tam miejsce kilka miesięcy wcześniej). Pod koniec maja w Gorłagu doszło do pierwszych starć ze strażnikami, 25 maja zastrzelono więźnia, który wracał z pracy. Następnego dnia po tym zdarzeniu rozpoczął się strajk protestacyjny w obozie numer 5, a kilka dni potem strażnicy zaczęli strzelać do więźniów, kiedy ci przerzucali listy do żeńskiej części łagru. Łagier został otoczony przez wojsko. 5 czerwca strajkowało już ponad 16 tysięcy więźniów.

Niemal w tym samym czasie zbuntowali się więźniowie obozu specjalnego w rejonie Workuty – Rieczłagu, którzy mieli doskonale zorganizowany system zdobywania informacji ze świata za drutami i od razu dowiedzieli się o śmierci Stalina i aresztowaniu Berii. Wiadomości o zmianach politycznych w kraju spowodowały zaostrzenie nastrojów wśród więźniów. 30 czerwca w kopalni Kapitalnaja zaczęli rozdawać ulotki z wezwaniem do wstrzymania dostaw węgla, 17 lipca pobili sztygara, a 19 lipca zastrajkowała liczna grupa więźniów, którzy przybyli do Rieczłagu również z Karagandy i mieli nadzieję na obiecaną przez władze rewizję wyroków. Trafili natomiast do pracy w najcięższe warunki – do cieszącej się najgorszą sławą kopalni numer 7. Do strajku w kopalni zaczęły się dołączać kolejne punkty obozowe i 29 lipca w buncie uczestniczyło już ponad 15 tysięcy więźniów z sześciu podobozów Rieczłagu.

Buntom w większości obozów przewodziły komitety strajkowe, kierowane przez Ukraińców, Polaków lub więźniów z republik bałtyckich. W Norylsku władze obozowe początkowo obiecały, że rozpatrzą postulaty więźniów, ale potem zdecydowały o likwidacji buntów siłą. Do więźniów Workutłagu wojsko strzelało z broni maszynowej, w Norylsku użyto dodatkowo granatów. Przywódców buntów aresztowano i w większości – rozstrzelano. Pozostałych uczestników akcji rozesłano do innych łagrów.

Władzom nie udało się zdusić buntów w zarodku i wybuchały one z różną siłą jeszcze kilkakrotnie w obozach workuckich i norylskich, a także w innych miejscach – wyjścia do pracy w listopadzie 1953 roku odmówiło ponad 500 więźniów Wiatłagu, w marcu 1954 roku – Kargopolłagu, w lipcu tegoż roku – 900 więźniów Minłagu.

Bunt o największym zasięgu i najbardziej krwawym przebiegu wybuchł w maju 1954 roku w podobozie Stiepłagu koło wsi Kingir w Kazachstanie. Pierwsze sygnały oporu wśród więźniów, które miały tam miejsce zaraz po śmierci Stalina, straż obozowa postanowiła zneutralizować siłowo. Użyto więc broni, wśród więźniów były ofiary śmiertelne. 16 maja więźniowie polityczni z punktu łagrowego numer 3 zaczęli rozbierać mur oddzielający ich podobóz od reszty łagru. Strażnicy postanowili strzelać do więźniów, zginęło 13 ludzi. Trzy dni później strajkowała już większość więźniów, a po niespełnieniu obietnic danych przez władze łagrowe wybuchł bunt, który trwał 40 dni. W końcu, 26 czerwca, obóz został otoczony przez co najmniej 1700 żołnierzy i pięć czołgów, które rozjeżdżały więźniów, burzyły łagrowe baraki. Według oficjalnych danych podczas tłumienia buntu w Kingirze zginęło 37 więźniów, 106 zostało rannych, 9 zmarło później od ran. Rannych zostało również 40 żołnierzy. Aresztowano 436 osób, w tym członków komitetu strajkowego, 6 więźniów stracono. Do innych łagrów przeniesiono około tysiąca więźniów oskarżonych o udział w buncie.

Zachowały się nieliczne relacje Polaków, którzy brali udział w buntach; poniżej przedstawiamy fragmenty wspomnień Władysława Malczewskiego (uczestnika buntu) i Eryka Barcza (jednego z przywódców buntowników), które znajdują się w zbiorach Archiwum Ośrodka KARTA w Warszawie.

Władysław Malczewski, aresztowany w 1944 roku we Lwowie, skazany na 10 lat pobytu w łagrze, więzień łagru w Norylsku:

Pewnego czerwcowego popołudnia, po pracy, chłopcy stali na ganku swego baraku, oczekując przejścia na popołudniową zmianę brygad żeńskich. Ci, przeważnie ukraińscy, chłopcy w sobie tylko wiadomy sposób kontaktowali się z dziewczętami pochodzącymi z tych samych wsi co oni i ciekawi byli nowin z rodzinnych stron. Nie podchodząc do drutów, rozpoczęli niewinne przekrzykiwanie, w rodzaju: Marusia, czy dostałaś list? A czy ojciec żyje?.

Konwój nakazał przerwać nawoływania, grożąc użyciem broni. Chłopcy zlekceważyli ostrzeżenie, bo przecież do znajdujących się w zonie, przez druty, nikt jeszcze nie strzelał. Fatalna pomyłka! Zaterkotał automat. Dwóch padło ugodzonych śmiertelnie, trzech rannych słaniało się. Odprowadzono ich do punktu sanitarnego. W obozie wrzenie, wieść rozeszła się po wszystkich barakach. Zresztą, już strzały wzbudziły podejrzenie, że dzieje się coś niezwykłego.

Kto mógł, spieszył do baraku, na skraju którego leżeli martwi więźniowie. Wokół nich ogromne plamy krwi. A niewinna krew to zapalnik, zarzewie buntu. Nie dość, że prawie za darmo, bo za miskę bałandy [zupy] i kawałek chleba oddajemy swoje siły i zdrowie, budując dla nich fabryki i bloki, to jeszcze mordować nas będą, strzelać do bezbronnych! Ktoś rzucił hasło: Nie idziemy do roboty! Jeżeli mają nas wystrzelać, to niech strzelają, nie ruszymy się stąd!. Ktoś inny dodał: Będziemy strajkować, dopóki nie przyjedzie komisja z Moskwy!.

Na wartowni i w sztabie ruch. Wezwano naczelnika obozu, ten kazał wzmocnić straże. Próbowano rozmawiać z ludźmi. Nadaremnie! Świeże emocje, żywioł...

W tę noc długo rozmawialiśmy, odwiedzaliśmy inne baraki, gdzie mieszkali nasi. Inni też tak błądzili w oczekiwaniu tego, co przyniesie jutro. [...] Wiadomo, że nie wyjdziemy do pracy, ale jak oni zareagują? Jakie dostali dyrektywy? [...]

Nadszedł poranek. Dyżurny przyniósł w wiadrach zupę i chleb z kuchni, obudził swoje brygady na śniadanie. Wszyscy zjedli, lecz nikt nie myślał o wychodzeniu do pracy. Jedni byli zdeterminowani, uważając tę decyzję za słuszną, inni – mniejszość – ze strachu przed pierwszymi lub nie chcąc się zhańbić słabością. Jednych i drugich gryzła niepewność – mogli nas przecież zdziesiątkować lub, w najlepszym wypadku, dodać nowe wyroki.

Najpierw pojawił się nasz rachmistrz (nariadczyk), prowadzący rejestr z ramienia komendy, i wzywał nas do wyjścia. Wyśmiano go! Potem przybył naczelnik z podległymi mu oficerami, próbując najpierw perswazją, wreszcie groźbami zmusić nas do wyjścia. Żądamy przybycia komisji z Moskwy, niech nas wysłucha, wtedy wyjdziemy – padła jednoznaczna odpowiedź. W ciągu dnia zainstalowano głośniki na słupach, przez które co jakiś czas apelowano do naszego rozsądku. Zaopatrzenie odbywało się regularnie, kuchnia, piekarnia, punkt sanitarny funkcjonowały normalnie.

Spośród naszej społeczności zostali wyłonieni przedstawiciele, którzy władali dobrze słowem, zdolni do przedłożenia komisji naszych żądań. Nie zapomnę jednego z nich, Rosjanina, który zaimponował mi tembrem głosu i niezwykłą swadą.

Już po dwóch dniach zjawili się przedstawiciele Kraju Krasnojarskiego z gen. Paniukowem na czele. Odpowiedź była jedna: Możemy rozmawiać tylko z Moskwą!.

Czas płynął monotonnie, ustała agitacja. Zrozumieliśmy, że nasze czekanie na komisję rządową nie jest pozbawione szans. Wreszcie dziewiątego dnia na czystym zapolarnym niebie pokazał się nieduży samolot. [...] Następnego dnia w obozie ruch. Ustawiono długie stoły, przykryto je czerwonym suknem, przyniesiono krzesła. Niebawem przed bramą zatrzymało się kilka samochodów, z których wysiadło kilkanaście osób cywilnych i w mundurach, a więc z rządu, partii, MSW i NKWD. Nasi wylegli wszyscy na dziedziniec i rozsiedli się, jak kto mógł – na taboretach, ławkach, cegłach, nawet na trawie. Nasza grupka, kilku Polaków, zajęła również miejsca tak, by obserwować przebieg spotkania.

Nasze żądania, przedstawione przez doskonałych mówców, były sformułowane odważnie i dotyczyły:

  1. pociągnięcia do odpowiedzialności naczelnika konwoju, na którego rozkaz otwarto ogień do bezbronnych ludzi [...],
  2. niezrealizowania obietnic, ogłoszonych przy okazji dekretu amnestyjnego, odnośnie zrewidowania naszych akt, zawierających wiele nieprawidłowości, tendencyjności czy wręcz fałszerstw [...],
  3. zdjęcia krat z okien i niezamykania na noc baraków, jako że te dodatkowe ograniczenia, stosowane w przypadku katorżników, w naszych wyrokach nie były przewidziane,
  4. przyrzeczenia niestosowania restrykcji wobec kogokolwiek indywidualnie [...], zaniechania odwetu w postaci przerzucania do innych obozów za udział w akcji protestacyjnej.

Komisja wysłuchała, zarządzono godzinną przerwę na naradę strony urzędowej. Po przerwie obiecano spełnić wszystkie postulaty, zarządzono nawet natychmiastowe zdjęcie krat z okien [...]. Nasza strona przyrzekła w zamian natychmiastowe przystąpienie do pracy.

I tak, na następny dzień rano wszystkie brygady w podniosłym nastroju przeszły przez bramę przy dźwiękach orkiestry dętej, rade ze szczęśliwego epilogu. [...] Życie w obozie wróciło do normy, brygady wychodziły do pracy i wracały, za każdym razem dokładnie sprawdzane. [...] Przy którymś z kolei marszu do pracy kolumnę zatrzymano, wyczytano dwa nazwiska: Dikariew i Sokolnikow. Odprowadzono ich w niewiadomym kierunku. Konsternacja i oburzenie – to tak wyglądają gwarancje, przyrzeczenia?! Jak podle, jak chytrze zostaliśmy oszukani! W następnym dniu wywołano dwóch innych aktywnych podczas buntu. Zaś po naszym powrocie do obozu wyczytano kilkadziesiąt nazwisk na etap do innego łagru. [...] Niektórzy z nas weszli na dachy baraków, by stamtąd obserwować, dokąd skierowano naszych towarzyszy. Trudno było jednak coś konkretnego dostrzec.

I znowu emocje wzięły górę, a może także świadomość doznanej obelgi. Rozpoczęła się druga faza protestu. Mieliśmy w świadomości najgorszy scenariusz. Odtąd bez przerwy nadawano przez głośniki komunikaty zawierające tylko groźby.

Pojawili się jacyś nieznani nam oficerowie. Pamiętam szczególnie jednego pułkownika – inteligentnego, elokwentnego, chyba z kontrwywiadu. Usiadłszy na stopniach murowanego magazynu, w swobodnej i bezpośredniej rozmowie, przeplatanej osobistymi wspomnieniami wojennymi, usiłował między wierszami uzmysłowić nam bezsens naszych działań. Dla nas było oczywiste, że jego celem było złamanie ducha oporu. Co niektórzy, nie mogąc wytrzymać presji psychicznej, zgłaszali się pojedynczo na wartowni gotowi wyjść z tej enklawy bez szans.

Karmiono nas, jak dotąd, normalnie. Psychicznie było coraz ciężej, groźby nasilały się. W końcu (było to dziewiątego dnia drugiej fazy protestu) dano komunikat o zredukowaniu wyżywienia do normy numer 9. Nasze natychmiastowe skojarzenie: 9 gram ołowiu! Równocześnie pojawił się w obozie naczalnik sanitarny z uzupełnieniem leków, a przede wszystkim środków opatrunkowych.

Była to połowa czerwca, słońce nie zachodziło, zaczęły się już białe noce polarne. Nasze zmęczenie fizyczne sięgnęło szczytu. Staliśmy się wręcz obojętni na to, co się miało wydarzyć. W końcu zmęczeni położyliśmy się w ubraniach na naszych pryczach i kto mógł, zasnął. Nie na długo, bo około godziny 1.00 obudziły nas krzyki: Alarm! Wstawać! Żołnierze wdarli się do obozu!.

Wypadliśmy na dziedziniec i zobaczyliśmy stojących w szeregu, z automatami gotowymi do strzału, żołnierzy. Stali naprzeciw nas groźni, zdecydowani, by spełnić swój patriotyczny obowiązek wobec wrogów ustroju. My, w zbitej masie, ślemy im najgorętsze życzenia i epitety w rodzaju faszyści czy mordercy – strzelajcie. Litwin Jurgis, osiłek wypuszczony z izolatki, stał najbliżej żołnierzy – chwycił odważnik, zamachnął się... Podniesiona ręka dowódcy plutonu opadła. Z kilkunastu automatów posypały się strzały. Kto na czas nie zdążył upaść, padł ugodzony pociskiem.

Leżąc, słyszałem jęki z lewej, rzężenie z prawej, ktoś z tyłu przez ból wyduszał z siebie: Mordercy, krwiopijcy, faszyści. Już tylko same jęki, jęki... Chciałem podnieść błagającego o pomoc rannego, by go zanieść do punktu sanitarnego. Chciał mi pomóc Kirgiz, lecz żołnierz (też skośnooki) rozkazuje zostawić rannych i nie podnosić się.

Nie wiem, jak długo leżeliśmy – pół godziny, może godzinę. Wreszcie pada rozkaz: Podnieść się!. Ustawiliśmy się przed zabitymi i rannymi w kolumnę i wyszliśmy przez wyrwę w drutach popędzani i popychani przez strażników z psami.

Eryk Barcz, członek Armii Krajowej, spędził 10 lat w łagrach Workuty (pod nazwiskiem Lech Kożuchowski), przywódca polskiej grupy podczas buntu:

Sytuacja materialna więźniów była [na początku 1953 roku] już stosunkowo niezła. Nikt nie głodował, chlebem karmiono świnie. Nie było celu, który by jednoczył ludzi. Pojawił się dopiero po śmierci Stalina. [...]

Zostałem wezwany do kuma [obozowego oficera śledczego], który pytał, czy Polacy nie mają zamiaru robić rewolucji. Widać było, że węszą, czują się niepewnie. Przeprowadzili w obozie masowe aresztowania, czym wzbudzali oburzenie i nerwowość. Wsadzali na oślep – ktoś się upił, miał romans z wolną albo inaczej podpadł. Nie uderzyli w ludzi, którzy byli rzeczywistym dynamitem. [...]

Nocna zmiana odmówiła wyjazdu z kopalni. Na to więźniowie w obozie: Coście z nimi zrobili?. Wiadomo, że nic, ale jest pretekst. Nie wyjdziemy do roboty, póki nie wrócą nasi koledzy. Po kilku godzinach wraca nocna zmiana, ale następna już nie wychodzi. Zawiązuje się komitet. [...]

W drugim, trzecim dniu strajku do ogrodzenia zaczęły podchodzić grupki żołnierzy, oficerów i wykrzykiwać: „Kontrrewolucjoniści!, Czekacie imperialistów!, Szpiedzy wami rządzą!. Uznałem to za prowokację. Zredagowałem kilka haseł, które miały być kontrą. Ściągnąłem do pomocy dwóch donosicieli. Myślałem – może mi ich ustrzelą. Przy bramie wywiesiliśmy wielki transparent na czerwonym płótnie: My za rządem Malenkowa, Żukowa. Metrowej wysokości litery drugiego hasła: My za radziecką ojczyzną były widoczne przez lornetkę z całej Workuty. Każdą oddzielnie trzeba było mocować na dachu szpitala. Nikt nie chciał tam wleźć – za płotem stały już karabiny maszynowe. Wlazłem sam, w kąpielówkach. Trzecie, najbardziej radykalne hasło: Swobodu nam, ugol rodinie [Nam wolność, węgiel ojczyźnie] – napisałem pędzlem na dachu baraku.

Natychmiast po wywieszeniu haseł prowokacje ustały. Zamurowało ich. To była tylko moja inicjatywa, komitet nie brał w tym udziału. [...]

Pojawili się oficerowie i kazali przygotować spotkanie z komisją. Miało się odbyć na boisku piłki nożnej, obok drogi. Stoły nakryto czerwonym suknem. Komitet nakazał, żeby wszyscy byli ubrani regulaminowo (ja chodziłem w cywilnej marynarce, z dyskretnymi numerkami). Na placu stawi się połowa obozu, reszta ma zostać między barakami i blokować wszystkie ruchy przeciwnika – żołnierze mogli wykorzystać moment nieuwagi i wtargnąć od tyłu. [...]

Przed wartownię podjechały limuzyny. Na czele szedł generał Maslennikow, niski, brzuchaty, cały w orderach. Obok w granatowym mundurze z trzema dużymi gwiazdami, w czarnych butach z cholewami – Rudenko. Generał Dierewianko w spodniach granatowych z czerwonymi lampasami – utkwiły mi w pamięci. Siedzieliśmy na ziemi, w pierwszym rzędzie [Edward] Buca [jeden z przywódców strajku w Workucie] i jeszcze ktoś z komitetu. Maslennikow przedstawił się:

Ja gienierał Maslennikow, kandidat w czleny... – powymieniał cały szereg tytułów – i towariszcz Rudenko, zamiestitiel gienieralnogo prokurora Sojuza... (Nic mi nie mówiło ani Maslennikow, ani Rudenko; siedziałem w dwunastym, piętnastym rzędzie.) Chcieliście, oto macie, jesteśmy. Ustanawlaju poriadok sowieszczanija – kto chce mówić, podnosi rękę do góry.

Wstał Buca, wybełkotał, że nikt nie będzie mówił, wszystko napisane – i podał im rulon brystolu. Maslennikow rozwinął krawędź i podał oficerom do tyłu. Rulon znikł. Buca stał. Rudenko podszedł do niego i zaczął krzyczeć.

Ty kto?! Katorżnik, kontrriewolucyonier! Sadis’!

Buca siadł skonsternowany. Po prawej stronie w płocie wyrąbana była dziura, a w niej karabiny maszynowe. Tworzyły strefę ostrzału na wypadek, gdyby tłum próbował natrzeć.

Powstał krzyk:

– Beriowscy bandyci! Mordercy!

Wszystko rozwijało się fatalnie. Podniosłem rękę. Pustka w głowie, niczego nie przygotowałem. Zacząłem jak Maslennikow – cedzić słowa, każde oddzielnie:

– Ja, Lech Kożuchowski, Polak z Warszawy, jako obywatel kraju zaprzyjaźnionego chciałbym być mediatorem między tymi oto skrzywdzonymi ludźmi a delegacją rządu radzieckiego. Miasta, kopalnie powstały rękami tych oto ludzi...

Tak ciągnąłem – żeby ich ugłaskać, żeby mieć wejście. Z tyłu powstał tumult: Prowokator!, Co on gada? Przecież my chcemy na wolność!. Poderwał się Maluszenko, minister propagandy komitetu, i zaczął wyzywać komisję. Na to Maslennikow:

– Obrażają nas, towarzysze, nie będziemy rozmawiać.

I dał komendę do odwrotu. Ja na to – już krzycząc – że za jednego wariata nie mogą odpowiadać wszyscy, że przepraszam w imieniu zebranych. Maslennikow zatrzymał się w półobrocie i zawołał:

– Niech odwoła, co powiedział!

Więc ja do Maluszenki: Odwołaj, a ten drze się jeszcze głośniej. Chciałem już skakać przez ludzi, żeby go dopaść. Maslennikow wrócił na miejsce, ja zmieniłem ton:

– Te obozy nie są bardziej ludzkie niż Majdanek i Oświęcim. Na tej górce leży półtora tysiąca trupów! Mordowano nas, szczuto psami, morzono głodem...

Natychmiast Rudenko zaczął przerywać. Mówiłem, on przerywał, ja głośniej i głośniej, aż zagłuszyłem.

– Ludzie oczekują decyzji rządu radzieckiego.

Nie powiedziałem otworzyć bramy na wolność, urwałem, podziękowałem za uwagę i usiadłem. Wtedy Maslennikow powiedział dokładnie tak:

Waszu riecz s bolszym udowolstwijem słuszała by lubaja sowieckaja auditorija. Bolszoje wam spasibo. [Waszego przemówienia wysłuchałoby z wielkim zadowoleniem każde sowieckie audytorium. Bardzo wam dziękuję.]

Rozwinął papier: Rząd radziecki, kierując się względami humanitarnymi, postanowił – i lista: za jeden dzień dobrej pracy darowuje się dwa lub trzy dni wyroku, będą płacić pieniądze, będzie oddzielny barak do widzeń z rodzinami, korespondencja... Skargi rozpatrzone zostaną indywidualnie. Ale, oczywiście, nie było mowy o wypuszczeniu na wolność.

– A teraz do roboty. Ojczyzna potrzebuje węgla.

Odpowiedziała mu głucha cisza. Trwała na tyle długo, że zaczęli się zbierać. Wyszli. Tłum się rozszedł. [...]

Komitet zaproponował mi stanowisko ministra spraw zagranicznych (żartowaliśmy z siebie: rząd tymczasowy). Zapytałem, czy protokołują zebrania.

– Wszystko jest porządnie zapisywane.

– Dla kogo? Dla NKWD?

Przyjąłem stanowisko, zdecydowałem, że będziemy komunikować się przez łącznika, w ubikacji.

Komitet pełnił rolę administratora obozu – rozstrzygali kwestie bytowe i porządkowe. Mnie zlecili kontakty z władzami i problem co dalej. Trzy możliwości nasuwały się same: kapitulacja, trwanie lub atak. Wybór w dużym stopniu zależał od sygnałów z zewnątrz.

Najważniejsze było to, co przeczytałem w Prawdzie (nadal wywieszanej w witrynie) – krytyka wystąpienia sekretarza stanu USA Dullesa. Powiedział, że jeżeli w ZSRR wybuchnie bunt, to Zachód pomoże. Prowokacja, ingerencja w wewnętrzne sprawy – komentowała Prawda. Ale ja uwierzyłem, że to możliwe.

Miałem cały plan: opanowanie lotniska, radiostacji, nadanie informacji, wezwanie pomocy – wyzwolenie następnych obozów – ustanowienie władzy cywilnej – wyizolowanie więźniów kryminalnych. Liczyłem na udział 50–60 tysięcy więźniów workuckich wobec 15 tysięcy uzbrojonego wojska.

Szukałem pilotów, radiowców i wyższych oficerów. Spotkałem się też z Rypeckim, przedstawicielem Ukraińców. Postawiłem sprawę sformowania bojowej grupy, która miałaby zaatakować i wyzwolić Workutę: Was jest najwięcej, jesteście bojowi.... Odpowiedział, że zgadzają się być w odwodzie.

Upływały godziny, byliśmy oblężeni – mogli w każdej chwili wyłączyć wodę (żywności starczyłoby może na parę tygodni). Karabiny maszynowe stały blisko naszych drutów – dla nas dobrze, wystarczy obalić słup, położyć druty kolczaste. Wyzwoliwszy pierwszy obóz, na następny uderzymy już uzbrojeni. Workutę zdobędziemy na pewno. Ale potem, gdybyśmy nie otrzymali pomocy z zewnątrz, zbombardowaliby nas. [...]

Przyszedł ranek szóstego dnia. Budzę się i słyszę słodkie walczyki Dunajewskiego. Naokoło obozu zamontowali przez noc megafony. Koszmarne przeczucie nadciągającej katastrofy.

Obóz leżał na górce. Doliną przed nami, od strony wartowni i wejścia nadciągały kolumny wojsk, samochodów sanitarnych, straży pożarnej. W szyku bojowym podjechali pod obóz.

Na boisku stało już dużo ludzi. Nie było widać nikogo z komitetu. Skoczyłem po barakach, zachęcałem, wypędzałem, żeby było nas jak najwięcej. Tłumaczyłem: Nie będą inni decydować za was, co będzie dalej. Bałem się, że nie pójdą, ale szli. Wbiegłem do jakiegoś baraku, dwóch grało w szachy, obojętnie, spokojnie. Kopnąłem w stół: Tam”. Zależało mi, żeby była tam siła, żeby nas nie rozszarpali, nie rozpędzili. Jak wróciłem przed bramę, stało tam co najmniej tysiąc ludzi.

Ludzie stali najpierw luźno. Wlazłem na słupek, powiedziałem parę nieskładnych słów: Spokojnie, zbliża się chwila rozstrzygnięcia, i zlazłem. Stanąłem w pierwszym rzędzie. Nad głową mieliśmy hasło: Niech żyje Malenkow, Żukow. My za radziecką ojczyzną.

Otworzyła się brama. Do pierwszego szeregu zbliżyła się grupa oficerów, zaczęli fotografować. Ludzie zasłaniali twarze czapkami. Następnie weszło czterdziestu strażników bez broni. Nie bili – łapali za odzież, usiłowali wyciągać nas z tłumu. W tym momencie ludzie spięli się pod ręce. Nie sposób było wyszarpnąć nawet jednego. Tłum stał jak ściana. Żadnych okrzyków – niemy film.

Przez megafony przeczytali ultimatum. Krótko: opuścić obóz, poddać się, wyjść w dolinę między wojsko. Bokami jak szczury zaczęli uciekać ich ludzie oraz ci, co nie chcieli ryzykować głową. Wybiegło może stu. Potem drugie i trzecie czytanie. Jeszcze dwudziestu uciekło. Nikt im nie przeszkadzał. I koniec, nikt więcej już nie wyszedł.

Wtedy major, którego widziałem w komisji moskiewskiej, zaczął wołać do mnie:

Parień, wychodi odin! Poka wriemia, wychodi! Goworiu tiebie – wychodi! [Chłopcze, wychodź sam! Póki czas, wychodź! Mówię ci – wychodź!]

Jestem przekonany, że to nie była taktyka; on mi współczuł. Wiedział, co będzie za chwilę.

Dwa – trzy kroki przed nami stanął strażak – w granatowym mundurku, srebrnym hełmie, z sikawką. Czekał, aż zaczną pompować wodę, ale pompy jeszcze nie pracowały, brak koordynacji. Powinni byli już na początku uderzyć w nas wodą, zwalić z nóg i wtedy rozpraszać tłum. Wszystko miałoby może zupełnie inny przebieg.

To trwało ze trzydzieści sekund. Tłum naparł, lekko pchnął pierwsze rzędy. Ktoś sięgnął ręką w kierunku węża. W tym momencie huknęły strzały. Otworzyli ogień ze wszystkich stron. Przez chwilę sądziłem, że to w powietrze, na postrach. Lawina przez kilka minut – po obozie, po barakach, po wszystkim. Obok mnie stary, zupełnie łysy Łotysz osunął się z roztrzaskaną głową. Poczułem uderzenie, rzuciłem się w prawo wzdłuż pierwszego szeregu. Stoczyłem się do rowu przy drodze. Jeszcze trafiło mnie w rękę i w momencie instynktownego zwrotu plecami do ognia zobaczyłem tę czarną drogę i tłum jak pszenica pod gradem. Ludzie – kurtki, odwróceni tyłem. Druty elektryczne przecięte kulami leżą na zwałach zabitych, rannych. To była migawka. Szybko przepełzłem rowem poza pole głównego ostrzału.

Biegłem w głąb obozu. Ludzie ginęli w barakach, na pryczach... Wpadłem do ambulatorium, firaneczki poruszał wiatr, okna otwarte, czyściutko, bialutkie drzwi. Piękny, słoneczny dzień. Cisza, świat zupełnie odmienny od rzeczywistości sprzed kilku sekund. Kiedy robiono mi opatrunek, wbiegł człowiek, mózg mu wypływał między palcami. Osunął się, umarł. Za nim wbiegła masa rannych.

Nosiło mnie, nie mogłem uleżeć. Zobaczyłem, że przemięka mi kurtka, więc ze stosu trupów ściągnąłem czystą. Znalazłem w niej przestrzelony święty obrazek. Wyszedłem na pomost przed ambulatorium, chciałem zobaczyć pole bitwy. Znosili stosy zabitych. Droga już prawie uprzątnięta z trupów, zmywali z niej krew. Za bramą wojsko, wypędzali ludzi w dolinę.

Poszedłem do stołówki, tam już pełno więźniów, normalne życie. Część ludzi wypędzono pomiędzy wojsko, ale większość została w obozie. Wyławiano aktywistów, resztę formowano w brygady, karmiono i wyprowadzano do pracy. Zdążyłem wziąć ze skrzynki chleb, łyżkę, usiadłem – i zostałem aresztowany. Wyprowadzono mnie pod bramę.

Zamknęli mnie do BUR‑u [karceru], w sąsiedniej celi był lekko ranny w rękę Greczanik i jeszcze dwóch z komitetu. Strażnik przynosił wiadomości – że otworzyli sklep, płacą pieniądze, budują barak do widzeń z rodzinami. Potem – że Rudenko został prokuratorem generalnym. Doszedłem do wniosku, że nas wykończy.

⤌powrót do spisu treści

7.
MASOWE PRZESIEDLENIA
1940–1944
(mapa 7.)

Historia Gułagu jest nierozłącznie związana z państwem sowieckim, jednak jej korzenie sięgają jeszcze czasów Rosji carskiej. Od XVII wieku stosowano tam bowiem formę pracy katorżniczej, na którą zsyłano kryminalistów i, tak jak w Gułagu, więźniów politycznych. Przymusowe osiedlenia służyły nie tylko jako kara za przestępstwa czy forma pozbycia się buntowników. Stanowiły również sposób na zaludnienie terenów na wschodzie i północy Rosji, które obfitowały w surowce mineralne, i wykorzystanie zesłańców jako taniej siły roboczej przy pozyskaniu dóbr natury.

Amerykański podróżnik George Kennan, który w 1884 roku odwiedził Rosję, w swojej książce Syberia pisał: Zesłany administracyjnie nie potrzebuje być podejrzanym o popełnienie jakiegoś przestępstwa [...], jeśli jakakolwiek władza miejscowa uważa jego obecność za szkodliwą dla porządku społecznego, aresztują go wtedy i z zezwolenia ministra spraw wewnętrznych wysyłają do jakiejkolwiek miejscowości wewnątrz olbrzymiego państwa, gdzie w ciągu lat pięciu znajduje się on pod nadzorem policji.

By zesłać człowieka w trybie administracyjnym, nie trzeba było udowodnić mu winy w procesie sądowym, taka forma represji była więc użyteczna i prosta wobec przestępców, ale też wobec przeciwników politycznych. Wśród tych ostatnich dużą grupę stanowili Polacy, którzy nie mogli pogodzić się z zaborami i utratą niepodległości przez Polskę.

Pierwsi Polacy zostali zesłani już w 1617 roku – 60 jeńców pochodzenia polsko­‑litewskiego przesiedlono na Syberię, by zajęli się uprawianiem roli. Później większe grupy polskich zesłańców kierowano na Północ z powodów czysto politycznych, aby pozbyć się potencjalnych wrogów lub ukarać tych, którzy wystąpili przeciwko caratowi. Po upadku powstania styczniowego (1863–1864) największa grupa polskich zesłańców – ponad 25 tysięcy Polaków oraz kilkuset ukraińskich i białoruskich chłopów, którzy dołączyli do powstania – trafiła do części europejskiej Rosji, na Kaukaz i na Syberię. Z zesłanymi poszło na wygnanie niemal 2 tysiące ich krewnych.

Zdarzały się przypadki, że zesłańcy powracali na Syberię, gdzie na początku XX wieku stworzyli swego rodzaju diasporę polską. Składała się ona nie tylko z byłych zesłańców, ale też z dobrowolnych przybyszów: żołnierzy, lekarzy, urzędników i absolwentów szkół wyższych i zawodowych, którzy musieli odsłużyć państwowe zapomogi na naukę. Przyjeżdżali również emigranci zarobkowi, inżynierowie i mechanicy, do pracy przy budowie kolei transsyberyjskiej.

Spośród polskich zesłańców w XIX i na początku XX wieku wymieniać można liczne nazwiska, wśród których znalazły się największe postaci polskiej kultury, jak Adam Mickiewicz, czy działaczy państwowych i politycznych, jak późniejszy Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz Józef Piłsudski. Bardzo ciekawą grupę stanowili polscy badacze Syberii, jak na przykład geolog Jan Czerski (opracował pierwszą mapę geologiczną wybrzeża jeziora Bajkał), geolog Aleksander Czekanowski (odkrył pokłady węgla i grafitu nad Dolną Tunguzką), botanik Ferdynand Karo (wysłał z Syberii ponad 80 tysięcy kart zielnikowych, przechowywanych obecnie m.in. w Ogrodzie Botanicznym Uniwersytetu Warszawskiego, we Florencji, Kijowie, Lozannie, Monachium, Getyndze, Petersburgu, Irkucku, Czycie, Bazylei, Berlinie, Wiedniu, Genui, Paryżu, Zurychu, Saint Louis) czy przyrodnik Benedykt Dybowski (opisał około 400 gatunków zwierząt żyjących w jeziorze Bajkał, tamtejsze warunki hydrologiczne i klimatyczne; jest twórcą teorii powstania Bajkału i ewolucji jego fauny; współtwórca nowej nauki – limnologii). Trafiali oni w dalekie rejony Rosji z przymusu, by w konsekwencji zająć się zgłębianiem tajników tamtejszej przyrody i obyczajów miejscowej ludności. Wśród nich znalazł się też Bronisław Piłsudski, którego nazwisko pozostało nieco w cieniu sławniejszego brata, Józefa.

Bronisław Piłsudski w 1887 roku został skazany na śmierć przez powieszenie za udział w spisku przeciwko carowi. Później karę śmierci zamieniono mu na 15 lat przymusowej pracy na Sachalinie. Gdy tam dotarł, pisał do ojca: Poświęcałem się działalności publicznej, teraz jestem odsunięty od społeczeństwa i zmuszony żyć z jego wyrzutkami. Szybko jednak zmieniło się jego nastawienie i zaczął się interesować rdzenną ludnością – Gilakami (obecnie: Niwchowie) i Ajnami. Dzięki jego pasji i poświęceniu ślady ich kultury zachowały się do dziś. Bronisław Piłsudski stał się wówczas jednym z pionierów etnografii: fonografem Edisona nagrywał pieśni i podania ludowe Ajnów, zebrał bogatą dokumentację fotograficzną i przedmioty codziennego użytku – każde zdjęcie i obiekt starannie opisał. Przebywając z Ajnami, dostrzegał, że jako jedyni kochali ten kraj, miejsce bytowania od czasów niepamiętnych, znienawidzone teraz i zbrukane przez tych, którzy uczynili zeń karną kolonię (z listu do ojca, 1912 rok).

Carski reżim nie oszczędzał również Rosjan – na zesłanie trafiali i chłopi, i przedstawiciele elit, jak na przykład Fiodor Dostojewski czy Aleksander Puszkin – wielcy pisarze i poeci rosyjscy. Pisarz i lekarz Antoni Czechow w 1890 roku (w tym samym czasie, gdy był tam Bronisław Piłsudski) pojechał na Sachalin dobrowolnie – jako człowiek wolny – spędził tam trzy miesiące, objeżdżając wszystkie osady i więzienia. Celem jego podróży było opisanie warunków życia katorżników z nadzieją, że przyczyni się do poprawy ich losu.

Pewnego dnia Czechow wyszedł na ganek domu, w którym nocował: Niebo szare, smętne, pada deszcz, błoto. Od drzwi do drzwi drepce pospiesznie naczelnik więzienia z kluczami: Ja wam wypiszę taką kartkę, że przez tydzień będziecie się drapać! – wykrzykuje. – Ja wam pokażę kartkę!. Słowa te zwrócone są do gromadki 20 chyba katorżników, którzy – jak można sądzić z kilku dosłyszanych zdań – proszą o skierowanie do szpitala. Są obdarci, przemoknięci na deszczu, obryzgani błotem, drżą; chcą wyrazić mimiką, że ich naprawdę boli, ale na przemarzłych, stężałych twarzach zjawia się jakiś grymas, coś kłamliwego, chociaż, być może, wcale nie kłamią. Och, Boże mój, Boże! – wzdycha któryś z nich, a mnie się wydaje, że mój nocny koszmar wciąż jeszcze trwa. Nasuwa mi się słowo «parias», oznaczające zwykle taki stan człowieka, niżej którego nie można już upaść. Reportaż Antoniego Czechowa z Sachalinu wstrząsnął ówczesną opinią i wpłynął na złagodzenie losu skazańców.

Wśród zesłańców i katorżników byli również zbuntowani rewolucjoniści (jak Lew Trocki czy Józef Stalin, który był zsyłany czterokrotnie). Ci ostatni, kiedy doszli do władzy i mogli decydować o milionach ludzkich istnień, swoje doświadczenie przekuli później w masową formę represji.

W latach 30. i 40. XX wieku już ogromne masy specjalnych przesiedleńców były przerzucane z ziemi rodzinnej do oddalonych zazwyczaj o tysiące kilometrów wiosek i osiedli. W większości byli to kułacy i bogatsi chłopi wysiedlani z przyczyn politycznych. Polacy, Ukraińcy, Czeczeni czy Niemcy nadwołżańscy zostali wyrzuceni ze swych domów z powodu narodowości.

Represje z powodów narodowościowych można prześledzić na przykładzie Czeczenów. Już w XIX wieku Rosja stosowała wobec nich jawny terror: palono osady, mordowano ich mieszkańców, niszczono na pniu zbiory, konfiskowano bydło... Skutkowało to głodem i jeszcze większym oporem wśród Czeczenów, znów brutalnie tłumionym, w wyniku czego naród czeczeński od II połowy XIX wieku do 1917 roku zmniejszył się aż czterokrotnie. Ostateczną rozprawę z Czeczenią władze sowieckie zaplanowały na 1944 rok, kiedy postanowiono wysiedlić do Kazachstanu Wajnachów (grupę etniczną obejmującą Czeczenów i Inguszów) pod pretekstem sprzyjania przez nich faszystom i zlikwidować Republikę Czeczeńsko­‑Inguską, funkcjonującą dotąd w ramach ZSRS.

Brutalna akcja deportacyjna rozpoczęła się 23 lutego 1944 roku.

Tam, gdzie nie można było przeprowadzić jej tak sprawnie, jak to zaplanowano (szczególnie w trudnych terenach górskich), mordowano ludzi na miejscu. Nie da się policzyć tych ofiar, ale tylko w miejscowości Chajbach, która stała się krwawym symbolem deportacji, zabito około 700 osób – od niemowląt do starców. Wywieziono wówczas niemal cały naród – ponad 400 tysięcy Czeczenów, a wraz z deportacją ludności rabowano mienie, niszczono bezcenne zabytki kultury: arabskojęzyczne traktaty filozoficzne, medyczne, matematyczne, literaturę piękną, zabytki sztuki i architektury, cmentarze. Zmieniano potem nazwy rejonów administracyjnych, miast, osad, ulic, instytucji. W opustoszałych domach osiedlała się ludność z innych regionów ZSRS, głównie Rosjanie.

Czeczeni i Ingusze mogli wrócić na Kaukaz Północny dopiero po śmierci Stalina – dekret zwalniający ich z osiedlenia specjalnego wydano w lutym 1957 roku. Między spontanicznie powracającą ludnością czeczeńską a nowymi, lecz już zadomowionymi, mieszkańcami narastały konflikty. Polityka władz centralnych też nie sprzyjała Czeczenom, była bowiem skoncentrowana przede wszystkim na podporządkowaniu spraw narodowych scentralizowanemu państwu i jednolitemu społeczeństwu sowieckiemu. Czeczeni nie mogli odzyskać swoich domów, zajmować kluczowych stanowisk we władzach i przemyśle, ograniczano im edukację i używanie języka czeczeńskiego w szkole, mediach, literaturze. Po kilku dziesięcioleciach poskutkowało to wojną rosyjsko­‑czeczeńską i konfliktem właściwie niezakończonym do dziś.

Z kolei pierwsze masowe wysiedlenia Polaków miały miejsce w okresie wielkiej czystki w latach 1937–1938. W ramach operacji polskiej, oprócz aresztowań, egzekucji i uwięzienia w łagrach, wywieziono także na Syberię członków rodzin aresztowanych.

⤌powrót do spisu treści

Cztery deportacje

Do największych akcji represyjnych skierowanych przeciwko obywatelom polskim należały cztery masowe deportacje ludności w głąb ZSRS w latach 1940–1941. Po zajęciu wschodnich ziem Rzeczypospolitej 17 września 1939 roku przez Armię Czerwoną niemal od razu zaczęły się tam masowe represje. Biuro Polityczne KC WKP(b) już w grudniu 1939 roku wskazało jako pierwszych do wywózki osadników wojskowych i cywilnych oraz leśników, a ich majątek miał zostać skonfiskowany i przekazany kołchozom, sowchozom oraz na potrzeby oświaty i służby zdrowia. Zarzutem wobec tych osób było to, że służyły rządowi burżuazyjnej Polski, wykorzystywały pracę najemną, prowadziły aktywną walkę z władzą sowiecką w 1920 roku (czyli podczas wojny polsko­‑bolszewickiej), a na wypadek konfliktu z ZSRS zostały przygotowane do działania w charakterze szpiegówterrorystów. Polscy osadnicy i leśnicy mieli zostać rozlokowani w odległych, specjalnych osiedlach NKWD (specposiołkach), zorganizowanych na terenach wyrębu lasów oraz w przedsiębiorstwach hutnictwa metali kolorowych.

Pierwsza akcja wysiedleńcza rozpoczęła się o świcie 10 lutego 1940 roku. Na wyznaczonych stacjach kolejowych oczekiwały pociągi z bydlęcymi wagonami, wyposażonymi w drewniane prycze. Do domów i mieszkań osób przewidzianych do deportacji załomotali funkcjonariusze NKWD, żołnierze z bronią i przedstawiciele miejscowego aktywu. Wyrwani ze snu ludzie usłyszeli, że są przesiedlani do innego obwodu, przeprowadzano w ich domach rewizje (rzekomo w poszukiwaniu broni), kazano im ubrać się i spakować najpotrzebniejsze rzeczy. W ogromnym stresie, przy płaczu dzieci, w bałaganie spowodowanym przez plądrowanie domu, trudno było przestraszonym ludziom zdecydować w krótkim czasie, co faktycznie mogło być konieczne w nowym, nieznanym nikomu miejscu osiedlenia. Następnie pod strażą dowożono ich zarekwirowanymi saniami, furmankami lub ciężarówkami (a był wyjątkowy mróz – sięgał 35–40 stopni) do punktu zbornego lub bezpośrednio do stacji kolejowych.

Moment wysiedlenia zapisała deportowana z Pińska na Polesiu do Kraju Ałtajskiego, wówczas dwunastoletnia, Aurelia Raszkiewicz:

„10 lutego 1940 przyszli po nas. Mamusi nie było. Wyjechała tego dnia za miasto po żywność. Opiekowali się nami dziadkowie.

O pierwszej w nocy obudziło nas silne stukanie do drzwi i okien. Okiennice były pozamykane, nie widzieliśmy, kto stuka. Kiedy dziadek otworzył, wpadło jak wicher, jak stado baranów, wielu rosyjskich żołnierzy z karabinami w pozycji do ataku, krzycząc przeraźliwie: Dawaj, sobirajsia, poszli na dwor, dawaj orużyje! [Zbierać się, wychodzić na dwór, dawać broń!]. W nocnej koszulinie i boso wyszłam zobaczyć, co się dzieje. Babcia klęczała przed żołnierzami i, płacząc, tłumaczyła im, że nigdzie nie pojedzie bez córki i matki czworga małych dzieci, a tym bardziej nie puści dzieci samych. Ale oni mówili: Babuszka, nie płacztie, Moskwa slezam nie wierit [Babciu, nie płacz, Moskwa nie wierzy łzom]. [...]

Kiedy byliśmy już ubrani i spakowani, a żołnierze wynosili nasze rzeczy na stojące przed domem furmanki, wnosiłam niektóre rzeczy z powrotem, żeby opóźnić wyjazd, aż wróci nasza mama. W końcu obiecali, że ją potem przywiozą. Zapieczętowano nasz dom.

Świtało już, kiedy furmanki dojechały do rampy kolejowej. Na rękach babci spał maleńki Bogdan. Przy dziadku, trzymając się za ręce, stali Marysia i Bolek. [...] Minęły dwie doby. Transport został już całkiem załadowany ludźmi. Naszej mamy jednak do nas nie przywieźli. Nadeszła najgorsza chwila mojego dzieciństwa. Pociąg ruszył, zagwizdała przeraźliwie lokomotywa. Stukot kół pędzącego pociągu zagłuszył płacz i modlitwę ludzi. Pamiętam, że babcia i dziadek trzymali się mocno za ręce i patrzyli na siebie z rozpaczą, wciąż nie dowierzając, że jadą z nami bez rodziców. Wszyscy odmawialiśmy Pod Twoją Obronę uciekamy się..., połykając łzy. Jechała z nami bieda, wszy, pluskwy, choroby i śmierć”.

Do wagonu pakowano po 30–50 osób z bagażem. Znajdował się tam żelazny piecyk, za toaletę służyła dziura w podłodze. Podczas drogi, trwającej czasem nawet kilka tygodni, od czasu do czasu wagony otwierano, by skontrolować i przeliczyć zesłańców, podać wodę i trochę jedzenia, dawano czas na załatwienie potrzeb fizjologicznych.

Długa jazda w warunkach urągających godności człowieka, w nieznane, stała się ogromną udręką dla wszystkich – i fizyczną, i psychiczną.

Podczas lutowej deportacji wywieziono (według źródeł NKWD) w 100 transportach prawie 140 tysięcy polskich obywateli. Najliczniejszą grupę stanowili wśród nich Polacy (prawie 82 procent), Ukraińców było 8,8 procent, a Białorusinów 8,1 procent. Rozlokowano ich w 115 specposiołkach rozrzuconych w 22 obwodach, krajach i republikach autonomicznych: na północy europejskiej części Rosji, na Uralu, Syberii i w Kazachstanie – najwięcej w obwodzie archangielskim, Kraju Krasnojarskim, obwodzie swierdłowskim, Komi ASRS i w obwodzie irkuckim.

Kolejne wysiedlenie, w kwietniu 1940 roku do północnego i wschodniego Kazachstanu, objęło ponad 61 tysięcy osób: Polaków (68 procent), Białorusinów (13,4 procent), Ukraińców (12,3 procent) i Żydów (4,3 procent). Były to rodziny osób represjonowanych od 1939 roku przez Związek Sowiecki (jeńców, więźniów) oraz prostytutki. Ich majątek podlegał konfiskacie, ze sobą mogli zabrać do 100 kilogramów na osobę. Tę grupę planowano wykorzystać do pracy w przemyśle leśnym i hutnictwie metali kolorowych. Wysiedlano ją etapami. Największa akcja rozpoczęła się nad ranem 13 kwietnia, jej przebieg był podobny do wywózki z 10 lutego, natomiast tym razem ludzie już spodziewali się kolejnej akcji i dlatego przygotowali się, gromadząc na przykład zapasy żywności, pakując odzież i sprzęty domowe. Niektórzy zaś ukrywali się lub uciekali za granicę.

W sowieckiej nomenklaturze tę grupę deportowanych nazywano wydalonymi w trybie administracyjnym (administratiwno wysłannyje) bez prawa powrotu. W przeważającej większości były to kobiety z dziećmi oraz osoby starsze – ludzie wykształceni i dotychczas dość dobrze sytuowani, mieszkańcy miast. W stepach azjatyckich czekały na nich prymitywne warunki bytowe, surowy klimat, kłopoty komunikacyjne, nieznajomość języka i zwyczajów, inna religia. Przymus ekonomiczny sprawił, że, choć nieprzygotowani do ciężkiego wysiłku fizycznego, podjęli pracę ponad siły, głównie w rolnictwie oraz w kopalniach.

Kolejna fala deportacji objęła uchodźców (bieżeńców) z obszarów Rzeczypospolitej, zajętych w 1939 roku przez III Rzeszę, którzy wyrazili chęć powrotu pod okupację niemiecką. Nie zostali oni wpuszczeni przez Niemców, a z kolei nie przyjęli paszportów sowieckich. Dla sowieckiego aparatu bezpieczeństwa stanowili więc element podejrzany politycznie, ale też kłopotliwy (skupieni w strefie przygranicznej, bez mieszkania i pracy). Dlatego zostali w nocy z 28 na 29 czerwca 1940 roku wywiezieni, według tego samego schematu co poprzednie grupy. Deportacja ta objęła ponad 78 tysięcy ludzi, z tego ponad 84 procent stanowili Żydzi, a 11 procent Polacy. Rozmieszczono ich w 14 obwodach, krajach i republikach autonomicznych. Zmuszeni byli pracować tam w przemyśle leśnym, w kopalniach, w budownictwie i transporcie.

Ostatnia w czasie II wojny światowej masowa deportacja obywateli polskich – ssylnoposieleńców (zesłanych na osiedlenie) odbyła się w maju–czerwcu 1941 roku. Miała za cel oczyszczenie terytoriów zajętych przez Związek Sowiecki w latach 1939–1940 z obcych społecznie elementów – członków rodzin uczestników kontrrewolucyjnych ukraińskich i polskich organizacji nacjonalistycznych, którzy przeszli do podziemia lub zostali skazani na karę śmierci: funkcjonariuszy służb mundurowych, oficerów, ziemian, kupców, fabrykantów, wysokich urzędników państwowych, uchodźców z Polski, którzy nie przyjęli obywatelstwa ZSRS, element kryminalny.

Deportacja ta w pierwszej kolejności objęła zachodnie obwody Ukraińskiej SRS. W nocy z 21 na 22 maja wysiedlono stamtąd ponad 12 tysięcy osób do obwodów archangielskiego, nowosybirskiego, omskiego i Kraju Krasnojarskiego (Rosyjska FSRS) oraz do obwodu południowokazachskiego. W drugiej kolejności przeprowadzono taką samą akcję 14 czerwca w Litewskiej SRS. W tym przypadku bardzo trudno ustalić, ilu wśród niemal 13 tysięcy deportowanych było obywateli polskich (między 3 a 7 tysiącami). Skierowano ich przede wszystkim do Kraju Ałtajskiego. Wielu mężczyzn odłączono od rodzin, aresztowano i skierowano do łagrów. Wysiedlenie w zachodnich obwodach Białoruskiej SRS rozpoczęto w nocy z 19 na 20 czerwca. Objęło ono ponad 22 tysiące osób, aresztowano również ponad 2 tysiące mężczyzn. Docelowymi miejscami osiedlenia były obwody nowosybirski i omski, Kraj Ałtajski, Kraj Krasnojarski i Komi (wszystkie w Rosyjskiej FSRS) oraz obwód aktiubiński (w Kazachstanie). Zostali przesiedleni bez prawa opuszczania nowego miejsca pobytu.

W sumie w latach 1940–1941 deportowano – według dostępnych źródeł NKWD – co najmniej 320 tysięcy obywateli polskich.

Podróż w nieludzkich warunkach na Wschód była dopiero pierwszym aktem dramatu zesłańców. Kolejnym szokiem było dla nich często brutalne powitanie przez miejscowe władze (które oznajmiały na początek: Tu zdechniecie) i warunki, jakie zastali w miejscu osiedlenia – byli kwaterowani w brudnych, zarobaczonych barakach lub ziemiankach, po wiele osób w małym pomieszczeniu, z dala od innych osad czy miast, w środku tajgi lub w bezkresnym stepie. Surowy klimat, prymitywne warunki sanitarne, ciężka praca fizyczna w lasach, tartakach, przy wyrobie mebli, w kopalniach złota, miki, węgla, w kołchozach i sowchozach, w budownictwie, głodowe zarobki, niedostateczne wyżywienie (pracowano na akord – porcje żywności zesłańcom wydzielano w zależności od tego, jaki procent normy dziennej wykonali), brak opieki medycznej i lekarstw, upokorzenia psychiczne, grubiańskie zachowanie nadzorców – wszystko to powodowało wycieńczenie, głód, choroby i nierzadko śmierć.

Wielu zesłańców pozostawiło po sobie zapisy tych trudnych doświadczeń. Wacław Zakrzewski, deportowany w czerwcu 1941 roku z Białostocczyzny do Komi:

„Zostałem sam. Nikogo bliskiego. Sam, mając zaledwie 19 lat, z dala od domu, od swoich, od kraju, oddzielony frontem i trzema tysiącami kilometrów. Stale głodny, stale zmęczony ciężką pracą. Zawsze przez miejscowych traktowany jak gorszej rasy człowiek. [...]

Dowiedziałem się, że na drugim posiołku Isanowsk są lepsze warunki pracy i przebywania. Zdecydowałem więc, że stąd odejdę, i tak zrobiłem. Odszedłem wieczorem, aby rano stanąć na nowym miejscu pracy. Wiedziałem, że proguł [opuszczenie pracy bez pozwolenia] jest karalny, więc tym sposobem chciałem uniknąć kary. Poszedłem w nocy przez tajgę po nieznanej drodze 15 kilometrów. [...]

Po dwóch tygodniach zostałem aresztowany przez NKWD i za dwa dni osądzony. Otrzymałem wyrok: za samowolne opuszczenie miejsca pracy pół roku isprawitielnych łagieriej [poprawczych obozów pracy]. [...] O ile do tej pory było mi źle, to teraz zaczynało się sto razy gorsze.

Wyprowadzono nas z. cel na plac przed więzieniem. [...] Sprawdzono listę i. ogłoszono, że idziemy do obozu pracy, gdzie dobrą pracą odkupimy nasze winy wobec ojczyzny. Czyjej ojczyzny – mojej? Po tym przemówieniu usłyszałem po raz pierwszy formułkę słowną, którą słyszałem codziennie, aż do odzyskania wolności, wyjścia z. obozu. Wnimanije, wnimanije. Za niepodczynienije konwoju, szag w prawo, szag w. lewo primieniajetsia orużyje bez preduprieżdienija. Szagom marsz [Uwaga, uwaga. Za nieposłuszeństwo wobec konwoju, za krok w. prawo, krok w. lewo będziemy strzelać bez uprzedzenia. Równym krokiem naprzód marsz]. I. poszliśmy. Jaka droga nas czekała, nikt nie wiedział i. nie zdawał sobie sprawy. Szło nas ze trzysta osób. Sami mężczyźni. [...]

Podróż trwała dwadzieścia dni. Każdy następny dzień był gorszy od poprzedniego. Każdego dnia było nas mniej. Każdy następny dzień to jeszcze jeden dzień wysiłku, jeszcze jeden dzień marszu, jeszcze jeden dzień głodowego wyżywienia, a wytrzymałość ludzka jest ograniczona. [...] Kto upadł i nie pomogły mu kolby i psy, to dopiero kładziono go na sanie i wieziono, aż zesztywniał. Gdy był już gotowy, zakopywano go w śniegu, bo ziemia była zamarznięta. Dlatego wlekli się wszyscy, dopóki mogli, aby nie zostać, aby dalej żyć [...].

Szliśmy dziennie około 20 kilometrów. Rano i wieczorem dostawaliśmy kawałek chleba na cały dzień. Był wieziony na saniach i tak zmarznięty, że ugryźć go nie było można, trzeba było go włożyć za pazuchę, aby trochę się ogrzał i rozmarzł. [...] Striełki [strażnicy] prowadzili nas od postoju do postoju i też klęli nas i tę drogę, i służbę, która kazała nas prowadzić. [...] Oni ubrani w kożuchy, watowane spodnie, na nogach walonki, w futrzanych czapkach i konno, a my – nędzarze, jak kto miał. Byli i tacy, którzy palta porządnego nie mieli. Niektórzy w bucikach, aresztowani jeszcze latem, zupełnie nieprzygotowani na taki mróz. [...]

Miałem jesionkę na watolinie, sweter, czapkę z nausznikami, no i co najważniejsze – miałem 20 lat i chęć powrotu do Polski, i zacięty upór przetrzymania wszystkiego, mimo wszelkich przeciwności. Właśnie ta wola powrotu okazała się najważniejsza, ci, co ją stracili, już nie wracali. Wystarczyło tylko zwątpić na chwilę, aby poddać się mrozowi, śniegowi i śmierci. Ona – kostucha – zawsze za nami chodziła, jakby tylko czekała na chwilę słabości.

4 stycznia 1942 wprowadzono nas do obozu. Nareszcie skończyło się to ciągłe: Dawaj, dawaj, wpieriod [Dalej, dalej, naprzód]. Nareszcie komenda: Stoj!. Każdy siedział i odpoczywał tam, gdzie stał. Przyszedł komendant i powitał nas. Powitanie miłe i obiecujące. Według jego słów przyszliśmy do pensjonatu, w którym tylko jedna rzecz była inna – zamiast wypoczynku dużo pracy. Mówił: Baraki tiopłyje, kuszańja chwatit dla wsiech, ochrana wsiem połagajetsia, żyzń po wsiem zakonam [Baraki są ciepłe, jedzenia wystarczy dla wszystkich, wszystkim należy się prawo do ochrony, żyje się tu zgodnie z prawem]. Ci, co przyszli tu powtórnie, tylko się uśmiechają, oni wiedzą, co to znaczy, ale my poczuliśmy się pewniejsi i zaświtała jakaś nadzieja. Może nie jest tak źle, jak mówili. [...]

Byliśmy w obozie Gosudarstwiennyj Łagier nr 2125. [...] Zaraz pierwszej nocy, gdy usnąłem, poczułem, że ktoś mi z nogi ściąga but. Kopnąłem drugą nogą. Wtedy mnie przydusili i buty zdjęli. Usłyszałem tylko nad uchem jedno syczące słowo: Mołczaj [Milcz]. I milczałem, ponieważ jeden z bywalców na drugi dzień powiedział mi, abym nic nie mówił, gdyż oni mi butów i tak nie oddadzą, a tylko będą się mścili. [...]

Na drugi dzień, ponieważ nie miałem w czym wyjść do roboty, dali mi dwa kawałki opony samochodowej, zapiętej z przodu i z tyłu drutem i dwa kawałki worka na onuce. Okręcałem tymi onucami nogi, wkładałem do tak zaimprowizowanego buta i w tym chodziłem. [...]

Chodziliśmy do lasu wyrąbywać drzewa. [...] Tam w czworoboku nacinano drzewa i poza linię tych nacięć nie wolno było wychodzić. Na rogach pilnowali striełki. Zazwyczaj było ich z taką grupą roboczą pięciu. Kiedyś jeden zakluczony [więzień], piłując drzewo, coś źle wyliczył i upadło ono poza linię. Chcąc odciąć z tego drzewa jak największy kawałek, wyszedł za linię i je piłował. Striełok to zobaczył i zastrzelił go na miejscu. Spisali striełki protokół, podpisali i kazali podpisać starszemu grupy. Stwierdzili, że chciał uciekać i w czasie ucieczki został zastrzelony. Po tym wypadku każdy bał się zrobić krok w prawo czy w lewo. [...]

4 lipca 1942 wezwano mnie do kancelarii. Dostałem buty, ubranie i życzenia niewracania tu nigdy, a następnie samochodem jadącym po prowiant odwieziono mnie do Syktywkaru. Żadnych dokumentów nie dostałem, więc musiałem wrócić na stare miejsce zamieszkania – do tego samego posiołka, do którego trafiłem na samym początku. Tam już poczułem się jak w domu. Znajome twarze, ludzie z Polski – przyjazne. Moje resztki rzeczy przechowali mi. Przyjęto mnie z powrotem do pracy i pozwolono żyć. [...]

Niedługo potem dostaliśmy wezwanie do NKWD. Dowiedzieliśmy się, że idziemy tam, aby podpisać zgodę na przyjęcie obywatelstwa sowieckiego. Edek i ja zdecydowaliśmy, że nie wyrzekniemy się polskiego obywatelstwa. [...] Za odmowę zaś groziła kara 2 lat obozu pracy. Mimo wszystko zdecydowaliśmy nie przyjąć ich propozycji. [...] Podpiszytie [Podpiszcie]. Ja znowu: Nie. Wtedy jeden wyciąga pistolet, ładuje i ze słowami: Ubju, ty polskaja swołocz [Zabiję cię, ty polska kanalio] kieruje lufę w moją stronę. Podpiszy [Podpisz]. Zaczyna mi wymyślać i kląć. [...] Po chwili zaczynają znów po dobroci do nas mówić, abyśmy jednak podpisali. My zdecydowanie odmawiamy. Wtedy sędzina mówi, że jesteśmy wolni i możemy iść. Początkowo nie chce nam się wierzyć w to, co usłyszeliśmy. Gdy nam powtórzono, to podnieśliśmy się i idziemy do drzwi. [...] Wychodzimy i jeszcze nie wierzymy, że nas nie zatrzymali. [...]

Od tego momentu przestaliśmy być pracownikami.

Zostaliśmy usunięci z pracy, bez kartek na chleb i na żywność. Z lasu kazano nam odejść. Gdzie? To nas nie obchodzi, tylko u nas mieszkać wam nie wolno. Odjechać nigdzie nie możecie, bo trzeba mieć przepustkę. [...]

Przenieśliśmy się do Nowakowej, która mieszkała cały czas we wsi. Na siedem osób tylko ona miała kartkę żywnościową. Dostawała na nią 400 gramów chleba i dwie zupy, jedną rano i jedną wieczorem. Z tego jedzenia korzystała Nowakowa i jej dwoje małych dzieci. My we czworo, czyli Lodka, Wanda, Edek i ja żyliśmy jak ptaki z tego, co ukradliśmy. Kradliśmy, co tylko dało się zjeść. [...]

Bez pracy i prawa do jedzenia przeżyliśmy trzy miesiące. Trzy straszne, długie i głodne miesiące. [...] Kończył się czas panowania długiej nocy, zaczynał czas dnia długiego. [...] Człowiek w czasie białych nocy czuje się jakby jednym z członków tej natury, tego środowiska. Staje się cząstką tajgi. Przychodzi pora włączenia się w ogólny rytm życia tajgi. Krew zdaje się krążyć szybciej, ciągnie go gdzieś w nieznane, zachwyca go cała natura. Nad młodą trawką się zaduma, wróci wspomnieniami do stron rodzinnych, do nocy parnych, do śpiewu słowika tam, w kraju, do bliskich, których czuło się koło siebie. Każde odkrycie, że to już wiosna, kojarzy się z czymś, przywołuje tęsknotę za bliskimi, za rodzinnymi stronami, za rodziną”.

⤌powrót do spisu treści

Armia Andersa

Kalendarium ewakuacji obywateli polskich z armią Andersa

1941

1942

Polscy deportowani nie mieli szans na opuszczenie ZSRS do wybuchu wojny niemiecko­‑sowieckiej 22 czerwca 1941 roku. Zmiana sytuacji międzynarodowej po inwazji III Rzeszy na ZSRS zmusiła Związek Sowiecki do zmiany polityki i szukania sprzymierzeńców. Doszło do ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych rządu polskiego na uchodźstwie z ZSRS (zostały zerwane po agresji Armii Czerwonej na Polskę 17 września 1939 roku). Pierwsze spotkanie premiera gen. Władysława Sikorskiego i ministra spraw zagranicznych RP Augusta Zaleskiego z Iwanem Majskim, ambasadorem ZSRS w Wielkiej Brytanii, odbyło się 5 lipca 1941 roku w Londynie. Uzgodniono wówczas tekst porozumienia polsko­‑sowieckiego, tzw. układu Sikorski–Majski, który został podpisany 30 lipca 1941 roku. Obie strony zobowiązały się do wzajemnej pomocy i poparcia w wojnie przeciwko Niemcom hitlerowskim, a na terytorium ZSRS miała powstać armia polska. Rząd sowiecki zobowiązał się w dodatkowym protokole udzielić amnestii wszystkim obywatelom polskim, którzy byli uwięzieni na terytorium ZSRS: łagiernikom, więźniom, zesłańcom, jeńcom, w sumie – prawie 390 tysiącom ludzi. (Termin amnestia zapisywany jest w cudzysłowie, bowiem amnestia jest aktem łaski ze strony władzy, na mocy którego darowana jest cała kara lub jej część – polscy zesłańcy i jeńcy w ZSRS nie zostali skazani sądownie, wobec czego nie mogli być ułaskawieni.). Powstało wtedy na terytorium ZSRS 20 terenowych delegatur Ambasady RP, a także placówek mężów zaufania w skupiskach obywateli polskich; zadaniem tych placówek było objęcie amnestionowanych opieką i pomocą materialną. Na terytorium ZSRS zaczęto tworzyć polskie wojsko.

Gen. Władysław Sikorski mianował na jego dowódcę gen. Władysława Andersa, zwolnionego 4 sierpnia 1941 roku z więzienia moskiewskiego. Jako miejsca formowania armii Andersa wyznaczono miejscowości na środkowym Powołżu i południowym Uralu: Buzułuk (dowództwo), Tockoje (6. Lwowska Dywizja Piechoty i Ośrodek Zapasowy Armii), Kołtubankę (pułk zapasowy) w obwodzie czkałowskim (obecnie orenburski) oraz Tatiszczewo w obwodzie saratowskim (5. Wileńska Dywizja Piechoty).

Jacek Łopuszański, zwolniony z łagru koło Magadanu, dotarł do punktu formowania polskiego wojska i zgłosił się do komisji rekrutacyjnej: „W kolejce ustawiło się już kilku mężczyzn tak wychudzonych i słabych, że niektórzy z nich nie mogli stać o własnych siłach. Kilku bardzo chorych leżało na ziemi. [...] Widziałem rodaków, którzy umarli z wyczerpania tuż przed badaniem lekarskim.

W końcu nadeszła moja kolej. Lekarz stwierdził, że stan mojego zdrowia jest całkiem niezły. Na podstawie mojego przedwojennego powołania do Szkoły Podchorążych Kawalerii, zdecydowano, że dołączę do 7. dywizjonu rozpoznawczego kawalerii w Kenimechu, jakieś 40 kilometrów od Kermine.

Ściemniało się. Wraz z innymi rekrutami zrzuciliśmy nasze łachy na wielki stos, który natychmiast podpalono. W płomieniach zniknęła moja sowiecka przeszłość wraz z sowieckimi wszami. Po umyciu się dostałem czystą, brytyjską bieliznę, koszulę i mundur. Urodziłem się na nowo.

Od chwili, gdy włożyłem mundur, chodziłem jak we śnie. Wciąż go dotykałem. Patrzyłem ciągle na biało­‑czerwoną flagę powiewającą nad bramą fortu, przyglądałem się polskim żołnierzom. Nareszcie byłem wśród swoich. Byłem wolny”.

Ewakuacja części Wojska Polskiego rozpoczęła się 24 marca 1942 roku i trwała do 4 kwietnia. Z bazy ewakuacyjnej w Krasnowodzku nad Morzem Kaspijskim odpłynęło do Pahlawi w Iranie 31 tysięcy żołnierzy i ponad 12 tysięcy osób cywilnych (rodzin wojskowych). Podczas drugiej ewakuacji do 1 września 1942 roku wyjechało do Iranu 29 tysięcy cywilów i 41 tysięcy żołnierzy, a do Indii ponad 2600 cywilów. Ogółem w 1942 roku terytorium ZSRS opuściło ponad 115 tysięcy polskich łagierników i zesłańców.

Ci, którzy nie zdążyli do Andersa (pomimo amnestii w obozach pozostało nadal około 10 tysięcy obywateli polskich, a jeszcze więcej na zesłaniu w różnych regionach ZSRS), w 1943 roku zgłaszali się do nowo tworzonej w Związku Sowieckim Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki w Sielcach nad Oką pod dowództwem płk. dypl. Zygmunta Berlinga, który zdezerterował z armii gen. Władysława Andersa. Niebawem napływ rekrutów pozwolił sformować I Korpus Polskich Sił Zbrojnych w ZSRS, a w połowie marca 1944 roku – Armię Polską w ZSRS. W lipcu 1944 roku liczyła ona około 107 tysięcy żołnierzy.

⤌powrót do spisu treści

Repatrianci

Lecz byli tacy zesłańcy, którzy nadal nie mogli opuścić Związku Sowieckiego. Ważną pomocą dla nich stały się wewnętrzne przesiedlenia, organizowane przez powstałą na terenie ZSRS organizację polskich komunistów – Związek Patriotów Polskich. Władze ZPP zwróciły się na początku 1944 roku do rządu sowieckiego o przemieszczenie polskich obywateli z obszarów o najtrudniejszych warunkach klimatycznych, a 5 kwietnia Sowieci wyrazili zgodę na zmianę miejsc pobytu prawie 27 tysięcy osób wegetujących w Komi, w obwodzie archangielskim, Komi­‑Permiackim Okręgu Narodowościowym, okręgu narymskim w obwodzie nowosybirskim, obwodzie irkuckim i w Jakucji. Wyznaczono im nowe miejsca pobytu na Ukrainie (obwody chersoński, sumski, czernihowski) oraz w Federacji Rosyjskiej (Kraje Stawropolski i Krasnodarski, obwody saratowski, rostowski, woroneski i kurski). Potem ZPP uzyskał zgodę na kolejne tego typu przesiedlenia, które objęły 1500 osób z Komi – przeniesionych do obwodu kirowskiego, prawie 55 tysięcy osób z obwodów: akmolińskiego (dziś akmolski), aktiubińskiego (dziś aktobski), kustanajskiego, chorezmijskiego, Karakałpacji, z obwodu kemerowskiego, Kraju Krasnojarskiego, obwodu mołotowskiego (dziś permski), omskiego, swierdłowskiego i wołogodzkiego – na Ukrainę.

Zakończenie II wojny światowej dla wielu polskich zesłańców oznaczało możliwość powrotu do kraju i swoich domów, dla licznych jednak – nie, bowiem określenie nowych granic Polski równało się z wyborem: czy wrócić do swojego domu na ukochanych Kresach, które znalazły się poza granicami Polski, czy jechać do nowej Polski i zaczynać życie zupełnie od początku.

Pierwsze transporty z repatriantami (w sumie ponad 248 tysięcy osób) wyruszyły do Polski w końcu stycznia 1946 roku, ostatni – w drugiej dekadzie czerwca 1946 roku. Irena Nieciengiewicz spędziła na zesłaniu 6 lat, w czasie zesłania za odmowę przyjęcia paszportu sowieckiego (który uniemożliwiłby jej ostatecznie wyjazd ze Związku Sowieckiego) w 1943 roku została skazana na łagier, gdzie spędziła 2 lata. O powrocie do Polski pisała:

„Kolejna zima różniła się tym od poprzedniej, że istniało już teoretycznie postanowienie o naszym powrocie do kraju. Byliśmy znowu sojusznikami, istniała Polska, ale najważniejsze były trudności obiektywne. [...] Nastroje nasze, polskie, zmieniały się w zależności od kolejnej wiadomości, raczej plotki, która głosiła, że wyjazd nastąpi w przyszłym miesiącu lub że trzeba będzie czekać jeszcze długo, bo brak wagonów. [...]

Wyjechaliśmy po sześciu latach, i droga, choć już znana, trwała o tydzień dłużej. [...] Wracaliśmy też cielęcymi wagonami, jechaliśmy znowu bez zatrzymywania się w miastach, czasami tylko na jakiejś bocznej linii staliśmy dłużej. Nie wysiadałam chyba ani razu; lepiej nie ryzykować, gdyby odjechał, bo jak gonić? Jechałyśmy z mamą w nieznane, nie wracamy do domu, bo go nie ma – bo tam, gdzie był, nie ma Polski. Wiadomości o ojcu brak. Znając go, jego energię, umiejętność pokonywania każdej trudności, [...] pozostaje jedynie domyślać się, że nie ma go wśród żywych. Brat jest chyba gdzieś w świecie daleko. [...]

Jechałam do tej wyśnionej Polski – czy ona czeka na nas? Ta Polska, której nie ma tam, gdzie była, ta już nie czeka; ta, która jest tam, gdzie przedtem jej nie było, tam nie chcę jechać. Byłam na Kresach Wschodnich, nie ma ich, są Zachodnie, nie chcę już Kresów. [...] W tej drodze minęliśmy się z jakimś dziwnie niepojętym, przerażającym pociągiem. Mijaliśmy się, jadąc przez las – nasz pociąg jadący na zachód i tamten, też bydlęcy, ale zakratowany. Przez te zakratowane okienka wołano do nas po polsku. [...]

Zatrzymaliśmy się w dawnej Polsce, a wtedy już w Związku Sowieckim, w kiedyś schludnym miasteczku, może nawet w Baranowiczach. Odczepiano parowóz, można więc było bez obaw wyjść i popatrzeć, jak to jest teraz w tej byłej Polsce. [...] Weszłyśmy z Mirką do jakiejś niedużej dawnej kawiarenki. Stało tam kilka stolików, było prawie pusto. Przy bufecie siedziała milcząca pani. Zapytałam, co można tutaj dostać. Bez słowa pokazała dzbanek z płynem, był to chyba kwas chlebowy. Dawniej robiła go niania z rodzynkami. W dzbanku pływało coś w tym płynie. Podeszłam bliżej, pływała w nim mucha. Przy stoliku przy oknie siedziało dwóch panów, przed nimi stały szklanki, chyba z tym kwasem. Przyszli pewnie, by tak przy szklaneczkach porozmawiać, jeden podparł się łokciem, pokiwał głową i z przekonaniem oznajmił po rosyjsku: Tiepier’ wsio nasze – i tiurma, i parasza [Teraz wszystko jest nasze – i więzienie, i kibel]. [...] Pomyślałam wtedy: wiadomo, człowiek uświadomiony, przekonał się, do jakiego szczęścia dożył, doczekał. [...]

Usnęłam, nim pociąg ruszył. Obudziło mnie hamowanie. Pierwsza myśl – czy już w Polsce? Usłyszałam wtedy pierwsze słowo w Polsce, niestety nie był to wyraz salonowy [...]. Za chwilę do wagonu weszła grupka młodych ludzi. Padały pytania: Skąd? Jak było? I wiele innych jednocześnie. My też pytaliśmy, zabrakło czasu na odpowiedzi, bo pociąg ruszał. Pojechaliśmy dalej. Każdy z nas był tego dnia wyjątkowo spięty, przejęty i z ogromnym zainteresowaniem patrzył na ten nowy dla nas wszystkich świat [...]. I każdy na pewno się zastanawiał, jak nas ten nowy, choć swój świat przyjmie”.

⤌powrót do spisu treści

8.
OBOZY JENIECKIE NKWD
1939–1950
(mapa 8.)

Osobną grupę miejsc uwięzienia dla obywateli polskich w sowieckim systemie represyjnym stanowiły obozy jenieckie. Pierwsze powstały już wraz z wejściem Armii Czerwonej na tereny wschodnie II Rzeczypospolitej 17 września 1939 roku, ostatnie istniały aż do śmierci Stalina w 1953 roku. Obozy jenieckie dzieliły się na właściwe – tu przestrzegano warunków konwencji o jeńcach wojennych i nie zmuszano do pracy, a także na obozy pracy – gdzie jeńcy wykonywali roboty przymusowe.

Już w pierwszych dniach po agresji sowieckiej ponad 230 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego (w tym ponad 8 tysięcy oficerów) zostało wziętych do niewoli przez Armię Czerwoną, która, wbrew obowiązującym konwencjom międzynarodowym, przekazała ich w ręce Ludowego Komisariatu Spraw Wewnętrznych – NKWD. Z tego około 10 tysięcy jeńców zbiegło z niewoli, ponad 42 tysiące (mieszkańców zachodniej części Polski) przekazano Niemcom, a około 42,5 tysiąca zwolniono (część z nich ponownie potem uwięziono). Część oficerów wtrącono bezpośrednio do więzień, jak na przykład gen. Władysława Andersa, którego początkowo umieszczono w więzieniu we Lwowie, a następnie był przetrzymywany na moskiewskiej Łubiance.

W listopadzie 1939 roku w niewoli sowieckiej przebywało około 125 tysięcy żołnierzy. Najpierw władze sowieckie utworzyły punkty zborne w Orzechowie, Radoszkowiczach, Stołpcach, Tymkowiczach, Żytkowiczach, Olewsku, Szepietówce, Wołoczyskach, Jarmolińcach i Kamieńcu Podolskim (najdalej na zachód wysunięte stacje kolei szerokotorowej) dla tymczasowego gromadzenia jeńców polskich i sukcesywnego przekazywania ich organom NKWD. 19 września ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria utworzył Zarząd do spraw Jeńców Wojennych i polecił zorganizowanie ośmiu jenieckich obozów w Kozielsku, Ostaszkowie, Starobielsku, Juchnowie, Putywlu, Juży, Kozielszczynie i Orankach, a kilka dni później jeszcze w Griazowcu i Wołogdzie.

Oficerów, ludzi wykształconych w tradycji patriotycznej i szczególnie aktywnych postanowiono odizolować w wyodrębnionych obozach specjalnych NKWD: generałów i oficerów służby stałej oraz rezerwy, wysokiej rangi urzędników wojskowych i państwowych – w obozie starobielskim i od początku listopada także w obozie kozielskim, gdy Starobielsk okazał się za mały w stosunku do potrzeb; oficerów wywiadu i kontrwywiadu, żandarmerii, funkcjonariuszy policji i więziennictwa – w obozie ostaszkowskim. Wśród jeńców tych obozów znalazła się elita społeczeństwa, która stanowiła potencjalnie największą przeszkodę na drodze do zsowietyzowania Polski.

Obozy specjalne tworzono w budynkach po klasztorach prawosławnych, warunki w nich panujące były nieco lepsze niż w innych miejscach uwięzienia. Jeńcy nie byli zmuszani do niewolniczej pracy, mogli posiadać rzeczy osobiste i pieniądze, dozwolona była korespondencja, przesyłanie pieniędzy i paczek. Oficerowie polscy uważali, że najprawdopodobniej zostaną przekazani do jakiegoś neutralnego kraju, a w najgorszym przypadku – Niemcom.

Kazimierz Michniewicz, jeniec obozu w Kozielsku, pisał 1 stycznia 1940 roku do żony: „Piszę ten list dzisiaj, w dniu Nowego Roku, w obozie jeńców, otoczonym podwójnym pasem drutów kolczastych i pilnie strzeżonym. Któż stąd teraz, w zimie, na taką odległość i dokąd uciec może? Kraj w niewoli... złapią i koniec. Śmierć mi już nieraz na wojnie zaglądała w oczy, a marnie zginąć nie mogę. [...]

Nie sypiam po nocach i myślę o Tobie. Oczami duszy widzę Cię i rozmawiam z Tobą. Męczę się! Dlaczego ci ludzie tacy okrutni... dlaczego? A przecież nie jestem bez winy, bo wciągnięty w ten rzekomo ludzki i ludźmi ustalony porządek jako żołnierz też mogłem i musiałem przez te nasze armaty szkód, śmierci, płaczu, bólu, łez i zniszczenia dobytku i rodzin pośrednio przynosić. Przecież i po tamtej stronie byli ludzie, którzy kochali, żyli, cieszyli się! Odwieczne, atawistyczne prawo natury, świat zwierzęcy przypominające, drapieżność i walkę, walkę jednostek kierujących tymi masami ludzi.

[...] Czasami bluźnię, bo nerwy, te nerwy nie wytrzymują i proszę Boga, aby mi dał siły, których nie mam. Coś ściska w gardle i gdyby nie otoczenie i koledzy, to płakałbym jak małe dziecko. Łzy przysłaniają mi pole widzenia.

Dlaczego nie zabito mnie? Przecież byłem tylko 50 metrów od nieprzyjaciela. Uciekałem pod gradem – i to dosłownie – gradem kul sianych przez karabiny maszynowe. Dlaczego major Borak kazał uchodzić? Dlaczego ratował mnie? Po co złapał dla mnie jakiegoś konia pędzącego z tego piekła? Dlaczego? A może to, co się wydaje, jest tylko ciężkim, koszmarnym snem? Niestety, to jest na jawie”.

Wszystkim jeńcom założono teczki osobowe, podlegali oni wielokrotnym przesłuchaniom i śledztwom, które miały na celu wykrycie osób groźnych dla władz sowieckich, a także ujawnienie oficerów gotowych do współpracy agenturalnej w obozach lub w dalszej przyszłości, na przykład przy organizowaniu jednostek wojskowych Polskiej Armii Czerwonej. Na taką współpracę zdecydował się między innymi ppłk Zygmunt Berling, który w 1943 roku stworzył polskie wojsko u boku Armii Czerwonej. Niewielką, około 50 osób, grupę jeńców interesujących dla wywiadu jako źródło informacji lub gotowych do współpracy w razie wojny Niemiec z ZSRS wywieziono przez obóz juchnowski do docelowego obozu w Griazowcu lub wycofano w ostatniej chwili z transportów śmierci. Niemal 50 osób uratowała również interwencja ambasady Niemiec, dzięki której zostały one wysłane do obozu w Juchnowie. Wśród nich znalazł się również Józef Czapski – artysta malarz i pisarz, major Wojska Polskiego, później działacz powojennej polskiej emigracji i współtwórca paryskiej Kultury.

Szeregowych, pochodzących z ziem zajętych przez Niemców, umieszczono w obozach w Putywlu i Kozielsku – niemal 42,5 tysiąca osób przekazano stronie niemieckiej pomiędzy 24 października i 23 listopada 1939 roku. Znalazł się wśród nich między innymi Konstanty Ildefons Gałczyński. Wiadomo, że ci jeńcy, którzy trafili do niemieckich obozów jenieckich, przeżyli wojnę. Szeregowców i podoficerów, ponad 42 tysiące mieszkańców anektowanych ziem II Rzeczypospolitej, określanych jako Białoruś Zachodnia i Ukraina Zachodnia, zwalniano. Z tej grupy części jeńców, około 25 tysięcy osób, jednak nie zwolniono – zostali potraktowani wbrew konwencji jako tania, niewolnicza siła robocza i wysłani do obozu rówieńskiego (lwowskiego), do pracy przymusowej na Budowie NKWD nr 1 (budowa drogi Nowogród Wołyński – Korzec – Lwów). Jeńcy, niezależnie od posiadanych kwalifikacji, pracowali wyłącznie na stanowiskach robotniczych. Warunki w obozie były mordercze. Jeńcom nie zapewniono odzieży roboczej, zakwaterowano ich w źle ogrzewanych pomieszczeniach, bez pościeli, byli źle żywieni. Powodowało to głód i wyczerpanie, a w rezultacie dużą śmiertelność. Jednocześnie rozrzucenie prac wzdłuż budowanej szosy i słaby nadzór straży ułatwiały liczne ucieczki.

Zwolnienie części jeńców i wymiana jeńców z obszarów pod okupacją niemiecką spowodowały zmiany w rozmieszczeniu pozostałych w obozach. Od listopada 1939 roku jeńcy polscy byli rozmieszczeni w trzech obozach specjalnych: Kozielsk (4727 oficerów), Starobielsk (ponad 3900 oficerów) i Ostaszków (6500 osób, przede wszystkim policjantów) oraz w jenieckich obozach pracy przymusowej. W sumie – prawie 40 tysięcy ludzi.

⤌powrót do spisu treści

Zbrodnia Katyńska

5 marca 1940 roku Beria skierował do Stalina pismo z propozycją zgładzenia 14 700 jeńców Kozielska, Starobielska i Ostaszkowa, a także ponad 10 tysięcy obywateli polskich znajdujących się w sowieckich więzieniach. Biuro Polityczne KC WKP(b) 5 marca 1940 roku zdecydowało o ich rozstrzelaniu. Mordu dokonali funkcjonariusze NKWD od kwietnia do maja 1940 roku.

Adam Solski, major, II zastępca dowódcy 57. pułku piechoty w Poznaniu, wzięty do niewoli 28 września 1939 roku, jeniec Kozielska, 9 kwietnia 1940 roku zapisał w notatniku godzinę przed egzekucją: Paręnaście minut przed piątą – pobudka w więziennych wagonach i przygotowanie do wychodzenia. Gdzieś mamy jechać samochodem. I co dalej? Piąta. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne!). Przywieziono gdzieś do lasu; coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano zegarek, na którym była godzina 6.30. Pytano mnie o obrączkę, którą [nieczytelne], zabrano ruble, pas główny, scyzoryk.

Oficerowie z Kozielska zostali zabici i pogrzebani w masowych grobach w Lesie Katyńskim (na zachód od Smoleńska), oficerów ze Starobielska zamordowano w budynku NKWD w Charkowie i zwłoki pochowano w pobliskich Piatichatkach, policjanci z Ostaszkowa zostali zastrzeleni w więzieniu w Kalininie (obecnie Twer) i pogrzebani w nieodległym Miednoje. Łącznie w zbrodni katyńskiej w 1940 roku funkcjonariusze NKWD zamordowali blisko 22 tysiące obywateli byłej burżuazyjnej Polski. Zbrodnia katyńska zyskała rangę symbolu represji sowieckich.

⤌powrót do spisu treści

Jeńcy polscy

Jeńców, którzy ocaleli, przewieziono najpierw do Pawliszczew Boru, a stamtąd, w czerwcu 1940 roku do Griazowca w obwodzie wołogodzkim – ten obóz otrzymał specjalny status, dzięki czemu panowały w nim znośne warunki bytowe. Polacy dotrwali tam do ogłoszenia amnestii – w sierpniu 1941 roku obóz został przemianowany na Obóz Wojsk Polskich, a na początku września ruszyły stamtąd transporty do punktów formowania armii Andersa.

Jeńcy obozu lwowskiego zatrudnieni przy budowie drogi Nowogród Wołyński – Korzec – Lwów zostali częściowo zwolnieni, 6 tysięcy osób odesłano do obozu w Krzywym Rogu, niektórzy zbiegli. Pozostałych wysłano do budowy kolejnej drogi i lotnisk wojskowych. Po wybuchu wojny niemiecko­‑sowieckiej wszczęto ich pośpieszną ewakuację – kolumny jeńców gnano pod konwojem na wschód – do obozu w Starobielsku. Tych, którzy nie wytrzymywali ciężkiego marszu, zabijali strażnicy. Ludzie ginęli też podczas nalotów samolotów niemieckich. Do Starobielska dotarło 12 tysięcy jeńców.

Szeregowcy i podoficerowie, skierowani w 1939 roku do pracy w przemyśle, trafili do trzech specjalnie dla nich zorganizowanych obozów na Ukrainie: krzyworoskiego w obwodzie dniepropietrowskim (prawie 7 tysięcy), jeleno­‑karakubskiego w obwodzie stalińskim (obecnie doniecki, prawie 1800 osób) i zaporoskim (1600 osób). Zatrudniano ich w kopalniach, kamieniołomach, hutach, budowach przemysłowych. W 1940 roku obozy te zlikwidowano, a większość jeńców przesłano do Siewżełdorłagu w Komi, gdzie pracowali przy budowie Kolei Północno­‑Peczorskiej, która miała połączyć miejscowość Kotłas z kopalniami węgla w Workucie. W lipcu następnego roku zostali przetransportowani do obozu w Juży.

Armia Czerwona w czerwcu 1940 roku zajęła Litwę, Łotwę i Estonię, gdzie znajdowali się internowani Polacy. Około 5600 oficerów, podoficerów i szeregowych z Litwy i Łotwy przejęło NKWD i wywiozło do obozów w Kozielsku (tzw. Kozielsk II) i Pawliszczew Borze. W czerwcu następnego roku wysłano 4 tysiące spośród nich do obozu Ponoj na Dalekiej Północy – do budowy lotniska wojskowego na Półwyspie Kola. Po agresji Niemiec na ZSRS zostali oni przewiezieni do obozów w Suzdalu i Juży. 7 lipca 1941 roku załadowano ich na dwa okręty: Ałdan (transport do Juży) i Uzbekistan (do Suzdalu). Podróż odbywała się w trudnych warunkach, a strażnicy wyjątkowo brutalnie traktowali więźniów. Więźniowie skierowani do Suzdalu od stacji we Włodzimierzu musieli iść pieszo, a ponieważ byli skrajnie wyczerpani i nie mieli sił na tak forsowny marsz, byli poganiani siłą przez konwojentów z psami. We wrześniu z Suzdalu ruszyli do Tatiszczewa – miejsca formowania armii Andersa.

W sumie w momencie powstawania polskiego wojska w ZSRS zwolniono z obozów około 25 tysięcy polskich jeńców, los pozostałych pozostaje nieznany.

Kolejna ogromna fala jeńców polskich została wysłana do Związku Sowieckiego w latach 1944–1945. Armia Czerwona odnosiła w tym czasie kolejne zwycięstwa nad Niemcami, przesuwając się systematycznie na zachód. Po ponownym wkroczeniu na ziemie polskie Sowieci rozpoczęli nowe, masowe akcje represyjne przeciwko Polakom – tym razem przeciw polskim zbrojnym organizacjom niepodległościowym. Członków Armii Krajowej i innych organizacji konspiracyjnych początkowo przetrzymywano m.in. w Wilnie, Lwowie, Kijowie, Charkowie, Białymstoku, Lublinie, Przemyślu, Sokołowie Podlaskim, w Rembertowie koło Warszawy. Część z nich siłą lub dobrowolnie wcielano do armii Berlinga, a jedną z najwcześniej ujętych grup żołnierzy Armii Krajowej – rozbrojonych w lipcu 1944 roku na Wileńszczyźnie przez wojska NKWD – wywieziono z Miednik Królewskich do Kaługi i przymusowo wcielono do 361. zapasowego pułku piechoty Armii Czerwonej.

Większość aresztowanych/zatrzymanych umieszczano jednak, bez wyroku sądowego, jako internowanych, w obozach jenieckich i kontrolno­‑filtracyjnych w głębi Rosji: w Borowiczach, Ostaszkowie, Riazaniu, Stalinogorsku, pod Saratowem, w Donbasie, a także na Uralu. Liczbę internowanych szacuje się na 39 tysięcy, z czego ponad połowę stanowili uczestnicy polskiego podziemia niepodległościowego z okresu okupacji niemieckiej, przede wszystkim członkowie Armii Krajowej.

Stosunkowo niewielu żołnierzy zbrojnych organizacji niepodległościowych skazywano na kary pozbawienia wolności i wysyłano do poprawczych obozów pracy podległych NKWD: Workutłagu, Rieczłagu, Intłagu, Minłagu...

W kwietniu – maju 1945 roku również NKWD aresztowało i wysłało do pracy przymusowej w kopalniach Donbasu co najmniej 30 tysięcy górników – obywateli Polski z terenu Górnego Śląska, których uznano za wrogi element, sprzyjający Niemcom.

Mjr Mieczysław Potocki – pseudonim Kamienny, Węgielny, dowódca Zgrupowania Partyzanckiego nr 2 AK na Wileńszczyźnie – został aresztowany przez Sowietów 17 lipca 1944 roku i wywieziony do obozu jenieckiego w Ostaszkowie:

„Było już po wojnie, dyskusje prowadziliśmy na temat przyszłości Polski, jej granic, ustroju wewnętrznego. Z Kraju nie otrzymywaliśmy żadnych wiadomości. W baraku była toczka [radio], z której płynęły wiadomości, dotyczące przeważnie ZSRS. Na nasze dość częste interwencje w sprawie odesłania nas do Polski otrzymywaliśmy od władz obozowych stereotypową odpowiedź: Skoro ujedietie, poka jeszczo niet [Niedługo wyjedziecie, ale jeszcze nie teraz].

Do Polski wrócili – nie wszyscy – po kilku, a nawet po kilkunastu latach.

⤌powrót do spisu treści

ŹRÓDŁA WYKORZYSTANE W TEKŚCIE

⤌powrót do spisu treści