Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Kropla drąży skałę – Radosław Nowicki

– Gdy dostrzegam jakiś problem, staram się reagować. Nic nie zmienimy narzekaniem, że strona internetowa banku jest niedostępna dla osób nieposługujących się myszką, a na przejściu dla pieszych nie ma udźwiękowionych świateł. Takie rzeczy trzeba zgłaszać, pokazywać, w czym tkwi problem, edukować – mówi Hanna Pasterny, laureatka nagrody Rzecznika Praw Obywatelskich im. Macieja Lisa.

 Hanna Pasterny jest osobą niewidomą działającą na wielu obszarach. Jej zaangażowanie w pomoc osobom niepełnosprawnym zostało wielokrotnie docenione. Na swoim koncie ma między innymi wyróżnienie „Lady D.” w kategorii aktywność społeczna, wyróżnienie w konkursie „Człowiek bez barier”, nagrodę „Lodołamacza Specjalnego” w województwie śląskim. Natomiast w listopadzie 2020 roku została uhonorowana nagrodą Rzecznika Praw Obywatelskich im. Macieja Lisa. O swoich wrażeniach z gali, duszy społecznika i wielu tematach dotyczących osób niepełnosprawnych opowiada specjalnie dla Czytelników Tyfloserwisu.

 

Radosław Nowicki: – W listopadzie otrzymała Pani nagrodę Rzecznika Praw Obywatelskich im. Macieja Lisa. Jakie odczucia towarzyszyły Pani przy odbieraniu tego wyróżnienia? Była duma i radość, że Pani praca na rzecz środowiska osób niepełnosprawnych została dostrzeżona i doceniona?

Hanna Pasterny: – Bardzo ucieszyłam się tą nagrodą, chociaż na początku byłam zaskoczona. Oczywiście, koronawirus spowodował, że wszystko odbywało się inaczej. Co roku organizowana jest gala we Wrocławiu, a tym razem była w internecie. W pewnym momencie rzecznik wstał i powiedział, że wręcza mi nagrodę. Wówczas ja też wstałam. Wcześniej dopytywałam syna koleżanki, jak się ustawić. Dawał mi wskazówki, żebym odsunęła krzesło w lewo, stanęła pod szafą i tam odbiorę nagrodę. Była inna atmosfera, nie odbyły się rozmowy kuluarowe, ale ludzie mogli oglądać transmisję na YouTube, czyli w sumie coś za coś.

 

– To już jest kolejne wyróżnienie dla Pani. Stanowią one dodatkową motywację, czy jednak ważniejsza jest satysfakcja ludzi?

– Wiadomo, że satysfakcja jest ważna, bo jak ludzie przychodzą mi podziękować i mówią, że im w czymś pomogłam, to robi mi się miło. Natomiast same nagrody mają ważne znaczenie. Dobrze wyglądają w CV, gdybym w przyszłości chciała zmienić pracę.

 

– A skąd u Pani wzięła się chęć działania na rzecz środowiska osób niepełnosprawnych?

– Od zawsze starałam się gdzieś działać. Należałam do grupy osób, które w moim mieście założyły koło Polskiego Związku Niewidomych, udzielałam się również w Towarzystwie Pomocy Głuchoniewidomym. Poza tym, kiedy widzę problem, to staram się reagować. Przykładowo od dwóch lat angażuję się w działania na rzecz zniesienia ubezwłasnowolnienia. Kiedyś tylko wiedziałam, że ono istnieje i jest czymś złym, ale dopóki nie zostałam wezwana do prokuratury jako świadek w sprawie o ubezwłasnowolnienie osoby w kryzysie psychicznym, to nie wiedziałam nic więcej. Na przesłuchaniu zwróciłam uwagę na to, że prokurator nie pytał mnie o mocne strony i zasoby tej osoby ani o to, na jaką pomoc może liczyć. Bardzo mnie to uderzyło. Pomyślałam, że warto zaangażować się, by to zmienić.

 

– Czyli można powiedzieć, że ma Pani duszę społecznika?

– Myślę, że tak. Gdy dostrzegam jakiś problem, staram się reagować. Nic nie zmienimy narzekaniem, że strona internetowa banku jest niedostępna dla osób nieposługujących się myszką, a na przejściu dla pieszych nie ma udźwiękowionych świateł. Takie rzeczy trzeba zgłaszać, pokazywać, w czym tkwi problem, edukować.

 

– W Pani życiu przenikają się wątki społeczne, psychologiczne, kulturowe, a nawet polityczne. Działalność na wielu płaszczyznach jest kluczem do sukcesu?

– Człowiek w pojedynkę niewiele jest w stanie wywalczyć, dlatego warto działać w organizacjach pozarządowych. Sama podpisałam wiele petycji. Fajnie byłoby, gdyby PZN był bardziej aktywny i włączał się w różne działania, dążył do zmian w prawie. Warto złączyć siły, bo jak organizacje takie jak FIRR, Vis Maior, Trakt, PZN działają osobno, to siła przebicia na pewno jest mniejsza. Oczywiście, dobrze, że te fundacje powstają, bo PZN nie jest w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb osób niewidomych. Jednak są takie sytuacje, w których ważne jest to, aby wszystkie organizacje połączyły siły i mówiły jednym głosem, np. w sprawie dostępności serwisów bankowych.

 

– Wspomniała Pani o Polskim Związku Niewidomych. To chyba najbardziej znana organizacja w środowisku osób niewidomych, ale mówi się, że w ostatnich latach przeżywa ona kryzys.

– Myślę, że jest ona mało aktywna. Mam wrażenie, że długo ludziom z PZN-u wydawało się, że Związek jest jedyną organizację działającą na rzecz osób niewidomych i nie ma konkurencji. Może problemem jest także to, że na stanowiskach od wielu lat są te same osoby. Moim zdaniem niedobrze się stało, że koła nie mają osobowości prawnej, bo łatwiej byłoby wówczas z pozyskiwaniem środków na różne projekty i z zatrudnianiem. Ostatnio poruszyła mnie historia polsko-francuskiego małżeństwa. Pan jest Francuzem. Ma 70 lat. Niedawno stracił wzrok. Okazało się, że jego żona szukała pomocy w PZN-ie. Powiedziano jej, że w tym wieku i bez znajomości języka polskiego mąż nie nauczy się ani brajla, ani chodzenia z białą laską, przyjeżdżanie do koła również nie ma sensu. Oboje byli załamani. Od takiej organizacji trzeba oczekiwać znacznie więcej. Powinna działać inaczej, przekazać osobie po utracie wzroku coś pozytywnego i trochę nadziei.

 

– Czyli, nie ma się co dziwić temu, że niewidomi rezygnują z członkostwa w PZN, skoro nie otrzymują pomocy?

– PZN jest ogólnopolską organizacją, ma dużo kół, więc najłatwiej znaleźć jego placówki oraz informacje w wyszukiwarce internetowej. Szkoda, że jest tak mało aktywny. Może przydałyby się jakieś szkolenia dla działaczy dotyczące np. komunikacji interpersonalnej, kontaktu z ludźmi w kryzysie spowodowanym utratą wzroku, by umieli zachęcić ich do wstąpienia w szeregi organizacji.

 

– Pani mogłaby być chyba wzorcem dla działaczy PZN-u, bo mimo swojej niepełnosprawności jest Pani bardzo aktywna i pokazuje, że z dobrymi chęciami można wiele osiągnąć i zmienić na lepsze funkcjonowanie osób niewidomych?

– Staram się działać. Naciskam na instytucje w różnych sprawach. Interweniuję na przykład, gdy bank zmieni stronę i nie da się jej obsługiwać bez użycia myszki. Podobnie w sytuacjach, kiedy jakaś instytucja nagminnie wysyła pisma jako PDF graficzny. Wówczas proszę o tekstowy. Dzięki temu Urząd Miasta w Rybniku od dłuższego czasu przesyła mi pisma w dostępnym formacie. Kropla drąży skałę. Można samemu przetworzyć plik, ale skoro poszczególne instytucje obowiązuje ustawa o dostępności, to niech się uczą.

 

– Jest Pani autorką trzech książek, w których opisuje Pani swoje podróże, przygody, przełamywanie barier. Te publikacje miały pokazać ludziom widzącym, że niewidomi też mogą zwiedzać świat i żyć całkiem zwyczajnie?
– Właściwie na początku takiego założenia nie miałam. Dopiero z czasem pomyślałam, że można trochę aktywności pokazać. Chodziło mi o przełamywanie barier i ukazanie mocnych stron osób niewidomych, np. pokazanie, jak radzimy sobie na ulicy lub w miejscu pracy.

 

– A która z podróży najbardziej zapadła Pani w pamięć?

– Myślę, że wyjazd do Stanów Zjednoczonych w 2012 roku, o którym piszę w książce „Moje podróże w ciemno”. Było to daleko, inny kontynent, towarzyszyła mi spora niepewność, więcej niewiadomych niż w trakcie moich podróży po Europie. Zauważyłam, że w USA kładzie się duży nacisk na potencjał osób niepełnosprawnych. Poznałam pana, który pracuje w McDonaldzie. Jego praca polega na wycieraniu stolików i prowadzeniu klientów do toalety. Wiadomo, że każdy sam by trafił, ale dzięki temu ten człowiek miał zajęcie i oszczędzał na wakacyjny wyjazd do Europy. W innym miejscu zetknęłam się z niemówiącym mężczyzną z niepełnosprawnością intelektualną, który poruszał się na wózku, ale obsługiwał niszczarkę dokumentów. W naszym kraju pewnie cały dzień leżałby w łóżku w DPS-ie. Poruszyło mnie dostrzeganie i rozwijanie mocnych stron osób z niepełnosprawnością sprzężoną, ale nie wyobrażam sobie, bym miała mieszkać w USA. Zwróciłam uwagę na fatalny transport publiczny. W Nowym Jorku tylko w jednym miejscu spotkałam udźwiękowione światła. Nie było też brajlowskich napisów na lekach. Mieszkać bym tam nie chciała, ale polecieć na wakacje bardzo chętnie.

 

– No właśnie, zahaczyła Pani o kwestie dostępności. Jak Polska sytuuje się pod tym kątem na tle krajów, które Pani odwiedziła?

– Kiedy przebywałam na wolontariacie europejskim w Belgii, bardzo zachwycałam się asystą kolejową. Wówczas w Polsce jeszcze jej nie było. Obecnie jest, lecz nie wszędzie. W naszym kraju ciągle coś się zmienia, ale na pewno odstajemy od innych pod tym względem, że u nas przepisy sobie, a życie sobie. Przykładowo w moim mieście nie ma sygnału pomocniczego światła czerwonego, mimo że od kilku lat zgodnie z rozporządzeniem powinno ono być. W niektórych miejscach jest udźwiękowienie światła zielonego, ale strasznie piszczące. W Rybniku, gdzie pracuję, pod tym kątem jest lepiej, bo są światła klekoczące, co mniej przeszkadza okolicznym mieszkańcom. Niestety, dużo rzeczy jest nieprzemyślanych. Niektóre ścieżki dotykowe prowadzą donikąd albo do ściany.

 

– A było coś, co na Pani za granicą zrobiło duże wrażenie, co chciałaby Pani wprowadzić w Polsce?

– Pierwszą makietę zobaczyłam w Paryżu, a kolejną chyba w Budapeszcie. Byłam zachwycona tym, że można dotknąć budowli i w ten sposób się z nimi zapoznać. Z oznaczeniem przejść dla pieszych wypustkami też zetknęłam się po raz pierwszy za granicą. Na szczęście również u nas jest ich coraz więcej.

 

– A czy według Pani rośnie świadomość społeczna dotycząca potrzeb osób niewidomych i chociażby zatrudniania ich na wolnym rynku pracy?

– Wydaje mi się, że tak. Nawet do naszego stowarzyszenia zgłaszają się pracodawcy, którzy chcą zatrudnić osoby niepełnosprawne już nie tylko jako sprzątaczki. W czasie pandemii pracodawcy próbują ratować się dotacjami z PFRON-u. Rozumiem to, bo każdy z nich musi jakoś przetrwać ten trudny okres.

 

– W trakcie odbierania nagrody zwróciła Pani uwagę na społeczny model niepełnosprawności, według którego człowieka czynią niepełnosprawnym nie indywidualne ograniczenia, ale zewnętrzne bariery utrudniające uczestnictwo w życiu.

– Ważne, by uświadamiać to osobom pełno- i niepełnosprawnym. Bariery są na zewnątrz w postaci braku brajlowskich napisów w instytucjach czy niedostosowanej toalety dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Mówi o tym także konwencja ONZ o Prawach Osób Niepełnosprawnych. Potrzebna jest jeszcze zmiana myślenia u osób pełnosprawnych, żeby chciało im się tworzyć i wdrażać w życie odpowiednie przepisy.

 

– Współpracowała Pani z Jerzym Buzkiem w Parlamencie Europejskim. Ma Pani styczność z innymi politykami. Jak oni reagują na zmiany w prawie dotyczące osób niepełnosprawnych?

– Bywa z tym bardzo różnie. W zeszłym roku opracowałam broszurę „Osoby z niepełnosprawnościami a wymiar sprawiedliwości”, w której znalazły się rekomendacje dla policji, straży miejskiej, prokuratury, sądu i organizacji pozarządowych. Wysłałam ją również politykom oraz zespołom parlamentarnym zajmującym się różnymi obszarami niepełnosprawności. Czasami ktoś odpowiedział, że to ciekawe, ale jak pytałam, co można z tym zrobić dalej, to odpowiedzi już nie było. Potem wszyscy zaczęli tłumaczyć się koronawirusem. Mam nadzieję, że w końcu coś zacznie się dziać.

 

– Prowadziła Pani szkolenia dla różnych grup o komunikacji z osobami niepełnosprawnymi. Jak bardzo były one potrzebne?

– Niestety, ludzie często nie mieli świadomości ograniczeń, z jakimi spotykamy się na co dzień. Na szczęście byli aktywni, zadawali pytania. Z anonimowych ankiet ewaluacyjnych przeprowadzanych po każdym szkoleniu wynikało, że były one potrzebne. Takie szkolenia przydałyby się różnym grupom społecznym: policjantom, straży miejskiej, sędziom, lekarzom, urzędnikom, kierowcom komunikacji miejskiej, pracownikom socjalnym, którzy wchodzą do domów, spotykają osoby niepełnosprawne, ale mam wrażenie, że nie zdają sobie sprawy z możliwości i ograniczeń osób z poszczególnymi niepełnosprawnościami. Pewnie tych branż można by wymienić dużo więcej. Nawet duże sieci sklepów mogłyby zorganizować takie szkolenia dla swoich pracowników. Byłoby to bardzo pożyteczne.

 

– A co w Polsce zmieniło się na plus pod kątem dostępności?
– Część muzeów szkoli się pod kątem dostępności. Wdrażają audiodeskrypcję. W niektórych miastach mamy asystę kolejową, która działa lepiej lub gorzej. Pewne branże otwierają się na szkolenia dotyczące niepełnosprawności. Poza tym od kilku lat nie spotykam się już z zaklejaniem cenami brajlowskich napisów na lekach. Wiele do zrobienia jest za to w bankowości, w której jest duża nieprzewidywalność. Nie mamy pewności, co wydarzy się po kolejnej aktualizacji, czy strona banku lub aplikacja będą dla nas dostępne i będziemy w stanie zrobić przelew. Niestety, zły przykład idzie z góry. Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi, że kod z obrazka w bazie KRS to nie jest problem i jego nie obowiązują przepisy o dostępności. Skoro takie bzdury pisane są w oficjalnych pismach, to jak to ministerstwo może być wiarygodne i skutecznie egzekwować realizację prawa od innych.

 

– A czy według Pani zatrudnienie niewidomego Pawła Wdówika na stanowisku pełnomocnika rządu do spraw osób niepełnosprawnych może się przełożyć na lepsze zrozumienie tematu przez polityków i implementację korzystnych dla nas przepisów?

– Na początku tak myślałam. Ucieszyłam się, że nastąpiło przełamanie pewnego schematu, że z niepełnosprawnością nie będzie tylko kojarzyła się osoba na wózku. Liczyłam na to, że bardziej będą respektowane przepisy chociażby dotyczące pism w dostępnych formatach. Może jest coś, o czym nie wiem, ale zmian nie zauważyłam.

 

– Wchodzimy w 2021 rok. Ma Pani jakieś wyzwania na te najbliższe miesiące? – Chciałabym zmienić pracę. Myślę już o tym od ponad roku, ale pandemia pewne rzeczy opóźniła. Niedawno skończyłam kurs „Otwarty dialog i rozwój sieci społecznych w sytuacji kryzysu psychicznego”, który stanowi uzupełnienie moich studiów podyplomowych poradnictwo psychologiczne i interwencja kryzysowa. Chciałabym bardziej wykorzystać te nowe umiejętności. Jednak na razie cieszę się z tego, że mam zatrudnienie. Wiadomo, że pandemia jest trudnym czasem i niekoniecznie dobrym na zmianę pracy.

 

Radosław Nowicki

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.