Treść strony

Podaruj nam 1,5 procent swojego podatku

 

Najważniejszy był drugi człowiek - Aleksandra Bohusz

Obecny czas i okoliczności skłaniają wielu z nas do głębszej refleksji nad życiem, jego sensem i tym, co będzie z nami po śmierci. Wspominamy też ludzi, którzy już „przeszli na drugą stronę”, ale przez to, jacy byli, ciągle ich kochamy i chcemy wyrażać naszą wdzięczność w stosunku do nich.

Już niedługo 13 kwietnia, dzień urodzin Wandy Barbarskiej, wiele lat związanej zawodowo z Ośrodkiem Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych i Słabowidzących oraz okręgiem Polskiego Związku Niewidomych w Łodzi. Pani Wanda była nie tylko jedną z pierwszych polskich rehabilitantek wzroku, niezwykle zaangażowaną w swoją pracę, ale przede wszystkim, choć może zabrzmi to kolokwialnie, bardzo dobrym, wrażliwym na potrzeby innych człowiekiem, wspaniałą Przyjaciółką, kimś, na kim zawsze można było polegać… Uważam, że warto, aby jej życie i działalność poznali również ci, którzy nie mieli szczęścia zetknąć się z nią osobiście.

Urodziła się 13 kwietnia 1957 roku w Pułtusku jako średnia z trzech sióstr. Ukończyła studia tyflopedagogiczne w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej (obecnie Akademia Pedagogiki Specjalnej) w Warszawie, po czym podjęła pracę w łódzkim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Słabowidzących, początkowo jako wychowawczyni w internacie, a następnie nauczycielka klas 1-3. Zainteresowała się też nową wówczas dziedziną wiedzy, jaką była rehabilitacja widzenia. Należała do pierwszego rocznika studentów tego kierunku w Polsce (ukończyła go również w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej).

Po studiach podyplomowych Wanda Barbarska zmieniła charakter swojej pracy w łódzkim Ośrodku, stając się pierwszą w jego historii rehabilitantką wzroku. Na tym stanowisku pozostała dwadzieścia lat.

Drugim miejscem jej działalności zawodowej był łódzki okręg Polskiego Związku Niewidomych, gdzie przez piętnaście lat prowadziła punkt usprawniania widzenia, często dając ludziom szansę na polepszenie stanu wzroku także wbrew wcześniejszym diagnozom lekarskim mówiącym, że czyjeś oko jest już nie do uratowania.

Właśnie tam ją poznałam. Uczyłam się wówczas w szkole podstawowej w Laskach i tamtejsza rehabilitantka wzroku uznała, że być może istnieje szansa, żebym wykorzystywała moje poczucie światła lepiej niż do tej pory. Wiedząc, że jestem łodzianką, dała mi coś w rodzaju listu polecającego i wysłała na konsultację do pani Wandy. Zostałam przyjęta niezwykle ciepło, a moje możliwości wzrokowe gruntownie zbadane. Otrzymałam kilka cennych wskazówek, jak efektywniej wykorzystywać poczucie światła, jednak bez zalecenia regularnych ćwiczeń w gabinecie usprawniania widzenia. Pamiętam, że zrobiło mi się wtedy bardzo przykro, jednak wcale nie z powodu negatywnej diagnozy. Żałowałam, że nie będę miała więcej okazji do spotkań z tą miłą panią. Na szczęście los okazał się pod tym względem łaskawszy, niż przypuszczałam.

Pani Wanda, oprócz prowadzenia zajęć z usprawniania widzenia, wyjeżdżała na organizowane przez PZN turnusy dla osób nowo ociemniałych. Pracowała tam jako rehabilitantka wzroku oraz instruktorka pisma Braille’a (doświadczenie w tym zakresie zdobyła, ucząc w młodszych klasach szkoły podstawowej). Jeden z takich wyjazdów okazał się niezwykle ważny dla naszej rodziny, ponieważ moja siostra poznała na nim swojego obecnego męża. Pani Wanda bardzo „kibicowała” rozwijającemu się uczuciu, była też oczywiście obecna na ich ślubie. Kiedy kilka lat później siostra rozpoczęła pracę w łódzkim Ośrodku dla Niewidomych i Słabowidzących, spotykałam panią Barbarską coraz częściej, a podczas odbywanych tam na piątym roku historii praktyk studenckich mogłam liczyć na jej życzliwość i uśmiech.

Rehabilitacja wzroku zajmowała panią Wandę nie tylko zawodowo, była także jej wielką pasją, której poświęcała mnóstwo czasu, a nierzadko również środków finansowych. Swoją pracownię w szkole urządziła w dużej mierze własnym sumptem i wielokrotnie przebywała w niej od rana do późnego wieczora, znacznie ponad etatowe godziny, udzielając uczniom oraz ich rodzicom porad, wskazówek i wyjaśniając, jak należy dbać o wzrok i go ćwiczyć. Wielu absolwentów łódzkiego Ośrodka do dziś wspomina ją ze wzruszeniem, bo dla niektórych była nie tylko rehabilitantką widzenia, ale także wielkim wsparciem w trudnych momentach życia. Gdy Związkowi Niewidomych zabrakło funduszy na jej zatrudnienie, pracowała społecznie.

Potrafiła też zainteresować rehabilitacją wzroku środowisko łódzkich optyków uświadamiając im, że widzenie można korygować nie tylko przy użyciu odpowiednich pomocy, ale również przez dobrze dobrane ćwiczenia. Prowadziła zajęcia w jednym z zakładów optycznych w centrum miasta.

Bardzo dobrze przekazywała posiadaną wiedzę i umiejętności. Najpierw, odchodząc z pracy w klasach 1-3, „zaraziła” przyjaciółkę, nauczycielkę geografii, pasją do nauczania brajla. Natomiast pod koniec życia doskonale przygotowała do prowadzenia rehabilitacji wzroku swoją młodą następczynię. Obie panie do tej pory pracują w łódzkim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym z ogromnym zaangażowaniem, które w dużej mierze „odziedziczyły” z pewnością po pani Wandzie.

Związek Harcerstwa Polskiego powołał do istnienia tak zwane drużyny nieprzetartego szlaku zrzeszające zuchy i harcerzy z niepełnosprawnościami. Pani Barbarska opiekowała się w łódzkiej szkole jedną z nich złożoną z najmłodszych chłopców. Organizowała zbiórki i jeździła na biwaki.

Jednak wszystkie wakacje, większość weekendów i prawie każde dłuższe wolne spędzała w swoim ukochanym Pułtusku z mamą i starszą siostrą (młodsza przeniosła się do Lublina). Tam, oprócz domu rodzinnego, miała też działkę, na którą chętnie zapraszała przyjaciół i znajomych. Pułtuski czas wykorzystywała do maksimum i często wracała dopiero w poniedziałki, prosto do pracy. Pamiętam z opowieści siostry, że raz nie dotarła, bo w trakcie przesiadki w Warszawie pomyliła pociągi, usnęła i obudziła się w… Częstochowie. Jej wrodzona życzliwość i pogoda ducha na szczęście podziałały również na panów konduktorów i pozwolili jej, bez dokupowania biletu, dojechać do miejsca, z którego miała dobre połączenie do Łodzi.

Bardzo dużo czytała i rozwiązywała niezliczone ilości krzyżówek, niekiedy konsultując odpowiedzi z koleżankami przez telefon. Kochała też muzykę, zwłaszcza poezję śpiewaną. Jej ulubieńcem był Michał Bajor, miała chyba całą jego dyskografię.

Była nie tylko dobrym pedagogiem i rehabilitantką wzroku, ale przede wszystkim wspaniałym człowiekiem, takim jakich w dzisiejszym zabieganym świecie coraz mniej: gotowym zawsze bezinteresownie służyć innym, poświęcając im nierzadko swój wolny czas. Wszyscy – widzący i niewidomi przyjaciele, współpracownicy, pacjenci i uczniowie – mogli w każdej chwili liczyć z jej strony na konkretną, a jednocześnie bardzo subtelną pomoc, ciepłe słowo, radę czy życzliwe wysłuchanie problemów. Jej najbliższa przyjaciółka powiedziała o niej: „Niesamowicie koleżeńska, pogodna, wesoła, można było z nią pożartować, ale też w razie potrzeby się wypłakać”. Drugi człowiek był dla niej zawsze najważniejszy, natomiast Jej osobiste kłopoty schodziły na dalszy plan.

Już jako u osoby dorosłej, pracującej, zdiagnozowano u niej miastenię objawiającą się przede wszystkim tak zwaną męczliwością mięśni. Choroba ta uniemożliwiła z kolei dokładne zbadanie i efektywne leczenie wykrytego w czerwcu 2008 roku nowotworu płuc (nie udało się lekarzom do końca wykonać biopsji ani przeprowadzić operacji ze względu na ryzyko związane z zastosowaniem narkozy).

Gdy odwiedzaliśmy ją w szpitalu (najpierw w podłódzkich Łagiewnikach, a następnie w Tuszynie), nadal najistotniejsze były dla Niej nasze sprawy, o swoich problemach nie mówiła prawie wcale. Zmarła w nocy z 7 na 8 września 2008, czyli zaledwie trzy miesiące po zdiagnozowaniu nowotworu. Po przepracowaniu dwudziestu siedmiu lat na rzecz łódzkich niewidomych i słabowidzących Wanda Barbarska zamierzała przejść na wcześniejszą emeryturę i powrócić na stałe do rodzinnego Pułtuska. 12 września 2008 roku tamtejszy cmentarz stał się dla Niej miejscem wiecznego spoczynku. Jednak w pamięci i sercach swojej rodziny, przyjaciół, koleżanek, kolegów, pacjentów i uczniów ona i jej dobroć pozostaną na zawsze, dodając sił w trudnych chwilach.

Aleksandra Bohusz

Błąd: Nie znaleziono pliku licznika!Szukano w Link do folderu liczników


Artykuł publikowany w ramach projektu „TYFLOSERWIS 2018–2021 INTERNETOWY SERWIS INFORMACYJNO-PORADNICZY", dofinansowany ze środków Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych.