Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Terapia pomaga się rozwijać - Agata Pisarska

Co może dać psychoterapia, kiedy będzie skuteczna i czy może nie przynieść zamierzonego efektu? Czy jest potrzebna osobom z niepełnosprawnością wzroku? Kto może z niej skorzystać i jak to zrobić? O tym m.in. rozmawiam z Izabelą Szwarocką, psychoterapeutą z niepełnosprawnością wzroku, specjalistą w zakresie psychologii klinicznej, zaburzeń psychicznych człowieka dorosłego, certyfikowanym psychoterapeutą poznawczo-behawioralnym.

Agata Pisarska: – Czy terapia psychologiczna jest dla każdego? Czy jest potrzebna osobie z niepełnosprawnością wzroku?

Izabela Szwarocka: – Osoby z niepełnosprawnością wzroku, podobnie zresztą jak wszystkie osoby zdrowe, tzw. pełnosprawne, mogą uczestniczyć w terapii. Oczywiście nie wszyscy muszą to robić, wszystko zależy od tego, jakie znaczenie nadają swojej niepełnosprawności. Jeśli wpływa ona istotnie na samoocenę, poczucie własnej wartości, to wydaje się, że dobrze byłoby, gdyby terapia psychologiczna była jakimś etapem w ich budowaniu. Niezależnie od tego, czy jest się osobą niepełnosprawną czy pełnosprawną, bo przecież powodem spadku poczucia własnej wartości może być oczywiście niepełnosprawność, ale też na przykład wrażenie, że mam mniej pieniędzy niż inni albo jestem brzydsza, starsza, albo mniej umiem.

Myślę, że niepełnosprawność jest ważną częścią życia, trudno ją deprecjonować. Wiąże się przecież ze specyfiką funkcjonowania, różnymi dodatkowymi problemami, jak na przykład potrzeba kształcenia specjalnego. Dawniej dla osób, które uczyły się w ośrodkach takich jak Laski, oznaczała rozłąkę z rodzicami. Mogą z niej także wynikać problemy związane z przyjęciem w danym środowisku i akceptacją. Jednak jeśli człowiek rozwija się harmonijnie, niepełnosprawność staje się częścią jego życia, której nadaje jakieś znaczenie. Może traktować ją jak przekleństwo lub ją nadkompensować, czyli udowadniać sobie i innym, że może więcej niż w rzeczywistości. I w jednym, i w drugim przypadku terapia jest potrzebna.

– Dlaczego?

– W przypadku nadkompensacji osoby niewidzące mogą wchodzić w takie sytuacje, które dla większości osób niewidomych czy niepełnosprawnych są niepotrzebne. Robią to po to, by udowodnić sobie, że są w stanie mieć wielu przyjaciół, wytrzymać wiele trudnych sytuacji, po to, by być „normalnymi”. Wtedy stają się one bardzo obciążone na przykład niepowodzeniami związanymi z tym, że w wielu sytuacjach są często odrzucane albo nie są zaspakajane ich oczekiwania. Może zatem pojawić się depresja, obniżenie samooceny i własnej wartości.

Inna sytuacja jest wtedy, gdy niepełnosprawność wprost wpływa na obniżenie samooceny. Niektóre osoby niepełnosprawne, tak samo jak pełnosprawne, chorują na depresję, czy też mają problemy lękowe lub jeszcze poważniejsze, wymagające już farmakoterapii. Osoby niepełnosprawne nie są wolne od zwyczajnych problemów psychologicznych tzw. osi pierwszej – jak się to ujmuje w systemach klasyfikacyjnych – które mogą dotknąć każdego człowieka, jak lęk, depresja czy problemy potocznie określane jako nerwicowe.

– W czym zatem psychoterapia może pomóc osobie niepełnosprawnej?

– Jeśli byśmy spojrzeli na proces terapii z perspektywy samej niepełnosprawności, to głównie widziałabym wskazanie do niego po to, aby oswoić czy też przyjąć tę niepełnosprawność. Może trudno tu mówić o pogodzeniu się z nią, bo jest ono często kojarzone ze stagnacją, ale chodzi o przyjęcie niepełnosprawności jako faktu, z którym czasami można coś zrobić, a czasami nie – i trzeba z tym jakoś żyć.

Myślę, że dużym problemem, jeśli chodzi o osoby z tego środowiska, jest utrata wzroku. Nie oznacza to, że osoby, które nie widzą od urodzenia, nie mają swoich kłopotów, ale są one inne. Porównywanie tych sytuacji nie jest w mojej opinii do końca uprawnione. Są one różne i każda z nich wiąże się z konkretnymi problemami, każda jest trudna w inny sposób.

Wyobrażam sobie, że bardzo trudnym doświadczeniem jest utrata wzroku, gdy żyło się w poczuciu, że to się nigdy nie wydarzy. Jedni są w stanie przyjąć to łatwiej, a inni będą potrzebować pomocy. Są osoby, które nigdy nie będą w stanie przyjąć swojej niepełnosprawności jako faktu i wadzą się ze sobą lub z Panem Bogiem, z tym kimś na górze, jakkolwiek go pojmujemy. Czasami to wadzenie się jest bardzo dramatyczne. Jest to równocześnie rozpaczliwa walka o „normalność”, choć przecież trudno powiedzieć, czym ona jest, bo bywa rozumiana różnie. Niewątpliwie jednak jest to sytuacja, kiedy osoba niepełnosprawna potrzebuje terapii.

– Czy są jakieś objawy, symptomy, które mogą wskazywać na to, że powinniśmy podjąć terapię?

– Przewrotnie zacznę od tego, że jeśli osoba niepełnosprawna wybiera zawód psychologa, to ma terapię „w pakiecie”, niezależnie od tego, czy odczuwa symptomy, czy nie. Szkoły psychoterapeutyczne, czy też ośrodki, jak ten, w którym pracuję, wymagają zaświadczenia o odbytej terapii. Gdy myślę o swojej motywacji, z powodu której poszłam na psychologię, to nie wydaje mi się, że chciałam rozwiązać swoje problemy. Ale długo nie przyjmowałam tego, że powinnam pójść na terapię, zmagałam się z tą decyzją, musiałam do niej dojrzeć. Poszłam na terapię, będąc w szkole psychoterapeutycznej, gdzie prowadzący zwracał uwagę na pewne rzeczy, mówiąc, że „to jest do terapii”.

Jeśli chodzi o symptomy, które mogłyby wskazywać na celowość terapii, to najłatwiej zauważyć te z tzw. osi pierwszej, najprościej obserwowalne objawy to na przykład lęk, obniżenie nastroju, niepokój. Są też mniej uchwytne zdarzenia, które warto byłoby odczytać jako wskazanie do terapii. Chodzi o powtarzające się sytuacje, wzorce funkcjonowania w relacji z samym sobą albo innymi. Myślę tutaj o sytuacjach, które często mogą dotyczyć osób z niepełnosprawnością, jak na przykład trudności w stawianiu granic, brak asertywności – kiedy zauważam na przykład że często oddaję innym ludziom pole do decydowania o moim życiu albo odwrotnie – kiedy to ja chcę decydować, bez względu na sytuację i kontekst, ja chcę stawiać te granice i decydować o tym, co ma się dziać. Jeśli decyduję o sobie, to pół biedy, ale jeśli podporządkowuję sobie inne osoby bez względu na wszystko, to gorzej.

Przykładem takiej sytuacji może być ta, że jeśli ktoś pięć razy poszedł ze mną na spacer, to uważam, że za szóstym też powinien, a jeśli tego nie zrobi, czuję się urażona, odbieram to jako złamanie mojego prawa.

Oczywiście, czasami takie sytuacje mogą się zdarzyć każdemu. Jeśli jednak powtarzają się, czuję się wtedy rozdrażniona, niezauważona, mam poczucie, że ludzie są nastawieni przeciwko mnie, to warto się zastanowić, dlaczego tak myślę.

Najczęściej jest to wynikiem zniekształceń myślenia, które pojawiają się pod wpływem emocji, ale może też to być utrwalony sposób funkcjonowania, który już bardziej odpowiadałby problemom osobowościowym. To są te sytuacje, kiedy obserwujemy u siebie rys zależności od innych ludzi albo chęć podporządkowania sobie innych, wycofywanie się z relacji albo wcześniej wspomniana nadkompensacja, która polega na funkcjonowaniu w oparciu o bardzo wysokie standardy, niezależnie od tego, czy jestem zmęczona, czy ktoś ode mnie tego wymaga.

– Czy z takich sytuacji, zachowań możemy czerpać profity?

– Tak, utrwalone schematy mają swoje pozytywy. Jeśli jesteśmy na przykład zależni od innych, to ludzie nas lubią, chętnie spędzają z nami czas, bo wiedzą, że zapewne zgodzimy się na to, czego oni chcą. Z kolei bardzo wysokie standardy dają mi satysfakcję z tego, co robię, poczucie, że nikt nie zrobi tego lepiej ode mnie. I oczywiście mogą być takie sprawy, których nikt z otoczenia nie załatwi tak dobrze jak ja. Ale jeśli pojawia się chroniczne zmęczenie, poczucie, że nie możemy nikomu nic powierzyć i wszystko musimy zrobić sami, to warto zastanowić się, skąd się to bierze.

W sytuacjach, w których się wycofujemy, ulegamy innym, może pojawić się złość na siebie, wyrzuty, że mogłam zrobić inaczej, bardziej postawić na swoim. Są osoby, które obawiają się eksperymentować, bo kiedyś zostały odrzucone przez ważne dla siebie osoby i podświadomie czują, że wszyscy zawsze tak będą ich traktować, ten wzorzec się utrwala.

Dlatego warto obserwować swoje powtarzające się zachowania, reakcje, sposób myślenia o sobie albo nasze zdanie na temat tego, jak inni nas odbierają. Jeśli te sytuacje są źródłem długo utrzymującego się dyskomfortu, cierpienia, to warto zwrócić na to uwagę.

Może to mieć źródło we wczesnych doświadczeniach, niekoniecznie tych najbardziej traumatycznych. Jednak jeśli w wielu relacjach na przykład przeżywam poczucie odrzucenia, to warto zastanowić się nad źródłem tego, może ważne dla mnie osoby odrzucały mnie w dzieciństwie. Może działo się tak w związku z moją niepełnosprawnością albo doświadczałam zawstydzenia, zażenowania ze strony tak ważnych osób jak rodzice lub przyjaciele. A teraz myślę, że inni też tak będą mnie traktować.

– Kiedy terapia może być skuteczna?

– Zazwyczaj terapia jest skuteczna, a człowiek najpełniej współpracuje w procesie terapii, jeśli odczuwa rodzaj dyskomfortu, cierpienia – są to emocje typu „nie wiem, co mam zmienić i po co, nie mam takiej świadomości, ale jest mi niewygodnie z tymi emocjami, coś mnie uwiera”.

To terapeuta ma spróbować pomóc mi dowiedzieć się, o co chodzi. A potem czy w związku z tym, chcę to zmienić czy też nie, jaki byłby dyskomfort związany ze zmianą. A może po prostu mam to zaakceptować, ale będę świadoma tego, co jest źródłem moich odczuć.

Jeśli ktoś mówi nam: „bo ty zachowujesz się w taki i taki sposób, może powinieneś podjąć terapię”, a ja nie mam tego poczucia uwierania, to niekoniecznie zadziała. Nie zawsze terapia jest kojarzona z samorozwojem. Bywa, że pojawiają się myśli typu: „trzeba mnie naprawić, bo coś jest ze mną nie tak”, a przecież nikt nie chce być naprawiany. Myślę, że wiąże się to też z takim sposobem postrzegania zachowań, których nie akceptujemy w sobie lub innych, uważamy, że są tylko dobre lub złe.

– A przecież nie wszystko jest czarno-białe?

– Mam na myśli to, że nie towarzyszy temu proces zrozumienia, o co w tym chodzi, ale tylko ocena dobra i zła. Jeśli coś jest dobre, to fajnie, ale jeśli złe, to może właśnie terapia byłaby sposobem poradzenia sobie z tą sytuacją. Terapia niekiedy może mieć funkcję korekcyjną, bo pewnych rzeczy zwyczajnie robić nie wolno. Przykładem może być agresja, nie tylko czynna, ale i słowna. Jeśli ktoś przychodzi na terapię z takim problemem, to nawet wtedy nie myślałabym o terapii jako o naprawianiu, ale bardziej nabyciu pewnych umiejętności, na przykład radzenia sobie z zatrzymywaniem impulsów agresji, szukanie innych sposobów rozładowywania napięcia, czyli swoistej korekty zachowań.

Jednak dobrze jest myśleć o terapii jako o własnym rozwoju, bo to prowadzi do zrozumienia tego, co się ze mną dzieje albo z innymi ludźmi, którzy są wokół mnie. Terapia daje możliwość przekonania się, że często intuicyjnie czujemy, co jest dla nas dobre, tylko z jakichś powodów obawiamy się tak myśleć albo nie ufamy temu do końca. Terapia pozwala nam się rozwinąć w tym kierunku, zdać sobie sprawę z tego, że wiemy, czego potrzebujemy.

Nie oznacza to, że zawsze musimy to dostać. Mogę potrzebować czegoś od innych ludzi i mam prawo o tym mówić, pod warunkiem, że przyjmę założenie, że mogę to otrzymać, ale i też ktoś może mi odmówić. Dopóki daję komuś prawo odmowy, to mam prawo o to prosić.

Terapia daje świadomość własnych potrzeb i emocji. Staram się, by terapia osób, które prowadzę, była otwieraniem tego, co już w nich jest, tylko albo o tym nie wiedzą, albo nawet wiedzą, ale z jakichś powodów myślą, że nie powinny pójść w tym kierunku. Chodzi o to, by wzmocnić człowieka w przekonaniu, że jest mądry i sam wie, czego potrzebuje, oraz że ma prawo o to dbać, ale zawsze granicą jest drugi człowiek.

– Czy terapia może zaszkodzić?

– Proces terapeutyczny wymaga mądrości ze strony terapeuty i pacjenta. Myślę, że może zdarzyć się tak, że terapia zaszkodzi. Stanie się tak wtedy, gdy wzmocni ona pewne wzorce u pacjenta, na przykład zależności. Tak jak jestem zależna od ludzi w otoczeniu, tak mogę się też uzależnić od terapeuty. Jeśli ten w porę tego nie zauważy, a może tak się stać, bo przecież dobrze jest mieć pacjenta, który wykonuje zadania, robi wszystko, o co go poprosimy, jest ułożony, jest wtedy miło. Trzeba jednak rozróżnić, czy to jest rozwojowe, czy też bardziej wzmacnia schematy pacjenta.

Terapia ma inklinacje mocnej koncentracji na sobie, może więc tworzyć odrębny świat, dawać człowiekowi poczucie, że ma prawo do wszystkiego. Dlatego konieczne jest odniesienie do wartości, do granicy drugiego człowieka. Oczywiście w terapii ważne jest wyzwolenie, szczególnie jeśli ktoś ma skłonność do zatrzymywania emocji i spełniania oczekiwań innych ludzi. Ale ta wolność nie jest tym, że wszystko mi wolno. Trzeba jednak postawić pytanie o motywację, po co mi to. I tego nie rozstrzyga terapeuta, gdyż on powinien być neutralny światopoglądowo.

Terapia nie spełni też swojej roli, jeśli pacjent wyjdzie z niej do swojego środowiska z nowym językiem, którego tam się nauczył, ale którego ono nie zrozumie. Ktoś w procesie terapii powie do kogoś na przykład „to, co robisz, przekracza moje granice”. Nie zostanie wtedy zrozumiany przez swoje otoczenie. Warto szukać w terapii takich środków wyrazu, które będą zrozumiałe w danej grupie terapeutycznej albo pomiędzy pacjentem i terapeutą, ale też da się z nich skorzystać w codziennym życiu. Inaczej to, co miało być celem, czyli pełniejsze porozumienie się ze środowiskiem, będzie nieosiągalne, bo nikt mnie nie zrozumie.

Terapia może zaszkodzić też wtedy, gdy terapeuta daje osobie, z którą pracuje, poczucie, że jak się coś dzieje złego, to ma ona wrócić na terapię. Mam nadzieję, że takich terapeutów nie ma. Wtedy trudności stają się bowiem objawem, a nie czymś, z czym ta osoba ma sobie radzić środkami, które wypracowała podczas terapii. Uświadamianiu pewnych mechanizmów musi towarzyszyć perspektywa zmiany trudnych zachowań czy schematów. Chodzi o to, by nie zatrzymać się na etapie uświadomienia sobie, że na przykład rzeczywiście miałem trudne dzieciństwo, więc to mnie usprawiedliwia, daje prawo do takiego, a nie innego postępowania.

Ważnym elementem terapii jest odbarczenie człowieka z pełnej odpowiedzialności za coś, co wydarzyło się kiedyś w naszym życiu, na co nie mieliśmy wpływu. Z drugiej jednak strony terapia musi pokazać, że teraz już mogę przyjąć odpowiedzialność za to, co robię. Nie zawsze będę w stanie obronić się przed jakimiś zdarzeniami, ale nie muszę trwać w niekorzystnej dla mnie sytuacji, teraz już świadomie mogę to ocenić i podjąć decyzję, co chcę zrobić. Jeśli odbarczenie będzie totalne, nie pójdzie za tym ten drugi element świadomości, terapia także może nie przynieść oczekiwanego efektu.

Terapeuta nie powinien też występować w roli guru czy Pana Boga. Nie może stawać po żadnej ze stron, a jedynie próbować pomóc zrozumieć pacjentowi jego sytuację. Nie jest też dobrze dla terapii, gdy zacierają się role terapeuta-pacjent, gdy dystans się skraca lub jest zbyt duży.

Ważnym elementem pracy terapeutycznej jest superwizja, gdzie terapeuta z innym psychologiem rozmawia o swoich relacjach z pacjentami. To jest wymóg stawiamy terapeutom, który gwarantuje ich odpowiednie podejście do pacjentów.

– Czy można kogoś namówić na terapię, widząc, że boryka się z różnymi problemami, o których także teraz rozmawiamy?

– Myślę, że można, ale pod warunkiem, że ta osoba odczuwa jakiś dyskomfort związany ze swoimi relacjami, zachowaniami. Może nie widzieć go od razu, ale jeśli ktoś potrafi sensownie pokazać konsekwencje jej zachowań i wspólnie z nią odkryć, że są dotkliwe, trudne, niechciane przez tę osobę, to można ją namówić na rozpoczęcie terapii.

Jest to zapewne łatwiejsze, gdy mówimy o problemach z tzw. osi pierwszej, jak na przykład zaburzenia odżywiania, stany lękowe, obniżenie nastroju, bo siłą rzeczy człowiek odczuwa ich konsekwencje. Może się wtedy zastanawiać nad przyjmowaniem leków i warto wtedy mówić, że te najbardziej pożądane efekty mogą być złagodzone przez leki, ale też, że warto je łączyć z terapią. Wtedy wyzwalają się mechanizmy strategii radzenia sobie i zrozumienia źródła tych nastrojów.

Trudniej jest na pewno przekonać kogoś do terapii w kontekście zaburzeń poważniejszych, powtarzających się zachowań, schematów. Warto wtedy rozmawiać o tym, tak jak potrafimy i takim językiem, jakim umiemy. Można powiedzieć tej osobie, że terapia jest możliwością pomocy sobie, że może pomóc zrozumieć siebie, oddzielić to, co mogę zmienić, od tego, czego nie mogę, to, na co mam wpływ, od tego, na co go nie mam. Oczywiście, to zawsze powinna być decyzja tej konkretnej osoby, nie na przykład jej rodziców czy partnera/partnerki.

– Jak w polskim systemie służby zdrowia można skorzystać z terapii?

– W polskim systemie służby zdrowia jest terapia refundowana przez NFZ, jednak jest dość długi czas oczekiwania na jej rozpoczęcie. Należy mieć skierowanie od lekarza rodzinnego lub psychiatry (do lekarza psychiatry nie trzeba mieć skierowania od lekarza rodzinnego) do poradni zdrowia psychicznego, które znajdują się przy centrach zdrowia psychicznego. Są one finansowane przez gminy i w tej chwili ich celem jest ograniczenie liczby pacjentów tylko do danej gminy. Na razie trudno jeszcze powiedzieć, jak ten system zadziała. W tej chwili w moim ośrodku na warszawskiej Woli na rozpoczęcie refundowanej terapii oczekuje się około roku.

Terapię prywatną można rozpocząć u wybranego terapeuty. Jej koszt w tej chwili wynosi od około 120 złotych w górę za godzinę. Nie ma jednej ustalonej stawki, uzależniona jest ona od uprawnień terapeuty, ośrodka, miejsca.

Warto by osoby z niepełnosprawnością śledziły projekty realizowane przez wiele organizacji pozarządowych, do których przypisane są konsultacje psychologiczne. Nie będzie tam prawdopodobnie możliwości odbycia pełnej terapii, ale na pewno można skorzystać w ten sposób z kilku nieodpłatnych konsultacji. Warto o tym pamiętać.

– Dziękuję za rozmowę.

 

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.